Spółki pracownicze i spółdzielnie pracy – próba analizy porównawczej

gazolina

Większość istniejących współcześnie podmiotów gospodarczych zaliczana jest do sektora prywatnego, w którym dominuje podział na właścicieli kapitału i pracowników najemnych. Powszechność tego typu przedsiębiorstwa na całym świecie sprawia, że ekonomiści i obserwatorzy życia gospodarczego przyjmują ich istnienie za naturalne i dane raz na zawsze. Takie rozumowanie daje mylne wrażenie, że poza pracą najemną dla prywatnych lub ewentualnie państwowych pracodawców, nie są możliwe rozwiązania alternatywne i że szeregowi pracownicy nie mają w dziedzinie gospodarki nic do zaproponowania. Podczas dyskusji o sektorze prywatnym zapomina się również, że pewną jego część stanowią przedsiębiorstwa znajdujące się pod mniejszą lub większą kontrolą ze strony pracowników, a podział na właścicieli i wykonawców nie odgrywa w nich znaczącej roli. Do tej kategorii zaliczamy w naszym kraju przede wszystkim spółki pracownicze i spółdzielnie pracy, które możemy też określić wspólnym terminem: własność pracownicza.

Geneza własności pracowniczej

Pragnienie tworzenia miejsc pracy będących własnością samych pracowników i przez nich bezpośrednio zarządzanych towarzyszyło rozwojowi kapitalizmu od samego niemal początku. W roku 1833 działacze brytyjskich związków zawodowych sformułowali po raz pierwszy podstawowe zasady demokracji pracowniczej: „Będziemy walczyć nie tylko o skrócenie czasu pracy i większe płace, ale zniesiemy system płac i staniemy się sami dla siebie pracodawcami. Rozpocznie się to od naszych zakładów, rozciągając się na cały związek zawodowy, który przejmie kierowanie gospodarką. Izba Gmin zostanie zastąpiona Izbą Samorządową”[1].

To właśnie w Anglii narodził się w tym samym czasie ruch spółdzielczy, którego cel był podobny: likwidacja wszelkich despotycznych form zarządzania miejscem pracy poprzez ustanowienie własności pracowniczej. Nie chodziło bowiem o uczynienie dotychczasowych pracowników kapitalistami, lecz o nowy sposób życia, oparty na solidarności, wzajemnej pomocy, stanowieniu o sobie i demokratycznym podziale wypracowanego wspólnie dochodu.

Warto tutaj wspomnieć o roli związków zawodowych w propagowaniu spółdzielczości. Po serii przegranych strajków w latach 1845-49 Zjednoczone Towarzystwo Mechaników (Amalgamated Society of Engineers), najważniejszy ówcześnie brytyjski związek, zadeklarował, że od tej pory będzie kredytować zakładanie „samorządnych warsztatów” będących prototypem późniejszych spółdzielni pracy[2]. Ruch organizowanej przez związki spółdzielczości rozwinął się w połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych. Jako pierwsza powstała w 1847 spółdzielcza Odlewnia Związku Czeladników Hutniczych. Pod koniec lat 60. tego samego wieku Międzynarodowy Związek Hutników utworzył 11 spółdzielczych zakładów odlewniczych. Niestety, ich działalność załamała się w wyniku dumpingowej konkurencji i trudności w uzyskaniu kredytów[3].

Również na ziemiach polskich pierwsza spółdzielnia wytwórcza powstała z inicjatywy związku zawodowego. Był to  Związek Drukarzy, którego członkowie postanowili w roku 1876 założyć w Krakowie istniejącą do dnia dzisiejszego Drukarnię Związkową[4]. Zabroniono przyjmowania w poczet członków spółdzielni właścicieli drukarń, a spółdzielcy, którzy stawali się właścicielami własnych zakładów musieli z członkostwa rezygnować. Oprócz pensji wypłacano dywidendy, których wysokość uzależniono od liczby udziałów.

Nie wolno było sprzedawać udziałów poza spółdzielnią, spadkobiercy członka spółdzielni nie mieli prawa głosu, tylko prawo do dywidendy. Niespotykany w innych firmach był obowiązujący w drukarni poziom płac i świadczeń socjalnych (płatne urlopy, fundusz chorobowy), co zachęcało robotników z innych zakładów poligraficznych do wysuwania żądań płacowych i potwierdzało sojusz spółdzielni z ruchem związkowym.

W 1865 roku właściciele kopalni Whitwood i Methley w hrabstwie York po raz pierwszy w historii pozwolili zatrudnionym robotnikom wykupić po niskiej cenie część akcji swej firmy. Warunkiem było jednak porzucenie przez nich związków zawodowych, chodziło bowiem o złamanie jedności górników i zapobieżenie strajkom. Robotnicy otrzymali udział w zyskach oraz prawo do wyboru jednego delegata do siedmioosobowego zarządu firmy. Dziesięć lat później wybrali jednak solidarność ze swymi kolegami z pozostałych kopalń i przyłączyli się do strajku powszechnego, co spowodowało odebranie im akcji[5].

W pełni wiarygodne i korzystne dla robotników okazało się dopiero zastosowanie akcjonariatu przy powoływaniu spółek pracowniczych, czyli firm, w których pracownicy dysponowali kontrolnym pakietem akcji. Sztandarowym przykładem sukcesu takiego przedsięwzięcia stała się polska Spółka Akcyjna „Gazolina” w Borysławiu. Wykupywanie udziałów przez załogę liczącą blisko 700 osób rozpoczęło się w roku 1916. Przekonywał do tego zarówno związek zawodowy jak i założyciele firmy. W latach 1918-19, po tym jak inżynierowie i kierownicy zostali internowani wraz z wybuchem walk polsko-ukraińskich lub wyruszyli na front, firmą zarządzali bezpośrednio robotnicy.

