17.09.1939 – AGRESJA ZWIĄZKU SOWIECKIEGO NA POLSKĘ

Jutro, 17 września będziemy wspominać kolejną rocznicę agresji ZSRR na Polskę. W 1939 roku Związek Sowiecki łamiąc pakt o nieagresji, wspólnie z Niemcami rozpoczął II Wojnę Światową. Nie przysłoni tego moskiewska propaganda, że dla Stalina początkiem wojny był dopiero napad ich  sojusznika –Niemcy- na  jego kraj w 1941 roku, bowiem zanim do tego doszło z rąk sowieckiego żołnierza ginęli żołnierze i ludność cywilna Polski i Finlandii, a kraje nadbałtyckie znalazły się też pod okupacją stalinowską.

Jeżeli dopiero teraz, ta okrutna dla naszego narodu prawda dociera w coraz pełniejszych obrazach, to nie dopuszczajmy do tego, by rozmiary tej prawdy były ograniczane bieżącymi potrzebami politycznymi rządzącej elity. Winni jesteśmy młodemu pokoleniu ukazać całą prawdę, bez przejaskrawień i bez tuszowania brutalnego zachowania tych, co w roku 1945 ponowienie wkraczając na ziemie polskie, objawiali się światu w roli wyzwolicieli. Ta „wyzwolicielska misja” posiadała różne barwy, ale często byli to ci sami żołnierze i ich dowódcy.

Godnym zauważenia jest tekst Leszka Pietrzaka z „Uważam Rze”, który przybliża nas do prawdy i jest w pewnym sensie hołdem oddanym naszym rodakom, którzy w tamte wrześniowe dni stanęli do nierównej walki i zaatakowani przez Niemcy z zachodu, musieli również znosić wiarołomstwo wschodniego sąsiada- Związku Sowieckiego.

Tadeusz Polak

Rosja agresja 17 .09

Była godzina czwarta ra­no 17 września 1939 r., gdy Armia Czerwo­na przystąpiła do wy­konania rozkazu nr 16634, jaki poprzedniego dnia wydał ludowy komisarz obrony Związku Sowieckiego marszałek Kliment Woroszyłow. Brzmiał on krótko: „Uderzyć o świcie siedem­nastego!”. Sowieckie wojska liczą­ce sześć armii, uformowane w dwa fronty: białoruski i ukraiński, przy­stąpiły do zmasowanego uderze­nia na wschodnie tereny II RP. Łącznie do ataku ruszyło pra­wie 620 tys. żołnierzy. Wspierało ich 4,7 tys. czołgów i 3,3 tys. samo­lotów, prawie dwa razy więcej od tego, czym dysponował nie­miecki Wehrmacht, atakując 1 września Polskę.

Wkraczający do Polski sowieccy żołnierze zwracali uwagę swoim wy­glądem. Halina Balcerak, mieszkan­ka ówczesnej Dzisny w wojewódz­twie wileńskim, opisała ich następu- jąco: „byli dziwni, małego wzrostu, na krzywych nogach, brzydcy i mieli na głowach te dziwne czapki, a na nogach szmaciane buty. Byli strasznie głodni!”. Ale w ich wyglą­dzie i zachowaniu było coś, co znacznie bardziej zwracało uwagę miejscowej, polskiej ludności. To zoologiczna nienawiść do wszyst­kiego, co kojarzyło im się z Polską, wypisana na ich twarzach i stale obecna w ich języku. Można było odnieść wrażenie, że tą nienawiścią od dawna byli obficie „karmieni” i dopiero teraz mogli ją wyrazić.

