Ignacy Daszyński: Ksiądz w polityce [1924]

kler 4Publikujemy tekst pierwszego Premiera II Rzeczypospolitej – Ignacego Daszyńskiego –który mimo upływu wieku  niewiele stracił na aktualności.

Zachowanie kleru, w tym zwłaszcza hierarchów Kościoła Katolickiego i ich wpływ na utrzymanie władzy bogatych, dziś w dużo większym stopniu obcych, niż na początku II RP, jest niestety  podobny.

Tylko, że obecna III RP została transformacją ustrojową skolonizowana, do czego znaczna część kleru, w tym większość hierarchii bardzo się przyczyniła.

Na początku II RP było w naszym kraju ponad 1/4 analfabetów. Obecnie wszyscy potrafią czytać i pisać, tylko, że bardzo wielu nie potrafi zrobić z tego użytku, pozwala sobie “wyłączyć umysł” i samodzielne myślenie oraz podaje się “zmaślaczeniu” mózgu.

Redakcja KIP

 

Ignacy Daszyński: Ksiądz w polityce [1924]

Po wszystkich wsiach i miasteczkach z każdej niemal ambony sypią się bezecne klątwy na socjalistów, zapowiedzi klerykalnych wieców i wezwania, aby chłopi prenumerowali księże pisemka.

W konfesjonałach obrabia się przede wszystkim kobiety; przy chrzcie, ślubie, pogrzebie wyłazi klerykalne szydło z worka, wszędzie ksiądz ma jakieś dzikie pretensje do ludzi, żeby go w polityce słuchali, na jego kandydatów przy wyborach głosowali.

A poza kościołem dzieje się jeszcze gorzej. Na czele podburzonych „wiernych” staje taki brutalny ksiądz i wzywa do bicia wszystkich, którzy mają inne przekonaniu polityczne.

Warto więc spokojnie zawczasu zastanowić się nad tym, jak wygląda i wyglądać musi ksiądz w polityce dzisiejszej.

Polityka jest to obrona interesów jakiejś klasy społecznej w gminie, kraju i państwie.

Inną więc będzie polityka klasy ubogiej, nic nie posiadającej, np. robotników, a inną u bogaczy, u klasy posiadającej.

Robotnik będzie dążył przede wszystkim do tego, aby jego klasie było lepiej w społeczeństwie.

Pragnie on dlatego krótszego dnia pracy, lepszej zapłaty, bezpłatnej szkoły, bezpłatnej opieki lekarskiej i szpitalnej, pensji dla chorego, kaleki, starca, wdowy i sieroty.

Aby to osiągnąć, musi robotnik o to walczyć. Musi więc mieć równe prawo wyborcze do gminy i państwa, musi mieć wolność słowa druku, oświaty, prawo wolnego zgromadzania się i stowarzyszania.

Chłop na wsi potrzebuje więcej roli, lasu, łąk i pastwiska, potrzebuje organizacji kredytowej i wytwórczej, spółek handlowych, a poza tym ma zupełnie te same interesy, co i robotnik.

Całkiem inaczej wyglądają potrzeby i interesy fabrykantów, bankierów, wielkich posiadaczy gruntów lub kopalń.

Wiedzą oni, że gdyby robotnicy i chłopi uzyskali większość w gminie lub sejmie, wówczas uchwaliliby ustawy korzystne dla klasy pracującej, a nie dla tych, co żyją z cudzej pracy.

Dlatego starają się trzymać robotnika i chłopa w ciemnocie i głupocie, żeby tylko nie poznał swojej siły i nie zaczął walczyć, bo w walce muszą przecież miliony ludu zwyciężyć garsteczkę Bogaczy .

Każdy środek dobry dla bogaczy, żeby tylko chłopa i robotnika otumanić, zgnębić, trzymać w zależności. Wojsko, policja, kryminały bronią majątku i władzy kilkunastu tysięcy bogaczy; mnóstwo urzędników, adwokatów, pisarzy pracuje dla nich całe życie, trzymając się pańskiej klamki.

Ale najdzielniej dla bogaczy i dla ich władzy stara się i pracuje kler katolicki u nas.

Na pierwszy rzut oka trudno to zrozumieć, skąd właśnie księża, a więc niby następcy Chrystusa, syna cieśli, biednego „syna człowieczego”, który nie miał domu i jedno miał – darowane – ubranie na sobie, i skąd ci księża tak bronią bezprawia dzisiejszego, dlaczego oni właśnie występują przeciwko robotnikom i chłopom, skoro tylko ci chcą walczyć o swoje najważniejsze interesy.

