List do Siostry z 2006 roku: CZY CHRZEŚCIJAŃSKI BÓG JEST ŚWIECKIM WŁADCĄ ?

List do siostry z 2006 roku jest autentyczny, a Autor jest znany Redakcji. Pominęliśmy jedynie zawarty w liście krótki fragment o bardzo osobistym charakterze i nadaliśmy odpowiadający treści listu tytuł. Okres 18 lat to duży okres, zważywszy ogromne zmiany świadomości, jakie nastąpiły na Ziemi, a zwłaszcza w Polsce. Polecamy go szczególnie katolikom, ponieważ nadchodzące w najbliższych latach zmiany, nie tylko w tym zakresie, ich mocno wstrząsną, burząc ich “betonowe kapliczki światopoglądowe”.

Redakcja KIP

List do Siostry

Warszawa dnia 1.11.2006 r.

Mój długi list jest odpowiedzią nie tylko na Twoje ostatnie listy ( ostatni sprzed blisko dwóch lat ), ale także wcześniejsze, również napisane przez mamusię, gdzie także przewijało się wiele Twoich myśli, jak również na Twoje różne wypowiadane, a często i narzucane innym poglądy i sposoby widzenia świata, rozumienia Boga i wiary w Niego.

Od czasu do czasu wyrażałaś pogląd, że im mniej ktoś ma wiedzy, mniej uczony, a tylko wierzy w Boga, tym lepiej dla niego, dając przykłady jak to ludzie od nadmiaru wiedzy dostawali pomieszania zmysłów, albo przestawali wierzyć.

W ostatnim liście stwierdzasz: “…wróć na drogi Boże. Odbądź generalną spowiedź i wróć w objęcia Pana Boga, który cię czeka z otwartymi ramionami” i dalej piszesz “przestań krytykować Hierarchię Kościelną, bo każdy sam za siebie będzie sądzony ze swoich uczynków” oraz że “jeżeli będziesz nauczał młodzież magią, grzechy przeciwko Duchowi świętemu nie będą odpuszczone”. Oskarżasz mnie ponadto o uprawianie magii i okultyzmu tylko dlatego, że na palcu miałem pierścień Atlantów.

Swoje poglądy i przemyślenia mniej lub bardziej oględnie przedstawiałem także w Twojej rodzinie i Tobie, nie narzucając ich innym, lecz inspirując do myślenia i do poszukiwania samemu odpowiedzi na różne kwestie i wątpliwości. Szanowałem Twoje poglądy na wiarę, pielgrzymki, objawienia, Kościół Katolicki, mimo, że czasami  się z nimi nie zgadzałem, ponieważ uważam, że każdy musi myśleć samodzielnie i sam dochodzić do prawd poszerzając swoja wiedzę i świadomość zgodnie z mądrą maksymą:

Póki Człowiek SAM nie poczuje, że stoi na straży swojego JA, żadna IDEA nie jest w stanie upilnować w NIM Jego Dobra, ochronić Go od Zła.”

Droga Siostro w cytowanych wyżej myślach z Twojego listu piszesz co mam zrobić i że “Bóg czeka na mnie z otwartymi ramionami”.

Więc zadam ci pytanie:

skąd Ty możesz wiedzieć co Bóg oczekuje ode mnie, albo co oczekuje od Ciebie ?

Stawiasz się na równi z Bogiem twierdząc, że Bóg chce tego samego co ty chcesz.

To jest grzech pychy – niestety także często spotykany szczególnie wśród przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich w ciągu 2 tysięcy lat historii, ale nie tylko – były Prezydent USA Bush też twierdził, że rozmawia z Bogiem i to, że napad na Irak  –  miał boską akceptację (!).

Przedstawiciele tych kościołów, a zwłaszcza ich hierarchia, uzurpują sobie od wieków pośrednictwo między Bogiem i człowiekiem tłumacząc co jest dobre, a co złe, czyli co pochodzi od Boga, a co od diabła.

Dotyczyło to także wszelkiej nowej wiedzy, jeśli nie była zgodna z dogmatami wiary, to Kościół interpretował, że ta wiedza pochodzi od szatana, oskarżał o herezje tych którzy ją głosili i albo wypierali się oni tych poglądów, albo delikwentów palono na stosie, oczywiście w imię Boga.

Ale żeby nie być gołosłownym  przytoczę stanowisko Kościoła Katolickiego w kluczowych sprawach zawarte w dwóch dość aktualnych dokumentach:

  1. W uroczystym orędziu papieża Pawła VI z 30 czerwca 1968 roku powiedziano wyraźnie:
    • Kościół katolicki jest jedynym kościołem prawdziwym,
    • Kościół katolicki jedynie głosi nieomylną prawdę;
    • Kościół katolicki jest nieodzowny do zbawienia;
    • Kościołowi katolickiemu zawierzona została pełna skarbnica niebiańskiego dobra;
    • tylko Kościół katolicki natchniony jest duchem Chrystusa;
    • jedynie Kościołowi katolickiemu powierzony został urząd nieomylnego nauczyciela;
    • jedynie Kościół katolicki głosi pełną i całkowitą prawdę.
  2. 18 listopada 1965 roku Kościół katolicki uroczyście i oficjalnie oznajmił w Konstytucji Dogmatycznej, że:
  • pierwszym autorem Biblii jest Bóg;
  • Biblia w całości jest święta;
  • Biblia w całości została napisana z natchnienia Ducha Świętego;
  • wszystko, co stwierdzają natchnieni pisarze Biblii, należy traktować, jak gdyby było pisane przez Ducha Św. Biblia uczy pewnie, wiernie i bezbłędnie.

Teologowie, nie wspominając o wynikach swoich badań nad Biblia, powołują się na ewangelistów, na listy apostolskie i na cudowny “oryginalny” tekst Ducha Świętego, którego niestety nie potrafili wskazać gdzie jest lub gdzie  kiedykolwiek był.

W okresie, gdy powyższe dokumenty były ogłaszane, miałem kilkanaście lat, a ty Siostro dwadzieścia kilka. Już w tym wieku zastanawiałem się nad problemem: czy człowiek, który nie urodził się w religii chrześcijańskiej może być zbawiony ?

Rozumowałem wtedy tak, przecież człowiek nie ma wpływu na to w jakiej rodzinie i w jakiej religii się urodził – islamie, buddyzmie, taoizmie, hinduizmie, czy jakiejkolwiek innej niż chrześcijańska. A ponadto czy te inne religie prezentują złe zasady, których przestrzeganie pozbawi zbawienia ? Samodzielnie myśląc doszedłem do odmiennego już wtedy wniosku, niż Kościół katolicki w powyższych dokumentach. A po latach to przekonanie w pełni ugruntowałem.

Wszystkie wielkie religie w sprawach zasadniczych różnią się niewiele, może z wyjątkiem judaizmu. Ich pisma święte zdumiewają podobieństwem, szokują zgodnościami. Prawie wszystkie zgodnie twierdzą, że śmierć nie jest końcem (jedynie judaizm rabiniczny/talmudyczny twierdzi, że śmierć jest końcem), lecz jest jedynie przemianą, przejściem do życia wiecznego, doznaniem niemal pożądanym.

Czy analogie w sprawach fundamentalnych nie świadczą, że za różnorodnymi obrzędami nie kryje się w gruncie rzeczy jedna jedyna religia, tyle że w rozmaitym przebraniu ?

W świętych księgach buddyzmu, hinduizmu, taoizmu, zaratustryzmu czy religii misteryjnych istnieje bardzo wiele takich samych lub podobnych sformułowań. 

W buddyjskiej Ścieżce Prawa wskazania moralne są podobne jak w ewangelii: Żadnego zła nie trzeba czynić, prawdę zdobywać krok za krokiem i doskonalić się wewnętrznie – oto nauka przebudzonych” .

Zalecenia etyczne buddyzmu zawarte w tak zwanych Pięciu Przepisach ( czyli Pańcza Sila) brzmią: “Nie niszczyć niczyjego życia; nie przywłaszczać cudzej własności; zachować czystość seksualną, nigdy nie kłamać; nie używać narkotyków, ani środków podniecających”.

Ulubiona modlitwa hinduisty – upaniszad –  jedna z najstarszych, bo z początku  I tysiąclecia przed Chrystusem głosi: Od złego prowadź mnie do dobrego! Od ciemności prowadź mnie do jasności ! Od śmierci prowadź mnie do nieśmiertelności !” .

W przypadku religii islamskiej – każda z sur Koranu opiera się na Starym i Nowym Testamencie, tyle że najwyższym prorokiem jest Mahomet. Koran przedstawia identyczny kodeks moralny jak w religiach chrześcijańskich.[1]

Buddyzm i lamaizm różnią się od  trzech religii monoteistycznych (judaizmu, chrześcijaństwa i islamu) tym, że nie są oparte na wierze w Boga absolutnego, który wymaga posłuszeństwa i adoracji. Buddyzm nie wierzy w kosmicznego władcę, któremu wszystko jest podporządkowane, który karze i nagradza ludzi. Są to religie oparte na poznaniu siebie i poszukiwaniu oświecenia raczej niż na Objawieniu. Wskazują one jak człowiek powinien żyć i znosić cierpienia. Głoszą prawdziwą równość ludzi i humanitaryzm.[2]

Na tablicach przechowywanych w tajnym Bractwie Olbogmek, gdzieś w Azji (nazwa Olbogmek znaczy “nie ma różnych religii, jest tylko jeden Bóg”) spisane są wartości impulsów  – “Wiary”, “Nadziei” i “Miłości”:

Wiara (oparta na) świadomości jest wolnością.

Wiara (wywodząca się z) uczucia jest słabością.

Wiara (pochodząca z ) ciała jest głupotą.

Miłość (oparta na ) świadomości wywołuje w odpowiedzi to samo.

Miłość (wywodząca się z )uczucia wywołuje przeciwne.

Miłość (pochodząca z ) ciała zależy od typu i polaryzacji.

Nadzieja (oparta na ) świadomości jest siłą.

Nadzieja (wywodząca się z ) uczucia jest niewolnictwem.

Nadzieja (pochodząca z ) ciała jest chorobą. [3]

Wszystkie kodeksy i proklamacje wielkich religii są piękne i wzniosłe, ale znacznie gorzej jest z ich wykonaniem. Skrajnym przykładem może być to, że przez setki lat chrześcijanie i mahometanie widzieli w sobie wysłanników piekieł i przelali morze krwi w obronie prawie takich samych prawd i zasad. Niestety obecnie może dojść do kolejnej największej wojny między Światem Islamu, a Zachodnim Chrześcijaństwem w wyniku prób wykorzystania religii dla celów globalistów, które nie mają nic wspólnego z celami tych religii.

Ostatnio Kościół także wycofuje się ze stanowiska nieomylności: Jan Paweł II przeprosił kilka lat temu za inkwizycję oraz stwierdził,  że do zbawienia można dojść nie tylko będąc chrześcijaninem. 

W 2005 r. także druga osoba w Kościele po Papieżu – Kardynał Józef  Ratzinger  prefekt najważniejszej watykańskiej Kongregacji Wiary ( dawniej nazywaną Świętym Oficjum lub w skrócie Inkwizycją), a obecny papież Benedykt XVI, w odpowiedzi na pytanie: czy można dostąpić zbawienia poprzez inne religie ? nie zaprzeczył, lecz oświadczył, że inne religie mają również zasady, których przestrzeganie także umożliwia zbawienie.

A więc Kościół Katolicki przestaje iść w „zaparte” o swojej nieomylności i prawdziwości, na razie jeszcze „zygzakami”, bo to w obecnych czasach staje się niestety śmieszne. Dlaczego „zygzakami”, bo Kościół  ogłosił w dniu 6 sierpnia 2000 r.  deklarację `Dominus Iesus – o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła.

A teraz przytoczę kilka faktów historycznych odnośnie historii pisania Starego i Nowego Testamentu co do których nie ma większych wątpliwości, jeżeli opieramy się na prawdzie:

1)   Stary Testament został w dużym stopniu napisany w oparciu o przekazy kultur i religii na bliskim wschodzie, a więc egipskiej, babilońskiej, akadyjskiej, perskiej, a przede wszystkim starej kultury Sumerów, która pojawiła się  w wysoko zaawansowanej formie 4 tysięcy lat przed naszą erą ( czyli 6 tysięcy lat temu) i jeszcze starszych tekstów hinduskich. Stary Testament zawierający najważniejsze nauki i zasady przede wszystkim proroka Mojżesza został bardzo znacznie zniekształcony przez samych Żydów do czasu narodzenia Jezusa Chrystusa, a później także podlegał dalszym “przemianom”.

2) Żadna z ewangelii  nie została spisana z relacji  naocznych świadków, żyjących współcześnie z Jezusem ewangelistów: Marka, Mateusza, Łukasza i Jana, lecz dopiero najwcześniej w 40 lat po jego śmierci czyli ok. roku 70. Najstarszą jest Ewangelia przypisana przez Ojca Kościoła Papiasza „Janowi Markowi” (a nie św. Markowi uczniowi Jezusa), żyjącemu współcześnie z Pawłem i Barnabą – znającemu ich, napisana została około 70 roku n. e.; Ewangelia św.  Mateusza – przypisana temu uczniowi Jezusa także przez Papiasza, powstała około roku 90 n.e., podobnie jak Ewangelia św. Łukasza. Natomiast Ewangelia św. Jana powstała między rokiem 100 – 110 rokiem n. e., została przypisana uczniowi Jezusa Janowi przez Ireneusza ojca Kościoła dopiero około roku 180 n.e. Przez długi czas za równie ważne uważano ewangelie św. Piotra, św. Tomasza czy Objawienie św. Jana. Jedynym apostołem (choć rzeczywiście nie był jednym z uczniów Jezusa, bo żył później), który był naprawdę autorem przypisywanych mu tekstów Nowego Testamentu był św. Paweł..[4]

W dekadach, jakie upływały od pojawienia się Jezusa do spisania ewangelii, skrupulatnie przekazywano jego słowa i krótkie opowieści o jego czynach. Ewangelie są więc ostatnim stadium „długiego rozwoju” tych przekazów. Ich autorzy wstawili fragmenty w sztuczne ramy, aby móc lepiej opowiedzieć treść. Określenia czasu i miejsca, takie jak: „skoro tylko”, „udał się”, „pod wieczór” czy „nad morzem”, albo „na górze” są na ogół wstawkami redakcyjnymi. Ponieważ przebieg wydarzeń nie ma w ewangeliach charakteru historycznego, na podstawie zawartych w nich tekstów nie da się napisać biografii Jezusa.[5] 

W 139 roku n.e. Marcjon napisał jakby „miniewangelię”. Włączył do niej tylko Ewangelię św. Łukasza i dziesięć listów św. Pawła. Pozostałe teksty odrzucił, uznając je za „żydowskie fałszerstwa”. Popadł w konflikt z młodym kościołem, ponieważ odrzucał Stary Testament. Jego Bóg był wyłącznie miłosierny nie karzący. Młody kościół upierał się jednak przy Starym Testamencie i tekstach wcześniej odrzuconych przez Marcjona.

