JAK ZMIENIĆ SIEBIE, ABY ZMIENIĆ OTACZAJĄCĄ RZECZYWISTOŚĆ ?

Mądrość 2

Publikujemy komentarz  NANY, obecnie już nie istniejący, do tekstu na linku: http://votan9.neon24.pl/post/127825,przemiany-swiadomosci-kluczem-do-zmiany-rzeczywistosci#comment_1253991 pod nadanym adekwatnym do treści tytułem. Warto przeczytać i tekst na linku i odnoszący się do niego, poniższy komentarz, które przedstawiają odmienne spojrzenie na otaczająca rzeczywistość. Tekst jest   kontynuacją serii  na temat postrzegania otaczającej rzeczywistości i kierunków rozwoju duchowego.

Redakcja KIP

————-

Wszystko prawda, co do słowa. I co z tego? Najważniejszego nie ma w tekście, mianowicie: co zrobić by ludzka głowa sama z siebie chciała dokonać na sobie transformacji?

Wszytko już wiemy, ale nic nie rozumiemy. Dlaczego?

Ponieważ jest to wiedza zewnętrzna, która do naszego wnętrza nie ma jak dotrzeć. Ktoś zadbał o to, żeby ona dotrzeć nie mogła.

Nie jest możliwa dogłębna analiza tych wszystkich prawdziwych i wspaniałych teorii zawartych w notce, ponieważ ludzie nie mają czym tej analizy zrobić. Ktoś zadbał o to, by było to niemożliwe. Więc zamiast teorie, ludzie muszą szukać rozwiązania w sobie samych.

Wszystkie odpowiedzi na pytania, jakie ma człowiek znajdują się w nim samym. To znaczy, że jeśli ktoś nie jest zdolny zadać pytania samodzielnie, nie jest zdolny także szukać na nie odpowiedzi.

To, co jest w człowieku, choć może nieuporządkowane i nieświadome, rodzi właśnie te pytania. Mają one za zadanie wprowadzić pewien porządek, czyli właściwie połączyć wgrane przez Matkę Naturę schematy, niczym na płytce elektronicznej.

Człowiek nie może wymyślić nic, czego sobie nie jest w stanie wyobrazić. Tak samo ma się rzecz ze zrozumieniem. I nie da się tego na nikim wymusić. Człowiek musi na bazie wolnej woli sam tego chcieć.

Więc najpierw musi powstać w człowieku wewnętrzne życzenie zrozumienia danego aspektu, a potem jego mózg może wykonać dostępne mu obliczenia analityczne i jako wynik końcowy podać rozwiązanie.

W zależności od posiadanych danych bazowych rozwiązanie wygląda tak a nie inaczej. I choć każdy ma jakiś projekt innego rozwiązania, to jednak na bazie wartości uniwersalnych możliwe jest osiągnięcie danych końcowych w stopniu optymalnym, na zasadzie eliminacji i porównań.

Człowiek kształtowany jednostronnie ma niewielkie możliwości analityczne i tu nie da się nic zrobić. On po prostu pewnych rzeczy nie będzie mógł zrozumieć. I co najgorsze, nie nauczy się ich także w sposób właściwy.
Dlaczego?
Otóż, człowiek na przestrzeni własnego życia podlega cyklom rozwojowym.

Nie nauczysz się dziś tego samego i tak samo jak tego, czego powinieneś nauczyć się wczoraj. Dziś to już nie wczoraj i człowiek jest dziś inny niż był wczoraj. Jego umysł jest inny niż był wczoraj, jego możliwości, stojące przed nim też są inne.

Należy żyć w rzeczywistości, to znaczy tu i teraz, i dopiero wykorzystanie jej w sposób właściwy daje człowiekowi możliwość odpowiedniego rozwoju i osiągnięcia właściwego na dany odcinek czasu/życia pułapu.

By to było możliwe, człowiek musi mieć jakieś punkty odniesienia, i te punkty muszą być stosunkowo stale.

Indianie północnoamerkańscy wychowywali swoje dzieci tak, że do siódmego roku życia kształtowała je matka i żeńska część plemienia, by wyrobić w dziecku zarówno empatię, miękkość odczuć właściwych kobietom, jak i ugruntować poczucie bezpieczeństwa, jakie daje tylko matka.

Potem dziecko przechodziło do grupy rówieśników i zajmowały się one zabawami głównie między sobą, ale stopniowo pod coraz większym wpływem męskiej populacji plemienia. Jeżeli chodziło o chłopców.

Dziewczynki były kształtowane przez matki i nie miały problemu z identyfikacją z własną płcią i późniejsza rolą żon i matek.

