Spóźniony pomnik obrońcy pracowników najemnych ( z budki dróżnika)

Nie dziwi to, że Roman Dmowski nie mógł w czasach PRL zostać upamiętniony pomnikiem w Warszawie, ponieważ był ideologiem i przywódcą Narodowej Demokracji, a ta formacja polityczna była najbardziej znienawidzona przez komunistów. Uznawali tę partię za  nacjonalistyczną, chociaż była taką w dobrym znaczeniu tego pojęcia (obrona polskich interesów, ale nie agresja).

Komuniści słusznie uważali endecję za wroga ideologii internacjonalistycznej, bowiem głosiła ona upadek narodów etnicznych i powstanie jednego, światowego narodu proletariuszy.

Ponadto endecja ceniła reformizm, demokrację, prywatną własność i chciała silnego polskiego państwa narodowego, zaś polscy komuniści głosili program kolektywizmu, rewolucyjnego obalenia kapitalizmu, dyktaturę proletariatu w państwie (w znaczeniu rządów aparatu partyjnego), upaństwowienia gospodarki i życia społecznego oraz likwidacji państwa  polskiego.

Niektóre elementy programu politycznego endecji odrzuciła w czasach II RP partia  o nazwie Obóz Narodowo-Radykalny „Falanga”, toteż w 1945 r. Sowieci docenili jej zamiar likwidacji wielkiej własności i wprowadzenia rządów dyktatorskich. Z tego powodu wyrazili zgodę na stworzenie przez jej przedwojennych działaczy Stowarzyszenia Katolików PAX, gdyż godziło socjalizm z katolicyzmem.

Na legalizację Stronnictwa Narodowego Polska Partia Robotnicza nie wyraziła zgody, ponieważ partia ta była wroga wobec komunizmu, ZSRR i panoszeniu się Żydów w Polsce. W czasie wojny oddziały sił zbrojnych endecji zwalczały oddziały komunistycznej Gwardii Ludowej i mordowały członków PPR. Z tego powodu tygodnik „Myśl Polska” mógł powrócić na polski rynek prasowy dopiero po kontrrewolucji politycznej zaingurowanej przez decyzje Okrągłego Stołu.

W nowej Polsce narodowcy nadal byli sekowani, co wyrażało się w rozbijaniu przez postkomunistów odrodzonego Stronnictwa Narodowego, nie wyrażaniu zgody na postawienie w Warszawie pomnika R. Dmowskiego jako głównego twórcy odrodzenia Polski w 1918 r. i dezawuowaniu programu ruchu narodowego przez przypisywanie mu faszyzmu, chociaż w jego hasłach występował jedynie nacjonalizm obronny, a nie zaborczy.

Przejawem fobii narodowej pogrobowców komunizmu w Polsce było utrudnianie i ośmieszanie organizacji Marszów Niepodległości jako faszystowskich, czego kuriozalnym przykładem był zakaz jego organizacji przez prezydent Warszawy w stulecie odzyskania przez Polskę państwowości.

Dziwi natomiast to, że komuniści zwalczali Polską Partię Socjalistyczną, chociaż broniła interesów klasy robotniczej i walczyła o odbudowę państwa polskiego. Była jednak partią reformistyczną i demokratyczną, a te zasady programowe były sprzeczne z rewolucyjnym programem SDKPiL i KPP.

Nienawiść komunistów do PPS wynikała z tego, że była ona konkurentem polityczny, drugą partią ludzi pracy najemnej, której członkowie przelewali krew w walce o niepodległą Polskę i walczyli z okupantami.

W okresie wojny żydowskie kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej udawało organizację patriotyczną i wykorzystywało W.Gomułkę jako listek figowy, który uwiarygodniał PPR w społeczeństwie, do czasu przejęcia władzy przy wsparciu oddziałów NKWD. Do tego czasu traktowało go jako naiwniaka, któremu wybije się z głowy nacjonalizm obronny, albo odsunie od władzy.

