OD ZABORÓW DO TUSKA

Donald Tusk powinien mieć postawiony zarzut zdrady stanu mówi poseł PiS Stanisław Pięta. Platforma Obywatelska nie spełniła żadnych obietnic wyborczych, natomiast prowadzi ona kraj do stagnacji i regresu. Setki tysiące ludzi wyjeżdża, miliony są bez pracy. Platforma Obywatelska drastycznie podniosła podatki. Prowadzi pewną wojnę obyczajowo-kulturową – mówi w rozmowie z portalem Pressmix Stanisław Pięta. – Platforma chce toczyć spór ideowy, natomiast nie zajmuje się rozwiązywaniem konkretnych problemów ekonomicznych, czy też społecznych. Nie zajmuje się bezrobociem, ani służbą zdrowia. Za to wszystko zapłaci, ponieważ przyszedł tego najwyższy czas. Opozycja najczęściej formuje swoje wnioski w internecie. Dlatego, w celu przybliżenia historycznego spojrzenia na temat zdrady stanu ciekawym będzie zapoznać się z wywiadem jakiego udzielił w tygodniku „W sieci” / powrót do dawnej nazwy/ braciom Karnowskim Jarosław Marek Rymkiewicz.

Zamieszczamy skróty, a całość w tygodniku „ W sieci”.

HISTORIA ZDRADY WEDŁUG RYMKIEWICZA

OD ZABORÓW DO TUSKA

Jacek i Michał Karnowscy rozmawiają z pisarzem

JAROSŁAWEM MARKIEM RYMKIEWICZEM

 W sieci Rymkiewicz I

„Reytan. Upadek Polski”, pana ostatnia książka, przynosi tezę, że nie anarchia wewnętrzna, nie siła zewnętrznych mocarstw, tylko zdrada, na którą zdecydo­wali się niektórzy Polacy, spowo­dowała kres Rzeczypospolitej. Czy to znaczy, iż w pana ocenie, gdyby nie zdrada, to do upadku Polski by nie doszło?

Zdrada była u kresu dziejów Rze­czypospolitej. Można powiedzieć, że zdrajcy dobijali wtedy Polskę. To przypomina trochę to, co dzieje się dzisiaj, bo Polska też jest teraz dobijana. Ale były również głębsze przyczyny naszego ówczesnego upadku. Żeby je zrozumieć, mu­simy cofnąć się do XV i XVI w., kiedy zaczęła się nieprzemyślana ekspansja Polaków na wschód.

Nieprzemyślana ?

W tym sensie, że zajęcie Zadnieprza to nie był przemyślany po­mysł polityczny. Na wschodzie były ogromne puste tereny, które świetnie nadawały się do zago­spodarowania i ucywilizowania. Właśnie dlatego, że były puste, że to były Dzikie Pola, można się tam było fantastycznie wzbogacić. I właśnie to spowodowało tę spon­taniczną ekspansję magnackich rodów Zborowskich, Potockich, Wiśniowieckich. I wreszcie cała Rzeczpospolita z całą swą potęgą udała się na wschód, zamiast na zachód. O tym trochę pisałem w „Samuelu Zborowskim”.

A straty?

Skutki były fatalne, bo Rzeczpo­spolita nie była w stanie opanować militarnie tych terenów, co poka­zały wojny z Moskwą i wojny ko­zackie. Żeby zaprowadzić tam pol­ski porządek, spokojnie hodować bydło i eksportować zboże, trzeba było zdobyć Krym i stworzyć kor­don militarny od Krymu do Kijowa czy nawet kordon jeszcze dalej wy­sunięty na południowy wschód.

Dlaczego więc tego nie zrobiono? Przynajmniej na początku woli nie brakowało.