Pod koniec II wieku n.e. stworzono pierwszą wersję Nowego Testamentu. Nawiązuje do tego fragment tekstu Muratori, pochodzącego z około 200 roku n.e., wymieniając cztery ewangelie, Dzieje Apostolskie, trzynaście listów św. Pawła, listy Filemona i Tytusa, pierwszy i drugi list Tymoteusza, list Judasza, dwa listy św. Jana oraz dwa Objawienia św. Jana i Piotra. Dopiero po  367 roku n.e. (a więc po soborze w Nicei w 325 r., gdzie zapadły decyzje – o czym niżej – które spowodowały zaginięcie większości wcześniejszych kopii Pisma Świętego i wielu dokumentów odnoszących się do panowania Rzymian w Judei z okresu nauczania i śmierci Chrystusa, ponieważ były niezgodne z nowymi dogmatami wiary) powstała wersja, którą znamy dziś jako Stary Testament. Biskup Aleksandrii, Anastazy Wielki, stworzył kanon Pisma Świętego, w którym Nowy Testament zawierał 27 ksiąg. Określił je jako „źródło zbawienia” i stwierdził: „Tylko tu spisano nauki wiary”. Dopiero około 400 lat po narodzinach Chrystusa uznano te 27 ksiąg za miarodajne dla Religi chrześcijańskiej[6], a więc już po kolejnych decyzjach II Soboru w Konstantynopolu.

Współautor nowoczesnego przekładu Biblii dr Johannes  Lehmann tak ocenia: “Autorzy ewangelii nie są biografami, lecz interpretatorami; nie rozjaśnili oni tego co przez pokolenia zostało zaciemnione, a właściwie zaciemnili to, co było jasne. Nie pisali historii, oni ją <robili>[7]

3) Pierwsi chrześcijanie przez 200 lat nie mieli żadnego fundamentalnego pisma z wyjątkiem Starego Testamentu. “Teksty pierwotne” ewangelii  w ogóle nie istnieją, a jedynie wiele spośród 5000 kopii sporządzonych w okresie od IV do X wieku z których każda jest inna i w których stwierdzono co najmniej 80 tysięcy (!) rozbieżności. Najstarsza kopia pochodzi z 350 roku. Każda kopia była poprawiana przez kolejnych autorów zgodnie z ich odczuciami i według aktualnych potrzeb.[8] Między ewangeliami występuje też szereg sprzeczności.

4) Po upływie dopiero około dwustu lat od narodzenia Chrystusa zaczęto z wolna owe zapiski uważać za Pismo Święte. Pomysł taki zrodził się wówczas, gdy różne odłamy chrześcijaństwa zaczęły się wzajemnie zwalczać i zaistniała potrzeba oparcia na czymś konkretnym.[9]

5) Marcin Luter uznawał wprawdzie obowiązujące 27 ksiąg, ale dokonał ich oceny. Listy św. Jakuba, listy  Judasza, list do hebrajczyków, drugi list św. Piotra i Objawienie św. Jana uznał za mniej wartościowe. Umieścił je na końcu swojego wydania Biblii, rozpoczynając ją tekstami jego zdaniem bardziej wartościowymi. To skłoniło Sobór Trydencki w 1546 roku do stwierdzenia: „Kto wszakże całych ksiąg lub części ich wszystkich, czytanych w katolickim Kościele, za święte nie uznaje i kto świadomie i z rozwagą wzgardzi przekazy, o których była mowa, będzie wykluczony”. W ten sposób Kościół Katolicki postanowił, że wszystkie teksty kanoniczne są równie święte i że nie wolno dokonywać w nich żadnych skreśleń. Stanowisko to potwierdzono na Soborze Watykańskim I (1869-1870) i II (1962-1965).[10]

Teologowie te przedstawione sprawy dobrze znają, ale publicznie milczą, nie dając świadectwa prawdy.

Najważniejsze dogmaty wiary i zasady organizacji nowej religii zostały podjęte na pięciu pierwszych soborach:

1.  I Sobór w Nicei (325 rok) został zwołany przez cesarza Konstantyna, który pragnął za pomocą ekspansywnego i rokującego dobre widoki chrześcijaństwa umocnić Cesarstwo Rzymskie, mimo, że sam nie był nawet ochrzczony, lecz był wyznawcą słonecznego kultu Mitry, staroirańskiego boga światła. Konstantyn osobiście wybrał 318 biskupów na Sobór, osobiście nie tylko przewodniczył zgromadzeniu, ale we własnym cesarskim imieniu ogłosił, że jego wola jest dla Kościoła prawem. Biskupi zaakceptowali nawet  nie ochrzczonego: jako “biskupa świata” i zezwolili temu świeckiemu władcy uczestniczyć w podejmowaniu postanowień dotyczących dogmatów. Zdumiewająca symbioza interesów władzy duchownej i świeckiej trwa do dzisiaj, nic nowego. Konstantyn zmusił Sobór, by postanowił o zrównaniu Jezusa Chrystusa z  Bogiem Ojcem, i w wyniku czego stało się to dogmatem wiary, ale spowodowało rozłam w Kościele. Co gorsza Konstantyn “odwołał” ten dogmat trzy lata po synodzie, kiedy sytuacja polityczna uległa zmianie.[11] Do czasu Soboru miejsce pochowania Jezusa było nieznane. Cesarz rzymski za sprawą “boskiej inspiracji” odkrył – hokus-pokus- w roku pańskim 326 grób Jezusa, którego uznano za równego Bogu. W 330 r. Konstantyn kazał wznieść w Jerozolimie Bazylikę Grobu Świętego. Nie powstrzymało to go od zamordowania w tym samym roku bliskich krewnych: syna Kryspina i małżonki Fausty, którą kazał wrzucić do wrzątku, zaś teścia Maksymiliana uwięzić i zmusić do popełnienia samobójstwa. Mimo że powinien być powodowany miłością bliźniego, to nie zniósł niewolnictwa, a przeciwnie, zarządził, że niewolnikom schwytanym na drobnej kradzieży  żywności ma być wlewany w usta płynny ołów, zaś rodzicom zezwolił na sprzedawanie w ciężkich czasach dzieci. Po zakończeniu Soboru specjalnym pismem ogłosił wszystkim chrześcijańskim gminom, że uchwała 318 biskupów została podjęta “z wyroku Boga”. Konstantyn Wielki został uznany za świętego przez kościoły: ormiański, grecki i rosyjski. Po tym Soborze zaginęło większość wcześniejszych kopii Pisma Świętego i wiele dokumentów odnoszących się do panowania Rzymian w Judei z okresu nauczania i śmierci Chrystusa, ponieważ były niezgodne z nowymi dogmatami wiary.

2.  II Sobór w Konstantynopolu (381 rok) zwany też “soborem kadłubowym” został zwołany  przez cesarza Teodozjusza, który ogłosił chrześcijaństwo religią panującą za co otrzymał przydomek  “Wielki”. Uchwalono na nim istniejący do dziś dogmat o współistotności osób boskich w Trójcy Św. Cesarz ten był tyranem dla uboższej ludności. Gnębił lud podatkami, daninami, które celnicy egzekwowali za pomocą tortur. Z cała surowością swej cesarskiej władzy zakazał nękanemu ludowi udzielania schronienia ściganym. Jeśli ktoś dopuścił się tego wykroczenia kazał wycinać w pień mieszkańców całej wsi. W 390 roku z jego rozkazu dokonano w Salonikach straszliwej rzezi 7 tysięcy buntowników.

Po tym soborze księgi zgromadzone w Bibliotece Aleksandryjskiej, będącej przez kilka wieków dumą państw rejonu Morza Śródziemnego uznano za pogańskie. Na mocy edyktu wydanego przez cesarza Teodozjusza w 389 roku, arcybiskup Aleksandrii nakazał spalić księgozbiór zawierający oryginały największych dzieł kultury rzymskiej, helleńskiej, egipskiej i jeszcze znacznie starszych cywilizacji. Ale spalono jedynie mało ważne dokumenty, w tym m.in. księgi rachunkowe i inwentaryzacyjne, natomiast bezcenne manuskrypty zawierające wiedzę i informacje z około kilkudziesięciu tysięcy lat, w tym z Atlantydy, dotyczącą m.in. sensu życia, tajemnicy istnienia przeniesiono pod Opiekę Kościoła Katolickiego, ponieważ sprzeczne były z głoszoną przez chrześcijaństwo wizją świata zawartą w uznanych częściach Biblii. Ta wiedza jest przechowywana obecnie w Tajnym Archiwum Watykańskim, którego długość w podziemiach liczy według różnych danych: od 20 do 90 kilometrów.

Dlaczego Watykan ukrywa tą spuściznę dorobku ludzkości i udostępnia ją jedynie nielicznym wtajemniczonym ?

Jeden powód już wymieniliśmy, a drugą przyczyną jest trzymanie ludzkości w ciemnocie !!!

3. III Sobór w Efezie (431 roku) zwołany przez dwóch cesarzy: wschodnio – rzymskiego Teodozjusza i zachodnio – rzymskiego Walentyniana. Obaj byli playboyami i nie przemęczali się ani sprawami świeckimi, ani religijnymi, ale obficie korzystali z tego co cesarskie… Na tym soborze został zadekretowany kult maryjny, którego postanowienia zostały wpisane także do prawa państwowego cesarstwa.

4. IV Sobór w Chalcedonie (451 roku) zwołany przez cesarza Marcjana, ale kierowała nim za pomocą intryg Pulcheria, siostra nieżyjącego cesarza Teodozjusza, która przeprowadziła Sobór wbrew woli kościołów. Dzięki tej kobiecie “bardzo lekkich obyczajów” ustanowiono na nim dogmat o istnieniu dwóch natur Jezusa: boskiej i ludzkiej oraz prymat Rzymu i papieża, które przetrwały do dziś.

5. V Sobór Powszechny w Konstantynopolu (553 roku) został zwołany i zainscenizowany przez wschodnio – rzymskiego cesarza Justyniana I Wielkiego, gdzie wszystkie ogłoszone wcześniej cesarskie edykty – oczywiście dotyczące spraw wiary i religii – zostały przegłosowane bez dyskusji i sprzeciwu i dlatego to zgromadzenie nazwano “soborem aklamacyjnym”. Na soborze tym ustanowiono, że o tym co jest prawowierne i kto jest natchniony, będzie w przyszłości rozstrzygać wyłącznie Kierownictwo Kościoła, dzięki ingerencji Ducha Świętego. To postanowienie miało na celu zlikwidowanie różnych nurtów religijnych w Kościele. Szczególnie odnosiło się to  do żyjącego dwa wieki wcześniej Orygenesa, który był  wówczas najwybitniejszym teologiem oraz pierwszym krytycznym badaczem tekstu biblijnego. Wychodząc z założeń stoickich i neoplatońskich, uczynił Pismo  zrozumiałym i natchnął je pierwiastkami duchowymi. Ze względu na jego popularność i dużą liczbę zwolenników, sobór uznał jego egzegezy za nieprawowierne, podobnie jak gnostyków (uznawali reinkarnację i uważali, że wiedza i podnoszenie świadomości jest jedynym środkiem do zbawienia) oraz innych nurtów w Kościele. Także na tym Soborze zaakceptowano oficjalnie doktrynę dualistyczną: dobra i zła,  Boga i Diabła, materii i ducha, wywodzącą się z religii perskich mazdaizmu i zoroastryzmu. Po tym Soborze cesarz Justynianin wprowadził bezlitosne ustawy kacerskie. “Kacerzem” był każdy, kto nie uznawał dogmatów chrześcijaństwa. Karano go śmiercią i przepadkiem mienia, a najlepszym razie schwytanych innowierców zmuszano do przyjęcia chrztu. Ówczesny bizantyjski historyk Prokopius przedstawił Justynianina jako człowieka dumnego, obłudnego, niesprawiedliwego, ponurego i żądnego krwi. Nie przeszkodziło to jednak Kościołowi uznać go później świętym.[12]

Po V Soborze nastąpił kolejny okres niszczenia wszelkich kopii ewangelii i dokumentów oraz usuwanie wszelkich zapisów z ksiąg i pism Kościoła z okresu życia i nauczania Jezusa Chrystusa, oraz okresów późniejszych, które były niezgodne z  dogmatami wiary chrześcijańskiej i “dopracowaną” filozofią religii, przyjętymi na pięciu soborach, w tym zwłaszcza na ostatnim. Dotyczyło to pism Orygenesa, pism i wiedzy gnostyckiej o reinkarnacji oraz dochodzeniu do zbawienia przez poszerzanie swojej wiedzy i podnoszenie świadomości na wyższy poziom, wiedzy ezoterycznej oraz przekazów wielu innych odłamów i sekt chrześcijańskich oraz  religii niechrześcijańskich.

Mimo tych bardzo wielu zafałszowań i sprzeczności Ewangelie zawierają  wiele mądrości, które występowały w innych religiach bliskiego wschodu – przede wszystkim gminy eseńczyków, wśród których Jezus przebywał oraz w buddyzmie, hinduizmie i religiach perskich. Badania tekstów i śladów pobytu dowodzą, że  Jezus między 12,  a 28-30 rokiem życia przebywał najpierw w gminie esseńczyków, następnie w Egipcie, a potem najdłużej w klasztorach w Tybecie i Kaszmirze w Indiach.

Wbrew dogmatom soborowym Karen Armstrong ustaliła, że Jezus nigdy nie twierdził, że jest Synem Bożym, a jedynie „Synem Człowieczym”[13]. Jezus nie zamierzał tworzyć nowej religii, a chrześcijaństwo zawdzięcza swoje powstanie nie Jezusowi, lecz „cudownie nawróconemu” faryzeuszowi Pawłowi, który z misyjnym zapałem zaczął rozpowszechniać „słowo”.