Księża to synowie biednych ludzi, chłopów lub drobnych rzemieślników i zdawałoby się, że przyłączą się oni do chłopskich i robotniczych partii politycznych, wystąpią ostro przeciwko bogaczom! Tymczasem wszędzie u nas ci księża najgoręcej bronią bogaczy, a wyklinają socjalistów i ludowców.

Ani ewangelia, ani pochodzenie przeważnej ilości księży nie każe im prowadzić tej niegodziwej, niemoralnej polityki, którą oni dzisiaj u nas uprawiają.

Skądże ta polityka księża?

Aby na to pytanie odpowiedzieć, musimy rozważyć kilka rzeczy.

Kler katolicki oddzielony jest u nas od reszty narodu i jego klas mnóstwem rzeczy. Już na teologii uczą go przeróżnych, zupełnie niepotrzebnych i fałszywych wiadomości, a natomiast nie zapoznają, ani z nauką, ani z życiem.

Taki młody ksiądz, wyszedłszy z seminarium, jest zazwyczaj bardzo ciemnym człowiekiem.

Wyświęcą go, a więc zrobią go „zastępcą” Boga na ziemi, dadzą mu nadzwyczajną, nadludzką władzę religijną, kółko wygolą z tyłu głowy i przyobleką w długą, czarną rewerendę, przy czym musi zgolić brodę i wąsy.

Nie wolno mu się wcale żenić, ani mieć dzieci. Nikogo w razie jakiegoś konfliktu nie wolno mu słuchać, jak tylko biskupa i papieża.

Wyodrębniono więc takiego młodego, ciemnego teologa zupełnie ze społeczeństwa, a przykuto w zupełności do rozkazów hierarchii, tj. władzy kościelnej, siedzącej w Rzymie.

Ponieważ jednak Rzym i papież muszą popierać interesy rządów i dworów panujących, bo od tego zależy wpływ papieża na całym świecie, więc oprócz Rzymu musi taki ksiądz słuchać rządu, zwłaszcza tam, gdzie od tego rządu bierze jako urzędnik rządowy pensję, bogate dochody i spodziewać się odeń może posad kanoniczych, biskupich i arcybiskupich, do czego przywiązane są ogromne dobra, pałace, dochody itd.

A Chrystus, a syn cieśli? Ksiądz łatwo sumienie swoje uspokoi tym, że przecież papieże i biskupi to następcy Chrystusa na ziemi. Co oni każą, to jakby Chrystus kazał… A oni każą zwalczać socjalizm, oni każą wyklinać z ambon pisma chłopskie i robotnicze, oni każą brać gorący udział w wyborach i głosować za klerykałem.

Z takimi pojęciami dostaje ksiądz parafię, gdzie zaczyna liczyć swoje dochody.

Najpierw pensja rządowa, potem dochód z gruntów parafialnych, a wreszcie dochody z parafian. Za mszę, za śluby, za potrzeby gotówką, a to kury, jaja, ręczniki, napitki, przędziwo, pieczywo przy tysiącznych sposobnościach znosić muszą ludziska na plebanię.

Taki starodawny zwyczaj, tak gdzie indziej robią, więc się z tego „prawo” proboszcza zrobiło. Ksiądz to wszystko zabiera, spienięża, bydło pasie, robociznę oszczędza, zaczyna dobrze żyć po prostu.

 Zaczyna mu się wydawać, że on nie tylko zastępca Chrystusa we wiosce lub miasteczku, ale i członek klasy panującej, reprezentant worka pieniężnego, którego dochody płyną z religijności parafian. „Apetyt przybywa podczas jedzenia” – mówią Francuzi i słusznie, zwłaszcza wobec naszych tłustych proboszczów.

Im więcej z nich który grosza zbierze, tym gorszy, tym butniejszy, tym chciwszy znowu na grosz. Biada więc chłopu, co by zaczął przeciwko proboszczowi szemrać!

Proboszcz go znieważy z ambony, odmówi sakramentów, dziecka mu nie ochrzci, ślubu nie da, ogłosi za wroga religii i Boga. A może to zrobić bezkarnie, jeżeli biskupowi umie się przypodobać i rządowi stać się przy wyborach pożytecznym.

W ten sposób wyrasta szczególnego rodzaju „kapitalista”, człowiek, który nie potrzebuje mieć fabryki, ani nawet i wielkich dóbr, ale za to, za swoje czynności religijne dostaje wspaniałe wynagrodzenie i to od biednej masy, zwłaszcza od chłopów, bo robotnicy miejscy już zmądrzeli i z pieniędzmi swymi do księdza nie spieszą, a jaj i kur i przędzy nie mają do darowania. I „Nie sieje on ani orze”, a zbiera wspaniałe nieraz dochody.

Księża u nas zatem są majątkowo częścią klasy średniej i poza polityką biskupów i Rzymu bronią swoich „dochodów” tak samo zajadle, jak mniejszy bankier lub średni fabrykant. Tylko, że niczego nie produkują, a odprawiają różne obrzędy.

