Siły Zbrojne to zbiorowy obowiązek

Kolejna reorganizacja w siłach zbrojnych?

Michał Podobin
Juliusz Ćwieluch w Polityce pod znamiennym tytułem Będzie Wielkie Bum napisał:


Kończy się wydłużony miodowy miesiąc ministra Tomasza Siemoniaka.
W resorcie obrony trzeba będzie rozbroić trzy stare miny: mało wojska, mało sprzętu, dużo generałów.

Polityka udostępniła swoich łam celem uzmysłowienia rodakom, że bezkarnie dokonuje się dalszy rozbiór tego, co myślący dawno przestali nazywać armią. Sam fakt, że przez kilka miesięcy, jakiś zespół na czele ze znanym generałem w wielkiej tajemnicy przed narodem dokonuje kolejnego cięcia w strukturach organizacyjnych, przestaje być argumentem, bowiem podobnych zabiegów oraz oświadczeń w ciągu ostatniej dekady i nieco wcześniej nasłuchaliśmy się dostatecznie dużo. Tak, jak od mieszania, herbata nie robi się słodsza, tak i tego typu działania nie podnoszą jakości naszym siłom zbrojnym.

Zastanawiam się w związku z tym, czy uprawnione jest w dalszym ciągu w stosunku do naszego wojska, używanie określenia „siły zbrojne”. Jeżeli bowiem główna uwaga odpowiedzialnych za stan naszej obronności, skupiona została na zmniejszenie stanu ilościowego generałów w polskim wojsku, a to trwa już od dłuższego czasu, to natychmiast cisną mi się dwa pytania,

Po pierwsze, dlaczego poprzednicy obecnego ministra Siemoniaka, bez wytłumaczalnych przyczyn i uzasadnień wprowadzili do struktur wojskowych, takie ilości stanowisk generalskich, a ich mianowanie uzyskało przyspieszenie nieznane w żadnej armii świata. W armii poprzedniego okresu / z przed 1989 r / mimo 3-4 krotnie większego stanu osobowego, nie było nawet połowy generałów dwu i trzygwiazdkowych, nie licząc generałów jednogwiazdkowych. Teraz wystarczy być blisko ministra obrony, a nominacja jest zapewniona.

Po drugie, dlaczego nikt nie mówi ilu oficerów niższych stopni wojskowych zostanie objętych redukcją? Zawsze bowiem, do cywila razem z generałami odchodzą inni oficerowie i podoficerowie. W tym miejscu należy podkreślić, że to kolejne zamieszanie wokół wojska odbywa się za przyzwoleniem, a nawet z inspiracji obecnych najwyższych polityków polskich.

Pamiętajmy,że Siły Zbrojne to zbiorowy obowiązek, a nie partyjna czy ministerialna kombinacja

Warto w tym miejscu przypomnieć wypowiedzi pan prezydenta Komorowskiego, który trzy lata temu powiedział:Największym racjonalnym źródłem oszczędności w perspektywie dwóch, trzech lat, które jednocześnie zagwarantowałoby poprawę jakości wojska jest konsolidacja sił zbrojnych. Wojsko nie może być rozproszone w nadmiernej liczbie jednostek organizacyjnych, w znacznej mierze niezdolnych sprostać stawianym przed nimi zadaniom. Należy odrzucić założenie, jakoby mniejsza liczebnie armia zawodowa mogła zachować tę samą strukturę i organizację, jaka cechowała armię z poboru. Trzeba łączyć oddziały i związki taktyczne w formacje bardziej nasycone ludźmi i sprzętem.