Doktryna dualistyczna, która jest żywa po dzień dzisiejszy, uczyła, że w fizycznym ciele człowieka znajduje się inne delikatne i niewidoczne ciało, które nazywa się duszą; jest ona nieśmiertelna, tzn. niezniszczalna, i istnieje w ciele od chwili urodzenia człowieka. Dusza musi płacić za każdą działalność ciała fizycznego niezależnie, czy jest to działalność dobrowolna czy wymuszona. Gdy człowiek rodzi się, dwa duchy siadają mu na ramionach. Na prawym  ramieniu dobry duch nazywany aniołem, a na lewym – zły duch nazywany diabłem. Od pierwszego dnia życia duchy te zapisują jego zachowanie. Dobre czyny są zapisywane przez anioła, a złe przez diabła. Jednym z obowiązków anioła jest zachęcić człowieka do robienia dobrych uczynków i unikania złych, a diabła – zmusić do robienia złych i unikania dobrych. Według tej idei dwa rywalizujące  duchy zawsze walczą ze sobą o kierowanie człowiekiem. W chwili śmierci duchy zabierają duszę do Boga, który gdzieś w Niebie ma specjalną wagę do ważenia uczynków. Na jednej szali kładą zapiski diabła, na drugie zapiski anioła. W zależności od tego, która szala przeważy, anioł bierze duszę do Nieba, lub diabeł do Piekła. Niebo jest pełne pieśni, cherubinów i muzyki serafinów, owoców i woni kwiatów i innych wspaniałości, które ludzie ówcześnie uważali, że ich uszczęśliwią. Piekło jest gorące, nie ma roślin i wody, dookoła stoją narzędzia tortur. [14]

Do najstarszych monoteistycznych ( wiary w jednego Boga ) systemów religijnych wywodzących się z okresu przed osiedleniem się irańskich plemion na terytoriach zajmowanych obecnie przez ludy perskie, należy mazdaizm. Religia ta została zreformowana i usystematyzowana przez Zoroastra prawdopodobnie około VII wieku p.n.e. i od tego czasu znana jest również pod nazwą zoroastryzmu. Ostatnie badania wykazują, że bardzo dużo wierzeń wywodzi się od tej religii. Na przykład idea dualizmu moralnego ( pojęcia “dobra” i “zła”) była jej dogmatem.[15]   Religia ta przedstawia “zło”   jako istotę niezależną od Boga; to “duch ciemności”, który oddziałuje na ludzi i powoduje zło na Ziemi. To w zoroastryzmie po raz pierwszy pojawiła się koncepcja piekła jako miejsca kary, gdzie dusze cierpiały za złe uczynki popełnione na Ziemi. Koncepcję te uzasadniano potrzebą wiary, że ludzie, których nie można ukarać za życia za ich złe uczynki, będą ukarani po śmierci. Z tego samego powodu po raz pierwszy wprowadzono pojęcie Czyściec, „miejsce pośrednie” dla dusz mających podobną liczbę dobrych i złych uczynków, z szarą i nudną egzystencją. Według tej religii, wszyscy są równi i wszystkie dusze czekają na Zmartwychwstanie i Sad Ostateczny, kiedy to nastąpi połączenie dusz z ciałami. (…). Wierzenia zoroastryzmu zostały przejęte przez państwo babilońskie po jego podbiciu przez Persów. Kiedy Cyrus Wielki pozwolił Żydom po ich wieloletnim wygnaniu wrócić w VI wieku p.n.e. z Babilonu do Jerozolimy, przynieśli oni ze sobą wierzenia zoroastryzmu i włączyli je do swojej religii. Wierzenia te z kolei zostały zapożyczone przez religię chrześcijańską i muzułmańską. Po podbiciu Babilonu przez Aleksandra Macedońskiego zoroastryzm przeniknął do Grecji i Rzymu, gdzie pod nazwą mitraizmu miał licznych zwolenników w III i IV wieku szczególnie w armii.[16]

Wielki myśliciel i nauczyciel  XX wieku  Gurdżijew uważał dualistyczną ideę “dobra” i “zła” za szczególnie szkodliwą, ponieważ w jakiś sposób usprawiedliwia ona ludzi za ich złe uczynki i powoduje, że nabierają przekonania, iż za nic nie odpowiadają, że nic sami nie mogą zrobić, aby sytuację poprawić. Idea ta propaguje więc bierność i nie skłania do pracy nad sobą, ani do żadnego wysiłku.[17] 

Te wierzenia – droga Siostro – hamują rozwój świadomości człowieka, ponieważ łatwo pozwalają znaleźć zło poza sobą w innych ludziach lub wytłumaczyć, że to diabeł wszystkiemu winien lub mieć pretensje do Boga, że zsyła złe zrządzenia losu. Ta idea zniechęca do zgłębiania wiedzy i poszerzania świadomości, ponieważ łatwo pozwala zaszczepić obawę lub przekonanie, że zjawiska, fakty lub wiedza której nie rozumiemy, to są działania diabła lub czarna magia.

Przykładem są artykuły potępiające radiestetów, bioenergoterapeutów i medycynę niekonwencjonalną ukazujące się od czasu do czasu w prasie kościelnej np. Naszym Dzienniku, albo w radiu Józef ( dnia 14.05.2005 r. około godz. 18 ).  W obronę ludzi tych profesji wziął ksiądz arcybiskup Bolesław Pylak, sam będący radiestetą i leczący niekonwencjonalnie, w artykule: “Bronię znachorów XXI wieku”, który ukazał się w numerach z dnia 24 i 31 grudnia 2001r. w lubelskim Dzienniku Wschodnim. 

Z  idei dualizmu wynikają także przepowiednie o Końcu Świata, które pojawiają się od co najmniej 3 tysięcy lat, a szczególnie intensywnie określały Koniec Świata w roku 1000 i nieco mniej w 2000. Rozumiano to najczęściej jako całkowitą zagładę życia na Ziemi, nie zaś wojny większe niż ostatnie dwie, lub inne kataklizmy, także kosmiczne, w których zginęłaby znaczna część ludności świata.   

Również przekazy o wcieleniach Antychrysta, czyli szatana wcielonego w ludzkie ciało, który sprowadzi wielkie zło na ziemię wynika z tej idei.   W liście, napisanym 15 lutego 2005 roku z więzienia w Turcji Ali Agca, który strzelał do Papieża w 1981 r., napisał między innymi: “31 grudnia 1992 lub 1993 roku podczas uroczystości Te Deum papież powiedział: »ponieważ pojawiło się wielu Antychrystów, koniec świata jest bliski«. Teraz Watykan powinien ujawnić światu imię człowieka, uważanego przez Watykan za ostatniego Antychrysta”.

W odpowiedzi na łamach dziennika “La Repubblica” prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał Jose Saraiva Martins śmiejąc się z listu zamachowca stwierdził: “Jaki Antychryst? Antychryst nie istnieje. To tylko owoc wyobraźni. Może lepiej byłoby  mówić o antyczłowieku, czyli prawdziwych osobach, których czyny i gesty wymierzone były w ludzką godność i życie; o dyktatorach, zwłaszcza największych i krwawych despotach. Wystarczy spojrzeć na miniony wiek, naznaczony przez takie postaci, jak Hitler i Stalin, którzy jak niestety wiemy i jak historia pamięta, posłali na śmierć miliony, miliony mężczyzn, kobiet i dzieci“.

Jeśli kardynał mówił o antyludziach z XX wieku to powinien także przypomnieć, dając świadectwo prawdzie, że kościoły chrześcijańskie w ciągu swojej historii mają na sumieniu sprawstwo lub współudział w śmierci nie mniej istnień ludzkich:

  • Wyprawy krzyżowe  uświęcone przez Kościół, organizowane na wezwanie Papieży, prowadzone były z wyznawcami innych religii, a także z ruchami uznanymi za heretyckie lub z politycznymi przeciwnikami Kościoła w celu rozszerzenia lub przywrócenia wiary w okresie od XI do XV wieku, ale także i wcześniej.  Zginęło w nich co najmniej kilkaset tysięcy ludzi. W 1212 roku wysłano krucjatę kilka tysięcy niewinnych  dzieci, aby odzyskały Ziemię Świętą; część tych dzieci zginęło, a część sprzedano w niewolę zanim do celu dotarły. [18] Przy pełnym poparciu Papieży Krzyżacy nawracali Prusów, Litwinów, Łotyszy, Estończyków, a także Polaków, których niszczono pod pretekstem nawracania na wiarę, mimo, że przyjęli chrzest w 966 r. a królowie byli koronowani za zgodą Papieży. Dopiero mądry rektor Akademii Krakowskiej – Paweł Włodkowic  na Soborze w Konstancji w latach 1414 -1418 wykazał Papieżowi i biskupom sprzeczność takich wypraw z kanonami religii chrześcijańskiej. Od tego czasu Krzyżacy nie mieli już poparcia Papieży i Zachodniej Europy, może z wyjątkiem państw niemieckich.
  • Kolonizowanie Ameryki, Afryki i Azji przez Hiszpanów i Portugalczyków odbywało się za pozwoleniem i przy poparciu Papieży oraz Kościoła oraz za wiedzą, jak niszcząca to była kolonizacja dla ludności tych krajów. Na polecenie Kościoła niszczono wszelkie księgi i inne przekazy wiedzy i kultury rdzennych ludów Ameryki, znacznie mniej drapieżnych i bezwzględnych od Europejczyków. Jeszcze bardziej brutalnie kolonizowali Amerykę Północną, Australię, Afrykę i Azję – Anglicy, a także Holendrzy przy wsparciu Kościołów protestanckich. Z ludności Indian amerykańskich liczącej według różnych danych od 60 do 100 mln ludzi w momencie odkrycia Ameryki przez Kolumba, pozostało obecnie zaledwie kilka milionów. Podobnie niewielu pozostało rdzennych mieszkańców Australii – Aborygenów i Nowej Zelandii – Maorysów. A wszystko odbywało się pod “płaszczykiem” nawracania pogan na wiarę, podobnie jak podczas wypraw krzyżowych. W samej Europie prowadzonych było wiele wojen na tle religijnym głównie między katolikami i protestantami, np. wojna trzydziestoletnia, krucjata przeciw albigensom i husytom, które pochłonęły co najmniej kilka milionów ofiar.
  • Palenie na stosie w wyniku oskarżeń o herezję lub czary przez kościelną Inkwizycję, a zwłaszcza działania duchownych protestanckich w okresie XIII do XVII wieku pochłonęło w samych tylko Niemczech około 300 tysięcy ofiar, głównie kobiet. Nieprawdziwe jest jednak twierdzenie, że obłęd dotyczący palenia czarownic miał swoją kulminację w mrokach średniowiecza. Protestanci chętnie widzą w Marcinie Lutrze człowieka, któremu udało się położyć kres ponurym zabobonom. Prawda jest inna: ten reformator nie tylko pochwalał polowanie na czarownice, lecz również żądał z naciskiem, żeby je zabijano, nie okazując jakiejkolwiek pobłażliwości. Kolejny reformator, Szwajcar Jan Kalwin (podobnie jak Lutra przedstawia się go dziś często jako postać czcigodną i świetlaną), był  w rzeczywistości ohydnym pasjonatem. Nim rozpoczął swoją działalność, „czarownice” w jego rodzinnej Genewie skazywano na kary łagodne – najwyżej na wygnanie. Zmieniło się to z nastaniem Kalwina, który wprowadził straszliwe prześladowania, rygorystycznie wymagał stosowania tortur i palenia na stosie. Było to w latach 1495-1531, w rzekomo tak humanitarnej erze nowożytnej, nie zaś w „złym” średniowieczu.[19] Oskarżenie o herezję lub czary często równało się z wyrokiem, a ofiara nie miała praw do obrony, ani pomocy w obronie, a poddawani wymyślnym torturom rzadko nie przyznawali się do postawionych zarzutów.  Herezja oznaczała wyznawanie lub głoszenie poglądów sprzecznych z doktrynami Kościoła, jak to czynili np. Kopernik, Galileusz, Giordano Bruno, czy wielu innych. Chrześcijańskich stosów dla czarownic i heretyków nie da się odróżnić od niektórych pogańskich ołtarzy ofiarnych ( np. Azteków), na których jednak spalono znacznie mniej niewinnych ludzi, chociaż ortodoksyjna i politycznie poprawna historia mówi co innego.  
  • Także i w ostatnich latach, gdy Papież Jan Paweł II sprzeciwiał się wojnie z Irakiem,  biskup polowy Sławoj Głódź ignorując słowa polskiego Papieża, błogosławił wysyłane bezprawnie ( bez zgody polskiego parlamentu, która jest wymagana przez Konstytucję) polskie wojsko do okupacji tego kraju i jeszcze mówił, że to Ojczyzna ich do tego wzywa, a gdzie piąte przykazanie: nie zabijaj, jako kanon wiary. (!)

No cóż, Kościół katolicki i inne kościoły chrześcijańskie jest taki, jacy są jego przywódcy – biskupi, księża, pastorowie, a także wierni. Kształt Kościoła – jego organizacja, dogmaty i zasady wiary zostały w największym stopniu sformułowane w pierwszej połowie  I tysiąclecia, jak pisałem wyżej i kontynuowane najpełniej do chwili obecnej przez Kościół  katolicki.

Kościoły protestanckie, prawosławie i kościół greckokatolicki (unicki) te reguły nieco zmodyfikowały. W nauczaniu, a jeszcze bardziej w praktycznej realizacji, te zasady znacznie odbiegają od nauk i sposobu w jaki żył Jezus Chrystus. Podobnie działo się z innymi religiami, które obecnie znacznie odbiegają od nauk ich założycieli: Mojżesza, Buddy, Mahometa czy Lamy.

Po śmierci tych wybitnych jednostek ich uczniowie, aby zapewnić przekaz nauk przez pokolenia, przedstawiali je w formie przykazań religijnych. Jednak przekazywane nauki stopniowo zaczęły odbiegać od nauk tych “posłańców z góry”, ponieważ uczniowie i ich następcy pojmowali je zbyt dosłownie, bez uwzględnienia okoliczności ich narodzin. Przekaz tych nauk, które od początku nie były w pełni rozumiane, w miarę upływu czasu ulegał dalszym zniekształceniom, zwłaszcza, że klasy rządzące zmieniały je w korzystny dla siebie sposób, umożliwiając realizację ich egoistycznych celów. Również różni wielcy teologowie interpretowali je według własnego uznania, dla własnej chwały historycznej.

A zatem znacznie mniej zasadne jest twierdzenie, że to Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, a o wiele bardziej słuszne jest twierdzenie, że to każda religia stworzyła Boga zgodnie ze swoim wyobrażeniem, wiedzą i świadomością, głównie elit danej religii.

Włodzimierz Sedlak, ksiądz i profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – genialny polski uczony, większy od Kopernika, większy  od Einsteina  – określał to tak: “Boga zawsze kalibrujemy według siebie, dostrzegamy go zgodnie z własną mądrością i głupotą własną, odpowiednio do naszej ludzkiej perspektywy i horyzontów ludzkich”.[20]

Kościoły chrześcijańskie, w tym i katolicki prawie zawsze szły “ręka w rękę” z władzą świecką, legitymizując ją jeszcze do niedawna twierdzeniem, że „władza królów i cesarzy – pochodzi od Boga”. Papieże i inni hierarchowie kościołów chrześcijańskich udzielali zgody na koronacje królów i cesarzy oraz namaszczali tych “pomazańców Bożych” w ceremoniach koronacyjnych.

Przymierze z władzą świecką ukształtowane jeszcze przez cesarzy rzymskich trwa w różnych formach do dzisiaj, chociaż czasami zdarzały się spory i konflikty, także zbrojne między władzą “boską”, a “cesarską”.  Chyba z tego przymierza wzięły się nawyki upodobniające ceremonie i rytuały władzy duchownej do świeckiej w postaci “tronów”, “hołdów”, oddawania czci hierarchom kościelnym, a także rozkazowy, hierarchiczny  styl zarządzania jednostkami administracyjnymi, nierzadko spotykany zarówno u proboszczów w parafiach jak i biskupów w diecezjach. W wielu religiach spotykane jest  oddawanie kapłanom, zwłaszcza wyższym rangą, czci niczym  Bogu.

Żyjący obecnie w Indiach, zaledwie trzydziestokilkuletni letni Swami Kaleshwara, który czyni autentyczne cuda i uzdrowił wielu ludzi, uważa: że to co robi wielu hinduskich świętych – chodzi o oddawanie im przez wiernych czci niczym Bogu – jest nieuzasadnionym egoizmem. Więcej, twierdzi on, że stanowi to przejaw oszustwa, ponieważ nie wolno czynić innego człowieka poddanym składającym pokłony. Swami oddawanie czci uważa za zniewagę. Chce, aby przyjmowano go jak najlepszego przyjaciela, a nie Boga. To drugie – jego zdaniem – poniża człowieka, gdyż w ten sposób ignorujemy świętość w nas samych. Taki zaś rytuał tworzy część tradycji Indii, gdyż Hindusi w dni świąteczne odwiedzają aszramy (świątynie), zakładają girlandy na szyje świętych oraz składają im pokłony. Święci nie przychodzą z nieba – twierdzi Kaleshwara. Każdy urodził się jako istota ludzka i przeszedł tę samą drogę duchową, aby osiągnąć prawdę. Kaleshwara nie chce mieć do czynienia z dewocją i dlatego zniechęca tłumy do przybywania do aszramu.[21]

Jego przesłania są radykalne, łamią wszelkie tradycje religii hinduskich, ale także stanowią zaraźliwy “heretycki” przykład dla innych religii, że ludzie nie muszą korzystać z pośrednictwa kapłanów między człowiekiem i Bogiem, lecz sami mogą go nawiązywać poprzez zgłębianie prawdziwej wiedzy i podnoszenie własnej świadomości wskutek pracy nad sobą.