Konflikt pomiędzy internacjonalistami a narodowcami w PPR ujawnił się już w 1943 r., kiedy opracowywany był jej program polityczny „O co walczymy?” Tym razem wygrał Gomułka i jego zwolennicy, gdyż internacjonaliści dążyli do pozyskania sympatyków w polskim społeczeństwie, które popierało rząd londyński i partie niekomunistyczne.

Po wojnie internacjonaliści z PPR wykorzystali Gomułkę i jego zwolenników do zniszczenia  terrorem Polskiego Stronnictwa Ludowego i osłabienia wpływów PPS. Kiedy w 1948 r. internacjonaliści wyeliminowali z PPS narodowców i  stworzyli internacjonalistyczną  partię komunistyczną (PZPR), wtedy usunęli z niej komunistów-narodowców, pod pretekstem popadnięcia w odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne (brak zgody na kolektywizację rolnictwa, szacunek dla dorobku PPS, żądanie zachowania resztek suwerenności), po czym osadzili ich w więzieniach i torturowali.  Podobny los spotkał także żołnierzy Polski podziemnej, sympatyków rządu S.Mikołajczyka i kułaków.

Upadek stalinizmu w ZSRR i w Polsce spowodował, że w 1956 r. polscy komuniści-narodowcy powrócili do władzy bez rozlewu krwi. Przywrócili oni PPS należne miejsce  w historii polskiego ruchu robotniczego, ale nadal nie uznawali PPS-owskiego reformizmu za słuszny.

W ich przekonaniu, był on nieskuteczny w doprowadzeniu do likwidacji kapitalizmu, upaństwowienia gospodarki oraz wprowadzenia centranego planowania i zarządzania. Można i trzeba mieć o to pretensje do W.Gomułki i jego nieudacznych następców. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że taki pogląd obowiązywał w krajach bloku sowieckiego, a jego przeciwnicy byli więzieni.

Dopiero klęska gospodarcza ZSRR otworzyła drogę do uznania realnego socjalizmu za pomyłkę w historii świata. Wtedy przyszła pora na przyznanie racji socjaldemokratom, ponieważ metodą reformizmu doprowadzili na Zachodzie do ucywilizowania kapitalizmu wolnokonkurencyjnego oraz zdobywali władzę w państwie nie na drodze krwawej rewolucji, ale demokratycznej walki parlamentarnej.

Wynika z tego, że polscy narodowcy mieli rację, kiedy głosili program demokracji parlamentarnej i takiego zorganizowania państwa, żeby ludzie sami decydowali o tym, czy chcą być pracownikami najemnymi, czy wolą prowadzić działalność gospodarczą na własny rachunek.

Podobny program upodmiotowienia społeczeństwa głosiła także PPS, ale był on sprzeczny z ideologią komunistycznej dyktatury proletariatu, toteż dopóki rządzili w Polsce komuniści, działalność ruchu socjaldemokratycznego nie była doceniana. Świadczy o tym nawet nazwa muzeum ruchu lewicowego w Warszawie, w której jest mowa o rewolucjonizmie, a pomija się reformizm. Z tego powodu, kiedy antykomuniści doszli w Polsce do władzy, to zlikwidowali to muzeum w ramach dekomunizacji, a budynek przeznaczyli na galerię malarstwa.

Paradoksem historii jest to, że takie muzeum ma ruch ludowy, a nie ma go robotniczy, chociaż  PPS miała w II RP znacznie więcej członków niż wszystkie inne partie polityczne, nie mówiąc o Komunistycznej Partii Polski, która była kadrową ekspozyturą antypolskiej Międzynarodówki Komunistycznej.

W toku likwidowania w Polsce śladów komunizmu, zwycięska „Solidarność” słusznie zburzyła pomnik przywódcy polskich komunistów (SDKPiL), ale na jego miejscu nie postawiła pomnika Ignacego Daszyńskiego.
Są to pośmiertne skutki zdezawuowania w Polsce przez komunistyczną (rewolucyjną) PZPR idei socjalistycznych, które od wieków wyrażają marzenie ludzi pracy najemnej o sprawiedliwości społecznej.