Ostatecznie, robotnicy stali się posiadaczami 46 procent kapitału akcyjnego, a dzięki uprzywilejowaniu akcji pracowniczych dysponowali 61,4 procent głosów na Walnym Zgromadzeniu. Pracownikom wypłacano zatem oprócz pensji dywidendy, bonusy, zasiłki urlopowe i inne świadczenia. Przewaga załogi nie ograniczała się do praw wynikających z tytułu własności. W spółce panowały zwyczaje demokratyczne. Zespoły pracownicze dobierały się same, dyrekcja i zarząd, ograniczały się do formalnego w praktyce akceptowania decyzji podejmowanych przez poszczególne ekipy robotników. Przedsiębiorstwo przeznaczało też poważne środki finansowe na cele kulturalne i sportowe dla swoich pracowników, dbając równocześnie o ich warunki mieszkaniowe i zdrowotne[6]. Spółka odnotowywała świetne wyniki gospodarcze, lecz uległa likwidacji decyzją władz sowieckich jesienią 1939 roku.

Uwarunkowania prawne partycypacji własnościowej pracowników

Przechodząc do problemu różnic i podobieństw pomiędzy spółdzielniami pracy a spółkami pracowniczymi trzeba w pierwszej kolejności postawić pytania o ich zasady organizacyjne, strukturę właścicielską, uprawnienia decyzyjne udziałowców i miejsce zajmowane w wolnorynkowej gospodarce.

Tym, co upodabnia do siebie spółdzielnie i spółki pracownicze, jest powiązanie świadczenia pracy z tytułem własności. Status pracowniczy stanowi bowiem przesłankę nabycia własności, a dopiero własność stwarza podstawę dla skutecznej i czynnej realizacji uprawnień decyzyjnych, także w zakresie udziału w zarządzaniu i podziale wspólnie wypracowanego dochodu[7]. Odróżnia je natomiast status prawny i okoliczności towarzyszące powoływaniu tych podmiotów.

Przedmiotem działalności spółdzielni pracy jest prowadzenie wspólnego przedsiębiorstwa w oparciu o osobistą pracę członków. Obowiązuje tzw. „zasada otwartych drzwi”, co oznacza, że członkiem spółdzielni może zostać każdy pracownik, który wpłacił udział i wpisowe. Spółdzielnia działa na podstawie Ustawy Prawo spółdzielcze, a do jej założenia wystarcza deklaracja 10 osób[8]. Z kolei wspólnikami spółki pracowniczej powinna zostać ponad połowa ogólnej liczby pracowników prywatyzowanego przedsiębiorstwa[9].

Należy w tym miejscu wspomnieć, że termin spółka pracownicza nie występuje w ustawodawstwie, a spośród innych spółek akcyjnych wyróżnia ją zachowanie przewagi przez pracowników pod względem własności i władzy w przedsiębiorstwie[10]. Powołanie spółdzielni z reguły inauguruje działalność samego przedsiębiorstwa. Inaczej jest w przypadku spółek pracowniczych, które są spółkami akcyjnymi powstałymi w wyniku nabywania przez pracowników akcji swojego przedsiębiorstwa w otwartej sprzedaży, nieodpłatnego ich przydzielania, bądź w ramach tzw. leasingu pracowniczego, czyli oddania państwowego przedsiębiorstwa do odpłatnego korzystania. Po zakończeniu spłat rat leasingowych spółka działa na rynku jako podmiot prywatny[11], podobnie jak spółdzielnie, które zaliczane są do sektora prywatnego gospodarki.

Do roku 1996 nie było ustawowych ograniczeń, które by eliminowały pewną grupę przedsiębiorstw spod wspomnianej metody prywatyzacji pracowniczej, np. ze względu na liczbę pracowników. Sytuacja uległa zmianie wraz z wprowadzeniem nowej Ustawy prywatyzacyjnej z 1996 roku, w której zastrzeżono, że zatrudnienie w przedsiębiorstwie przekształcanym w spółkę pracowniczą nie może przekraczać 500 osób[12].

Do powołania spółdzielni wystarcza spełnienie wymogów ustawowych, natomiast w przypadku tworzenia spółek pracowniczych wymagana jest zgoda organu założycielskiego przedsiębiorstwa i Ministerstwa Skarbu. Kolejną barierą przy zakładaniu spółek pracowniczych jest stawiane przed zatrudnionymi minimum kapitałowe. Pracownicy, którzy zdecydują się na założenie spółki muszą dysponować sumą co najmniej 20 procent funduszy podstawowych prywatyzowanej firmy. Na spółdzielców nie nałożono podobnego obowiązku. Osoby zakładające spółdzielnię nie muszą dysponować żadnym określonym przez prawo kapitałem założycielskim. Każdy członek spółdzielni musi jednak zadeklarować co najmniej jeden udział, wpisowe i w niektórych przypadkach wkład budowlany czy ziemi. Dodajmy, że większość ideologów ruchu spółdzielczego zalecała, by wpisowe było skromne, a udziały drobne i wpłacane ratami[13].

Za jeden z warunków wyrażenia zgody na utworzenie spółki pracowniczej ustawodawca uznał pozyskanie inwestora zewnętrznego, który obejmie minimum 20 procent kapitału spółki zakładanej przez pracowników, chyba że Minister Skarbu Państwa postanowi inaczej[14]. W przypadku spółdzielni możliwe jest tworzenie przedsiębiorstwa o strukturze mieszanej z udziałem osób fizycznych (pracowników) i prawnych (prywatne przedsiębiorstwo, spółka skarbu państwa, gmina, powiat, fundacja, stowarzyszenie), lecz o warunkach takiej umowy decydują sami spółdzielcy i panuje w tej materii pełna dobrowolność.

Różnice w uprawnieniach decyzyjnych udziałowców i sposobie głosowania na walnym zgromadzeniu w największym chyba stopniu określają charakter działalności prowadzonej przez spółdzielnie i spółki pracownicze. Spółdzielnie możemy określić jako organizacje sprzyjające egalitarnemu rozumieniu samorządności pracowniczej, spółki są zaś w większym stopniu dostosowane do logiki systemu kapitalistycznego. Siła głosu jest proporcjonalna do ilości zainwestowanego kapitału.