Polski nie było stać na taki wysi­łek militarny, a system wojskowy Rzeczypospolitej opierał się na po­spolitym ruszeniu, które nie było przeznaczone do tego, żeby trwale kontrolować zdobyte ziemie. Aby stworzyć kordon, który broniłby polskiej własności na wschodzie, potrzebna była wielka zaciężna armia, a tej nie było. Jedyną więc siłą, która broniła tych terenów, ogromnych majątków ziemskich, bydła i zasiewów, były prywatne wojska Potockich, Wiśniowiec­kich, Lubomirskich. To nie wy­starczało, zwłaszcza od chwili, gdy zaczęła się ekspansja moskiewska i gdy wybuchły wojny kozackie. Doskonale to jest pokazane przez Sienkiewicza w „Ogniem i mie­czem”, gdzie widzimy, jak książę Jeremi Wiśniowiecki, władca tam­tych ziem, ich faktyczny król, musi ustąpić ze swoich zadnieprzań- skich włości – bo nie jest w stanie ich obronić…………………

Jeśli tak na to wszystko spoj­rzymy, to będziemy mogli powie­dzieć, że upadek Rzeczypospolitej w wieku XVIII był nieunikniony – i że zadecydował o nim ten fatalny dziejowy błąd naszych przodków, którzy chcieli wypasać swoje by­dło nad brzegami Dniepru. Także więc i zdrada, która rozpleniła się w czasach Reytana i doprowadza do rozbiorów, była skutkiem tego dziejowego fatalizmu.

Jednak, co uderza w pana opowie­ści o Reytanie, to teza, że tylko szaleństwo pozwalało dostrzec tę zdradę i jej konsekwencje. Widzi ją Reytan, który przeciwstawia się pierwszemu rozbiorowi, do­konanemu w roku 1772, rozumie, co ona niesie, ale otoczenie uznaje go za chorego. Dlaczego inni nie dostrzegają tego, że podpisują ko­lejne wyroki na Rzeczpospolitą?

Gdzieś na początku drugiej po­łowy XVIII w., może nawet wcze­śniej, Polacy złożyli swój los, właściwie całkiem dobrowolnie, w ręce obcych potęg. To też trochę przypomina naszą obecną sytu­ację. I nawet ci szlachetni Polacy, którzy walczyli wtedy zbrojnie z Moskalami – myślę o konfede­ratach barskich – nie mieli już na­dziei na to, że ocalą Rzeczpospo­litą. Walczyli, bo ich szlacheckie cnoty oraz ich szlachecka religia kazały im walczyć. W1763 r. caryca Katarzyna postanowiła, że królem Polski będzie jej były kochanek, Stanisław August Poniatowski. Przekonała do tego, początkowo niechętnego jej pomysłowi, króla Prus Fryderyka Wielkiego. Ta para ustaliła wtedy, kto będzie królem Polaków. I nikt się temu nie dziwił, nawet dwaj wujowie Poniatow­skiego, dwaj Czartoryscy, z któ­rych jeden chciał zostać królem, też się z tym pogodzili. Przyjęto jako rzecz naturalną i oczywistą, że króla dla Polaków wybierają ru­ska caryca z pruskim królem.

Formalnie Stanisława Augusta wybierała szlachta.

Ale ten szlachecki wybór faktycz­nie polegał na zaakceptowaniu decyzji Katarzyny i Fryderyka. A teraz to kto decyduje o losie Polaków? Merkel może nie lubić Putina, ale w sprawie polskiej jakoś się chyba dogadują. Wokół War­szawy, gdzie odbywała się elekcja, stały wtedy rosyjskie pułki, które pilnowały, żeby szlachta się nie zbuntowała. Moskale zachowali nawet pewne pozory – gdy za­częła się elekcja, trochę się odsu­nęli, a ich pozycje zajęły prywatne wojska Czartoryskich. I szlachta w okopach na Woli wybrała króla, którego kazano jej wybrać. Można powiedzieć, że to już była zapo­wiedź tego, co miało wydarzyć się dziewięć lat później na sejmie rozbiorowym w roku 1773- Jawna zdrada sprawy narodowej została uznana za rzecz dopuszczalną i zgodną z porządkiem rzeczy.