Zgodne z zasadami etycznymi chrześcijaństwa PPS walczyła o  stosowanie przez pracodawców normy sformułowanej przez św. Pawła. Głosił on, że „pracownik powinien otrzymywać od pracodawcy godziwą zapłatę za swoją pracę, gdyż i on z niej żyje”.

Tak się nie działo ani w czasach II RP, ani nie dzieje w III RP, czyli w odrodzonej Polsce kapitalistycznej, o czym świadczy ucieczka młodzieży na Zachód,  wielkie bezrobocie, niskie płace, nędza mlionów Polaków i powstanie pekariatu, czyli ludzi, na których żerują bezwzględni kapitaliści zatrudniając ich na „śmieciówkach”.

Nie o taką Polskę w czasach zaborów i II RP walczył socjaldemokrata Ignacy  Daszyński, wspaniały mówca wiecowy i parlamentarny, pierwszy premier odrodzonej Rzeczypospolitej, który wprowadził w państwie powszechne prawo wyborcze, także dla kobiet, ośmiogodzinny dzień pracy,  system ubezpieczeń społecznych, prawo o inspekcji pracy i płacy minimalnej w zakładach państwowych, o ochronie lokatorów oraz innych, które trwają do dziś, ale Polacy nie wiedzą, że jest to zasługa polskiej socjaldemokracji, a nie komunistów, więc w pierwszej kolejności jego pomnik powinna postawić „Solidarność” po przejęciu władzy.

Tak się nie stało, gdyż  wymieszano socjalizm z komunizmem i utożsamiono je. Jest to wina i lewicy i prawicy. Sprawiły one, że wyparto z pamięci współczesnych Polaków to, że od początku PPS była partią narodową, która zwalczała komnistyczny internacjonalizm oraz że była partią reformistyczną, więc negowała racjonalność rewolucyjnych zmian politycznych i społeczno-ekonomicznych.

Z tego powodu przypomniano sobie o Daszyńskim dopiero z okazji stulecia odzyskania niepodległości przez  państwo. Jego pomnik w Warszawie postawiono mu jako państwowcu, a nie jako socjaliście i o 30 lat za późno, ale lepiej późno niż wcale! 

Piotr Zaborny

Comments

  1. nanna says:

    Jak zwykle mamy problem od zawsze trapiący Polaków: Polacy WIEDZĄ, co MYŚLĄ „komuniści”, co myśli rząd PiSu, a nawet Polacy wiedzą, co „myśli unia”.
    Polak od zawsze wie, co ktoś myśli, ale nigdy nie wie, co myśli on sam, ponieważ na zajęcie się własnym myśleniem nie ma on czasu, poświęcając się bez reszty zgadywaniu, co ktoś inny myśli.

    I to jest ten tragiczny stan naszego Narodu.

    Człowiek, nie posiadający wiedzy o sobie samym jest materiałem plastycznym, łatwym do kształtowania na przeróżne sposoby przez osobniki wprawne w temacie. Robią to z nami, Polakami od stuleci, a my nic, tylko idziemy w zaparte i chcemy zbawiać nasz kraj narzucając Rodakom jakieś pomysły. To znaczy, nam, Polakom zdaje się, że są to pomyły nasze, polskie, ale one od stuleci już polskie nie są. Więc realizujemy pomysły katolickie, realizujemy pomysły niemieckie a teraz zgadujemy, czego od nas chcą ussamerykanie, bo gdy nie zgadniemy to połkną nas Niemcy.
    Trudna sprawa, co? Ale nie dla nich, lecz tylko dla nas.

    Każdy człowiek działa zgodnie z możliwościami jakie dają mu okoliczności, w jakich człowiek się znajduje.
    Tę prawdę Polacy zdają się zupełnie lekceważyć i z zapałem oddają się mrzonkom i chciejstwom, jednocześnie uważając każdego Polaka za wroga, jeśli ten nie daje się na owe nabierać.