W spółce pracowniczej głosuje się posiadanymi udziałami. Kilku większościowych udziałowców może przegłosować nawet kilkudziesięciu drobnych udziałowców.

W spółdzielni obowiązuje natomiast zasada równości głosu, to znaczy: jeden człowiek – jeden głos. Na walnym zgromadzeniu spółdzielni, w przeciwieństwie do spółki, liczy się tylko człowiek. Większa liczba udziałów nie daje nikomu dodatkowych uprawnień decyzyjnych, nawet osobie prawnej, która jest członkiem spółdzielni i na walnym zgromadzeniu reprezentowana jest przez pełnomocnika.

W obu omawianych typach przedsiębiorstw ustawodawcy przewidzieli powoływanie następujących organów decyzyjnych: walnego zgromadzenia członków (w spółce akcjonariuszy), rady nadzorczej i zarządu. Władza zwierzchnia w spółdzielni należy do walnego zgromadzenia, w którym mogą uczestniczyć wszyscy członkowie spółdzielni.

Walne zgromadzenie decyduje o kierunkach rozwoju działalności gospodarczej oraz społecznej i kulturalnej, uchwala regulamin pracy i zasady wynagradzania, wybiera i odwołuje członków zarządu i ustala zasady ich zatrudnienia, rozpatruje sprawozdania rady nadzorczej, decyduje o przystąpieniu do organizacji gospodarczych i związków spółdzielczych, wyraża zgodę na zaciąganie kredytu i operacje na majątku o wartości powyżej 10 procent aktywów spółdzielni. A zatem władza jest w rękach ogółu członków. Każdy spółdzielca-pracownik ma więc przynajmniej potencjalnie jednakowy wpływ na to, co się w przedsiębiorstwie dzieje.

Rada nadzorcza sprawuje kontrolę i nadzór, a zarząd kieruje realizacją bieżących zadań statutowych i reprezentuje spółdzielnię na zewnątrz. Zarząd w spółce pracowniczej zajmuje się tzw. operatywnym zarządzaniem, a rada nadzorcza sprawuje ogólną kontrolę i nadzór nad funkcjonowaniem firmy w imieniu właścicieli, nie wtrącając się w bieżące kontrolowanie. Z kolei walne zgromadzenie – reprezentujące wszystkich akcjonariuszy (wspólników) sprawuje tzw. zarząd strategiczny, m. in. powołuje zarząd i radę nadzorczą oraz decyduje o ich składzie osobowym.

Kolejne zagadnienie wymagające omówienia to partycypacja udziałowców w zyskach. W spółce zysk bilansowy (dywidenda) dzielony jest między wspólników w stosunku do wniesionego przez nich kapitału, to znaczy liczby akcji. Decyzję o podziale podejmuje walne zgromadzenie akcjonariuszy. Z podziału obligatoryjnie wyłączona jest część zysku przeznaczona na kapitał zapasowy wynosząca 8 procent, aż do momentu, gdy kapitał ten osiągnie wysokość 1/3 kwoty zadeklarowanego kapitału akcyjnego.

W spółdzielni zysk, po zmniejszeniu o podatek dochodowy i inne obciążenia, stanowi nadwyżkę bilansową, którą dzielą między siebie pracownicy-spółdzielcy głosując na walnym zgromadzeniu. Zysk dzieli się według wkładu pracy, nie kapitału[15]. Co najmniej 5 procent zysku przeznacza się na zwiększenie funduszu zasobowego, aż do czasu osiągnięcia wysokości równej wniesionym wkładom obowiązkowym. Oznacza to, że pracownicy będący członkami spółdzielni całą wartość swego wysiłku zachowują dla siebie.

Członkowie spółdzielni nie mają zaś indywidualnego prawa do swobodnego dysponowania kapitałem, który stanowi niepodzielną własność wspólną. W związku z tym zatrudnieni w spółdzielni pracy członkowie nie mogą zbywać udziałów poza spółdzielnią, chodzi bowiem o gwarancje niezależności i zachowanie pracowniczego charakteru przedsiębiorstwa. Odmienna sytuacja panuje w spółce pracowniczej, której akcje może nabyć każda osoba fizyczna zamieszkująca na terytorium RP, a także osoba prawna, jeśli minister skarbu wyrazi zgodę lub w umowie założycielskiej spółki zastrzeżono taką możliwość po upływie 2 lat od rozpoczęcia działalności[16].

Miejsce własności pracowniczej w gospodarce wolnorynkowej

Spółki pracownicze w USA i Europie Zachodniej tworzono od lat 60 i 70 ubiegłego wieku w imię „demokratyzacji kapitalizmu”, dekoncentracji własności, skłonienia pracowników do wydajnej pracy, a także do ich identyfikacji z „naszą firmą”. Ideą akcjonariatu pracowniczego nie było więc budowanie alternatywy wobec kapitalizmu – jak w przypadku sporej części ruchu spółdzielczego – lecz uczynienie go bardziej sprawiedliwym, pozwolenie pracownikom na osiągnięcie statusu współgospodarzy swoich miejsc pracy. Chodziło też o uzyskanie społecznej akceptacji dla wolnorynkowej rywalizacji i ograniczenia roli związków zawodowych. Stąd brało się poparcie administracji prezydenta Ronalda Reagana dla ustawy o własności pracowniczej typu ESOP (Employee Stock Ownership Plan czyli Plan Pracowniczej Własności Akcji)[17].

Podobnie stało się w Polsce po roku 1989, kiedy okazało się, że intencją pomysłodawców akcjonariatu pracowniczego jest uzyskanie akceptacji załóg państwowych przedsiębiorstw dla prywatyzacji, a przy okazji likwidacja instytucji samorządu pracowniczego w postaci rad pracowniczych. Pierwsze badania nad spółkami pracowniczymi przeprowadzone w 1994 przez zespół prof. Marii Jarosz ujawniły, że powstające w pierwszych latach transformacji ustrojowej spółki pracownicze w szybkim tempie traciły cechy własności pracowniczej stając się spółkami menedżerskimi. Szeregowi pracownicy sprzedawali swoje udziały kadrze kierowniczej, kupując za nie artykuły pierwszej potrzeby.