 Reytan jest szaleńcem? No i jesz­cze jeden wątek – nie jest sam w oporze.

Nie ma żadnych świadectw, które mówiłyby cokolwiek o jego stanie psychicznym w kwietniu 1773 r., kiedy rzucił się na próg izby sej­mowej. Objawy szaleństwa za­uważono znacznie później. Ale w innym sensie już w kwietniu zachowywał się jak szaleniec, po­dobnie jak i ci jego sejmowi kole­dzy, którzy go wspierali. Teraz nie jest inaczej – kto protestuje prze­ciw ruskopruskiej władzy nad Po­lakami, ten jest szalony. I jeśli chce protestować skutecznie, musi być szalony.

Dlaczego w narodową pamięć za­padł właśnie Reytan ? Dlaczego to on stał się symbolem oporu?

Jego gest miał taką moc, taką straszną siłę, że natychmiast wbił się w pamięć – i nie tylko w pamięć narodową. W Reytana leżącego na progu wcieliła się cała duchowa siła polskiej wolności, duchowa siła wolnej polskiej szlachty, i on, leżąc na progu, tę siłę ujawnił. Wolność była istotą polskiego szlachectwa, a ponieważ to szlachta była wtedy Polską, jej wolność była w centrum polskiego istnienia. Reytan, uciele­śniając siłę szlacheckiej wolności, znalazł się więc w centrum pol­skiej historii. W korespondencji księcia Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”, wydanej w ostatnich latach XIX w., są bardzo ciekawe listy, które pisał do księcia jego generalny plenipotent płk Mikołaj Morawski. W jednym z tych listów, wysłanym z Mannheim w połowie maja 1773 r., Morawski informo­wał księcia, że tamtejsza elekto- rowa, przy stole, w czasie obiadu, chwaliła czyn Reytana, mówiąc, iż w obronie swojej wolności zacho­wał się jak rzymski rycerz. Działo to się cztery czy pięć tygodni po wydarzeniach warszawskich, po tym, jak on się rzucił na próg.

Tempo rozchodzenia się informa­cji niezwykłe!

Skoro mówiono wtedy o Reytanie w Mannheim, to z pewnością mó­wiono też o nim w Dreźnie, Mona­chium, Wiedniu. Co więcej, w Eu­ropie natychmiast zrozumiano znaczenie jego czynu – elektorowej z Mannheim nikt nie musiał tego podpowiadać, bo to było dla wszystkich jasne, że Reytan za­chował się właśnie tak, jak powi­nien się zachować rzymski rycerz. Może tylko Moskale w Warszawie nie rozumieli wtedy, że to patrzyli, było ujawnieniem polskiej cnoty dawnych Rzymian.

A w Polsce, kiedy się pojawia ta właśnie interpretacja?

Pierwszy zapis, który tę interpretację wyraźnie poświadcza mamy dopiero w „Panu Tadeuszu”. Na początku poematu Mickiewicz opisuje obrazki, które wisiały ścianach dworu w Soplicowie.  Pierwszy przedstawiał Kościuszkę,  który przysięga na krakowskim rynku – „miecz oburącz trzyma” Na drugim obrazku był wyobrażony Reytan. To są wersy 62-64 pierwszej księgi „Pana Tadeusza”.  Dalej w polskiej szacie/siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,/W ręku trzyma nóż, ostrzem  zwrócony do łona,/A przed nim  leży »Fedon« i żywot Katona”