Sowieccy żołnierze mordowali polskich jeńców, masakrowali pol­ską ludność cywilną, niszczyli, pali­li i grabili. Za jednostkami liniowy­mi prawie natychmiast wkroczyły do Polski specjalne grupy opera­cyjne NKWD, mające zwalczać „polskiego wroga” na zapleczu so­wieckiego frontu. Dostały za zada­nie przejąć najbardziej newralgicz­ne elementy infrastruktury pol­skiego państwa na opanowanych przez Armię Czerwoną terenach. Zajmowały budynki urzędów pań­stwowych, banki, drukarnie, redakcje gazet, konfiskowały papiery wartościowe, archiwa i dobra kul­tury materialnej. Dokonywały aresztowań i zatrzymań Polaków na podstawie przygotowanych uprzednio list proskrypcyjnych i bieżących donosów swojej agen­tury. Wykrywały i ewidencjonowa­ły żołnierzy polskich służb, parla­mentarzystów, urzędników, działa­czy polskich partii i organizacji spo­łecznych. Wielu z nich zostało od razu zlikwidowanych, nie mając nawet szansy dostać się do sowiec­kich więzień i obozów, i zachować, przynajmniej teoretycznie, szansę na przeżycie.

„Zdelegalizowani” dyplomaci

Pierwszymi ofiarami sowieckiej napaści byli polscy dyplomaci re­prezentujący nasz kraj w Związku Sowieckim. Osobiście odczuł to am­basador RP w Moskwie Wacław Grzybowski, który o godzinie 12.00 w nocy, z 16 na 17 września 1939 r., został pilnie wezwany do Narko- mindiełu – Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, gdzie zastęp­ca ministra Wiaczesława Mołotowa Władimir Potiomkin usiłował wrę­czyć mu sowiecką notę uzasadnia­jącą atak Armii Czerwonej. Grzy­bowski pisma nie przyjął, wskazu­jąc, że Sowieci pogwałcili wszelkie umowy międzynarodowe. Potiom­kin brutalnie stwierdził, że nie ist­nieją już państwo polskie i polski rząd, a dla pełnej jasności objaśnił jeszcze Grzybowskiemu, że od tej chwili nie przysługują im żadne tytuły dyplomatyczne i będą trak­towani przez sowieckie władze wyłącznie, jako grupa Polaków w Związku Sowieckim, która za czyny niezgodne z prawem mo­że zostać osądzona przez miejscowe sądy. Niebawem się okazało, że sowieckie władze wbrew genew­skiej konwencji chronią­cej dyplomatów, usiłują uniemożliwić im ewaku­ację do Helsinek, a na­stępnie aresztować.

Prośby kierowane do szefa sowieckiego MSZ Wiaczesława Mołotowa przez zastępcę dziekana korpusu dy­plomatycznego w Mo­skwie, ambasadora Włoch Augusta Rosso, pozostawały bez reakcji.

Polskich dyplomatów postanowił w końcu ura­tować ambasa­dor III Rzeszy w Mo­skwie Friedrich-Wemer von der Schulenburg, wymuszając na sowiec­kim rządzie zgodę na ich wyjazd.

Rosja agresja wrzesien 17 marsz

 

 

Zanim do tego doszło, w Związku Sowieckim wydarzyły się inne, o  wiele bardziej drama­tyczne historie z udzia­łem polskich dyploma­tów. 30 września w Kijowie polski konsul Jerzy Matusiński został wezwany do miejscowego przedstawiciel­stwa Narkomindiełu. Była prawie północ, gdy Matusiński w towarzy­stwie dwóch swoich szoferów: Jó­zefa Łyczka i Andrzeja Orszyńskiego, wyszedł z budynku polskiego konsulatu i wsiadł do samochodu. Od tej chwili ślad po nim zaginął. Gdy o jego zniknięciu poinformo­wano przebywających jeszcze w Moskwie polskich dyplomatów, ci jeszcze raz poprosili o pomoc dziekana korpusu Agusta Rosso, który udał się w tej sprawie do Mołotowa. Ten odpowiedział włoskie­mu dyplomacie, że najprawdopo­dobniej konsul Matusiński wraz ze swoimi szoferami uciekł do które­goś z sąsiednich krajów. W sprawie Matusińskiego nic nie zdziałał rów­nież niemiecki ambasador Schu­lenburg. Dopiero w lecie 1941 r., gdy sowieckie władze zaczęły zwalniać Polaków z lagrów, a gen. Władysław Anders rozpoczął tworzenie pol­skiego wojska w ZSRR, w jego sze­regach znalazł się były szofer kon­sula – Andrzej Orszyński. Według relacji, jaką pod przysięgą złożył polskim władzom, wszyscy trzej zo­stali wówczas aresztowani przez NKWD, a następnie przetranspor­towani do więzienia na Łubiance. Tylko przypadek sprawił, że Or­szyński nie został potem rozstrzela­ny. W lecie 1941 r. polska ambasada w Moskwie kilkakrotnie zwracała się do sowieckich władz w sprawie zaginionego konsula Matusinskie- go i zawsze otrzymywała odpo­wiedź: „Nie jest w naszych rękach”!