Wyprzedaż akcji i udziałów trwała także w następnych latach[18]. Według danych Ministerstwa Skarbu Państwa do roku 2000 inwestorzy zewnętrzni wspólnie z zarządami spółek przejęli kontrolę nad 44 procentami ogółu spółek pracowniczych[19]. Oznaczało to, że władza decyzyjna trafiała w ręce kadry menedżerskiej, redukcje zatrudnienia były większe niż w innych firmach, osłabła rola związków zawodowych i wzrosło tempo zróżnicowania wynagrodzeń[20].

Zwraca się uwagę, że sami decydenci z Ministerstwa Przekształceń Własnościowych wyraźnie sprzyjali „menedżeryzacji” tych przedsiębiorstw i dowodzili, że spółki pracownicze trzeba dalej prywatyzować[21]. Jan Mujżel dostrzegł przyczynę marginalizacji pracowników-akcjonariuszy w wysokich płatnościach leasingowych i barierach kredytowych, co doprowadziło do większego zaangażowania inwestorów zewnętrznych w spółkach[22].

Wśród pracowników przeważały jednak pozytywne opinie na temat działalności spółek pracowniczych, co zdaniem Tadeusza Kowalika wynikało początkowo z unikania hierarchiczno-autorytarnego stylu zarządzania na rzecz paternalistycznej perswazji oraz wyjątkowo dobrych wyników gospodarczych[23]. W opinii tego ekonomisty na opracowanie projektu spółki pracowniczej i na zebranie dość wysokiego, początkowego funduszu akcyjnego władze państwowe dawały termin stanowczo za krótki, – sześć miesięcy. Pośpiech przy ich tworzeniu stał się jedną z przyczyn zdominowania spółek przez kadrę menedżerską, wykorzystania pełnego wyrzeczeń gromadzenia kapitału przez szeregowych pracowników do wspierania nowych kapitalistów (menedżerów) i w dłuższej perspektywie stopniowej restytucji podziału na „roboli” i „bossów”[24].

Widać w tym różnicę w porównaniu z amerykańskimi spółkami pracowniczymi, w których uprawnienia decyzyjne delegowane są w dół, system nadzoru jest redukowany, a zarządzanie przybiera charakter zespołowy. W Polsce uważa się, że styl partycypacyjny obniżyłby efektywność, a samorząd pracowniczy, będący wyrazem grupowej wspólnoty ludzi pracy, jest nie do pogodzenia z ustrojem spółki opartej na wspólnocie udziałowców[25], którzy nie muszą być pracownikami.

Pomimo niespełnienia oczekiwań polskich pracowników hasło tworzenia spółek pracowniczych stało się ponownie nadzieją na obronę likwidowanych miejsc pracy podczas fali protestów pracowniczych w latach 1999-2000 i 2001-2003. Głośnym echem odbiło się latem 1999 przejęcie Fabryki Żelatyny w Brodnicy przez pracowników, którzy wyrzucili dotychczasowego pracodawcę i wznowili produkcję pod własnym kierownictwem. Okazało się, że właściciel nie wywiązał się z zobowiązań prywatyzacyjnych, więc pracownikom pozwolono utworzyć spółkę pracowniczą. Brak kapitału spowodował jednak, że załoga wykupiła zaledwie 15 procent kapitału firmy, a resztę przejął prywatny inwestor.

Z kolei utworzenie spółki pracowniczej na bazie upadłych Zakładów Przemysłu Bawełnianego „Uniontex” w Łodzi zakończyło się spektakularną klęską, kiedy szefowie spółki wyrzucili z pracy ludzi, którzy wcześniej uratowali zakład przed likwidacją. Co ciekawe, kiedy w grudniu 2006 wszystkie związki zawodowe działające w przeznaczonej do likwidacji Kopalni Węgla Kamiennego „Silesia” w Czechowicach-Dziedzicach zgłosiły zamiar wykupienia kopalni przez zatrudnionych tam 1700 górników, to ich planem ratunkowym pozostała tradycyjnie spółka pracownicza[26].

Polscy górnicy powoływali się na przykład jedynej na świecie kopalni węgla kamiennego będącej od 1994 własnością górników – Tower Colliery Antracyt Ltd w południowej Walii, chociaż w tym przypadku chodziło o spółdzielnię pracy, a nie spółkę akcyjną[27]. Spółdzielnię powołali uczestnicy strajku, którzy sprzeciwili się decyzji o jej zamknięciu. Pieniądze pożyczył walijskim robotnikom Bank Spółdzielczy. Spółdzielcy z Tower Colliery w dalszym ciągu pozostali aktywistami Krajowego Związku Górników, bowiem prowadzone przez nich przedsiębiorstwo miało nie tylko zapewnić warunki godziwej egzystencji, ale i służyć celowi politycznemu – walce z neoliberalnymi reformami rządu brytyjskiego. Dodajmy, że tylko zatrudnieni w kopalni (375 osób) mogli zostać udziałowcami kooperatywy[28]. Działalność kopalni dobiegła końca w 2008, kiedy wyczerpały się złoża węgla. W Polsce natomiast górnicy z Czechowic-Dziedzic (obecnie w liczbie 500) w dalszym ciągu czekają na termin ogłoszenia przetargu i szukają inwestora zewnętrznego.

Przy tej okazji należy opisać przypadek spółki pracowniczej, która przyjęła postać „para-spółdzielni” w wyniku zwycięskiego strajku pracowników MPK Kielce w sierpniu 2007. Strajkujący nie godzili się na prywatyzację i zmusili władze gminy do odsprzedania im całego przedsiębiorstwa. Udziały członkowskie są tam mniej więcej równe, a partycypacja szeregowych pracowników w podejmowaniu najważniejszych decyzji dokonuje się podczas często organizowanych walnych zgromadzeń i spotkań zarządu z poszczególnymi ekipami pracowników[29].