Nie wiem, nie znalazłem nigdzie i informacji, czy takie obrazki, przedstawiające Reytana przebijającego się nożem, Mickiewicz widział w  litewskich dworach w latach swego dzieciństwa. Ale ważniejsze jest tu, co innego. Oto Mickiewicz j porównuje śmierć Reytana do śmierci Katona Młodszego, rzymskiego  wodza, który, nie chcąc poddać się  cezarowi, odstąpiony przez wszystkich, popełnił samobójstwo w oblężonej Utyce. Według ,,Żywotów” Plutarcha, Katon, przebijając  się mieczem, czytał Platońskiego „Fedona” – czyli rozmyślał o śmiertelności duszy. Innymi słowy Mickiewicz mówi, że Reytan zabił  się tak, jak zabijali się wielcy Rzymianie – i odsłania nam w sposób pochodzenie cnót  polskiej szlachty. W Soplicowie, według Mickiewicza, wisiał jeszcze  trzeci obrazek, przedstawiający Jakuba Jasińskiego i Samuela Korsaka broniących Warszawy w r 1794 – „Stoją na szańcach Pragi na stosach Moskali […] a Praga już  się wkoło pali”. Mamy zatem taką sekwencję: Kościuszko-Reytan ; Jasiński-Korsak. Reytan jest w pokazany jako jeden z polskich rycerzy – choć to był człowiek cywilny, Mickiewicz uważał go za żołnierza Rzeczypospolitej

I nie ma znaczenia, że kona w ko­mórce przy dworku, popełniając, w obłędzie, samobójstwo?

 Według Mickiewicza samobój­stwo Reytana było czynem Ka­tona Młodszego, a więc czynem rycerskim. W tym miejscu „Pana Tadeusza” jego autor mówi nam jeszcze coś takiego: każdy z was jest żołnierzem Rzeczypospolitej – i właśnie tak macie się traktować. To ważna nauka, szczególnie teraz, kiedy Rzeczpospolita jest niemal bezbronna. Podobnie było w okre­sie konfederacji barskiej. Rzeczpo­spolita miała wtedy 10 tys. wojska, a w dodatku było to wojsko kró­lewskie, a więc używane do pacyfi­kacji konfederatów, czyli w celach zdradzieckich.

To przestroga?

Tak, to przestroga. Polska musi mieć potężną armię, bo ma po­tężnych, zaborczych i okrutnych sąsiadów. W tej kwestii – zabor­czości i okrucieństwa – nic się nie zmieniło od II wojny światowej, czyli od roku 1945, i nie należy się łudzić, że kiedyś coś się zmieni. Li­kwidowanie armii jest zatem rów­noznaczne z likwidacją Rzeczypo­spolitej. Polska musi też mieć broń odstraszającą. Dobrobyt obywateli to jest ważna rzecz, ale armia jest ważniejsza, bo to może być sprawa życia albo śmierci. Jeśli będziemy myśleć tylko o naszym codzien­nym dobrobycie, jeśli tylko nim będziemy się zajmować, to potem na ratunek może być za późno. Wtedy to może być tak, że znów trzeba będzie rzucić się na próg, a i to nic już nie pomoże.

Reytan rzuca się na próg, choć też już wie, że na ratunek jest za późno?

Można nawet powiedzieć, że rzu­cił wtedy na próg swoje życie, bo to, co zrobił, groziło mu śmiercią. I rzeczywiście otarł się wtedy, w kwietniu 1773 r., o śmierć. Zary­zykował więc życie, choć było już za późno, żeby coś zmienić. Wszy­scy już bowiem wiedzieli, że Rze­czypospolitej nie da się uratować. Pierwszy rozbiór zakończył się faktycznie w styczniu 1773 r., gdyż to wtedy trzy mocarstwa zabrały to wszystko, co miały zabrać, te ka­wałki Rzeczypospolitej, które same sobie przyznały. Polski sejm miał to tylko zalegalizować i uczynił to ostatecznie we wrześniu 1773 r.

Dlaczego zaborcom tak zależało na legalizacji zaborów? Pierw­szego i późniejszych? Dlaczego chcieli tej pieczęci, nawet jeśli przystawionej pod bagnetami?