Represje dotknęły także pracow­ników innych polskich konsulatów w Związku Sowieckim. Konsulato­wi w Leningradzie nie pozwolono przekazać gmachu i całego „dobyt­ku”, jakim dysponował, pod opiekę innemu konsulowi, a NKWD siłą wyrzuciło polski personel z budyn­ku. Z kolei pod placówką w Mińsku urządzono demonstrację „oburzo­nego ludu”, w trakcie której doszło do poturbowania polskich dyplo­matów i ograbienia ich przez „de­monstrantów” z rzeczy osobistych. Dla Sowietów nie było już Polski i polskich dyplomatów. Nie istniało też międzynarodowe prawo. To, co we wrześniu 1939 r. przytrafiło się przedstawicielom państwa pol­skiego w Związku Sowieckim, było prawdziwym ewenementem w hi­storii światowej dyplomacji.

 

 

Rozstrzelana armia

Już w pierwszych dniach po wkroczeniu do Polski Armia Czerwona dopuszczała się zbrodni wojennych. W pierwszej kolejności dotyczyły one polskich oficerów i żołnierzy. Rozkazy Armii Czerwo­nej pełne były apeli kierowanych do polskiej ludności cywilnej nawo­łujących do mordowania polskich żołnierzy, których przedstawiały jako jej wrogów. Zachęcano również zwykłych żołnierzy do mordowania oficerów. Takie rozkazy wydawał m.in. dowódca frontu ukraińskiego marszałek Siemion Tymoszenko. To była wojna prowadzona wbrew międzynarodowemu prawu i wszelkim konwencjom wojennym. Dzisiaj nawet polscy historycy nie są w stanie wiarygodnie ocenić skali sowieckich zbrodni we wrze­śniu 1939 r. 0 wielu przypadkach bestialstwa i brutalnych morder­stwach na polskich żołnierzach mo­gliśmy się dowiedzieć dopiero po kilkudziesięciu latach, dzięki re­lacjom żyjących jeszcze świadków tamtych wydarzeń. Tak było m.in. w przypadku dowódcy Korpusu nr III w Grodnie gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, którego samo­chód został 22 września, w rejonie miejscowości Sopoćki, otoczony przez żołnierzy sowieckich z grana­tami i karabinami gotowymi do strzału. Generał i jego ludzie, ograbieni z rzeczy osobistych i po­zbawieni ubrań, zostali prawie na­tychmiast rozstrzelani. Żona gene­rała Alfreda Olszyna-Wilczyńska, która jako jedyna z najbliższego otoczenia generała przetrwała, po latach relacjonowała tamtą zbrodnię: „mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w po­przek z karabinu maszy­nowego. Tuż obok leżał kapitan z czaszką rozłu­paną na dwoje, a zawar­tość czaszki leżała obok, wylana jako jedna krwa­wa masa. (…) Widok był potworny. Podeszłam bliżej, zbadałam serce i puls, choć wiedziałam, że to jest daremne. Był jeszcze ciepły, ale nie żył. (…) Zaczęłam gorączko­wo szukać jakiegoś dro­biazgu, jakiejś pamiątki, lecz w kieszeniach męża nie było nic. Zrabowali nawet Virtuti Militari i ryngraf z Matką Boską, który mu włożyłam do kieszeni w pierw­szym dniu wojny”