    W stosunku do obcych Polak przybiera już całkiem inną postawę, mianowicie, ma dla obcych maksymalne zrozumienie i maksymalną wyrozumiałość, niezależnie od tego, jakich strat od tych obcych Polak doznał.
    Wyjątek stanowią tu Rosjanie, ale być może dlatego, że oni jednak nic od nas nie brali, a przeciwnie – od Rosjan dostawaliśmy więcej niż na to zasługiwalibyśmy. Przykładem niech będzie choćby budowa kanalizacji i wodociągów przez „rosyjskiego zaborcę” w Warszawie. Albo 45 lat powojennych, gdy surowce z ZSRR kupowaliśmy po minimalnych cenach. Nawet po 1989 roku Rosja chciała rozliczać się z Polską w rublach, ale Polacy uparli się przy rozliczaniu w dolarach, co znacznie osłabiło polską gospodarkę.

    To, kto i kiedy oraz dlaczego otrzymuje jakiś pomnik bądź go nie otrzymuje, jest sprawą umowną. Dla jednych jak wiemy taki ktoś jest kimś wyjątkowym, dla innych przeciwnie.
    W zależności od tego, jak się wyłoży ówczesną sytuację, z której wynikały by zasługi owego człowieka należy mu się albo pomnik albo wieczne potępienie.

    R.Dmowski nie miał pomnika w Polsce Ludowej, ponieważ nie pasował do powojennej rzeczywistości i jego polityczna działalność w niczym nie służyła odbudowie kraju po II. wojnie. Dlaczego więc mieliby mu pomnik stawiać?
    Mówiąc konkretnie: czy z socjalistycznego spiżu (polska miedź i radziecka cyna, cynk i ołów?) mieli budować pomnik opozycjoniście, przeciwnikowi socjalizmu?
    Dlaczego to sanacja taka wyrozumiała nie była i nie stawiła pomników przeciwnikom politycznym? A przeciwnie: mordowała ich i skazywała na poniżenie i katorgę w Berezie Kartuskiej!

    Dmowskiemu w PRL żadna krzywda się przecież nie stała. A to, że nie miał pomnika, no to co?
    Za to mieliśmy państwowe uzdrowiska służące ludowi pracy; za to mieliśmy Centrum Zdrowia Dziecka najnowocześniejsze w Europie, za to mieliśmy państwowy przemysł lekki i ciężki. Czy doprawdy było to mniej ważne dla Polski niż pomnik postawiony ku czci Dmowskiego? Bez takiego pomnika Polska była potęgą gospodarczą, a dziś z pomnikami ale bez polskiego przemysłu zarówno ciężkiego jak i lekkiego jesteśmy krajem zadłużonym na stulecia.
    Gdyby była taka inicjatywa, to pomnik Dmowskiego pewnie by w Polsce Ludowej powstał, ale ludzie mieli inne zapatrywania na sprawy ważne i mniej ważne. Dziś żadnego przemysłu nie da się odzyskać, to choć można stawiać pomniki, ale czy to jest aż takie lepsze dla naszego kraju?

    Skąd pomysły, że Narodowa Demokracja była w Polsce Ludowej znienawidzona? Mieliśmy inne priorytety i nie było czasu zajmować się narodowymi demokracjami. Polska Ludowa uczyniła dla Polaków więcej, niż byłby zdolny uczynić Dmowski nawet przez sto lat.
    Nie jest prawdą, że w Polsce Ludowej nie był pielęgnowany polski pierwiastek narodowy, bo było przeciwnie. PRL nawiązywał do II. RP wszędzie tu, gdzie było to korzystne dla uformowania patriotycznej postawy Polaków.

    Trudno było wymagać, by przedwojenny parobek czworakowy, który po wojnie mógł w szkole wieczorowej nauczyć się czytać i pisać, a w dzień pracował w hucie przy wytopie, a od państwa dostał mieszkanie komunalne z wodą bieżącą i wc, żeby taki parobek miał życzenie stawiać Dmowskiemu pomniki.
    Nie miał on takiego życzenia i takie pomniki dlatego nie powstawały.
    Zwolenników Narodowej Demokracji było ilu? Sto tysięcy? Może milion? A ilu było robotników, wyrobników, parobków – analfabetów? Takich prostych ludzi były miliony! I to nimi należało się po II. wojnie zająć w pierwszym rzędzie. I się nimi zajęto umożliwiając im niespotykany w świecie awans społeczny.