Chodziło im zapewne o coś, co dzisiaj nazwalibyśmy propagandą na użytek europejski. Władcy trzech mocarstw chcieli powie­dzieć Europie, że niczego nam nie zabrali, ponieważ to sami Polacy wszystko im oddali i zgodzili się na likwidację swojego państwa. Ale była i głębsza przyczyna tych wszystkich zabiegów, które miały doprowadzić do zalegalizowania wprzód pierwszego rozbioru, a po­tem dwóch następnych. Trzem za­borcom chodziło w istocie, choć może nie zdawali sobie z tego do końca sprawy, o zalegalizowanie, w sferze polityczności, zwierzę­cych praw natury, o to zatem, aby jakieś argumenty prawne, a w kon­sekwencji moralne, usprawiedli­wiły pożeranie słabszego zwierzę­cia. Tym słabszym zwierzęciem była wówczas Rzeczpospolita.

I w tym to miejscu wyjawia nam się głęboki sens działania Reytana. On przecież dobrze wiedział, że nie ma żadnych szans na powstrzyma­nie czy cofnięcie rozbioru, który już się faktycznie dokonał. Cho­dziło mu więc tylko o to, żeby sami Polacy nie wyrazili na to zgody – żeby zwierzęca dzikość i zwierzęce okrucieństwo nie zatriumfowały nad prawem wolnych Polaków do wolnego istnienia – czyli nad wolnością, która, według Polaków, była im darowana przez Boga. Te­raz chodzi dokładnie o to samo.

W jakim sensie?

Chodzi o to, że nie możemy zgo­dzić się dobrowolnie na rezy­gnację z naszego polskiego ist­nienia – czyli z naszej polskiej wolności, która nie jest naszym pomysłem, naszą intelektualną koncepcją, naszym urojeniem, lecz została nam przed wiekami – przedwiecznie – darowana. Celem wściekłej, zwierzęcej, antypolskiej propagandy, z którą mamy teraz do czynienia, jest przekonanie i zmuszenie Polaków, żeby sami się zlikwidowali, przestali być  Polakami, zrezygnowali ze swojej polskości – a to znaczy, ze swojej wolności. Ta propaganda, skierowana przeciwko naszemu istnieniu, mówi nam, że Polak to jest jakiś stwór nikczemny, nieudany, podrzędny – już nie człowiek, lecz jakiś podczłowiek. Istnienie takiego podłego i brzyd­kiego stworu, mówi dalej ta pro­paganda, zaprzecza wysokim wartościom produkowanym przez europejskich nadludzi, a zatem pokraczny polski stwór powinien wstydzić się, że istnieje, a wsty­dząc się samego siebie, gardząc swoim polskim istnieniem, po­winien sam się zlikwidować – jak najszybciej wyrzekając się swojej polskości. I o to w tym wszystkim, w tej wściekłej i rozwścieczonej antypolskiej propagandzie, wła­śnie chodzi – żeby Polacy wyrze­kli się samych siebie i żeby w miej­scu polskiego istnienia pozostała pustka.

I w tę pustkę coś wejdzie?

 Przekonanie, że zwierzęce skłon­ności naszych sąsiadów należą do przeszłości, jest błędne. Polak, który zrezygnuje ze swojej pol­skości i przestanie być Polakiem, nie stanie się, jak to mu się teraz obłudnie wmawia, kimś lepszym, jakimś kandydatem na Europej­czyka – przeciwnie, zostanie czy­imś niewolnikiem. Aby do tego doprowadzić, aby wymusić rezy­gnację z polskości i zmienić Pola­ków w plemię niewolników, kiedyś zakładano obozy koncentracyjne i przeprowadzano uliczne egzeku­cje, dzisiaj, ponieważ w Europie na razie nie może być wojen, używa się w tym celu przemocy edukacyj­nej oraz medialnej. To jest słabsze niż przemoc fizyczna, ale też skut­kuje. Trzeba także pamiętać, że ta stopniowa likwidacja polskości, z którą mamy teraz do czynienia, to nie jest tutejszy pomysł. To jest wymyślone gdzie indziej, a realizo­wane tutaj przez Polaków, którzy, gardząc Polską, nie chcą być Pola­kami – i pewnie już nie są.