Niedawno zmarły Papież Jan Paweł II także złamał wiele tradycyjnych zasad, zwłaszcza ceremonialnych w Kościele katolickim obowiązujących od wieków. Starał się zachowywać jak normalny człowiek, mimo ograniczeń jakie mu narzucała Hierarchia Watykańska i protokół dyplomatyczny. Jednym z wielu przykładów jest jego zachowanie podczas jednej z wizyt w Brazylii, kiedy wbrew ustalonemu porządkowi wizyty i sprzeciwowi Hierarchii kościelnej pojechał do slumsów biedoty, nie zważając na niebezpieczeństwo.  W czasie tej wizyty podeszła do niego biedna kobieta z dziewięciorgiem dzieci. Na widok tej biedy odruchowo zdjął swój złoty papieski pierścień z palca i dał kobiecie. Jego świadomość odzwierciedlają następujące wypowiedziane przez niego słowa:

“Człowiek jest wielki nie przez to co posiada, lecz poprzez  to kim jest, nie przez to co ma, lecz czym dzieli się z innymi.”

Największym osiągnięciem Papieża Polaka, które jak sądzę doceni historia, jest zbliżenie do siebie różnych światowych religii i narodów. Organizując dialog z innymi religiami między innymi przez Sobory Ekumeniczne, doprowadził do zbliżenia między nimi poprzez wyodrębnienie tych zasadniczych wartości i zasad, które są wspólne dla wszystkich religii. Wysoka świadomość tego przywódcy Kościoła katolickiego miała charakter prawdziwie globalny. Objawiała się ona w jego trosce o wszystkie grupy narodowościowe, czego przykładem – podnoszącym na duchu – były wielkanocne nabożeństwa papieża “Urbi et Orbi”, kiedy przemawiał w 260 językach.

Takie działania wzmocniły proces kształtowania ludzkiej świadomości  na całym świecie w kierunku poczucia, że jesteśmy jedną wielka rodziną ludzką na planecie Ziemia, a różnice między narodami i religiami są w swej istocie nieistotne. Prawdopodobnie wpłynie to na ograniczenie wykorzystywania religii oraz narodów do waśni i wojen, etnicznych i narodowych. Chociaż jego działania nie były radykalne, zwłaszcza po próbie zabójstwa w 1981 r., to należy wziąć pod uwagę podstawowe ograniczenie jakim był dla niego ortodoksyjny konserwatyzm watykańskiego otoczenia i całego duchowieństwa.

Polski Papież, miłośnik polskich gór, z pewnością dobrze znał wiersz poety Jana  Kasprowicza  o Jezusie, który incognito zawitał do góralskiej karczmy, by pobiesiadować z gazdami.

Nieznajomy okazał się znakomitym kompanem: popijał, sypał dowcipami, i miał w sobie taką ujmującą prostotę, serdeczność. Szybko stał się duszą towarzystwa, a podochoceni górale wraz z piwem serwowali Mu przyśpiewki i inne słone kawały, przyjaźnie przy tym poklepując i rubasznie poszturchując. Coraz serdeczniejsza, familiarna bezpośredniość spowodowała, że Jezus postanowił ujawnić, kim jest… Wystarczyło, że Jezus dał się poznać, a w jednej chwili skończył się nastrój beztroskiej zabawy; zażyłość i poufałość zastąpiła pompatyczna celebra i wyszukana etykieta. Na nic zdały się jego perswazje i protesty. Oni wiedzieli swoje: “jak to przecież wobec Boga nie godzi się inaczej”. Wiele się przy tym namęczyli, wiele namordowali, a w łbach, z których zdążył już wyparować alkohol, pojawiło się trwożliwe pytanie: “Czy też  aby nie obraziliśmy Go nazbyt swobodnym zachowaniem ?“… Posępni, utrudzeni i wylęknieni gazdowie chyłkiem opuszczali karczmę, by przez długi czas omijać ją z daleka.

Bóg nie znosi namaszczenia, przesadnej powagi, sztywności. Zawsze kochał naturalność i prostotę. Również i dlatego Jezus ostrzegał, że jeśli nie staniemy się jako dzieci, nie otrzymamy przepustki do Królestwa Niebieskiego. Zresztą, właśnie dziecko lub mędrzec najszybciej chwytają istotę Boga.

Bardzo trafnie ujmuje to starożytna mądrość:

Umiera Mędrzec i Głupiec. Obaj takie same mogą mieć problemy w życiu, ale nie mają takiego samego podejścia do nich. Głupiec uważa, że stanie się cud zbawienia świata, a Mędrzec wie, że ten cud sam ma zrobić. We mgle obaj szukają drogi: Głupiec wiodącej na spotkanie cudu, a Mędrzec umożliwia innym poradzenie sobie z mgłą.”

Historia życia Jezusa, czasów i ludzi wśród których żył oraz skąd pochodzą istotne treści ewangelii i co zostało w nich pominięte lub skasowane przez kolejne przeróbki, są dokumentowane przez wiele przekazów. Najważniejsze z tych przekazów to relacja żydowskiego historyka Józefa Flawiusza oraz dwa przypadkowe  odkrycia w jaskiniach: w 1947 r. zwojów  papirusowych nad Morzem Martwym ( zwanych zwojami z  Qumran) oraz w 1945 r. materiałów w Nag Hammadi w Górnym Egipcie.

Relacja Flawiusza znajduje potwierdzenie oraz rozszerzenie tej relacji w zwojach z Qumran, m.in. o gminie esseńczyków, wśród której Jezus żył i z której zapożyczył bardzo wiele nauk i filozofii,  zawartych w obecnych ewangeliach. Materiały z Nag Hammadi zawierają teksty gnostyckie, w tym ewangelię Tomasza apostoła, której treści są w większości pominięte w obowiązujących w Kościele 4 ewangeliach.

Józef Flawiusz w swoim dziele Wojna żydowska w rozdziale ósmym następująco pisał  o religijnym zgromadzeniu esseńczyków, wśród których przebywał trzy lata: “Są bowiem u Żydów trzy rodzaje uprawianej filozofii: zwolennicy jednej zwą się faryzeuszami, drugiej saduceuszami, a trzeciej – esseńczykami. Ci ostatni cieszą się powszechnie opinią wielce świątobliwych. Są rodowitymi Żydami, lecz łączą ich ze sobą silniejsze niż u innych więzy miłości (…). Małżeństwo jest przez nich nisko szacowane, lecz przyjmują cudze dzieci jeszcze w wieku podatnym do nauki, traktują je jak swoich krewnych i kształtują podług swoich zasad (…). Bogactwa mają w pogardzie (…). Obowiązuje ich bowiem zasada,  że wstępujący do sekty przekazują swoje mienie zakonowi, tak, że w ogóle nie ma u nich poniżającego ubóstwa, ani wywyższającego bogactwa, lecz cokolwiek kto posiada, łączy się w jedno i wszyscy jak bracia korzystają ze wspólnego dobytku. (…) Nie zmieniają szat ani sandałów dopóki nie ulegną zupełnemu zniszczeniu lub nie zużyją się z biegiem czasu.(…) Przed jedzeniem kapłan odmawia modlitwę (…). Po posiłku znów on się modli. (…) Jedynie dwie rzeczy pozostawiają swobodnemu uznaniu: niesienie pomocy i okazywanie miłosierdzia. (…) są szermierzami wolności i orędownikami pokoju (…). W szczególny sposób interesują się dziełami autorów starożytnych, wyczytując w nich przede wszystkim to, co dotyczy dobra duszy i ciała… Pogardzają przeciwnościami, cierpienia przezwyciężają mocą ducha, a śmierć, jeśli jest połączona ze sławą, uważają za lepszą od najdłuższego żywota. Wojna z Rzymianami wystawiła ich charaktery na wszelkie możliwe próby, kiedy ich przypiekano, skręcano, na kole rozciągano, łamano i kazano doświadczać wszelkich narzędzi tortur, aby bądź wyrzekli jakieś bluźnierstwo przeciwko swemu prawodawcy, bądź spożyli coś niedozwolonego. Wszystko to wytrzymali nie tylko nie plamiąc się ani jednym ani drugim czynem, lecz nawet nie płaszcząc się przed swoimi dręczycielami, ani łez nie roniąc(…). Mają oni niezłomną wiarę, że ciała są zniszczalne, a tworząca je materia przemijająca, lecz dusze  nieśmiertelne trwają wiecznie (…). Są między nimi tacy, którzy zapewniają, że potrafią przepowiedzieć przyszłość (…). Toteż rzadko, jeśli w ogóle kiedykolwiek, zdarza się, aby mylili się w swoich przepowiedniach.”[22]

            Znalezione współcześnie zwoje z Qumran potwierdzają rzetelność przekazów historyka Józefa Flawiusza i wynika z nich jednoznacznie, że:

  • istotne części ewangelii pochodzą ze szkoły esseńczyków;
  • tryb i styl życia Jezusa wywodzą się ze szkoły esseńczyków i są zgodne z ich obyczajami;
  • przenośnie jakich używał Jezus, a nawet całe przypisywane mu nauki, na długo przed nim głosili esseńczycy.

A oto kilka przykładów zgodności nauk głoszonych przez esseńczyków z nauką Jezusa:

  • Esseńczycy nie chrzcili. Jezus też nie chrzcił.
  • Esseńczycy odcinali się od współczesnych im teologów – saduceuszy i faryzeuszy. Jezus czynił to także.
  • Esseńczycy głosili łagodność i pokorę dla przypodobania się Bogu. Jezus też.
  • Esseńczycy ostrzegali przed “sądem ostatecznym” z ogniem. Tak samo Jezus.
  • Eseńczycy mówili, że trzeba kochać swego brata jak siebie samego. Była to myśl przewodnia wszystkich nauk głoszonych przez Jezusa.
  • Esseńczycy mówili o “synach światła” walczących z “mocami ciemności”. Któż nie zna tej metafory z nauk Jezusa ?
  • Esseńczycy mówili o “duchu prawdy” i obiecywali “życie wieczne”. Jezus też to mówił.
  • Esseńczycy mówili o członkach ” nowego przymierza” i o “duchu świętym”. A cóż głosił Jezus ?
  • Esseńczycy czcili wspólnie spożywane posiłki modlitwą przy stole, podobnie jak Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy.
  • Esseńczycy mówili o “fundamencie”, który pozostanie niewzruszony. Jezus o opoce (Piotr).
  • W czwartej grocie w Qumran znaleziono “błogosławieństwa”, teksty, których każde zdanie zaczyna się od słowa “błogosławiony”, podobnie jak Kazanie Na Górze Jezusa.
  • Esseńczycy żądali od każdego nowo wstępującego do zgromadzenia, aby wyznał swoje grzechy – jest  to też odwieczna reguła chrześcijańska.[23]

Ani ewangelie, ani listy apostolskie nie wspominają o ascetycznej gminie żydowskiej Esseńczyków i zasadach ich życia oraz wiary. Natomiast znalezione w Qumran  w 1947 roku zwoje potwierdzają relacje żydowskiego historyka Józefa Flawiusza. Nie chcą jednak potwierdzić zgodności zwojów z Qumran z tekstami Nowego Testamentu współcześni teologowie – mimo jednoznacznej zgodności, ponieważ przeszkodą jest dogmat Soboru Nicejskiego o zrównaniu Jezusa z Bogiem. Esseńczycy byli skromnymi braćmi, którzy na długo przed Chrystusem głosili swe nauki.

Świat naukowy zainteresował się znaleziskami z Nag Hammadi z 1945 r., o wiele później niż  zwojami z Qumran. Te ostatnie ukazywały wczesne chrześcijaństwo w nowym świetle, jak również dały pogląd na sposób życia żydowskiej sekty Esseńczyków w Qumran. Natomiast odkrycie w Nag Hammadi zawiera wiele rękopisów gnostycznych i hermetycznych, oraz  piątą Ewangelię Tomasza. To znalezisko ma większe znaczenie niż odkrycie nad Morzem Martwym.

Gnoza zaleca bezpośrednie doświadczenie, nie zważające na żadną formę zewnętrznego ( a więc również kościelnego ) autorytetu. Już w gnozie przedchrześcijańskiej kryją się wszystkie etapy dramatu ludzkiej duszy: jej zanurzenie w materialnym świecie, jej cierpienie i zmartwychwstanie. Zorganizowane i ortodoksyjne władze chrześcijańskie mogły przeciwstawić gnozie jedynie wyznania wiary, hierarchię i zinstytucjonalizowanie.(…) Ewangelia Tomasza kryje w sobie starożytną, głęboką mądrość wewnętrzną, ezoteryczną wiedzę o tym, jak przezwyciężyć dwoistość (dualizm) i w ten sposób wejść do Królestwa zwanego Królestwem Niebieskim. Królestwo jest stanem świadomości pierwotnym wobec wszelkich dualizmów, w którym czas i przestrzeń, byt i nie-byt są wzajemnie powiązane.[24]

W logionie 39 Ewangelii Tomasza Jezus rzekł:

Faryzeusze i uczeni w piśmie otrzymali klucze gnozy i schowali je. Nie weszli do środka i tych, którzy chcieli wejść nie wpuścili. Wy natomiast bądźcie roztropni jak węże i czystymi niczym, gołębie.”

Faryzeusze reprezentują nie tylko warstwę kapłanów, ale symbolizują również ten obszar naszej świadomości, który wiedzę rozumu, prawa i reguły moralne uważa za ważniejsze od wiedzy serca, pozwalającej rozkwitać na tym polu. Jedynie niewielu potrafi żyć bez praw i przepisów. I tylko niewielu kieruje się regułami wewnętrznymi.

Dlatego gnoza nie może wytrysnąć niczym wieczne źródło, rozłupując skałę intelektualnej wiedzy. Oświeceni, gnostycy i mistycy znajdują się poza regułami. Chociaż mogą się nimi posługiwać, reguły nie są im potrzebne do życia. Przeszli obok nich. Klucze poznania kryją się w licznych księgach mądrości. Klucze te ujawniają jednak swoje znaczenie dopiero wtedy, gdy żyjemy zgodnie z nimi.

W przeciwnym razie pomimo otrzymania kluczy, chowamy je za racjonalnymi, blokującymi wiedzę serca motywami. Pochodząca z rozsądku wiedza zapewnia w wielu przypadkach władzę. Natomiast wiedza pochodząca z serca rodzi mądrość, symbolizowaną przez węża. Wiedza serca czyni łagodnym, tkliwym i niewinnym, czego symbolem jest gołąb. Gnostyk lub mistyk nie grozi piekłem i potępieniem. Dla niego reguły nigdy nie są ważniejsze od współczucia i miłości. Przemawia on z poziomu niezgłębionej egzystencji, ze źródła wszelkiego życia. Myśl ortodoksyjna od dawna powołuje się na prawo kościelne, przepisy i dogmaty, kreda i kanony, dekrety soborów i bulle papieskie. W ten sposób ukrywa się klucze… I dlatego ci, którzy ukryli owe klucze, nie mogli wejść do królestwa, wzbraniając również dostępu tym, którzy chcieli wejść. Gdzie panuje dogmatyzm, tam nie może rozkwitnąć wiedza serca.[25]

Bardzo trafnie ujmuje istotę dogmatyzmu, niezależnie od tego czy dotyczy to religii, polityki czy nauki Kuc Bürgin stwierdzeniem „tam gdzie dominują dogmaty, tam rządzi elita”.