    Idea internacjonalizmu nie była realizowana w czasach istnienia Bloku Wschodniego, jako że zachód się odgrodził „żelazną kurtyną”. A w krajach demoludów patriotyzm był praktykowany na co dzień, podkreślana była u nas polskość na każdym kroku. A więc to PRL był bardziej nacjonalny niż obecna III.RP.
    Bo to dopiero teraz, gdy kraje socjalistyczne zostały podporządkowane zachodniemu kapitałowi mamy do czynienia z rzeczywistym internacjonalizmem! I Polacy swoją masową emigracją uczestniczą w tym niesłychanie czynnie.

    Myślący człowiek wie, że nie jest możliwe istnienie „światowego narodu proletariuszy”, ponieważ każda grupa ludzka musi mieć jakieś przywództwo. Inaczej nie może istnieć. W momencie, gdy powstaje taki system z przywódcą, ten przywódca z racji zajmowanego stanowiska przestaje być proletariuszem. I to dzieje się bez względu na różne „endecje”.

    Jeżeli endecja promowała „prywatną własność” to wykluczało to automatycznie jakąkolwiek demokrację. Posiadając sto hektarów taki jaśniepan samodzielnie ich nie obrobi, musi mieć parobków. Czy udział w demokracji ma jednakowo i pan i parobek? Przecież nie! Więc po co to oszustwo?
    To samo w odniesieniu do „właściciela fabryki”.

    Nie było w Polsce żadnej kolektywizacji gruntów w byłej „kongresówce”. Duże obszary ziemi były jedynie na odwiecznie słowiańskich Ziemiach Odzyskanych. Dlatego to tam głównie powstawały PGRy. Gdzieś konieczne było zagospodarować siłę produkcyjną milionów analfabetów zarówno tych wywodzących się z kręgów robotniczych jak i parobków z jaśniepańskich czworaków. Pomysł był dobry i zdał egzamin. Już pierwsze pokolenie tych analfabetów awansowało społecznie i przenosiło się do miast jako ludzie wykształceni.
    Co by tu zrobił Dmowski lepiej?

    Silne, polskie państwo narodowe to był właśnie PRL!
    A nie II.RP, kosmopolityczna, hołdująca makaronizmom z koligacącą się we własnych kręgach „arystokracją” czy „inteligencją”, gdy na drugim biegunie społecznym były miliony osób bezrobotnych albo maksymalnie wyzyskiwanych w fabrykach „żydowskich” czy na „ziemiach obszarników”.
    Tyle było przed wojną tego nacjonalizmu, ile był w stanie dźwignąć na swoim grzbiecie chłop wyrobnik czy robotnik.
    Państwo polskie jako takie zostało zlikwidowane w ramach „transformacji”, czyli po tym, gdy Polacy własnoręcznie je zdemontowali i wyjechali na zachód pracować u obcych i na obcych.
    W Polsce Ludowej pracowaliśmy u siebie i dla siebie.

    To, że wciąż mamy do czynienia z osobami chcącymi zbijać prywatny majątek na politycznych pomysłach nie jest niczym nowym. Więc czy „falanga” czy „pax” jest bez różnicy. Inicjatorzy takich pomysłów chcą się ustawić ponad narodem i mu „przewodzić”.

    Nie udaje się to wciąż z prostego względu; by mogło się udać to taki przywódca musiałby być wyniesiony przez naród do pełnienia takiej roli, ale jest przeciwnie. To narodowi narzucani są różnego typu „przywódcy” a samego narodu nikt o zdanie nie pyta.