Na ile los naszych przodków, doświadczających upokorzenia i upadku, na ich oczach, wielkiego państwa, jest aktualną i dziś przestrogą?

Konfederaci barscy nosili pierście­nie z krwawnikami, na których wyryte były dwa hasła – z jednej strony „Pro lege et patria”, a z dru­giej „Pro fide et Maria”. Po jednej stronie: za prawo i ojczyznę, po drugiej: za wiarę i Maryję. A prze­cież nasze hasła, te, pod którymi teraz, po blisko 250 latach, dobi­jamy się niepodległości, brzmią identycznie. Chcemy ojczyzny i prawa, chcemy wiary i Maryi. Polacy przez 250 lat ani trochę się nie zmienili. Wciąż chcą tego samego – wciąż chcą mieć Polskę i wciąż chcą być Polakami. A je­śli tak właśnie możemy to ująć – a wydaje mi się, że ja to dobrze, tę identyczność naszych polskich haseł, odczytuję – no to oznacza to, iż los naszych przodków, którzy na własne oczy widzieli upadek Rzeczypospolitej, nie jest, a na­wet nie może być dla nas jakąś przestrogą czy nauką. Historia niczego nas nie uczy – a jeśli cze­goś uczy, raczej żąda, niż uczy – to tylko wierności. Jest bowiem tak, że ich los jest naszym losem i my ich los, czy chcemy tego, czy nie chcemy, powtarzamy. Bo jesteśmy tacy sami jak oni, a nawet można powiedzieć, że jesteśmy nimi – jak oni byli nami. Może nie wszystkim, ale mnie taka wiedza o Polsce jest koniecznie potrzebna – że jestem jednym z nich, konfederatów barskich, i oni przekazali mi dar wolności.

POLSKA MUSI MIEĆ POTĘŻNĄ ARMIĘ, BO MA POTĘŻNYCH, ZABORCZYCH I OKRUTNYCH SĄSIADÓW

Zagrożenia są teraz podobne?

Utrata niepodległości nie jest już tylko zagrożeniem. To się doko­nuje na naszych oczach, bardzo podstępnie, bo niemal niewi­docznie. I jest to niewątpliwie operacja przeprowadzana bardzo konsekwentnie. Na ile skutecznie, to już inna sprawa. Nie bę­dzie oczywiście tak, że Polska na­gle zniknie bez śladu – obudzimy się pewnego dnia rano i dowiemy się z telewizora, że już jej nie ma i nigdy nie będzie, a może nawet nigdy nie było. Raczej będzie to wyglądało tak, że będzie znikać powoli – będzie jej coraz mniej i będzie coraz słabsza, coraz gorzej rządzona, aż wreszcie gdzieś w jakiejś Brukseli, zadecydują, że twór tak słaby i niepotrzebny nie może istnieć i trzeba go z czymś  połączyć lub do czegoś włącz Ktoś się przychyli do tej prośby o  zlikwidowanie i wkroczą jak siły porządkowe – jak w XVIII czarni pruscy huzarzy lub rosyjscy jegrzy. Nie daj Boże, żeby tak stało, ale to jest możliwe.

Jak możemy się temu przed stawić?

Już o tym mówiliśmy – trzeba przekonywać Polaków, że są żołnierzami Rzeczypospolitej – muszą  jej bronić, bo bez nich ona upadnie, a bez niej ich nie będzie. Reytan, nie ten heroiczny Reytan  z obrazu Jana Matejki, ale Reytan prawdziwy – pan z brzuszkiem, z dwoma podbródkami w wieku niemal średnim, troch łysiejący – to dobry przykład. Te XVIII-wieczny przykład mówi nam, że każdy, kto kocha wolność i  kto chce być wolny, każdy polski szlachcic – a każdy z nas jest polskim szlachcicem – może stać się żołnierzem Rzeczypospolitej Każdy – trzeba tylko być przy tym trochę szalonym. Odrobina szaleństwa jest w tej sprawie nie­zbędna.

Wypowiedz się