Powoływanie się na osobiste życie Jezusa może mieć tylko jeden cel i znaczenie: jako fakt napełniający wiarą, że jego życie i czyny były żywą demonstracja jego nauki. (…) Czołowi myśliciele chrześcijańscy odwiedli wyznawców Jezusa i jego nauki od zastosowania w życiu i poznaniu mocy Bożej.

Nauczyli się rozpatrywać tę naukę jako pracę apostołów po jego śmierci – miast uczyć, że zasady brane przez nich za podstawę były doskonałą nauką, która może być zrozumiana i zastosowana w życiu wszystkich ludzi. Mieszkańcy wschodu w swych religiach uczynili poznanie najwyższym dążeniem zgłębienia i osiągnięcia. Doszli w tym jednak do skrajności. W ten sposób zarówno ci, jak i tamci sprowadzili swe religie do państwa cudowności i nadnaturalności. Jedni pogrążyli się w etykę, drudzy tylko w stronę poznawczą. Obie strony okazały się poza wszelką duchowością. Życie klasztorne, w izolacji od świata, w ascetyzmie i samotności, w buddyjskich czy chrześcijańskich Kościołach – nie jest ani konieczną, ani prawidłową drogą, bądź też metodą duchowego oświecenia i wcielenia doskonałego życia mądrości i mocy objawionej przez Chrystusa. Klasztorny system przetrwał wiele tysięcy lat, jednak w żadnym razie nie zdziałał tyle dla podniesienia prostego ludu, ile uczyniła nauka Chrystusa w ciągu kilku jego krótkich lat życia na Ziemi. [26]

Gurdżijew twierdzi, że:

Jeśli nauki boskiego Jezusa Chrystusa byłyby w pełni respektowane w ich oryginalnej formie, religia oparta na nich z taką niespotykaną mądrością, mogłaby być najlepszą nie tylko ze wszystkich istniejących religii, ale nawet ze wszystkich religii, które mogłyby powstać i istnieć w przyszłości.”

Nauki Jezusa Chrystusa szybko rozprzestrzeniły się na całym świecie i obecnie prawie jedna trzecia jego mieszkańców jest wyznawcami tej religii. Ale niestety zwolennicy tego wielkiego nauczania rozdzielili się na wiele sekt z powodu nieważnych zewnętrznych detali, i do tej prawdziwej nauki z różnych egoistycznych i politycznych powodów zaczęli dodawać elementy z innych już nie istniejących religii. Dodatki te nie tylko nie miały nic wspólnego z nauką  Jezusa Chrystusa, ale czasem były wręcz ich zaprzeczeniem. Ponadto włączono do nich część nauk Mojżesza, które były już w tym czasie całkiem przeinaczone. Znacznie później w średniowieczu, tak zwani Ojcowie Kościoła dodali pozostałą część fantastycznej doktryny dualistycznej o niebie i piekle, zbawieniu i wiecznym potępieniu  wynalezione bardzo dawno temu w Persji i  Babilonie [27]

Panuje dość powszechne przekonanie, które Ty Siostro także podzielasz,  że Bóg chrześcijan to jest ten sam Bóg co Jehowa u Żydów, a wielu hierarchów kościołów chrześcijańskich podkreśla to określeniem Żydów jako „starszych braci w wierze” odnosząc to do wypowiedzi Jana Pawła II która brzmiała inaczej. Według wykładu księdza prof. Waldemara Chrostowskiego wygłoszonego w 2001 r. na Jasnej Górze dla księży: „w synagodze w Rzymie Jan Paweł II, zwracając się do rabinów, powiedział: <jesteście naszymi braćmi umiłowanymi>  – a więc dał poznać nasze odczucia, nasze emocje, naszą wrażliwość, dał poznać, że Żydzi (czy: wyznawcy judaizmu) nie są postawieni poza nawiasem chrześcijańskiego przykazania miłości Boga i bliźniego; miłujemy Żydów tak, jak miłujemy wszystkie inne narody i miłujemy każdego Żyda tak jak miłujemy każdego innego człowieka. Dalej Ojciec Święty powiedział tak: … <i można powiedzieć – naszymi starszymi braćmi.>”

Twierdzenie, że Bóg Żydów i Bóg Jezusa to jest ten sam Bóg jest  nieprawdziwe i wystarczy uważnie przeczytać kilka razy Stary i Nowy Testament ( zwłaszcza w wydaniu Pallotinum ), nawet mimo tych ogromnych przeróbek, o których wcześniej wspomniałem, aby dojść do tego wniosku. Bóg Żydów Jehowa jest wojownikiem, rozkazującym, mściwym, z którym można się targować i negocjować. Bóg Jezusa jest miłosierny, współczujący.

Jeżeli żydowski Bóg – Jehowa dał Mojżeszowi na górze Synaj kamienne tablice z dziesięcioma przykazaniami, w tym przykazaniem „nie zabijaj” to dlaczego kazał wymordować, około 3 tysięcy Żydów, którzy w czasie 40 dni jego nieobecności, zaczęli czcić złotego cielca – według przekazów starotestamentowych i wyświetlanego jakiś czas temu  w telewizji filmu o Mojżeszu.

Mojżesz zaprezentował swemu ludowi kamienne tablice zawierające zbiór praw nadanych przez Jehowę, z których wiele zostało natychmiast złamanych na rozkaz tegoż Pana. Wydając Mojżeszowi i jego ludziom zakaz zabijania, kradzieży i pożądania cudzych rzeczy, Jehowa wysyła ich jednocześnie do kraju Amorytów, Hetytów, Kanaeńczyków i innych, gdzie mają zabijać mężczyzn, kobiety i dzieci i zagarnąć ich ziemie i mienie. To surowe polecenie wydaje się niegodne kochającego i litościwego boga. Wszystko to działo się przed pojawieniem się hebrajskiego języka pisanego. Knight i Lomas twierdzą, że „te tablice mogły być napisane tylko egipskimi hieroglifami, gdyż Mojżesz – wysoko wtajemniczony kapłan egipski – nie zrozumiałby żadnego innego pisma (hebrajski nie był językiem pisanym przez następne 1000 lat ). Wyobrażenie że przesłania mogą pochodzić ze znaków wyrytych w kamieniu, zadziwiło zwykłych ludzi,  a skrybowie, którzy potrafili prowadzić <rozmowy z kamieniami>  byli uważani za posiadaczy wielkich tajemnic. Łatwo to zrozumieć, zważywszy że Egipcjanie nazywali hieroglify <słowami Boga>, co potem często powtarzało się w Biblii”[28].

Istnieje obecnie bardzo wiele dostępnych starożytnych pism: indyjskich, egipskich, sumeryjskich (chaldejskich), akadyjskich, greckich i hebrajskich, dawniej często nie włączanych do powszechnego obiegu np. Starego Testamentu, ale zastrzeżonych dla wąskich, wtajemniczonych grup osób – o niezwykłych zdarzeniach, pojazdach  i istotach pozaziemskich, które nazywano  bogami. Dopiero w erze kosmicznej i atomowej zgromadzona wiedza pozwala zrozumieć, że te przekazy nie były żadnymi mitami.

W Księdze Ezechiela, której jedynie fragmenty zachowały się do czasów współczesnych, prorok relacjonuje jak wywieziono go statkiem kosmicznym spośród wygnańców nad rzeką Kebar, a następnie przywieziono go z powrotem. Oto wersety rozdziału trzeciego:

„12. I szum wiatru uniósł mnie, za sobą wszakże słyszałem łoskot ogromnego drżenia!

       Pochwalone niech będzie objawienie Jahwe na swoim miejscu !

13. I głos skrzydeł, drżące istoty, każda dotykając swojego rodzeństwa,

       odpowiadający im huk kół, łoskot wielkiego trzęsienia ziemi.

14. I szum wiatru uniósł mnie, i szum wiatru poniósł mnie. I jechałem w złym gniewie

       w skwarze mojego serca, a ręka Jahwe trzymała mnie, mocno i pewnie!

15. I przybyłem ( powrotem) do wygnańców nad rzeką Kebar, siedząc obok Tel Abib, i

      usiadłem przy nich, i siedziałem tam dni siedem: (jak) ogłuszony”

Również w tekstach staroindyjskich jest mowa o potężnych statkach kosmicznych, krążących po orbitach wokółziemskich. Panowała tam sztuczna siła ciążenia, wywoływana rotacją statków wobec własnej osi. Dumnymi właścielami „kosmicznych miast” byli m.in. bogowie: Indra, Brahma, Rudra, Jama, Kuwera, Wiruna. Wahadłowce kosmiczne, którymi podróżowali między orbitą wokółziemską, a Ziemia, zostały opisane bardzo precyzyjnie. Jeden z nich miał rozpiętość skrzydeł 10 m, długość całkowitą 13 m, a wysokość 5m. Zwykle pojazdy takie zabierały na pokład 8-10 pasażerów, mieściły też do 35 m3 ładunku.[29]

Istoty pozaziemskie były w oczach ludzi sprzed tysięcy lat niewyobrażalnie potężne. Wyglądały wprawdzie jak ludzie, nie były jednak Ziemianami. Uważano je za bogów, albo aniołów. W dawnym Izraelu, Sumerze, Egipcie czy Indiach nikt nie kwestionował istnienia tych niebiańskich istot.

Wybitny orientalista Zecharia Sitchin znający biegle wiele starożytnych języków, w tym staroegipski, hebrajski, sumeryjski, akadyjski (późniejszą odmianę sumeryjskiego ) grecki, po przetłumaczeniu tego co spisali na glinianych tabliczkach Sumerowie i dogłębnych badaniach, także przekazów i mitów wielu starożytnych ludów uświadomił sobie, że bogowie, greccy, egipscy, rzymscy, biblijni Nefilim i Elohim ( w dosłownym tłumaczeniu z hebrajskiego – bogowie w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej ) i sumeryjscy Anunnaki są tym samym: istotami pozaziemskimi z trzykrotnie większej od Ziemi planety Nibiru, którzy pojawili się po raz pierwszy  na Ziemi 450 tysięcy lat temu i założyli najwcześniejsze znane oraz jeszcze starsze nieznane cywilizacje na Ziemi. Bogowie starożytności skazani na niebyt przez jahwistycznych kompilatorów, a później chrześcijańskich redaktorów Biblii, nie tylko istnieją, ale to właśnie oni stworzyli Adama i Ewę (homo sapiens), wyglądających tak jak my, około 250 tysięcy lat temu, a nie 40 tysięcy, jak do niedawna sądzono.

Tłumaczenia Sitchina i innych sumerologów oraz tłumaczenia starożytnych języków z terenu Indii uważano za fantazję, dopóki nie odkryto i nie odkopano starożytnych ruin, które potwierdziły zapisy glinianych tabliczek i innych starożytnych pism i ksiąg. Ponadto wiele wiedzy Sumerów o układzie słonecznym i kosmosie przetłumaczonej wcześniej przez Sitchina, a zawartych w kronikach Ziemi, w tym głównie w książce „Dwunasta planeta”, zostało potwierdzone przez amerykańskie i radzieckie badania kosmosu, między innymi za pomocą sond kosmicznych dopiero w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, co uwiarygodnia także pozostałą wiedzę.

Biblijna opowieść o Noem jest bardzo podobna do opisu Wielkiego Potopu w poemacie Gilgamesz, a „sumeryjski Noe” nazywany był Utnapisztim.

 Mówiąc o opowieści Noego, Sitchin stwierdził: „Biblijna opowieść jest skróconą wersją sumeryjskiego oryginału. Podobnie w innych przypadkach monoteistyczna Biblia połączyła w  osobie jednego bóstwa role odgrywane przez kilku bogów, którzy nie zawsze się z sobą zgadzali”.

Każdy z „bogów” Sumeru miał swoich odpowiedników w starożytnych kulturach: Egiptu, Grecji i Rzymu. Odpowiednikami sumeryjskiego Enlila – pana Ziemi – byli: Set w Egipcie, Zeus w Grecji, Jowisz w Rzymie. Enki – sumeryjski brat Ziemi/budowniczy – nazywany był w Egipcie Ptahem, w Grecji – Apollem, w Rzymie – Wulkanem. Matce Ziemi Ninhursag w Sumerze odpowiadała Izyda w Egipcie, Atena w Grecji i Minerwa w Rzymie. Syn Enkiego – wojowniczy Marduk, nazywany był w Egipcie Horusem, w Grecji Aresem, a w Rzymie Marsem.[30] Bogowie Anunnaki z  planety Nibiru, będący istotami fizycznymi, a nie duchowymi,  w porównaniu do czasu życia ludzi są niemal wieczni, ponieważ ich rok – „saar”, równy jest 3600 latom ziemskim, co nie znaczy oczywiście, że są nieśmiertelni.

Według Buddy bogowie są istotami z krwi i kości, których nie należy czcić, gdyż borykają się oni z takimi samymi problemami jak ludzie. Dlatego Budda poszukiwał wyższej wartości – duchowego oświecenia, czyli nirwany.[31]      

Ci „bogowie” mieli wiele ludzkich cech charakteru, często się ze sobą kłócili i prowadzili ze sobą wojny za pomocą także broni atomowej, używając do tego ówczesnych ludzi, jeszcze 2-6 tysięcy lat temu. Dowodzą tego  odkrycia archeologiczne ruin: Sodomy i Gomory na bliskim Wschodzie, Mohendżo-Daro i Harappy w dzisiejszym Pakistanie, w górach Synaj i w wielu innych miejscach na terenie Indii. Odkopane pozostałości w postaci tysięcy „czarnych kamieni” – powstałych ze stopienia się garnków i dzbanów oraz szkliwo stopione z piasku w bardzo wysokiej temperaturze, są takie same jak w Hiroszimie, Nagasaki i poligonach doświadczalnych po wybuchach bomb atomowych. Na podobieństwo między staroindyjską bronią bogów, a bombą atomową zwrócił uwagę dr Robert Oppenheimer kierujący w latach 1943 – 1945 w Los Alamos pracami nad skonstruowaniem bomby atomowej, po dokonaniu pierwszych prób z tą bronią.

A zatem żydowski bóg Jehowa wywodzący się z istot pozaziemskich Anunnaki i nazywany był przez Sumerów Iszkurem, jako potomek, posiadający najwięcej cech Enlila – Zeusa, jest zupełnie inny niż Bóg Jezusa. Gdy Chrystus żył, Żydzi szukali materialnego i ziemskiego królestwa, a Chrystus oferował Żydom królestwo duchowe. Tego oni nie mogli kupić, więc odrzucili Chrystusa i go ukrzyżowali.

Religia narodu żydowskiego  wywyższa ten lud jako jedyny wybrany przez Boga i nawet konkretyzuje, reguluje jego działania wobec innych narodów. W żydowskim Talmudzie się mówi: „Wszystko jest twoje”.