Wprawdzie głoszą oni, że ubóstwo jest cnotą, ale wierzą w to tak długo, jak długo są biednymi wikarymi; skoro tylko dorwą się do probostwa, zaczynają kupować papiery wartościowe i składają pieniądze do kasy oszczędności, a nad każdym złotym, wytargowanym od chłopa, trzęsą się chciwie. Nigdzie też nie ma tylu skąpców i chciwców, co wśród proboszczów.

Z tego już widzimy, że księża są pewnego rodzaju zamkniętą kastą, oddzieloną od biedaków, od całej masy ludu nie tylko przez wychowanie w seminariach, odrębny strój, bezżeństwo itd., ale odróżniają się odeń także majątkowo, mając w tym interes, żeby od swoich parafian jak najwięcej wydobyć pieniędzy, co wobec zubożenia ludu staje się ciężarem tego ludu.

Oprócz tego wśród hierarchii kościelnej, wśród kardynałów i biskupów wytworzyły się pojęcia o władzy kościoła, pojęcia dawne, dobre może w wiekach średnich, jakich trzysta lub czterysta lat temu, ale dzisiaj wprost szkodliwe i niemożliwe.

Dawniej kościół był wszechpotężny. Miał olbrzymie skarby, hodował setki tysięcy próżniaczych mnichów i mniszek, miał swoje wojsko, swoje twierdze, swoją policję; szkoły należały do niego wyłącznie prawie. Ale wszystko to opierało się na pańszczyźnie chłopskiej, na niewoli ludu i na jego nieruchliwości.

Dzisiaj kościół już nie ma szkół, a ma je kraj i państwo; nie ma swojej policji, a stał się policjantem na usługach kapitału; klasztory podupadły, bo nie ma komu żywić pasożytów; biskupi nie mają swoich wojsk. Chłopskiej pańszczyzny nie ma, a jest tylko chłopska bieda, która zabiera się do walki z uciskiem i wyzyskiem.

Ale wśród biskupów i księży wielu jest takich, co marzą o tym, jak to było dawniej, o dawnej potędze papieża i biskupów. W ich głowach jeszcze są wieki średnie, ich myśli o trzysta lat za późno się rodzą, jeszcze ciągle nie rozumieją, co się wkoło nich dzieje…

A ponieważ wierzą w diabłów i w piekło, więc wszędzie wietrzą „robotę szatana” i wszystko, czego nie rozumieją – wyklinają i potępiają.

Taki fanatyk zaludnia świat aniołami lub diabłami – tylko ludzi nie widzi na świecie i ludzi tych nie rozumie. Z jednej strony oczekuje jakichś cudów, z drugiej widzi same dzieła „diabelskiej, nieczystej siły”, jakichś masonów, Żydów, bluźnierców…

Gdyby kto chciał wierzyć w Boga, ale ominął po drodze księdza, już bluźnierca!

Uroiło im się w głowach, że Bóg jest zawsze po stronie księdza, chociaż przysłowie mówi, że „piekło wybrukowane tonzurami księży”.

I nic dziwnego, że potem taki klerykał cieszy się z ambony, jeżeli się spali stodoła ludowcowi lub socjaliście we wsi, bo to w jego oczach „kara boża” za to, że czytał mądrzejszą gazetę lub za to, że nie wierzył w księże brednie na zgromadzeniu wypowiedziane, albo głosował inaczej, niż „jegomość”. Jak się u klerykała stodoła pali, to zwykłe nieszczęście – u socjalisty: „dopust boży”.

Ksiądz się wtrąca do szkoły i do gminy, bo chce mieć z nauczyciela bierne, pokorne narzędzie swojej woli, a szkołę zrobić – tak, jak to dawniej bywało – dodatkiem do kościoła. Wreszcie, przyzwyczaiwszy się do władzy w kościele chce ją wykonywać i w gminie!

Nikt mu się sprzeciwiać łatwo nie może, bo z ambony go bez apelacji potępi, a często zbezcześci w brutalny sposób. Gdyby mu się kto przy tym sprzeciwił, zostanie ukarany za znieważenie kościoła.

Stąd wyradza się w księżach dzika nietolerancja, buta i zarozumiałość o sobie niesłychana. Nawet dzisiaj, gdyby mogli, paliliby swoich przeciwników na stosie, tak jak to czynili przez setki lat, w których tysiące niewinnych ludzi spalili lub zamęczyli podczas „świętej” Inkwizycji.