Pomimo uwag krytycznych pod adresem prywatyzacji pracowniczej trzeba przyznać, że zakładanie spółek pracowniczych było często jedyną szansą na przetrwanie przedsiębiorstwa skazanego na likwidację, a przy okazji podważało lansowaną w mediach tezę o wyłącznie roszczeniowej i niegospodarskiej postawie robotników. Spółki te powstawały z reguły na terenach tzw. Polski B, chroniąc pracowników przed bezrobociem[30].

Z podobnymi trudnościami wynikającymi z braku bazy kapitałowej, niedostępności kredytów[31], zmagania się z nieuczciwą konkurencją i ograniczenia samorządności do szczebla przedstawicielskiego spotykamy się w funkcjonujących w Polsce spółdzielniach pracy. Okres podporządkowania spółdzielczości wymogom gospodarki nakazowo-rozdzielczej w okresie PRL-u doprowadził do erozji demokratycznych zwyczajów i ułatwił po roku 1989 wyprzedawanie wspólnego majątku. Szacuje się, że spółdzielczy stan posiadania zmniejszył się z tego powodu od 35 do 55 procent posiadanego majątku[32].

Większość publicystów i decydentów uznała w tym czasie, że model spółdzielczy jest przeżytkiem, a prawo należy dostosowywać wyłącznie do potrzeb kapitału prywatnego w postaci spółek akcyjnych i firm jednoosobowych. Przeszkodą w rozwoju spółdzielczości może być i deficyt demokracji. W zdecydowanej większości przedsiębiorstw spółdzielczych rola organów samorządowych sprowadza się do akceptacji przez walne zgromadzenia rozwiązań opracowanych i zaproponowanych jednoosobowo przez prezesa, brakuje ewidentnie samorządności w decyzjach bieżących, codziennych oraz na poszczególnych stanowiskach pracy[33].

Przyczyną może być brak siły przebicia szeregowych pracowników podczas walnych zgromadzeń, niedostateczny przepływ informacji oraz ogólnie niski poziom aktywności społecznej, chociaż struktura spółdzielni zdaje się sprzyjać oddolnym metodom zarządzania i zachęcać pracowników do wyrażania własnych opinii[34]. Wszyscy badacze opisujący spółdzielnie podkreślają wspólnotowy i unikatowy charakter prowadzonej przez nie działalności. Jedynie spółdzielnie oprócz funkcji gospodarczych spełniają także funkcje społeczne, kulturalne, oświatowe, co odróżnia je od spółek prawa handlowego.

Niestety, dostosowanie się do realiów gry rynkowej, szczególnie w warunkach globalizacji, nie zawsze sprzyja dochowaniu wierności ideom kooperatyzmu, o jakim pisali przed laty Edward Abramowski, Maria Orsetti czy Jan Wolski. Znany jest przykład Korporacji Spółdzielni Mondragon z Kraju Basków, która odniosła sukces ekonomiczny, za cenę przekształcenia się w kolektywnego kapitalistę[35], a nawet łamania praw pracowniczych w wykupionych przedsiębiorstwach zagranicznych (sprawa konfliktu we wrocławskim Wrozamecie[36]).

W tym samym czasie mamy jednak w wielu częściach świata do czynienia z powrotem do idei radykalnej spółdzielczości wśród pracowników bankrutujących lub przenoszonych do innych krajów zakładów pracy. Od roku 2001 przejęto około 300 przedsiębiorstw w Argentynie, a także w Brazylii, Boliwii, Wenezueli i Meksyku tworząc spółdzielnie zarządzane bezpośrednio przez pracowników, bez powoływania funkcji prezesów i zarządów. Są to zarówno fabryki, jak i szpitale, hotele, drukarnie, sklepy, restauracje czy przedsiębiorstwa budowlane. Jedna z tych firm przyjęła nazwę FASINPAT czyli „Fabryka Bez Szefa” (skrót od hiszp. Fabrica Sin Patron) w Neuquen na południu Argentyny i zatrudnia ponad 600 osób[37]. Były to działania żywiołowe, nielegalne i dopiero w ostatnich latach rozpoczął się proces formalnych wywłaszczeń dawnych pracodawców połączony z rejestracją spółdzielni pracy.

W samej Argentynie liczbę pracowników zatrudnionych w „spółdzielniach bez szefa” szacuje się na ponad 15 tysięcy. Samorządne przedsiębiorstwa korzystają z sieci sprawiedliwego handlu (fair trade), co pozwala im być alternatywą dla sektora prywatnego. Nie zapominajmy także o zakładanych na masową skalę spółdzielniach rolniczych w Brazylii, gdzie aktywiści Ruchu Ludzi bez Ziemi zajmują latyfundia i w południowym Meksyku, gdzie podobną taktykę stosują zbuntowani chłopi zrzeszeni we wspólnotach zapatystowskich. Liczbę uczestników tego ruchu ocenia się już na setki tysięcy osób.

Zdaniem Naomi Klein to, co jeszcze niedawno można było odnieść do objętych kryzysem gospodarek państw rozwijających się, dziś dotyczy już całego świata. Z argentyńskich rozwiązań mogą więc skorzystać pracownicy ze Stanów Zjednoczonych, Europy Zachodniej i Polski[38]. Pamiętajmy, że to co jest nieopłacalne dla korporacji, poszczególnych akcjonariuszy i prywatnych właścicieli może się okazać opłacalne dla samych pracowników zrzeszonych w spółdzielniach czy nawet spółkach, które nie muszą zaspokajać apetytów ludzi utrzymujących się wyłącznie z posiadania kapitału. W warunkach kryzysu gospodarczego bardziej racjonalne i sprawiedliwe będzie wynagradzanie przede wszystkim pracy, nie kapitału.

Wnioski

W tym stanie rzeczy powinno nastąpić uzupełnienie istniejących form prawnych własności pracowniczej. Zgadzam się z J. Mujżelem, że należy dać szansę wszystkim obecnym i przyszłym pracownikom i to niezależnie od ich sytuacji majątkowej.