Natomiast chrześcijaństwo głosi: człowiek-chrześcijanin to baranek, niewolnik i dopiero po życiu na Ziemi będzie mógł zamieszkać i odpocząć w raju. Bogatym nie będzie łatwo trafić do raju. Należy kochać bliźniego swego i dzielić się z nim majątkiem, a jedna z głównych myśli przewodnich Biblii mówi: „Wszystko rozdaj”. Cóż za kombinacja wykluczających się nawzajem ideologii, które jak wiadomo wyszły z jednego punktu – z Izraela.

Sedno tkwi w tym, że te ideologie spowodowały do tej pory wiele wojen i obecnie dążą także do  konfliktu. Nauki Jezusa Chrystusa zostały jak pisałem wyżej, znacznie zniekształcone przy stworzeniu religii chrześcijańskiej w obecnej postaci, najpierw przez kapłanów i elity żydowskie, a pod ich wpływem przez cesarzy rzymskich, a później także przy istotnym udziale Żydów wysoko ulokowanych w hierarchii kościołów chrześcijańskich.

Celem takiego przetworzenia chrześcijaństwa było ukształtowanie modelu człowieka – niewolnika, którym łatwo będzie manipulować. Takiej populacji częściowo lub całkowicie wyłączy się logiczne myślenie i człowiek zacznie wierzyć w to, co mu powiedzą kapłani, albo jeszcze ktoś inny. Mówiąc ściśle, celem było stworzenie człowieka-biorobota, który podporządkuje się zadanemu programowi.

Przytaczany wcześniej ksiądz prof. Waldemar Chrostowski, biblista, był współprzewodniczącym polskiej Rady Chrześcijan i Żydów zajmującej się dialogiem katolicko – żydowskim. Zrezygnował z tej funkcji w proteście przeciwko dyktatowi strony żydowskiej. W cytowanym wyżej wykładzie mówił tak: „Pojmowaliśmy ten dialog w kategoriach etycznych, moralnych, duchowych, ale bardzo szybko zobaczyliśmy, że te kategorie nie interesują naszych rozmówców. Mówili o tych samych rzeczach, ale w kategoriach politycznych, społecznych i ekonomicznych. My mówiliśmy, że współczujemy, a odpowiedź – nie wprost, ale do tego się sprowadzała – brzmiała: a ile można by z tego zyskać?”  W innym miejscu powiedział też: „My pisząc o wojnie i badając jej dzieje próbujemy odtworzyć to, co się wydarzyło. Próbujemy ustalić kto, ile osób i tak dalej … – myślimy w sposób właściwy historykom. Chcemy odtworzyć fakty. Ale dla Żydów w tym obszarze fakty nie mają żadnego znaczenia. Mówię na podstawie długoletniego doświadczenia, że Żydów historia jako taka nie interesuje. Nie uznają pojęcia historii obiektywnej. Interesuje ich haggada o przeszłości – opowiadanie o przeszłości. A to jest zupełnie co innego niż historia obiektywna. Nie liczy się to, co naprawdę się wydarzyło; ważne jest to, co się opowiada. Nieco upraszczając … Nie zadaje się pytania: co jest prawdziwe ? Zadaje się pytanie: co jest prawdziwe dla Żyda ? Nie mówi się: co jest dobre ? lecz: co jest dobre dla Żydów ? Nie mówi się, co się wydarzyło, lecz: co się wydarzyło, co by było dobre dla Żydów ?” A w podsumowaniu wykładu stwierdził, że: „w dialogu między Chrześcijanami, a Żydami następuje rozmywanie chrześcijańskiej tożsamości, a więc osłabianie chrześcijaństwa poprzez rozsadzanie go od wewnątrz”.

Dodać do tego można, że wielu ortodoksyjnych, dogmatycznych  duchownych chrześcijańskich swoją działalnością realizowaną wbrew naukom Jezusa rozsadza także od środka wiarę chrześcijańską, w tym katolicką. Posoborowy Kościół jest tonącą łodzią w powodzi modernizmu, feminizmu, laicyzmu,   socjalizmu, co zauważył sam JE Ks. kardynał Ratzinger w Homilii Wielkopiątkowej w czasie Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum w 2005 r.  Obecny Papież Benedykt XVI powiedział wtedy także: “Jak wiele brudu jest w Kościele i to pośród tych, którzy poprzez swe kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Chrystusa, ile jest pychy i egoizmu (…) Brudne szaty i zbrukane oblicze Twojego Kościoła budzą w nas strach. Ale to my sami je brukamy! To my zdradzamy Cię mimo naszych  słów i  gestów 

Moja droga Siostro:

Sama religia, jakakolwiek by nie była, nie ogłupia ludzi. Ogłupiają ludzi nadgorliwi kapłani i wyznawcy danej religii. Ogłupiają ci, którzy zabraniają ludziom myśleć, stawiać pytania i szukać na nie odpowiedzi.

Kościół rzymsko-katolicki buduje w człowieku zgubną wiarę w to, że przyjmowanie sakramentów Kościoła, noszenie medalików, chodzenie do kościoła mają moc ukryć przed Bogiem zatwardziałość serca. Kościół nie tylko nie pomaga, lecz nawet czyni utrudnienia w rozwoju duchowym swoich wiernych, piętnując wielkich chrześcijańskich nauczycieli duchowych, takich jak jezuita Antho-ny de Mello czy Willigis Jäger.

Przytoczę w tym momencie kilka trafnych myśli jezuity ks. Anthony De Mello  zawartych w książce „Przebudzenie” ( Wyd. Zysk i S-ka,  Poznań 1996 )

  • Dobroczynność jest prawdziwą maskaradą interesowności przebranej za altruizm. (s. 25)
  • Dobro ma znaczenie wówczas, gdy czynione jest bezwiednie. Nigdy nie będziecie lepsi niż wtedy, gdy nie wiecie, jak jesteście dobrzy. Albo jak powiedział wielki sufi: “Świętym jest się tak długo, dopóki się o tym nie wie.” Nieświadomość siebie. (s. 26)
  • Religia nie jest – nie jest koniecznie związana z duchowością. (s. 27)
  • Czy myślicie, że bogaty człowiek potrafi patrzeć na biednych ? Nie chcemy patrzyć, ponieważ grozi nam odrzucenie wcześniejszych poglądów. Grozi nam zmiana. Nie chcemy patrzeć.(s. 34)
  • Mała wariacja na temat: Ja jestem osłem i ty jesteś osłem. Ja jestem dyktatorem i ty jesteś dyktatorem. Chcę rządzić twoim życiem za ciebie, chcę ci powiedzieć bardzo dokładnie czego oczekuję; jaki masz być, jak masz się zachowywać, i lepiej jeśli będziesz się zachowywał zgodnie z tym, co mówię, w przeciwnym bowiem razie znienawidzisz samego siebie.”  Czyż nie jesteśmy lunatykami ? (s. 97)

Jeden z anonimowych dyskutantów podpisany jako ~Kris, w dniu 2005-04-24 o godz 16:01 na portalu internetowym Onet napisał: Żadna religia, w tym kościół katolicki, nie ma monopolu na Boga, prawdę ani dobro. Tymczasem kościół katolicki moim zdaniem zupełnie bezpodstawnie uważa się za najlepszą i jedyną wiarę i zwalcza zajadle wszelkie konkurencyjne formy duchowości jako sekty, mimo, iż ludzie trafiają tam dlatego, że są rozczarowani brakiem skuteczności praktyk katolickich, które nic zasadniczo w życiu nie zmieniają. Skutek jest taki, że pełni samozadowolenia księża coraz bardziej pojmują swoją rolę jako usługodawców (chrzest, I komunia,  ślub, pogrzeb itp.) a ludzie najbardziej wartościowi w oczach Boga (ci naprawdę poszukujący prawdy, a nie realizujący własne interesy w cieniu kościoła) odchodzą do innych religii lub coraz częściej radzą sobie sami. To, że Bóg istnieje nie znaczy, że kościół katolicki jest jego ulubionym medium. Patrząc, co się w nim dzieje sądzę nawet, że czeka nas w tym względzie światowa rewolucja. I dobrze. Stare i ograniczone musi odejść. Nowy papież, może myśli tak jak ja.”

Wielu ludzi uważa, że jesteśmy narzędziem w ręku Boga, albo – w bardziej ateistycznym języku komunistycznym – przedstawicielami społeczności. Powinniśmy Jemu – albo Jej – zaufać i dać się prowadzić tradycji oraz nauczaniu religii, którą uznajemy. Nie nam decydować o tym, jak i kiedy próbować poprawiać twory Boże. Każdy zna kilku pobożnych ludzi, którzy naprawdę czują, że to Bóg im nakazuje robić to, co wyraźnie przynosi innym pociechę i wielką pomoc. Można im wierzyć, że jakiś wewnętrzny głos czy impuls kieruje ich czynami. Bez  przesady można nazwać ich świętymi.

Są jednak i tacy ludzie, dla których religia jest sposobem unikania odpowiedzialności. Pewien młody człowiek mówił: „Prosiłem Boga, ażeby znalazł mi pracę. Nie znalazł, więc przypuszczam, że chce, bym był bezrobotnym”. Dla innych niewolnicza interpretacja zasad religijnych stanowi sens życia. Zawsze postępuj dobrze, a wszystko dobrze się skończy. Nie do nich należy pytanie „Dlaczego ?”, spór z papieżem lub arcybiskupem, czy kwestionowanie poglądów hierarchii kościelnej.

Takie bezwarunkowe posłuszeństwo przez wieki stanowiło potęgę organizacji religijnych z dobrym, czy bardzo często złym skutkiem. (…) Religie mogą zwalniać ludzi od samodzielnego myślenia i w ten sposób sprowadzać ich na bezdroża, zamieniać w zelotów, a nawet terrorystów, jak to się czasem zdarza. W tym sensie są podobne do poglądów pelargonii (jestem piękna i kwitnąca chociaż krótko): sugerują, że nie ponosimy odpowiedzialności za swoje  własne życie. Mamy obowiązek iść tam, gdzie nam każą, albo myślimy, że każą. Tak rozumiana religia, to fałszywa pewność,  oderwanie od rzeczywistości i problemów nurtujących społeczeństwo, a nie zaangażowanie, dlatego jest błędna i niebezpieczna.[32]

W jednym z kościołów w Warszawie chodziłem co niedziela wraz z synem na msze odprawiane głównie dla dzieci w kościele im. św. Tomasza na Ursynowie. W trakcie odprawiania mszy mądry ksiądz, dr psychologii, zamiast kazania rozmawiał z dziećmi w wieku od kilku do 11-13 lat zadając niewinne pytania, a dzieci odpowiadając na nie, dawały nie raz „prztyczki w nos” rodzicom i dorosłym. Było to dosyć zabawne, ale i pouczające. Jednej niedzieli proboszcz tej parafii, którego kościół był jednym z najdłużej budowanych w Warszawie, zabronił  wikaremu tych rozmów z dziećmi. Jednak ksiądz  nie wytrzymał i pod koniec mszy, podczas błogosławieństwa rzekł: „Módlmy się za Kościół, aby przestał być obłudny w słowach i w czynach”. Popatrzyłem na reakcję ludzi w kościele: jedni mieli przerażenie w oczach, drugim na twarzach pojawił się uśmiech rozbawienia, a największa część „spała” dalej z otwartymi oczami, zajęta swoimi myślami.

W miarę edukacji społeczeństwa taka polityka Kościoła przynosi obecnie odwrotny skutek, bo dyktat powoduje sprzeciw, a religijność zaczyna być tylko formą zewnętrzną.

Jeszcze gorszym zjawiskiem dotyczącym chyba nie tylko polskiego kościoła są powiązania agenturalne wielu księży i hierarchów o czym pisze S. Michalkiewicz w felietonie „Krople z kielicha goryczy” w tygodniku „Nasza Polska” z dnia 10 X 2006 r. : „…Innym, powodującym jeszcze większe rozgoryczenie, są coraz liczniejsze, niestety informacje o ubeckiej agenturze w strukturach Kościoła katolickiego. Właściwie nawet nie tyle one, bo w końcu nic co ludzkie nie jest nam obce – co obecne gorączkowe wysiłki zmierzające do ukrycia tych informacji za wszelką cenę, również za cenę utrzymania agentów na dotychczasowych stanowiskach i za cenę związanego z tym ryzyka, że za ich pośrednictwem Ubekistan po staremu będzie manipulował,  jeśli nie całym Kościołem, to poszczególnymi jego agendami. Jeśli niektórzy hierarchowie próbują gromić tych, którzy agenturę ujawniają i podważać ich wiarygodność tym, że nie mogą oni dostarczyć najbardziej kompromitujących dokumentów, to powinni zdawać sobie przecież sprawę, że tych dokumentów dlatego może nie być w archiwach IPN, bo są w posiadaniu dawnych oficerów prowadzących, którzy dzięki nim nadal mogą manipulować swoimi konfidentami. Czy to dlatego ci którzy „zaciągali”, byli takimi gorliwymi zwolennikami pacyfikacji Radia Maryja ? Nawet Stalinowi nie udało się zniszczyć Kościoła terrorem, bo naród ufał swojemu duchowemu przywódcy, nieugiętemu Prymasowi Wyszyńskiemu. Jednak obecna tchórzliwa taktyka „zamiatania pod dywan” może w perspektywie okazać się skuteczniejsza od stalinowskiego terroru. Czy tego właśnie oczekuje Unia Europejska w zamian za subwencje ?.”

Problem księży agentów, a równocześnie spowiedników i „pośredników” między Bogiem, a człowiekiem, jest znacznie poważniejszy niż agenturalność wśród wysoko postawionych ludzi świeckich we władzach, w świecie dziennikarstwa i nauki itd.      

Z drugiej strony należy przyznać, że w obecnych czasach nauka jest “bogiem” i często Boga zastępuje. Żyjemy w okresie ogromnego postępu technicznego i rozwoju nauki. Ludzie zachłystują się osiągnięciami, zwłaszcza laicy, i nie chcą widzieć “drugiej strony medalu”. Problem oczywiście tkwi nie w nauce i w odkryciach, ale w ludziach o niskim poziomie esencji i świadomości, którzy wykorzystują je, często przedwcześnie, do osiągnięcia własnych korzyści, nie dbając o innych. G.I. Gurdijeff trafnie stwierdził już przeszło pół wieku temu, że:

„Ludzie należący do zachodniej kultury przywiązują wielką wagę do poziomu wiedzy człowieka, całkowicie ignorując poziom jego człowieczeństwa i zupełnie nie zraża ich jego niski poziom. Co więcej, nawet nie rozumieją, co to znaczy… Jeśli wiedza oddala się zbytnio od człowieka, staje się teoretyczna i abstrakcyjna i tym samym oderwana od życia … generuje nowe kłopoty i nieszczęścia, jakich wcześniej nie znano.”