Czyli wszystko miało swój uzasadniony i sprawdzony przez wieki porządek.
To były te punkty orientacyjne, pozwalające młodej psychice dziecka zbudować na ten siatce połączeń nerwowych własną tożsamość.
Człowiek był indywidualny, ale na bazie przynależności do grupy. I to jest właściwe postrzeganie siebie w kontekście do otoczenia.
Z jednego wynika drugie i nigdy nie będzie inaczej.

Obecnie mózg ludzki został rozbity na atomy. Ludzie nie potrafią nic ogarnąć spójnie Nawet własnej płci. Nic nie jest konstant, wszystko względne i człowiek nie ma żadnych punktów orientacyjnych.

Spowodowało to odebranie wolnej woli człowiekowi. Ludzie nie wiedza teraz, czego mieliby bronić. Nie wiedzą tego. Nie mają żadnych wartości wewnętrznych będących wartymi obrony.

Nie ma cnoty, nie ma czci, nie ma honoru. Nie ma słowności, nie ma uczciwości.
I choć brak tych cech stwarza pewne pole do bezkarnej ekspansji, to jednak skutki tej ekspansji są dla człowieka zgubne.

Brak cnoty powoduje rozwiązłość; dziewczynki przyuczane są do roli prostytutek, nawet gdy wyjdą za mąż. One spółkują z mężem po to, by ten na nie pracował i je nagradzał prezentami niczym kurtyzanę.

Brak czci powoduje brak autorytetów. Nie ma możliwości orientować się na czyimś przykładzie. Jest nieustanna improwizacja i unikanie odpowiedzialności za błędy.

Brak honoru z kolei powoduje, że człowiek godzi się na byle co, sam siebie degradując do roli byle czego. Nie ma poczucia wartości własnej, nie szanuje więc innych i miejsce ma wzajemne sobą pomiatanie.

Brak słowności powoduje, że człowiek na niczym i nikim polegać nie może. Jest więc wyodrębniony ze społeczności i choć żyje w grupie zmuszony jest nieustannie się od niej odgraniczać, jako że ani on grupy ani grupa jego nie może brać poważnie – słowa nic nie znaczą i do niczego nie zobowiązują.

Zaś brak uczciwości pozbawia ludzi moralnego kręgosłupa. Oszukując każdego wokół człowiek sam staje się obiektem oszustwa.

I tym sposobem mamy współczesny świat.
Co robić?
Co robić?
Co robić?

Naprawiać siebie krok po kroku! Dzień po dniu. Godzina po godzinie.
Eliminować z własnego postępowania elementy niewłaściwe.
Zacząć żyć uczciwie.
Zacząć żyć godnie, z honorem.
Zacząć szanować siebie i bliźnich.
Być człowiekiem słownym, dotrzymywać słowa.

Przestać oglądać filmy powodujące totalne zamieszanie w mózgach. Tylko filmy przyrodnicze, a i to warunkowo. Obecnie także i te filmy są skażone tzw. komentarzem spikera, który wykrzywia pokazywany przekaz głosem zawierającym fałszywe emocje.

A więc raczej może spacer po parku i patrzenie w chmury? A więc może raczej patrzenie na nagie gałązki drzew o oczekiwaniu pięknej wiosny?
Czyli odbieranie rzeczywistości bez jej interpretacji.
Dlaczego?
Po to, żeby mózg miał szansę się przeprogramować, uspokoić, wyrównać i skoordynować fale, bioprądy tak, by stanowiły one siatkę działającą harmonijnie, a nie były splątane i dawały przypadkowe wyniki.

Matka Ziemia nieustannie się regeneruje, nieustannie naprawia i oczyszcza. Człowiek Jej nic nie może zaszkodzić, człowiek może zaszkodzić tylko sam sobie. Matka Ziemia zawsze może pomóc człowiekowi pod warunkiem, że człowiek tego zechce.

Nie narzucać Jej własnych pomysłów. Obserwować, co Ona ma do zaoferowania. I jest to bardzo, bardzo wiele. Same cuda!!!
Matka Ziemia człowieka wydała i człowiek może tylko u niej znaleźć schronienie i pomoc.

Nie ma takich fachowców, którzy byliby w stanie naprawić ludzkie mózgi.

Naprawianie ludzkich mózgów przez ludzkich fachowców skutkowało by przerabianie ludzi na jedno kopyto, według możliwości i pomysłów takich fachowych naprawiaczy. Czyli byłoby jeszcze większym psuciem.