Rosja wrzesień 17 gen Wilczyński

W rejonie Sam, w wo­jewództwie poleskim, Sowieci rozstrzelali całą wziętą do niewoli kom­panię Batalionu Korpu­su Ochrony Pogranicza „Samy” – 280 żołnierzy oficerów. Do brutalne­go mordu doszło także w Mostach Wielkich w województwie lwow­skim. Po spędzeniu na plac kade­tów tamtejszej Szkoły Oficerów Po­licji i odebraniu raportu od komen­danta szkoły, sowieccy żołnierze rozstrzelali ich z rozstawionych wo­kół karabinów maszynowych. Nie przeżył nikt. Z jednego z polskich oddziałów, walczących w okolicach Wilna, który złożył broń po otrzy­maniu gwarancji, że żołnierze będą mogli powrócić do domów, wyłą­czono wszystkich oficerów i doko­nano ich natychmiastowej egzeku­cji. Nie inaczej było w Grodnie, po zdobyciu którego 21 września Sowieci wymordowali co naj­mniej300 polskich obrońców. W nocy z 26 na 27 września sowiec­kie oddziały wkroczyły do Niemirówka na Chełmszczyźnie, gdzie nocował kilkudziesięcioosobowy oddział podchorążych WP. wziętych   do niewoli związali drutem kolczastym, a następnie obrzucił granatami. Policjantów broniących Lwowa wymordowano ogniem ka rabinów maszynowych na szosie prowadzącej ze Lwowa do Winnik.  Do podobnych mordów doszli w Nowogrodku, Tarnopolu, Wołko- wysku, Oszmianie, Świsłoczy, Mołodecznie, Chodorowie, Złoczowie Stryju. Pojedyncze lub grupowe mordy popełniane przez Sowietów na wziętych do niewoli polskich żołnierzach, miały miejsce w set­kach innych miejscowości polskich Kresów.

Rosjanie znęcali się również nad rannymi. Tak było m.in. w trak­cie bitwy pod Wytycznem, gdy kil­kudziesięciu wziętych do niewoli rannych polskich żołnierzy Sowieci umieścili w Domu Ludowym we Włodawie i zamknęli ich na klucz oraz nie udzielili im żadnej pomocy. Gdy po dwóch dniach prawie wszyscy zmarli wskutek dozna­nych obrażeń, odarto ich z mundu­rów, a ich zwłoki spalono na stosie.

Czasami, zanim doszło do zbrod­ni, Sowieci stosowali podstęp, prze­wrotnie gwarantując na piśmie wolność polskim żołnierzom, a nie­kiedy nawet przedstawiając się wręcz jako ich sojusznicy w walce z Niemcami. Tak było m.in. 22 września w Winnikach koło Lwowa, gdzie dowódca obrony miasta gen. Władysław Langner podpisał z so­wieckimi dowódcami protokół przekazania Lwowa Armii Czerwo­nej, przy zapewnieniu polskim ofi­cerom swobodnego przemarszu w kierunku Rumunii i Węgier. Pra­wie natychmiast warunki te zostały przez Sowietów złamane, polscy oficerowie zostali aresztowani, a następnie wywiezieni do obozu w Starobielsku. W rejonie Zalesz­czyk i Kut, na granicy z Rumunią, rosyjskie oddziały dekorowały swoje czołgi sowieckimi i polskimi flagami tylko po to, by na chwilę odegrać rolę polskich sojuszników, a następnie otoczyć polskie od­działy, rozbroić i aresztować ich żoł­nierzy. Z wziętych do niewoli bar­dzo często zdzierano mundury i buty, często puszczano ich nagich, by potem z nieskrywaną radością do nich strzelać. Ogółem, jak dono­siła moskiewska prasa, we wrze­śniu 1939 r. w ręce Sowietów trafiło prawie 250 tys. polskich żołnierzy i oficerów. Dla tych ostatnich dopie­ro wtedy zaczynało się prawdziwe piekło. Jego finał miał miejsce nad dołami w Lesie Katyńskim i w piwnicach gmachów NKWD w Twerze i Charkowie.