    Dmowski też musiał być przecież świadomy, że nie uszczęśliwi wszystkich Polaków gremialnie, bo to niemożliwe. Więc jego działalność skierowana była siłą rzeczy tylko do pewnej grupy Polaków i miała tylko niewielki zasięg. Czyli pod rządami Dmowskiego też u władzy byłaby koteria, która by korzystała z przywilejów niedostępnych reszcie narodu. Tak to wszędzie jest i nie ma sensu udawać, że może być inaczej.

    Jeżeli Polska Partia Robotnicza miała jakieś wpływy i mogła coś decydować, to jest przecież oczywiste, że w jej interesie było nie dzielić się tymi wpływami z przeciwnikami politycznymi, jako że to ograniczało by zarówno wpływy jaki możliwości decyzyjne PPRu.
    Stronnictwo Narodowe „wrogie komunizmowi”, czyli uspołecznianiu środków produkcji, parcelacji ziemi i powszechnej edukacji, nie mogło więc liczyć na to, że PPR podzieli się nim władzą, ponieważ byłoby to zupełnie bez sensu.

    Co do „panoszenia się żydów” należy wreszcie zrozumieć, że życie nie znosi próżni i jeżeli nie ma wystarczająco mądrych czy obrotnych Polaków to na dostępne miejsca wejdą „żydzi”. Widzimy dziś w Niemczech, że gdy Niemcy nie byli skłonni kalać sobie rąk poślednią pracą to weszli tam obcokrajowcy i stopniowo się umacniali tak, że teraz mają już coś do powiedzenia w Niemczech i Niemcy muszą się z nimi liczyć.

    Dlatego dla Polaków najważniejsze jest się kształcić, nie tylko zawodowo ale także rozbudowywać bazę moralną by nie było u nas miejsca na niemoralne działania. By tak się mogło stać, Polacy muszą być w pierwszym rzędzie uczciwi i solidarni z Rodakami traktując Polskę jak wspólną własność a nie prywatny folwark mający przynosić prywatne zyski.

    Czy będzie się to nazywać „endecją” czy jakoś inaczej to już zupełnie bez znaczenia.

    Jeżeli po wojnie oddziały endecji zwalczały Gwardię Ludową, no to na czym polegało to „zwalczanie”? mogę napisać: endecja mordowała Polaków, członków GL! I mordowała także członków PPR!
    Jak więc mogło być możliwe, żeby po wojnie strona zwycięska dzieliła się władzą ze stroną przegraną – w tym przypadku z mordercami, wspierającymi swoim działaniem niemieckiego okupanta (każdy zabity Polak był korzystny dla niemieckiej polityki eksterminacji Narodu Polskiego).

    I jeśli „myśl polska” będąca reprezentacją enecji mogła się odrodzić po „decyzjach okrągłego stołu” oznacza jedynie, że nie o Polskę i o Polaków może tu chodzić. Wszak Polacy byli zabijani za posiadanie poglądów politycznych innych, niż „myśl polska” im zalecała. Nie byłabym zdziwiona gdyby nagle niczym królik z kapelusza wyskoczyła rewelacja, że ta „myśl polska” była finansowana „przez żydów”.

    Co do „przypisywania faszyzmu” to jak wiemy, każdemu można przypisać rzecz dowolną i nie ma tu żadnych ograniczeń.

    Natomiast wszyscy Polacy żyjący dziś, pochodzący z rodziców urodzonych w Polsce Ludowej są „pogrobowcami komunistów”, należy więc ostrożnie szafować takimi słowami, by się niepotrzebnie nie dekonspirować chcąc udawać niepokalanego.