Pierwsza sprawa to preferencje podatkowe i kredytowe zachęcające do zakładania spółek pracowniczych i spółdzielni pracy. W szeregu państw UE w ramach wsparcia systemu spółdzielczego zrezygnowano w przypadku spółdzielni z podatku dochodowego osób prawnych, bądź naliczany jest wyłącznie od transakcji z osobami trzecimi (nie członkami spółdzielni)[39].

Ponieważ celem spółdzielni jest zaspokajanie potrzeb członków, a nie maksymalizacja zysku, wskazane jest również w Polsce zmniejszenie stawek podatku dochodowego spółdzielni w stosunku do spółek prawa handlowego. Decyzji o założeniu spółdzielni nie podejmują ludzie majętni, więc uzasadniony wydaje się postulat zwolnienia ich z opłat skarbowych i podatków od nieruchomości. Bezzasadne jest także pobieranie podatku od dochodu przeznaczonego na zwiększenie funduszu zasobowego spółdzielni, skoro służy on nie wystawnej konsumpcji członków lecz pokrywaniu ewentualnych strat, finansowaniu inwestycji i bieżącej działalności, która generuje miejsca pracy.

Z uwagi na często stosowany przez wielu pracodawców dumping polegający na oszczędnościach kosztem redukcji siły roboczej, uprawnione będzie organizowanie przetargów ograniczonych wyłącznie dla firm kontrolowanych przez pracowników, czyli właśnie spółdzielni i spółek pracowniczych. Potrzebne są jednak nowe zapisy w Ustawie o Zamówieniach Publicznych. Oznacza to faktyczne zrównanie w prawach firm nastawionych wyłącznie na zysk i tych przedsiębiorstw, które stawiają sobie za cel uczciwe wynagradzanie pracy oraz podmiotowe traktowanie pracowników. Co na tym zyska ogół społeczeństwa i podatników? Przede wszystkim otrzymamy wyjątkowo tani sposób kreowania nowych i stabilnych miejsc pracy, a zmniejszymy liczbę odbiorców pomocy społecznej.

Po drugie, niezbędna jest demokratyzacja struktury zarządzania poprzez rozbudowę instytucji samorządu pracowniczego na poszczególnych stanowiskach pracy i wszystkich szczeblach spółek czy spółdzielni wraz z konsekwentnym stosowaniem demokracji bezpośredniej. Istniejące formy walnych zgromadzeń, rad nadzorczych i zarządów, stały się w nowych warunkach niewystarczające. Już teraz pojawiają się w Polsce inicjatywy na rzecz przywrócenia spółdzielczości jej pierwotnego charakteru i odzyskania należnego miejsca w gospodarce.

Grupa robocza ds. spółdzielczości OZZ Inicjatywa Pracownicza opracowała wzorcowy statut spółdzielni pracy dla szpitala powiatowego w Bielsku Białej[40] inspirowany doświadczeniami współczesnych „spółdzielni bez szefa” oraz projektami spółdzielczymi Jerzego Kołakowskiego i Jana Wolskiego[41]. Podstawowe założenia to powołanie grup członkowskich z prawem wyboru członków Rady Nadzorczej i nałożenie na członków Rady obowiązku konsultowania swoich decyzji z właściwymi grupami członkowskimi. Jest to tzw. mandat wiążący (imperatywny).

Kolejna sprawa to przyznanie grupom członkowskim prawa do organizowania pracy w poszczególnych oddziałach szpitala, bezpośrednie zarządzanie nimi, opiniowanie przyznawania premii, a także zatrudnienia nowych pracowników i rozwiązania umowy o pracę z dotychczasowymi. Uchwały zebrań grup członkowskich są wiążące dla członków Rady Nadzorczej i Zarządu. Chodzi bowiem o wykorzystanie potencjału intelektualnego wszystkich pracowników i zniesienie barier, które mogą niepotrzebnie ograniczać zaangażowanie pracowników w sprawy, na których się dobrze znają i które ich bezpośrednio dotyczą. Dobrym pomysłem będzie wprowadzenie obowiązku przeprowadzania szkoleń pracowników z zakresu przedsiębiorczości i metod kolegialnego zarządzania.

Po trzecie, prawodawcy powinni wreszcie docenić wysiłek podejmowany przez najczęściej niezamożnych pracowników angażujących się w tworzenie spółek pracowniczych. Po blisko 20 latach funkcjonowania własności pracowniczej potrzebne jest ustawowe uregulowanie ich odrębnego statusu prawnego. W chwili obecnej pod względem istoty prawnej spółki pracownicze nie różnią się od spółek prawa handlowego, zakładanych przez finansowych potentatów. Wzorem dla naszego ustawodawstwa mogą być opisywane przez Jana Koziara rozwiązania prawne przyjęte w Stanach Zjednoczonych[42].

Kongres USA uchwalił w 1982 Ustawę (Tax Equity and Fiscal Responsibility Act), na mocy której w spółkach pracowniczych zapewnia się względnie równe rozproszenie udziałów pracowniczych i zapobiega koncentracji własności w rękach kadry kierowniczej. W spółkach tworzonych z inicjatywy związków wprowadzana jest nawet spółdzielcza zasada jeden człowiek – jeden głos. Podobnie jak w ESOP-ach możemy wprowadzić instytucję trustu, który przechowuje wszystkie akcje spółki pracowniczej. Pracownik może je spieniężyć tylko wówczas, gdy odchodzi z zakładu.

Zgodnie ze wspomnianą wyżej ustawą akcje nabywane preferencyjnie przez pracowników nie są dopuszczane do publicznego obrotu. Instrumentem wspierającym rozwój tej formy własności będą również łatwo dostępne kredyty na wykup akcji i różne formy zwolnień podatkowych. Możemy przyjąć zasadę, że im większy jest udział pracowników i bardziej równomierne rozłożenie udziałów, tym większe będą ulgi.

Po czwarte, niezbędne jest umożliwienie przekształcania w spółdzielnie pracy istniejących przedsiębiorstw komunalnych lub państwowych bez konieczności ich wcześniejszej likwidacji, tzn. z zachowaniem ciągłości prawnej, co ma ogromne znaczenie dla poczucia bezpieczeństwa załóg. Projekty rządowe zmierzają niestety w kierunku przekształcania tych przedsiębiorstw (głównie szpitali) w spółki prawa handlowego, nie przewidziano zaś alternatywy w postaci spółdzielni. Dodajmy, że decyzje dotyczące majątku gminy, powiatu czy województwa powinny być uzgadniane zarówno z lokalną społecznością jak i pracownikami wspomnianych placówek.