Fanatyzmowi lub częściej dogmatyzmowi religijnemu towarzyszy niestety fanatyzm i dogmatyzm naukowy, podczas kiedy nie dogmatyczne podejście do religii i do nauki, zwłaszcza w oparciu o fizykę kwantową, biologię molekularną i genetykę wskazuje, że między nimi są niewielkie różnice lub nie ma ich wcale, czyli, że można połączyć to co racjonalne i materialne z tym co duchowe. Że jest to możliwe daje dowód nieżyjący od 1993 r., genialny polski uczony (uchodził za wybitnego uczonego zarówno w USA, jak i ZSRR, który 7 razy zgłaszał polskiego księdza do nagrody Nobla !!!), filozof, ksiądz prof. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Włodzimierz Sedlak, człowiek o niezwykłej sile charakteru i prawości, nonkonformista, twórca bioelektroniki, który zszedł w swoich badaniach na poziom subatomowy ( znacznie poniżej atomów, elektronów, protonów itp.) elementarnych niezniszczalnych cząstek energii – fotonów, tachionów itp.

Przytaczam więc jego myśli zawarte w książce K. Dymela, Tako rzecze Sedlak, KAW, Lublin 1990 r. i artykule: Czy życie jest Światłem ? w tygodniku Nieznany Świat nr 2 i3 /2005:

  • Ja nie znam granicznych miedz, których nie mógłby przekraczać śmiertelny… Czym jestem, że mogę sięgać do krańców wszystkiego ? (motto do książki)
  • Świat moich myśli raz po raz przekracza Wszechświat. Nakrywam go kloszem mojego poznania i sięgam Nieskończoności… Musiałem złapać oddech Nieskończoności, musiałem połknąć tego bakcyla, bo tylko w ten sposób mogłem pojąć Boga, przyrodę, człowieka, no i zrozumieć siebie samego… Z perspektywy lat mogę powiedzieć jedno: tutaj, gdzie jestem, nie ma grobów. Dotąd nie dotarł nikt z żywych. To świat niewyobrażalny. (s.7)
  • Moja najpierwsza maksyma życiowa brzmi: jeśli gra – to o najwyższą stawkę, jeśli ryzyko – to zupełne, jeśli  szaleństwo – to absolutne. (s.7)
  • Chcemy być blisko ognia, bo instynktownie garniemy się do światła. Ludzkość intuicyjnie wiedziała o tym od niepamiętnych czasów, kojarząc bóstwo z blaskiem, a życie ze światłem. Moje życie jest światłem, czyjeś życie jest światłem, ale światłością jest też Bóg. W Ewangelii według Jana Jezus mówi: “Jam jest światłość świata”, a w jednym z psalmów czytamy: “W Tobie jest źródło życia i Twojej światłości oglądamy światło”. (s.8)
  • Tylko doświadczając wewnętrznego światła można wyjść poza swą zwierzęcą naturę. Dlatego tak usilnie należy dążyć, by je odkryć  w sobie… Światło stań się we mnie, przeze mnie, dla mnie, przez innych we mnie lub przeze mnie w innych. Światło jest jedną z największych tajemnic naszego życia… Zdaje się, że zaczynam to rozumieć…  (s.8)
  • Niczego nie zawdzięczam, ani gimnazjum, ani dwom dyplomom uniwersyteckim, wydziału matematyczno przyrodniczego, niczego nie zawdzięczam swoim profesorom, niczego nie zawdzięczam nikomu. Literatury nie było i nie ma, znawców też, a jednak wszystkich trzeba przekonać, sam nie będąc do końca przekonanym…(s.10)
  • Jestem zwolennikiem otwartego Wszechświata i otwartego myślenia. Mój rozum nigdy nie zaakceptuje żadnych limitów, których nie mógłbym przekroczyć, żadnego nienaruszalnego tabu. Ja muszę wywlekać sprawy nietykalne, one są najciekawsze. (s.11)
  • EURYPIDES mówił: powinno się płakać nad człowiekiem, który przyszedł na świat i w ten sposób wydany został na pastwę nieszczęść. Natomiast z radosnym śpiewem należałoby towarzyszyć zmarłemu, który już więcej nie będzie cierpiał. (s.18)
  • Iluż wokół starców, często w młodym wieku. Oni znaleźli się u celu i niczego już nie wchłoną, niczego nie zrozumieją… To egzystencja rośliny ludzkiej, która odbywa ostatnią wegetacyjną fazę. Jej życie pozbawione jest wszelkich zainteresowań i radości. Gdyby choć potrafiła się cieszyć tym, co kiedyś zrobiła…(s.20)
  • I w życiu człowieka może się zdarzyć, że wartość wypracowana w chwili ostatniej, już u schyłku jego, okaże się największa.(s.20)
  • Kostucha przez stulecia miała przerażać, budzić grozę, mobilizować do wieczności. A przecież wielu ludzi głęboko wierzących, niekoniecznie mistyków, niemal z radością czeka na jej przyjście. Jest to najważniejsze przeżycie w ich historii ziemskiej, ostatni etap w drodze do Boga!.. To sytuacja rozbitka na wzburzonym oceanie; po rozpaczliwej walce z zimnem, głodem, pragnieniem, i morskimi drapieżnikami dopływa w końcu do zacisznego portu. Jaki więc sens dryfować dalej? (s. 21)
  • Spotkałem wielu ludzi , szczególnie na wsi, którzy w obliczu ostateczności swojej zachowali godność. Po  prostu pytali: “Muszę ?”- a widząc potwierdzenie odpowiadali — “Zgoda !” – i odchodzili spokojnie, bez szamotania, walki, szału. (s.21)
  • Umarli wiedzą jedno: lepiej jest żyć … po śmierci ziemskiej.  (s. 21)
  • Największą sztuką jest mówić mądrze, ale realnie, mówić jedynie to, co w wykonaniu okaże się prawdziwe. (s.55)
  • Spostrzeganie i myślenie ludzkich grup niewiele różni się od reakcji stada kur na podwórku. Wszędzie widzą bezużyteczne detale i drobiazgi, a ożywiają się na widok jakiegoś nasionka. Wówczas rzucają się naprzód, by wydziobać, zanim je świnia zje. (s. 60)
  • Bóg rozkazuje aniołom, aby szczególną troską otaczali człowieka powołanego“. Jego samego zapewnia też: ” Będą cię nosić aniołowie, abyś o kamień nie obraził nogi swojej“. (sam Sedlak miał w swoim życiu 36 przypadków, po których powinien nie być żywym – przypomnienie autora)
  • Najpierw trzeba być myślącym, a potem uczonym. (s. 64)
  • Wielu uczonym wydaje się, że są u wrót nieomylności poznawczej, a są to tylko epizody, które tworzą niepotrzebny nikomu tuman informacji. Mityczny Olimp mózgów, geniusze dwuwymiarowego świata twierdzą, że innego świata nie ma. To należy do poezji i bajkopisarstwa. Ci uczeni są jak bębenki tybetańskie: cięgiem gadają bzdury, cięgiem eksplodują zawiścią, cięgiem wybijają ten sam rytm… (s.64)
  • Każde dobro czynione przez człowieka  nigdy nie ginie; ono wzrasta, dając sumę dobra świata ludzkiego… Ale i każda podłość prowadzi do wzrostu zła globalnego. (s.65)
  • Życie w całkowitym spokoju, bez jakichkolwiek przeszkód i trudności, oznaczałoby, nadzwyczaj szybką degenerację człowieka. Nasza inwencja eksploduje zazwyczaj w sytuacjach przegranych, a wysiłek jest najlepszym segregatorem na mędrców i idiotów; mędrzec łamie przeszkody, idiota łamie siebie… Człowiek z natury musi być czynny, twórczy, bez względu na to, czy posługuje się nową generacją komputerów, czy też obsiewa dziesięć akrów pola. (s.68)
  • Jeśli dawniej wiedzę przyrodniczą i religię stawiano na dwóch przeciwległych krańcach, to dziś  krzyżują się one w gigantycznych promieniu ludzkiego poznania. Zaczynamy wreszcie pojmować, że między światem rzeczywistym, a niematerialnym jest nieskończona ilość przejść. (s. 71)
  • Co za radość, zachwyt, ulga! Oto jestem w nowym, odległym, submolekularnym świecie. Jestem pierwszym człowiekiem, który stąpa po tajemniczej, nieznanej planecie. Jest wyłącznie moja ! Przez długi czas będę jej jedynym mieszkańcem i użytkownikiem.(s.73)
  • Najlepszym szlifierzem jest czas… Ludzie – kryształy stają się mniej więcej podobni, gdy ich życie dotrze, wygładzi kanty, wygasi dynamikę, obciąży chorobami i niedołęstwem. Zanim do tego dojdzie, natura ludzka w swych istotnych zarysach jest tak samo ambitna, fiołkowata, zarozumiała, pusta. Człowiek podskakuje a brak mu oliwy w kostkach… Zresztą jest reguła, że im więcej człowiek wie, tym staje się mniejszy w swojej wyobraźni, a głębszy i większy w swojej myśli. (s. 85)
  • Jeśli bioelektronika jest taka jak ja ją widzę, to stanowi absolutny przewrót w nauce. Tylko ja jedynie wiem, co to jest życie, co to jest śmierć, co to jest niezniszczalność materii, co to jest człowiek, co to jest szansa życia wiecznego… Boję się jedynie by moja wiedza nie okazała się tragiczna dla świata; sztuka zabijania zawsze była większa od sztuki leczenia. Lecz jeśli tym razem zwycięży rozsadek, to bioelektronika ze swoimi kwantowymi podstawami daje niesamowitą szansę zrozumienia życia i ratowania życia. (s.102)
  • Materia, podobnie jak energia jest nieśmiertelna. Toteż i ciało ludzkie nie ulega unicestwieniu, nie zmierza do zera egzystencji, bo nie może stać się energetycznym zerem, czyli niczym.  Materia związków ciała ludzkiego ma w sobie potencjalną nieśmiertelność! (s. 126)
  • Powiadają, że mam umrzeć. Ale to nie koniec mojej egzystencji. To dalszy ciąg spirali. Mijam akustyczną strefę, staję się ponaddźwiękowym jestestwem. Przejście do tej strefy dokonuje się skokiem, zwanym śmiercią. Ale tam jest moje dalsze życie, rozwój, wzbogacenie świadomości. (s.128)
  • Tylko Jezus głosił: “Ty zmodyfikuj  siebie ! Odpowiadasz za to swoim szczęściem, swoim nieszczęściem i swoim zbawieniem, jeśli wierzysz. Twoje “ja” może stać się źródłem twojej radości i twojej siły. Od ciebie zależy jak wypełnisz swój czas“. (s. 168)
  • Umysły lękliwe nie dochodzą do niczego. One nie odkrywają nowych światów i nie stają w zawody z nieznanym. Lękliwe umysły uważają, że Bóg zakreślił człowiekowi granice poznania. A ja? Ja nie znam granicznych miedz, których nie mógłby przekraczać śmiertelny. Ja nie wiem, gdzie się kończą ludzkie możliwości i zaczyna boskie działanie… (s. 170)
  • Myśli potrafią istnieć po śmierci fizycznej człowieka i przechodzić do jego kolejnego wcielenia. (NŚ)
  • Jego teoria – bioelektronika zakłada, że życie i świadomość na poziomie kwantowym mają identyczną naturę – elektromagnetyczną. Tym co niejako zszywa chemiczne reakcje metabolizmu i elektryczne własności związków organicznych są kwanty światła. (NŚ)
  • Życie jest falą elektromagnetyczną, która powstaje w środowisku przewodników białkowych. (NŚ)
  • Badając życie zabijamy je jak szkolny anatom. Zabijamy elektromagnetyczny szew życia, dławimy kwantowe wołanie życia w naszych barbarzyńskich metodach analitycznych. Z oglądania trupa pragniemy poznać prawdę o życiu. (NŚ)
  • Światło raz jeden zostało złapane w potrzask organicznych reakcji chemicznych i daremnie się tam trzepoce od miliardów lat (…) przywykłe do wolności światło, czujące się najlepiej w nieograniczonej pustce zwanej próżnią, zostało skazane na utrzymanie stanu zwanego życiem. (NŚ)
  • Fotony stanowią  podstawę życia, przy czym życie definiuje się tu jako zdolność do komunikacji, tworzenia oraz wykorzystywania podstaw informacyjnych. (NŚ)
  • Pole bioenergetyczne istot żywych jest fizycznym przejawem niefizycznych pól. (NŚ)

Jeszcze kilka wieków wstecz W. Sedlak byłby napewno sądzony za głoszenie herezji, i spalony na stosie, tak jak GiordanoBruno – włoski filozof i poeta. U Sedlaka doznania mistyczne i naukowe tworzą jedną uzupełniającą prawdę. Jego fenomen bierze się i stąd, że  przywraca utraconą harmonię między racjonalną stroną ludzkiej natury, a jej duchowym kształtem.  

Zjawiska opuszczania ciała przez duszę, i powrotu do niego bez przerywania życia, od starożytności do czasów obecnych, wcale nie są tak  rzadkim zjawiskiem, zastrzeżonym tylko dla mistyków różnych religii, ale są doświadczane przez ludzi w otoczeniu każdego z nas. Problem w tym, że niewielu  to rozumie – najczęściej sądząc, że zwariowali, lub że jest to sprawka szatana, albo też gdy to rozumie, nie chce się do tego przyznać, by nie być uznanym za wariata. Niestety w szpitalach psychiatrycznych nie brakuje tego typu ludzi, a psychiatrzy ze swoim dogmatycznym podejściem nie są w stanie im pomóc.

W 1975 roku dr Raymond Moody opublikował międzynarodowy bestseler „Życie po życiu”, który opisywał jego odkrycia pozyskane z setek wywiadów z mężczyznami i kobietami, którzy zostali ożywieni po śmierci klinicznej. Jego pacjenci, także niewidomi od urodzenia, systematycznie powtarzali opisy swoich doświadczeń istnienia poza ciałem: podróżowania przez ciemny tunel do miejsca wielkiego spokoju i wyciszenia oraz spotkań z jedną lub wieloma promieniejącymi, świetlistymi postaciami, których sama obecność wzbudzała niemożliwe do opisania uczucia miłości i pocieszenia. W ślad za przełomowymi odkryciami dr Moody´ego poszli także tacy badacze jak: Elisabeth Kubler-Ross, dr Kenneth Ring, Gay Schwarz i wielu innych, którzy wnieśli dalszy wkład w zrozumienie doświadczeń bliskich śmierci (NDE – Near-Death Experience). Od tego czasu, głównie z powodu postępu w medycznych technikach reanimacyjnych, dziesiątki tysięcy ludzi ogłoszono zmarłymi klinicznie, by następnie mogły ożyć i ponownie oddychać. Znaczna część rzeczywiście w ten sposób ponownie narodzonych ludzi zachowała pamięć ich doświadczeń istnienia duszy poza ciałem. Ci którzy doznali tych doświadczeń zmieniali swoje życie, często o 180 stopni.