    W sytuacji, gdy każdy podział władzy jest niekorzystny dla zarządzanego kraju jest oczywiste, że PPR posiadając wpływy miała także na sobie jakąś odpowiedzialność za decyzje i nie mogła tak sobie godzić się na konkurencję.
    PPS widać miał inne cele i przekazanie jej władzy, choćby części władzy nie było dobrym pomysłem. Nie wiemy, dlaczego obie partie z nazwy służące sprawie robotniczej istniały oddzielnie. Widać ich przywódcy – niczym Dmowski ze swojej strony – mieli własne pomysły na zagospodarowanie sceny politycznej i chcieli wziąć wszystko nie dzieląc się z nikim. Nic nadzwyczajnego, bo i dziś jest tak samo, wszędzie tak samo. Widać polityka bez względu na odcień kolorystyczny rządzi się zawsze tymi samymi prawami.
    Czyli nie o partię jako taką może chodzić, ale o to, że dla przywódców partii koalicyjnej konieczne byłoby wygospodarowanie dodatkowych stołków do obsadzenia, a na to nie było warunków.

    Władysław Gomułka był człowiekiem światłym, więc nie było możliwe, żeby ktoś mógł Go wykorzystywać choćby jako „listek figowy”.

    Gdyby potraktować partie polityczne np. w danym kraju jako członków jednej rodziny, to wówczas moglibyśmy zobaczyć, że tak jak w rodzinie będzie chodziło o to, żeby całość funkcjonowała, choć zakres wpływów „matki” czy „ojca” bądź „brata” czy „siostry” będzie różny. Będą to więc mniej lub bardziej ostre przepychanki – niczym dzieci z rana do jednej, jedynej łazienki, będzie to walka mniej lub bardziej jawna o dostęp do kuchni – żeby po swojemu ugotować dla siebie to, co się chce i ewentualnie podzielić się z resztą rodziny tym, co jest. Albo będzie wersja taka, że silny człon rodziny narzuci wszystkim, kto i kiedy do łazienki, kto i kiedy oraz co gotuje i dla kogo a także ile, i wówczas będzie to nazywane „reżim”. Ale będzie spokój; każdy się wysika na czas i każdy się naje.
    Po prostu nie jest możliwe rządzenie całością mając odpowiedzialność tylko za mały wycinek tej całości.
    Mieliśmy już „podział władzy” i z tego wynikło „rozbicie dzielnicowe Polski”.

    Gdyby zachód nie zrobił w Rosji carskiej rewolucji, a potem wojny domowej i wkrótce potem II. wojny światowej, to nie powstał by żaden NKWD. Nie byłoby takiej potrzeby. Nie wiemy naprawdę, co to NKWD robiło, bo jedynie mamy wiedzę szczątkową, głównie udostępnianą przez „zachodnie demokracje”. Gdyby te „zachodnie demokracje” uczciwie powiedziały, co one robiły w Rosji carskiej, ilu Rosjan zamordowały, ile w Rosji zrabowały, to wówczas mielibyśmy jakąś szansę zrozumieć, skąd to NKWD i dlaczego w tym kształcie a nie innym. Wiemy, że były liczne ofiary. Kim byli ci ludzie?

    Czytałam, że w ramach „czystek stalinowskich” do więzień zamykano także pospolitych przestępców, także ciężkich przestępców i oni potem robili za „ofiary stalinizmu”.
    Analogicznie może mieć się sprawa z tym NKWD. Czy gdyby tej organizacji nie było, to czy wygranie wojny z Niemcami byłoby możliwe?
    Czy Rosjanie się użalają nad tym, że NKWD było u nich? raczej nie. Kto się użala? A no zachód! A dlaczego? I skąd na zachodzie takie dokładne informacje o tym, co NKWD robiło?

    Sugerowanie, że to jakoby „komuniści nienawidzili” nie ma żadnych podstaw. Jak człowiek człowiekiem nienawiść nie była i nie jest mu obca, niezależnie czy komunista czy demokrata czy co tam innego.
    Mieszanie do polityki emocji zawsze ma jeden i ten sam skutek: łapią się na nie naiwniacy i są wykorzystywani przez cynicznych graczy do ich własnych celów.