 

W wojskach lądowych, na przykład, zamiast utrzymywać kilkanaście zdekompletowanych brygad, lepiej połączyć je w kilka brygad o wyższych stanach ukompletowania i większej zdolności samodzielnego działania, wydajniejszych szkoleniowo i operacyjnie i tańszych w utrzymaniu w przeliczeniu na jednego żołnierza. Szczególne znaczenie ma efektywność szkoleniowa, ponieważ stanowi ona podstawowy warunek profesjonalizacji sił zbrojnych. Konsolidacja organizacyjna wojska jest niewątpliwie skutecznym sposobem ekonomizacji procesów szkolenia”. Tyle słowa. Żadnej odpowiedzialnośći.Oznacza to nic innego, jak poszukiwanie oszczędności za wszelką cenę. Stare hasło, którym dawno temu, obecny prezydent tak chętnie się posługiwał „ARMIA MNIEJSZA, ALE SPRAWNIEJSZA” stało się niestrawnym, ale cel pozostał ten sam- WOJSKO POLSKIE NALEŻY DO TEGO STOPNIA ZMNIEJSZYĆ, BY W PRZYSZŁOŚCI MOŻNA BYŁO GO ZUPEŁNIE ROZWIĄZAĆ.

Jeżeli bowiem kiedyś z ust obecnego prezydenta RP słyszeliśmy:” Konieczne jest podjęcie działań mających na celu redukcję liczby garnizonów i przekształcenie największych z nich w bazy całych związków taktycznych. Projekt ograniczenia liczby garnizonów ze 120 do 20 nie wyczerpuje naszych możliwości. Ważne jest jednak przedstawienie precyzyjnego kalendarza realizacji proponowanych zdań, a nie jedynie ograniczanie się do niekonkretnego planowania”. A zatem nasza armia ma być rozmieszczona w 20 garnizonach, a może być ich jeszcze mniej, to perspektywy stają się czytelne. Ciekawie odczytywać należało przewidywaną przez prezydenta Komorowskiego lokalizacją rozmieszczenia tych wojsk. Oto, co w roku 2009 planował pan prezydent:” Z zagadnieniem tym wiąże się potrzeba stopniowego przejścia od dotychczasowego garnizonowego rozmieszczenia sił zbrojnych do koncepcji bazowej, czyli dyslokacji wojska w dużych bazach ulokowanych w okolicy poligonów i innych dogodnych miejsc ćwiczeń”. Z zagadnieniem tym wiąże się potrzeba stopniowego przejścia od dotychczasowego garnizonowego rozmieszczenia sił zbrojnych do koncepcji bazowej, czyli dyslokacji wojska w dużych bazach ulokowanych w okolicy poligonów i innych dogodnych miejsc ćwiczeń

Jednym słowem wojska należy wyprowadzić z garnizonów i rozmieścić w pobliżu poligonów, a koszty będą jeszcze niższe, gdy wojska będą w namiotach. Nie wiem, jak z tego stworzyć wojsko zawodowe, być może wzorce izraelskie będą tu do wykorzystania. Widziałem kiedyś na pustyni Negev pewną brygadę pancerną, ćwiczenia tam można było odbywać, ale w sytuacji, gdy nasze wojsko nie szkoli się, to codzienny dojazd do rodzin żołnierzom zawodowym, będzie trudny do zrealizowania. Jeszcze nie wszyscy mają samochody, a cena benzyny może przewyższyć miesięczne pobory.

Jednym słowem w takiej sytuacji zrealizowano kolejne przybliżenie do całkowitego rozłożenia naszego wojska. Trudno bowiem, poważnie brać pod uwagę informację, że w roku 2011 prezydent Komorowski opracował dla armii „Główne kierunki rozwoju”. Cóż bowiem ma znaczyć „całkowita przebudowa modelu funkcjonowania sił zbrojnych”? Czy na gruzach starego, ma rozpocząć się budowa nowej armii? Która to z kolei reforma?