Inne podejście do badań nad naszą wielowymiarową naturą było realizowane przez praktyków badań poza ciałem (OOBE – Out-of-Body Exploration). Robert Monroe w swojej pierwszej książce („Journeys out of the Body” 1971 – Podróże poza ciałem) zapisał swoje własne podróże poza ciałem przeprowadzane przez ponad trzy dziesięciolecia, dostarczając tym samym więcej szczegółów o granicach ludzkiej świadomości. Z jego prekursorskich badań, potwierdzonych do chwili obecnej przez co najmniej dziesiątki tysięcy ludzi wynika, że  istnieje tylko jeden wymiar fizyczny, natomiast rzeczywistość niefizyczna jest wielowarstwowa i składa się z wielu poziomów oraz wymiarów. OOBE  daje bardzo bogate, kształcące i interesujące doświadczenie, jednak większość ludzi, którzy opuszczają swoje fizyczne ciało, pozostaje w warstwie najbliższej fizycznemu wymiarowi ( ziemskiej skorupie ). Najczęściej powyższy wymiar zasiedlają świadomości, które zdradzają powinowactwo w sensie jakości ich energii, intencji, myśli i sentymentów. I tak są np. wymiary zasiedlone przez tych, którzy są nieświadomi tego, że już nie żyją, oczywiście, w  biologicznym znaczeniu tego słowa. Osoby opuszczające swoje ciało spotykają zmarłych bliskich krewnych i znajomych. Z kolei inne wymiary są zasiedlone przez rozwinięte społeczności lub wyewoluowane świadomości, które są w pełni świadome toczącego się cyklu kolejnych żyć. Mieszkańcy tych wymiarów planują swoje przyszłe fizyczne życia w zależności od celów, wśród których jest niesienie pomocy ludzkości, dalszy rozwój lub pomaganie innym w ich ewolucji.

Doświadczając klarownych OOBE poszczególne jednostki uzyskują niezaprzeczalny dowód istnienia życia po śmierci. Mogą przypomnieć sobie plan działania (cel) obecnego życia, który został nakreślony jeszcze przed ich urodzeniem, co może pomóc im w przewartościowaniu swojego życia. Są również w stanie przypomnieć sobie za sprawą klarownych projekcji wcześniejsze życia, bądź to co robili w czasie między nimi. Regularne klarowne projekcje wzmacniają zdolności paranormalne, pozazmysłową percepcję, wrażliwość na energię, a także promują rozwój energetycznej samokontroli i zdolności do osobistej obrony energetycznej. Akumulacja takich doświadczeń umożliwia również jednostkom zrozumienie natury wzajemnych oddziaływań energetycznych, zarówno z istotami fizycznymi, jak i niefizycznymi, niesienie pomocy potrzebującym poprzez transmisję energii terapeutycznych,  także bezpośrednie porozumiewanie się z rozwiniętymi istotami niefizycznymi, których obecności większość ludzi nie dostrzega, ponadto rozszerza ich wiedzę o sobie samych i przyśpiesza proces osobistego dojrzewania. Pozacielesne doświadczenia umożliwiają nam wgląd we wzajemne oddziaływania wymiarów fizycznego i niefizycznego oraz na głębsze zrozumienie tych oddziaływań. Jest to wartościowe narzędzie poznawcze. Rzeczywistym celem OOBE jest przyśpieszenie ewolucji poszczególnych jednostek poprzez stworzenie im możliwości osobistego postrzegania niewidzialnych, lecz realnych, niefizycznych wymiarów, z którymi są w stałym związku.[33]

W swojej ostatniej książce “Najdalsza podróż” napisanej przed śmiercią Robert Monroe podróżował do wymiarów, do których umożliwiany jest dostęp tylko dla nielicznych jeszcze żyjących na Ziemi. Na podstawie tych doświadczeń definiuje istotę Boga , w sposób następujący: 

Nasz Stwórca

  • jest poza naszym zrozumieniem tak, jak długo pozostajemy istotami ludzkimi,
  • jest projektantem zachodzącego bez chwili przerwy procesu, którego jesteśmy częścią,
  • posiada cel dla pewnego działania, cel ten wykracza jednak poza naszą zdolność pojmowania,
  • w miarę potrzeb dokonuje w tym procesie zmian i przestrojeń;
  • ustanawia proste prawa mające zastosowanie dla wszystkich i wszystkiego,
  • nie żąda czci boskiej, adoracji czy rozpoznania,
  • nie karze za “zło” i “grzeszne uczynki”,
  • nie nakłada na naszą aktywność życiową żadnych ograniczeń.

Jeszcze innym sposobem badań nad wielowymiarową naturą człowieka jest regresja hipnotyczna osób żyjących, nie tyle do poprzednich wcieleń – bo to jest praktykowane już od dawna – ale do okresów między wcieleniami. Amerykański badacz dr Michael Newton w swoich książkach „Wędrówce dusz” napisanej na podstawie 700 przypadków regresji hipnotycznej do okresów między wcieleniami i w „Przeznaczeniu dusz” opracowanej na podstawie 7000 przypadków, podobnie jak Robert Monroe pokazuje wielowymiarowy świat rzeczywistości niefizycznej, drogę duszy jaką odbywa po śmierci, poziomy do których dociera w zależności od stanu rozwoju świadomości duszy zamkniętej w pętli, bardzo wielu fizycznych wcieleń reinkarnacyjnych na Ziemi.

Dr Michael Newton uważa, że W życiu nie istnieją żadne przypadki, jednakże ludzie popadają w dezorientację z powodu tego, co postrzegają jako losowość. To właśnie ten rodzaj filozofii sprzeciwia się poglądom głoszącym istnienie duchowego ładu i porządku. Stąd już prosta doga do przeświadczenia, że nie mamy nad naszym życiem żadnej kontroli i że nasze próby odnalezienia siebie są bezcelowe, gdyż tak czy inaczej żadne nasze działanie nie ma sensu. Przekonanie o losowym charakterze wydarzeń negatywnie wpływa na nasze nań reakcje i odwodzi nas od poszukiwań dla nich wyjaśnień. Fatalistyczny światopogląd, wyrażający się w stwierdzeniu: “Bóg tak chciał” czy nawet: <<To z powodu mojej „karmy”>> powoduje bierność i poczucie bezsensu”.[34]

W „Wędrówce dusz” M. Newton odnosząc się do wolnej woli i możliwości wyboru, jako ważnego aspektu naszej transmigracji przez różne ciała (reinkarnacji), zauważa, że

Gdybyśmy nie mieli prawa do popełniania błędów, nie nauczylibyśmy się niczego. Gdybyśmy nie mieli wolnej woli, nie bylibyśmy odpowiedzialni za nasze działanie”.

Logika reinkarnacji rozwiewa powszechne nieporozumienie dotyczące dogmatu religijnego według którego wszystko jest uzależnione od naszych czynów dokonanych jedynie w tym życiu, ostrzegającego jednocześnie, że jeżeli będziemy wieść rozpustne i niemoralne życie, zostaniemy skazani na wieczne cierpienie w najciemniejszych obszarach piekła pozbawieni szansy wyzwolenia. Zrozumiałe, że wrażliwi, świadomi Boga ludzie uznają taki system ostatecznej sprawiedliwości za bardziej demoniczny niż boski.

Czy jest możliwe, że człowiek może okazać miłosierdzie i współczucie dla innych, a Bóg jest niezdolny do takich uczuć ?

Te doktryny przedstawiają Boga jako pozbawionego serca ojca, który pozwala swoim dzieciom na popełnianie błędów, a następnie obserwuje ich wieczną karę i prześladowanie. Takie niedorzeczne nauki ignorują wieczną więź miłości, która istnieje między Bogiem, a Jego bezpośrednimi ekspansjami, żywymi istotami.

Według definicji (człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga) Bóg musi posiadać wszystkie cechy o najwyższym stopniu doskonałości. Jedną z tych cech jest miłosierdzie. Pogląd, że po jednym krótkim okresie życia ludzka istota może być skazana na wieczne cierpienie w piekle, nie jest zgodny z koncepcją wyższej istoty posiadającej bezgraniczne miłosierdzie. Nawet zwykły ojciec dałby swojemu synowi więcej niż jedną szansę na uczynienie życia doskonałym.[35]

W jednej z najważniejszych i najstarszych ksiąg wedyjskich (starohinduskich) Bhagavad-gītā pisze tak:

(2.20) – Dla duszy nie ma narodzin ani śmierci.

             Nie powstała ona, nie powstaje, ani też nie powstanie.

            Jest nienarodzona, wieczna, zawsze istniejąca, nigdy nie umierająca i pierwotna. Nie ginie, kiedy zabijane jest ciało.

(2.22) – Tak jak człowiek zakłada nowe ubrania, porzucając stare, podobnie dusza przyjmuje  nowe materialne ciała, porzucając stare i zużyte.

(8.6)   – Jaki stan istnienia pamięta ten, kto opuszcza swoje ciało, taki stan bez wątpienia   osiągnie.

A więc  dusza zmienia ciała jak samochody w kolejnych wcieleniach, a mózgi jak komputery.

Bruno Giordano – włoski filozof i poeta skazany przez inkwizycję na spalenie na stosie za głoszone  nauki o reinkarnacji, mógł się uratować od śmierci w tak okrutny sposób, gdyby tak jak Galileusz, publicznie zaparł się swoich poglądów i powiedział, że są one nieprawdziwe. Jednak nie skorzystał z danej mu szansy i w swojej końcowej odpowiedzi na oskarżenia wysunięte przeciwko niemu wyzywająco oświadczył, że “dusza nie jest ciałem” i że “może ona istnieć w jednym lub innym ciele i przechodzić z ciała do ciała“.[36]

Kościół   źle pojmuje reinkarnację, mimo, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa były silne nurty, które ją uznawały np. gnostycy, ale nie tylko.  Chrześcijańskie kościoły obawiają się, że jeżeli uznają ją za fakt, to ludzie będą grzeszyć, ponieważ w przyszłym życiu i tak to odpracują. Reinkarnację należy postrzegać jako lekcję dla duszy. To dusza wybiera moment doświadczenia określonego życia.

Dusza jest niczym „kropla odłączona od oceanu by po miliardach lat wędrówki do niego powrócić” (po miliardach lat wędrówki – dodane przez autora ) jak pisze metaforycznie Ewangelia. Można do tego dodać, że  każda kropla zawiera w sobie „iskrę” tegoż OCEANU i bezpośredni kontakt na poziomie submolekularnym (za pomocą niezniszczalnych elementarnych cząstek energii) z NIM. W ten sposób Stwórca chce poprzez doświadczenia poszczególnych dusz, przeżyć wiele różnych doświadczeń.

Jeżeli przyjmiemy, że reinkarnacja jest nie karą, a nauką, czy raczej ewolucją duszy w jej powrotnej drodze do swojego Stwórcy, to wszystko jest zgodne. Nie jest to kara czy pokuta dla człowieka.

Bóg, którego można postrzegać jako dobrego i miłosiernego Ojca, nie jest tak okrutny, aby uzależniać wieczne życie, dalsze miliardy lat życia duszy od kilkudziesięciu lat życia na ziemi. Byłoby to bardzo niesprawiedliwe, a wręcz okrutne.

Sądzę, że Bóg w takim rozumieniu, był Bogiem Jezusa, zwłaszcza w oryginalnym brzmieniu jego nauk, a także Bogiem sekty żydowskiej Eseńczyków, Bogiem Platona, Sokratesa i Pitagorasa, ale nie jest On tożsamy z Jehową bogiem Faryzeuszy i Saduceuszy oraz zdecydowanej większości ich obecnych genetycznych spadkobierców.

Podsumowując  pragnę stwierdzić droga Siostro, że każdy ma prawo do swoich poglądów na świat,  religię, na rozumienie Boga, ale wielu przyzwyczaiło się do schematów przyjętych na wiarę z otoczenia, uprawiają lenistwo umysłowe i/lub mają strach przed faktami i wiedzą, których nie rozumieją oraz wygodny jest im prosty dwubiegunowy obraz rzeczywistości: to jest dobre, bo pochodzi od Boga, a to złe, bo pochodzi od szatana. Ale to nie daje im podstaw, aby wymagać od innych, by bili pokłony przed ich ignorancją i zachowywali się tak jak oni, bo jeśli tak się nie zachowują to są ateistami, albo jeszcze uprawiają czary, są opętani przez szatana i trzeba za nich się modlić o nawrócenie.

Leonard Kryński

Warszawa dnia 1.11.2006 r.

Leonard Kryński jest wykładowcą filozofii i religioznawstwa na uczelniach warszawskich i amerykańskich.

Przypisy z literatury:

[1] K. Dymel, Tako rzecze Sedlak, KAW, Lublin 1990, s. 131,132

[2] W.K. Kulczyk, Wprowadzenie do nauk Gurdżijewa, Wyd. Ravi, Łódź 2004, s. 157

[3] Tamże s. 97-98

[4] W.J. Langbein „Tajemnice Biblii”, Wyd. Prokop, Warszawa 2000, s. 141,142

[5] „Der Spiegiel“ nr 23/1996, s. 65

[6] W.J. Langbein „Tajemnice Biblii”, Wyd. Prokop, Warszawa 2000, s. 142,143

[7] J. Lehmann, Jezus Report, DÜsseldorf 1970

[8] W.K. Kulczyk, Wprowadzenie do nauk Gurdżijewa, Wyd. Ravi, Łódź 2004, s. 155

[9] Robert Kehl, Die Religion des modernen Menschen, Stiftung für universelle Religion z. 6 a, Zürich b.d.

[10] W.J. Langbein „Tajemnice Biblii”, Wyd. Prokop, Warszawa 2000, s. 143

[11] N. Brox, A history of the church, SCM Press, 1994

[12] E.v. Däniken, Objawienia, Wyd. Prokop, Warszawa 1999

[13] K. Armstrong…

[14] W.K. Kulczyk, Wprowadzenie do nauk Gurdżijewa… s. 151

[15] F. Mehr, The Zoroastrian Tradition, Element 1991

[16] W.K. Kulczyk, Wprowadzenie do nauk Gurdżijewa… s. 152 – 153

[17] Tamże … s. 149

[18] Multimedialna encyklopedia PWN

[19] W.J. Langbein, Tajemnice Biblii,wyd. Prokop, Warszawa 2000, s. 45-46

[20] K. Dymel, Tako rzecze Sedlak ….s.31

[21] J. Sodolska-Urbańska, Swami Kaleshwara: nietypowy święty, Nieznany Świat nr 11/2004 – opracowanie na podstawie: www.kalshwar.org

[22] J. Flawiusz, Wojna żydowska, Warszawa 1992

[23] E.v. Däniken, Objawienia…s 87-88

[24] E.v. Ruysbeek, M. Messing, Ewangelia Tomasza, wyd. EURO AURA, Poznań 2004, s. 19-20

[25] Tamże… s. 17, 18

[26] Spalding Bard T., Życie i nauka mistrzów dalekiego wschodu, t I-V, Dyliss AAR, Gdańsk 2003, s. 101-102

[27] W.K. Kulczyk, Wprowadzenie do nauk Gurdżijewa… s. 160-161

[28] Ch. Knight, R. Lomas, The Hiriam key, New York, Barnes Noble Books, 1998

[29] W.J. Langbein, Tajemnice Biblii… op.cit. s. 59

[30] J. Marrs, ONI rządzą światem, wyd. Jeden Świat, Warszawa 2005, s. 393

[31] K. Armstrong …. (125)

[32] Ch. Handy, Głód Ducha. Poza kapitalizm. Poszukiwanie sensu życia w nowoczesnym świecie. Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 199, s. 73 – 74

[33] S. Gustus; Projekcja astralna – droga do poznania, Nexus nr 4(36)/2004

[34] Dr Michael Newton – Przeznaczenie dusz tom 2, wyd. BMG, Łódź 2003, s. 202

[35] CAMING BACK, Tajemnice reinkarnacji, The Bhaktivedanta Book Trust, Warszawa 1990 s. 111-112

[36] W. Boulting, Giordano Bruno – jego życie, myśli i męczeństwo, Londyn: kegan Paul, 1914, s. 163-164)

Wypowiedz się