Biedny nasz lud ma więc na swoim grzbiecie całą czarną nawałę polityków księżych, którzy złączywszy się pod rozkazami biskupów, chcą narzucić chłopu i robotnikowi wielką ilość posłów klerykalnych, aby sokami i siłami robotniczymi odnowić i odświeżyć wpływy księży.

Oczywiście że księża są najgorszymi obrońcami klasy pracującej, bo zamiast praw chcą jej dać jałmużnę, a zamiast uczyć odwagi cywilnej i obrony interesów tu na ziemi, mówią ciągle chłopu o pokorze i o nagrodzie – niebie.

Sami oczywiście nie dadzą ślubu lub nie pochowają nikogo za „nagrodę na drugim świecie”, lecz żądają gotówki i to wiele więcej, niż im się wedle prawa należy…

Taki ksiądz politykujący miesza ciągle rzeczy ziemskie z niebieskimi lub piekielnymi, widzi wszędzie „masonów” czy diabłów, każe się modlić tam, gdzie działać trzeba, każe być pokornym, gdzie trzeba być opozycyjnym, a zawsze i wszędzie zasłania swoją ziemską, często marną osobę Panem Bogiem, przez co staje się gorszym bluźniercą, niż największy niedowiarek.

Używać bowiem religii dla uzasadnienia np. zwolnienia i księży od podatków, albo dla obrony wyzyskiwaczów czy dla sfałszowania prawa wyborczego, to w czasach dzisiejszych nikczemność, to największa klęska dla prawdziwego i religijnego uczucia!

A iluż księży to robi w polityce bez żadnych ceremonii! A ma to takie następstwa, że w ślad za księżmi pierwszy lepszy ich świecki naganiacz także w podobny sposób Boga wciąga do polityki!

Aż doczekaliśmy się tego, że endecja i chadecja używają religii tak w agitacji wyborczej, jak niegdyś szlachta używała wódki i kiełbasy… Nie wiadomo nawet, co gorsze, czy dawna szlachecka metoda upijania ludzi wódką, czy dzisiejsze klerykalne ogłupiania i straszenia piekłem.

Naturalnie, że nie mówimy tutaj o księżach poszczególnych, którzy mogą być nie tylko uczciwymi, ale rozumnymi i pożytecznymi politykami ludowymi. Wszak nawet w obozie socjalistycznym są szlachetni i mądrzy księża, których jednak biskupi za to ścigają i prześladują; wszak jeden z bardzo pięknych listów do chłopów napisał męczennik za wolność ks. Ściegienny.

Ale tam, gdzie księża prowadzą politykę swojej kasty, będąc, na usługach rządu, klas wyzyskujących i zacofania, czyli np. w Polsce politykę klerykalnej „ósemki”, tam należy ich wszelkimi siłami zwalczać i przeszkodzić im w nadużywaniu kościoła i religii przeciwko chłopom i robotnikom.

Im zajadlej oddadzą się księża na posługi bogaczy, panów i rządu, tym prędzej dosięgną ich smutne skutki tej zabójczej polityki, bo księża nie żyją z bogaczy, a z ubogich.

Bogaczy jest mało na świecie i bogacze nie chodzą do kościoła; połowa z nich nie ma żadnej religii, a modli się tylko do „złotego cielca”.

Biedni natomiast tłumnie idą do kościołów, biedni jałmużnę dają kościołowi, z biednych księża majątki zbierają.

Jeżeli tym biednym otworzą się kiedyś oczy na szkaradzieństwo samolubnej, wrogiej ludowi i jego prawom polityki księżowskiej, wówczas nietrudno przewidzieć, czym się to dla księży i ich sakiewek skończy!…

Te skutki, to kres zajadłego klerykalizmu. Dzisiejsze rozwydrzenie klerykałów w Polsce wywoła też i wywołać musi odpór ze strony ludu. Minęły czasy panowania księży, minęły epoki ich wyłącznego przywództwa. Dziś lud się ocknął i rewerendą mu już oczu nie nakryją.

Ignacy Daszyński
___________________________
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w w tygodniku „Głos Zagłębia – organ Polskiej Partii Socjalistycznej w Zagłębiu Dąbrowskim”, nr 11, 11 maja 1924. Od tamtej pory prawdopodobnie nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Na podobny temat warto przeczytać też:

Aleksy Rżewski: Restaurare omnia in Christo

Remigiusz Okraska: Za szczęście wasze i nasze, czyli polska teologia wyzwolenia

Lidia i Adam Ciołkoszowie: Ksiądz Piotr Ściegienny

Jerzy Świrski: Pierwiastki społeczne kolęd

Antoni Szech: Socjalizm a Kościół

Kategoria: PublicystykaReligia i etykaTeksty.
Wpis został opublikowany 5 marca 2012.

Opublikowano za: http://lewicowo.pl/ksiadz-w-polityce/

Wypowiedz się