Bioprądy w mózgu zakłócają telefony komórkowe, wizualne przekazy podprogowe emitowane w telewizji i przez komputery. A więc to należy odrzucić na jakiś czas, aż człowiek nauczy się rozróżniać i te rzeczy nie będą już mu szkodzić.

Kiedyś dzieci robiły sobie przerwy między wspólnymi zabawami, siadały gdzieś w jakimś wybranym czy ulubionym miejscu i NIE ROBIŁY NIC. ICH DUSZE JEDNOCZYŁY SIĘ Z MATKĄ ZIEMIĄ, USPAKAJAŁY, DOSTRAJAŁY DO MATKI ZIEMI. To był bardzo ważny proces w dziecięcym procesie dorastania.

Obecnie tego nie ma, dzieci przebywają w skorupach domów, odgradzających ich od Matki Natury. A więc ich i mózgi nie mają szans skorelować się z Siłą, Która je Stworzyła. Skazane są więc na surogaty w postaci programów wgrywanych w dziecięce głowy przez niszczące siły demoniczne.

Mieszkam wygodnie, ale skromnie. Nie ma czego u nas ukraść, a więc nie musimy obawiać się złodziei.

Ogrodu mamy tyle, ile potrzebujemy, nic nie siejemy dla zysku czy zarobku. Ziemia nam dana służy nam do przeżycia. Współpracujemy z nią, ale jej nie wykorzystujemy dla pieniędzy.

Nie mordujemy kretów by mieć równe trawniczki.
Nie mamy kotów, bo chcemy dać miejsce lęgowe jak największej ilości ptaków. Poza tym część piskląt i tak zjadają wiewiórki, których jest u nas kilka w okolicy.

Zostawiamy połacie łąki niekoszonej, żeby rośliny same między sobą rozgrywały, które przeżyją a które nie. I tym samym przynależące do nich owady, a więc i ptaki owady zjadające. To się zmienia nieustannie, co roku jest inaczej, ale zawsze w jakiejś równowadze.

Gdy wychodzę na dwór to czuję, jakbym wchodziła do domu, do siebie, do czegoś znajomego i przyjaznego. By to osiągnąć trzeba mi było dziesięć lat. Teraz mogę powiedzieć, że kocham wiatr, słońce, powietrze, deszcz, błoto na kurzym wybiegu, kaczkę na szczycie obórki, sikorki w świerkach…

Nie ma nic, co mi przeszkadza i ja mam nadzieję, że też nikomu/niczemu nie przeszkadzam.

Kiedyś, na początku, gdy poszliśmy poza dom i tam jakiś ptak śpiewał, to on śpiewać nagle przestawał, gdy się zbliżyliśmy.
Teraz możemy sobie chodzić, gdzie chcemy, ptaki śpiewają i śpiewu nie przerywają.

Dostroiliśmy się do otoczenia i ono nas przyjęło.
To jest piękne uczucie. Nie ma w nim miejsca na ludzkie wymysły. Jest wzajemny respekt i poszanowanie wzajemnych potrzeb i praw.

Urodziłam się i wychowałam w mieście. Żyłam w bardzo dużym mieście. Nie miałam pojęcia, że można żyć tak, jak robię to obecnie. Po prostu pozwoliłam, by to się stało.

I wiem, że każdy człowiek, niezależnie od tego, gdzie żyje, musi pozwolić, by jego przeznaczenie pokazało mu jego miejsce, by dostał on, człowiek, możliwość rozwoju swojej sfery duchowej i mentalnej tak, by żył w harmonii ze sobą samym i otoczeniem.

Nie ma przy tym znaczenia, czy tym otoczeniem są cudnie pachnące świerki czy sąsiedzi z klatki schodowej. W sumie świerki i sąsiedzi to to samo. Wszyscy jesteśmy JEDNYM. Nie ma między nami różnicy i niepotrzebnie na siłę się do siebie odgradzamy. Nic to nie da i nic to nie zmieni.

Prawdą jest, że jesteśmy JEDNYM i czas to zrozumieć i zaakceptować.

Matka Ziemia uzdrowi nas wszystkich, gdy tylko pozwolimy Jej na to. Otwórzmy się na życie w jego czystej postaci.

Problemy nie istnieją pod warunkiem, że ich sobie sami nie stworzymy. Nie musimy ich sobie stwarzać a tym, którzy nas do tego zmuszają możemy pokazać ich miejsce – w piekle.

Matka Ziemia nas uleczy. Matka Ziemia nam wszystko wybaczy. Wybaczmy więc też sami sobie i sobie nawzajem. To będzie ten właściwy początek.

link

nana 06.12.2015 11:56:36

Wypowiedz się