Wreszcie najważniejsze, to jest zaangażowanie kapitałowe samorządów gminnych, powiatowych i wojewódzkich oraz spółek skarbu państwa w kooperację z pracownikami, którzy postanowią powołać spółdzielnię pracy lub spółkę pracowniczą o mniej więcej równych udziałach członkowskich. Podmioty publiczne wystąpią w charakterze inwestora zewnętrznego, z ograniczeniem ich wpływu na prowadzenie spraw spółdzielni czy spółki, które pozostanie w gestii załogi przedsiębiorstwa. Jeśli dana spółdzielnia czy spółka pracownicza będzie prowadzić działalność w sektorze usług publicznych, to najlepiej wykorzystać rozwiązania prawne stosowane w niektórych gminach w Belgii, Włoszech i Quebecu[43], gdzie od kilku dziesięcioleci funkcjonują tzw. spółdzielnie publiczne (régies coopératives). Są to przedsiębiorstwa tworzone głównie przez samorządy miejskie dla prowadzenia działalności gospodarczej i zabezpieczenia potrzeb ludności w takich dziedzinach, jak zaopatrzenie w wodę, gaz, elektryczność, oczyszczanie miasta, transport i kredyty.

Użytkownicy tych spółdzielni partycypują w ich kierowaniu za pośrednictwem delegatów wybieranych do rad nadzorczych, w których zasiadają obok delegatów pracowników spółdzielni. Chodzi o społeczną, nie urzędniczą, kontrolę jakości usług i ich cen[44]. Ze swojej strony proponuję zastosowanie i w tym przypadku instytucji mandatu wiążącego dla delegatów użytkowników, co powinno zapobiec alienacji reprezentantów od rzeszy reprezentowanych. Wspomniane spółdzielnie mogą działać w ramach zamówień tworzonych podczas konstruowania budżetu partycypacyjnego.

Budżet partycypacyjny polega zaś na ustalaniu wydatków gminy według wskazówek od zebrań mieszkańców. Jest to rozwiązanie praktykowane w wielu samorządach na świecie, między innymi w Sewilli, Kordobie, Porto Alegre, a częściowo w Toronto[45]. Model régies coopératives warto zastosować w placówkach pomocy społecznej, sieci bezpośrednich dostaw zdrowej żywności do miast, sieci szkół, przedszkoli, żłobków, zakładów usługowych, klinik oraz szpitali. Spółdzielcze przychodnie i szpitale dobrze prosperują na przykład w Hiszpanii: od 1978 działa Cooperativa Autogestió Sanitaria, a od 1989 Hospital de Barcelona[46].

Uważam, że ratunkiem dla polskiego systemu ubezpieczeń społecznych i Narodowego Funduszu Zdrowia będzie także ich demokratyzacja przy zastosowaniu zasad spółdzielczych. Każdy obywatel, który opłacił przynajmniej jedną składkę ubezpieczeniową zyska prawo do współdecydowania o wydawaniu zgromadzonych w tych instytucjach pieniądzach. Ten model przekształceń własnościowych jest alternatywą dla lansowanej ostatnio prywatyzacji służby zdrowia i pozostałych usług publicznych, które powstały z funduszy społecznych, więc powinny stanowić własność publiczną, być rozliczane ze swej działalności przez użytkowników, a zarządzane przez ogół zatrudnionych w nich pracowników.

 Rafał Górski

 (Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza)

Rafał Górski, ur. w 1973 w Krakowie, publicysta, autor książek z zakresu demokracji uczestniczącej, historii syndykalizmu i ruchu niepodległościowego, członek grupy roboczej ds. spółdzielczości Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. W latach 1988-89 uczestnik młodzieżowej opozycji antykomunistycznej, działał w Federacji Młodzieży Walczącej i Organizacji Młodzieżowej KPN. Od 1991 w Federacji Anarchistycznej. Studiował historię sztuki na UJ.

 Referat na Konferencję Naukową na temat: Spółdzielczość i akcjonariat pracowniczy, jako element bezpieczeństwa społecznego i trwałego rozwoju” w dniu 12 października 2009 r. w Warszawie w siedzibie Krajowej Rady Spółdzielczej.

 Przypisy

[1] Cyt. za: S. Dolgoff, Ewolucja anarchosyndykalizmu, „Zeszyt Red Ratu” 1999, nr 2, s. 2

[2] S. Bratkowski, Jak robić interesy – razem, Warszawa 1989, s. 100-102

[3] M. Cienciała, Hutnictwo: własność pracownicza zamiast zwolnień, w: Samorządność pracownicza, Poznań-Kraków 2004, s. 49

[4] W. Wierzewski, Monografia Drukarni Związkowej, Kraków 1965, s. 54

[5] S. Bratkowski, s. 122-125.

[6] Ibidem, s. 194-199

[7] K. Jędrasik, Przesłanki i uwarunkowania akcjonariatu (Przesłanki i uwarunkowania funkcjonowania spółek pracowniczych), www.kns.gower.pl.

[8] Ustawa z dnia 16 września 1982 r., Dz. U. rok 2003, nr 188, poz. 1848, tekst jednolity.

[9] Z. Gawlik, Prywatyzacja z udziałem pracowników w świetle zmian prawa polskiego, w: Spółki pracownicze. Sukces czy porażka – próba analizy, Gdańsk 2002, s. 19-22.

[10] M. Gładoch, Uczestnictwo pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwem w Polsce, Toruń 2008, s. 240

[11] J. Wratny, Partycypacja pracownicza. Studium zagadnienia w warunkach transformacji ustrojowej, Warszawa 2002, s. 21-22.

[12] Ustawa z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji – tekst jednolity (Dz.U. z 2002 r., Nr 171, poz 1397 ze zm.).