Czerwony terror

Terror i mordowanie ludności cywilnej przez Sowietów najwięk­sze rozmiary przybrały w Grod­nie, gdzie zabito co najmniej 300 osób, w tym biorących udział w obronie miasta harcerzy. Dwu­nastoletniego Tadzika Jasińskiego sowieccy żołnierze przywiązali do czołgu, a następnie ciągnęli po bruku. Aresztowanych cywi­lów rozstrzeliwano na tzw. Psiej Górze i w lasku Sekret. Świadko­wie tamtych wydarzeń wspomi­nają, że w centrum miasta, na pla­cu Pod Farą, leżał wał zamordowa­nych cywilów i żołnierzy. Areszto­wano m.in. dyrektora gimnazjum Wacława Myślickiego, dyrektorkę gimnazjum żeńskiego Janinę Niedźwiecką oraz posła na Sejm Konstantego Terlikowskiego. Wszyscy zmarli niebawem w so­wieckich więzieniach. Każdy ran­ny musiał się ukrywać, a gdy został przez Sowietów odnaleziony, był natychmiast rozstrzeliwany.

Żołnierze Armii Czerwonej swoją nienawiść wobec Polski wyładowywali szczególnie inten­sywnie na przedstawicielach pol­skiej inteligencji, ziemiaństwa, urzędnikach oraz polskiej mło­dzieży szkolnej. W Ejsymontach Wielkich na Białostocczyźnie ska­towano działacza Kresowego Związku Ziemian i senatora RP Kazimierza Bispinga, który po­tem ciężko chory zmarł w jednym z sowieckich łagrów. Aresztowano i torturowano także właściciela majątku Rohoźnica koło Grodna, inżyniera Oskara Meysztowicza, którego potem zamordowano w więzieniu w Mińsku.

Ze szczególnym okrucieństwem Sowieci traktowali osadników wojskowych i leśników. Dowództwo Frontu Ukraińskiego udzieliło na­wet tamtejszym Ukraińcom 24-godzinnego zezwolenia na „rozpra­wienie się z Polakami”. Do najbar­dziej brutalnego mordu na pol­skich osadnikach doszło na Grodzieńszczyźnie, gdzie w rejonie Skidla i Żydomli, istniały trzy osady wojskowe: Budowla, Lerypol i Roki­cie, zamieszkane przez dawnych le­gionistów Piłsudskiego. Kilkudzie­sięciu z nich zostało brutalnie zabi­tych. Odcięto im uszy, języki, nosy, rozpruto brzuchy. Niektórych ob­lano naftą i spalono.

Terror i represje spadły także na polskie duchowieństwo. Ka­płanów bito i maltretowano, wy­wożono do łagrów, a nierzadko mordowano. W Antonówce w po­wiecie Samy proboszcza areszto­wano podczas odprawiania mszy. W Tarnopolu dominikanów wy­pędzono z budynków klasztor­nych i na ich oczach je spalono. Zakonników niebawem deporto­wano. W miejscowości Zelwa w powiecie wołkowyskim aresz­towano księdza katolickiego i po­pa, a potem bestialsko ich zamor­dowano w pobliskim lesie.

Już od pierwszych dni po wkro­czeniu Sowietów zaczęły gwałtow­nie zapełniać się wszystkie więzie­nia w miastach i miasteczkach wschodniej Polski. Sowieckie NKWD tworzyło również dodatko­we zaimprowizowane więzienia. Po zaledwie kilku tygodniach obec­ności Sowietów liczba więźniów powiększyła się co najmniej sześcio, siedmiokrotnie. Swoją pracę rozpoczęło NKWD, które traktowa­ło więźniów w najordynarniejszy, wręcz zwierzęcy sposób.

Rosja wrzesień 17 plakaty.

Ukarać zbrodniarzy!