W tej reformie chodzi jak zwykle o zmniejszenie wojsk, a przede wszystkim kosztów utrzymania. Autorzy zmian za cel swojego uderzenia przyjęli sztab generalny. Znane są oczywiście osoby i powody, dla których ta instytucja wojskowa, funkcjonująca w każdym liczącym się wojskowo państwie, znalazła się na cenzurowanym i została przeznaczona do likwidacji. Na ile to poprawi humory likwidatorom, to zobaczymy, ale jedno jest pewne, stan zdolności obronnej naszego państwa obniży się .

W nowym projekcie reorganizacji wojska mówi się głownie o tym, że ma być zlikwidowany sztab generalny i dowództwa rodzajów sił zbrojnych, a w ich miejsce mają powstać dwa równorzędne dowództwa. Jednym słowem będziemy mieli w wojsku dwóch równorzędnych dowódców, a nad nimi będzie dyletant wojskowy-minister obrony. Przypomina to czasy rzymskie, a co wówczas z tej dwuwładzy wychodziło, dobrze wiemy.

Dwaj równorzędni dowódcy będą chyba po to, by nie można znaleźć odpowiedzialnego za bałagan lub niepowodzenie. Ponadto dobrze pamiętamy, jak to w ostatnich latach kolejni szefowie resoru MON prześcigali się w tworzeniu nowych dowództw, dokonywali zmian lokalizacyjnych i uszczęśliwiali kolejnych dowódców generalskimi nominacjami. Nikt nie patrzył na koszty, nikt nie interesował się zasadnością decyzji czy też decyzjami kadrowymi. W walce z wdrożeniem cywilnej kontroli nad armią upolityczniono wojsko, a z wyższych oficerów uczyniono bezwolny element, zdolny za cenę generalskich szlifów uczynić każdy nawet najgłupszy krok. Decyzje każdorazowo były uzasadniane przez ludzi w mundurach, a kolejni redaktorzy w wojskowej prasie pisali propagandowe laurki. I w tym temacie nic się nie zmieniło. Zmiany firmuje trzygwiazdkowy generał w cywilu, a media dalej robią swoje. Takiego upolitycznienia w wojsku nie było nigdy i nawet w poprzednim systemie dowódcami nie zostawali oficerowie tylko ze względu na polityczne zasługi i osobiste znajomości.

W czyim interesie jest stosowana zasada doboru dowódców na odpowiedzialne stanowiska przez kolejnych ministrów według własnych ocen ? Kolejne reformy, czy jak ich nazywa się obecnie reorganizacje, bardzo mocno utrwaliły ten system, który owocuje niespotykaną w żadnym kraju NATO fluktuacją żołnierzy zawodowych. Generałów jest tak wielu w wojsku, że oni nawzajem nie znają się i nie mogą tego zrobić z tej przyczyny, że są często zwalniani wkrótce po nominacji .

Tymczasem mamy igrzyska. W Euro nie wiedzie nam się najlepiej, ale wiara jest olbrzymia. W zakresie obronności również media przekonały obywateli, że NATO nas obroni, a jej ciężka dywizja w razie zagrożenia przybędzie do nas zza oceanu. Z każdy rokiem brakuje nam pieniędzy na wszystko. Najłatwiej zabrać jest wojsku. W budżecie wstawi się odpowiednią sumę, a potem dokona przesunięcia, więc kolejne zmiany / redukcje / są konieczne . Trwa to już prawie dwie dekady.Za obecnego rządu, a szczególnie w okresie ministra Klicha był szczyt tych nieodpowiedzialnych procedur. Propagandowo wychodzi to nieźle. A faktycznie? Nikt tego nie sprawdza, a jedynie informacja ministra , poparta wypowiedziami premiera i prezydenta ma nam wystarczyć za wszystko. Nie wiem, dlaczego obywatele nie chcą wiedzieć, że nie mamy sil zbrojnych zdolnych do wykonania konstytucyjnych obowiązków, a jedynie skupiamy uwagę na zadaniach ekspedycyjnych. Rządzący twierdzą, że żadna agresja nam nie grozi. Oby w tym się nie mylili.

Michał Podobin