[13] S. Thugutt, Spółdzielczość. Zarys ideologii, Warszawa 1937

[14] Z. Gawlik, op.cit., s. 20

[15] T. Kowalik, Prywatyzacja, partycypacja i leasing, w: Partycypacja i akcjonariat pracowniczy w Polsce, pod red. L. Gilejki, Warszawa 1995, s. 20

[16] Z. Gawlik, op.cit. s. 21

[17] R. Gilbert, Efektywność ekonomiczna przedsiębiorstw ESOP, s. 90

[18] J. Gardawski, Kształtowanie się grup właścicieli w sprywatyzowanych przedsiębiorstwach, w: Dziesięć lat prywatyzacji bezpośredniej, red. M. Jarosz, Warszawa 2000 oraz M. Gładoch, Uczestnictwo pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwem w Polsce, Toruń 2008, s. 245

[19] K. Żuk, Ekonomiczne aspekty prywatyzacji pracowniczej, „Biuletyn Ministerstwa Skarbu Państwa”, grudzień 2001, nr 12

[20] M. Jarosz, Spółki pracownicze, Warszawa 1994

[21] J. Szomburg, P. Tamowicz, Fundusze Kapitałowe, czyli jak wyjść z prywatyzacyjnych leasingów i stworzyć rynek kapitałów podwyższonego ryzyka, Warszawa 1994, a także J. Bukowski, Nad mapą prywatyzacji, „Życie Gospodarcze”, 1994, nr 13

[22] J. Mujżel, Własność pracownicza w procesach prywatyzacji, w: Partycypacja i akcjonariat pracowniczy w Polsce, pod red. L. Gilejki, Warszawa 1995, s. 31

[23] M. Bednarski, J. Wratny, Prawne i ekonomiczne aspekty reprezentacji interesów pracowniczych w przedsiębiorstwach prywatyzowanych. Raport z badań, Warszawa 1995, s. 52

[24] T. Kowalik, Prywatyzacja, partycypacja i leasing, w: Partycypacja i akcjonariat pracowniczy w Polsce, pod red. L. Gilejki, Warszawa 1995, s.15

[25] J. Wratny, Partycypacja pracowników. Studium zagadnienia w warunkach transformacji ustrojowej, Warszawa 2002, s. 41

[26] M. Łukaszuk, Czy górnicy przejmą kopalnię?, „Dziennik Zachodni”, 12 grudnia 2006, s. 2

[27] E. Turska, Fedrunek na swoim, „Rzeczpospolita”, 31 grudnia 1996

[28] L. Arthur, T. Keenoy, R. Smith and P. Anthony, The employment relationship, trade unions and employee ownership: the five year experience of Tower Colliery, http://www.uwic.ac.uk/ubs/research/wirc/buira.pdf

[29] K. Malec, Tak powinno być w każdej firmie, „Magazyn Obywatel”, 2008, nr 6

[30] M. Jarosz, Od rad robotniczych do partycypacji pracowniczej: czyli jak to się zaczęło, w: Spółki pracownicze. Sukces czy porażka –  próba analizy, Gdańsk 2002, s. 34

[31] P. Grzegorzewski, Zyskowność spółdzielni oraz możliwość ich rozwoju, w: Pomoc czy przeszkoda? Rola tradycji w odbudowie polskiej spółdzielczości, pod red. Z. Chyra-Rolicz, Siedlce 2005, s. 410

[32] Niezbędnik spółdzielcy, Kraków 2005, s. 5

[33] S. Bagieński, Spółdzielczość pracy jako forma partycypacji pracowniczej, w: Partycypacja pracownicza, Łódź 2001, s, 335-336

[34] Spółdzielczość to szkoła demokracji i solidarności. Rozmowa z Alfredem Domagalskim, „Magazyn Obywatel”, 2007, nr 2, s. 5-8

[35] A. Piechowski, Alternatywne modele rozwoju spółdzielczości w krajach Unii Europejskiej, w: Szanse i zagrożenia spółdzielczości we współczesnym świecie, Warszawa 2000, s. 31

[36] P. Kosela, Chcą strajkować!, „Kurier Związkowy”,  16 września 2008

[37] No pasar. Una mirada desde el trabajo autogestionado, Buenos Aires 2007 oraz Fabryka w Patagonii. Zanon należy do robotników, [b.m.] 2004

[38]A. Lewis, N. Klein, Fire the bosss„The New York Times”, 15 maja 2009, polskie tłumaczenie: Lewis/Klein, Tracisz pracę? Zwolnij szefa!, http://cia.bzzz.net/lewis_klein_tracisz_prace_zwolnij_szefa

[39] Tezy Programowe na IV Kongres Spółdzielczości, http//krs.org.pl

[40] Złożono projekt przekształcenia szpitala w spółdzielnię oraz Szpital jako spółdzielnia – dokumenty, www.ozzip.pl

[41] J. Karon (J. Kołakowski) O kooperatyzację pracy nauczycielstwa szkół średnich, Warszawa 1928, J. Karon, Z zagadnień kultury robotniczej, Warszawa 1930 oraz J. Wolski, Spółdzielczy samorząd pracy, Warszawa 1957

[42] J. Koziar, Spółki pracownicze : jakie są, jakie być powinny, w : Partycypacja i akcjonariat pracowniczy w Polsce, pod red. L. Gilejki, Warszawa 1995, s. 154-162

[43] A. Gagnon, J-P Girard, S. Gervais, La mouvement coopératif au coeur du XXI siècle, Québec 2001, s. 18

[44] J. Szczepański, Spółdzielczość w gospodarce rynkowej, Poznań, 1994, s. 24

[45] Więcej na ten temat w: R. Górski, Bez państwa. Demokracja uczestnicząca w działaniu, Kraków 2007

[46] Jaime Hurtado, Desarollo del Cooperativismo Sanitario en Espaňa, www. coopsalud.blogspot.com/2007_01_01_archive.html oraz Assistiencia Sanitaria, „Dossier de prensa”, Abril 2008, www.nal3.com

Wypowiedz się