W czasach PRL wmawiano Pola­kom, że 17 września 1939 r. miało miejsce „pokojowe” wkroczenie Armii Czerwonej w celu ochrony ludności białoruskiej i ukraińskiej, zamieszkałej na wschodnich tere­nach II Rzeczypospolitej. Tymcza­sem była to brutalna napaść łamią­ca traktat ryski z 1921 r. i polsko-so­wiecki układ o nieagresji z 1932 r. Dla wkraczających do Polski so­wieckich wojsk nie liczyło się mię­dzynarodowe prawo i międzyna­rodowe konwencje. Nie chodziło tylko o zajęcie wschodniej Polski w ramach wypełnienia podpisane­go 23 sierpnia 1939 r. z Niemcami sojuszniczego paktu Ribbentrop- -Mołotow. Sowieci, wkraczając do Polski, rozpoczęli realizację planu, który narodził się jeszcze w latach 20. – eksterminacji Pola­ków. Najpierw miała ona objąć „elementy kierownicze” polskiego narodu, które należało jak naj­szybciej odsunąć od wpływu na jego „masy” i „unieszkodliwić”. Pol­skie „masy” miały zaś w przyszło­ści zostać przesiedlone w głąb Związku Sowieckiego, by tam stać się niewolnikami sowieckiego im­perium. To miała być prawdziwa zemsta za zahamowanie ekspansji komunizmu w 1920 r. Sowiecka napaść na Polskę była napaścią barbarzyńców mordujących jeń­ców i cywilów, terroryzujących ludność, grabiących mienie, nisz­czących i poniżających wszystko, co kojarzyło im się z Polską. 0 tym barbarzyństwie nie chciał wie­dzieć i słyszeć cały wolny świat, dla którego Sowieci zawsze byli uży­tecznym aliantem, który pomógł pokonać Hitlera. I dlatego zbrod­nie Sowietów w Polsce nigdy nie zostały potępione ani osądzone!

—Leszek Pietrzak

Comments

  1. josef1947 says:

    Po przeczytaniu powyzszego artykulu chcialbym podzielic sie z czytelnikami krotkim odcinkiem wspomnien mojego ojca,ktore niedawno spisalem na podstawie jego opowiadan jeszcze w Polsce (wyjechalismy do Szwecji w 1969r ) jak i nagran na tasmie magnetofonowej (ojciec zmarl w 1987r) ja urodzony jestem po wojnie,w 1947r. Wybralem ten oto odcinek jako komentarz do artykulu o inwazji sowieckiej. Ojciec moj walczyl w kampanii wrzesniowej jako d-ca zalogi CKM-u w 73 pulku piechoty w Katowicach

    ————————————–
    Ale 17 września dowiedzieli się,iż wojska rosyjskie weszły do wschodniej Polski.
    Niepokój wzmógł się,czy zdąża przedostać się do Rumunii ?
    Następnego dnia, w piękny słoneczny dzień pojawiły się samoloty z czerwonym gwiazdami.
    Nazywano je kukuruźnikami.Dwupłatowe.Leciały nisko,zrzucały ulotki nad umęczonym wojskiem,żołnierze
    leżeli w trawie i tulili matkę ziemie.
    Ulotki były po polsku,tekst był jednoznaczny-żołnierze,bijcie i mordujcie waszych oficerów.
    Godzina wolności nadchodzi. Państwo robotników i chłopów,coś w tym rodzaju.
    Pod wieczór oficerowie zaczęli zrywać srebrne zygzaki z kołnierzy mundurów i z rękawów.
    Tato był plutonowym,ale miał tytuł podchorążego,
    i miał srebrne zygzaki tez.
    (Opowiadał czasami,iż ukończył pułkowy kurs podchorążych “z dwunasta lokata” na 200 ludzi.
    Byl jednym z nielicznych Żydów których dopuszczano do takich kursów)
    Pulk wycofywał się dalej.Potyczki,mniejsze bitwy, samoloty,czołgi,wszystko zlewało się w jedna
    całość nie do zapamiętania,trupy końskie,trupy ludzkie,rozbite wozy,taczanki,
    oszalali cywile,palące się wsie,wszystko rozmazało się w jedna całość w opowiadaniach ojca.

Wypowiedz się