    Polskie społeczeństwo nie mogło popierać „rządu londyńskiego”, ponieważ tego rządu polskie społeczeństwo nie wybrało.
    Głoszono plotki, jakoby polskie społeczeństwo rząd londyński popierało, ale nie miało to żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Ów rząd londyński był utworzony przez „aliantów” bez konsultacji z polskim społeczeństwem i miał on za zadanie działać w interesie „aliantów” . Gdy tego zadania ów rząd londyński już nie mógł wypełniać, „alianci” uznali rząd Polski Ludowej i tylko co najwyżej kazali sobie za to zapłacić, np. zdeponowanym u nich złotem ze skarbca II.PR.

    A Polaków „walczących o Anglię” zwyczajnie pozbawiono prawa pobytu na wyspach brytfańńskich i z dnia na dzień musieli oni nie tylko walczyć o nagie przeżycie pracując jako robotnicy niewykwalifikowani w magazynach albo kuchniach angielskich restauracji (no proszę! i tu mamy kontynuację tradycji: dziś Polacy też są w angielskich kuchniach pomywaczami!) ale też i zmuszeni zostali do deportacji podstawionymi przez brytoli statkami wiozącymi ich prosto do Polski Ludowej. I jako ciekawostkę przypomnieć tu należy, że brytole dali na otarcie łez naszym Bohaterskim Żołnierzom karabiny z I. wojny światowej, żeby tak całkiem na goło nasi Żołnierze do Ojczyzny nie wracali.

    Widać Polak szybko zapomina rzeczywiste upokorzenia doznane ze strony „aliantów” ale za to kompensuje sobie te upokorzenia urojonymi „krzywdami doznanymi od Rosjan”.

    Konflikty polityczne nie są niczym nowym i z reguły żaden polityk nie odchodzi dobrowolnie mając szansę dorwać się jednak do władzy. W tym celu zawiązuje on różne sojusze a potem musi się wywiązać ze zobowiązań, więc jak zwykle płacą za to naiwni ludzie, pracujący zawsze tak samo, niezależnie czy to „komunizm” czy „demokracja”.

    Widać więc, że polityka to jest sztuka posługiwania się masami ludzkimi w różnych celach, często także wojennych, co jest zbrodnią na ludzkości.

    Kosmetyczne zabiegi, że niby ty z PPR a ja z SLD nie zmieniają faktu zasadniczego, że ludzie zawsze i wszędzie na polityków pracują.
    I tylko stopień rabunku, dokonywany na ludziach stanowi jakąś różnicę. Więc w sumie nieważne, czy PPS czy SL, jako że czynnik ludzki, jakość danego polityka jest tu najważniejszy.

    Ale i niebagatelną rolę gra kontekst polityczny, jako że nikt nie może – a w przeszłości pewnie też tak było – sprawować władzy „absolutnie absolutnej”, nie licząc się z nikim. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma możliwość przeforsowania swojego interesu, jak nie przymierzając „żydzi w Polsce” i już mamy gotowe zarzewie konfliktu. Jest on różnie preparowany, jest on różnie rozgrywany i kanalizowany.

    A lud pracy jak musiał pracować tak musi, żeby było co jeść i się w co przyodziać. Można więc przyjąć, że wszelkie odcienie różnej pozornie polityki to tylko sprzedawane ludziom złudzenie.
    Mając to na uwadze, ludzie powinni jedynie wybrać sprawnego zarządcę – skoro nie jest możliwe niczego puścić na żywioł – i postawić na współpracę ponad tzw. podziałami, w praktyce nie istniejącymi nigdzie.

    Nasz, ludzki interes jest wszędzie taki sam: żyć i przeżyć. A to, że jakiś spryciarz chce nam do tego dodać swoje elementy zdobnicze, nie powinno nam zaciemniać obrazu podstawowego.
    Urodziliśmy się jako ludzie i jak ludzie powinniśmy postępować.
    Czy większa jest korzyść z Polaka złodzieja? Czy może większa jest korzyść z Hiszpana, człowieka uczciwego?
    To należy poważnie rozważyć, a sprawy narodowe uregulują się niemal same.

    PS
    Co do „solidarności” to nie ma ona moralnego prawa stawiać nikomu żadnych pomników, lecz powinna ze wstydu sama się zapaść pod ziemię. Na zawsze.

Wypowiedz się