Szturm na Biały Dom siedzibę Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej w 1993 r.: Trzecia Siła strzelała tak jak na Majdanie w Kijowie w 2014 r.

   Svetlana Samodelova, 21 września 2022 r  1 425

Wersja do druku

W nocy 4 października 1993 roku Jelcyn zarządził szturm na Biały Dom, niemal wpychając Rosję w chaos wojny domowej lub “kolorowej rewolucji”, w czym pomogli nieznani snajperzy, jak na Majdanie w Kijowie 20 lat później.

“Trzecia siła strzelała”: weterani Alfy ujawnili tajemnice października 1993 roku

Autor – Svetlana Samodelova

W Białym Domu w czasie napaści była cała klasa uczniów.

25 lat temu (art. 2018 – RuAN), w nocy 4 października 1993 r., prezydent Borys Jelcyn zarządził szturm na Biały Dom. Do budynku Domu Rad, gdzie zabarykadowano deputowanych i zwolenników Rady Najwyższej, w tym kobiety i dzieci, dywizje Taman i Kantemirovskaya lojalne wobec Jelcyna, 119 Pułk Spadochronowy, Tulska Dywizja Powietrznodesantowa, Dywizja Wojsk Wewnętrznych Dzierżyńskiego i OMON. Ukierunkowany ogień w okna budynku parlamentu od siódmej rano zaczął prowadzić BMP, APC, a następnie czołgi. Kluczową rolę w pokonaniu opozycyjnej Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej powierzono siłom specjalnym Głównego Zarządu Ochrony (GUO) Rosji.

Prezydent zażądał, aby Grupa A i Grupa B, popularnie znane bardziej jako Alfa i Vympel, “uwolniły Biały Dom od gangu, który się tam osiedlił”. Ale elitarne jednostki działały zgodnie z własnym planem. Wykluczywszy użycie siły, rozpoczęli negocjacje z obrońcami Białego Domu. Kluczową postacią był “podpułkownik Władimir”, który pod ostrzałem w rzeczywistości “odbył ostatnią sesję Rady Najwyższej”. Po 25 latach można było go nazwać. To weteran Alfy, pułkownik Vladimir Ilyich Kelekhsaev. On i pułkownik Alfy Witalij Demidkin powiedzieli MK, jak w październiku 1993 roku przedstawili swoją alternatywną, bezkrwawą wersję konfliktu, zapobiegając w ten sposób bratobójczej wojnie domowej.

Biały Dom stał się czarny z powodu ostrzału

“W tamtych czasach testowano wersję “kolorowej rewolucji”.

“W nocy 4 października 1993 r. dowódcy jednostek władzy różnych szczebli, na rozkaz Borysa Jelcyna, zebrali się w czternastym budynku Kremla, gdzie znajdował się aparat administracji prezydenckiej” – mówi Władimir Kelekhsaev. “Wczesnym rankiem zaprowadzono nas do sali konferencyjnej. Wiedzieliśmy już, że planowane są środki mające na celu zakończenie oporu Obrońców Białego Domu. Borys Nikołajewicz Jelcyn wszedł do sali i zapytał nas: “Czy jesteś gotowy do wykonania rozkazu?” Było jasne, że realizacja tego planu wymaga ekstremalnych środków ze strony uzbrojonych jednostek.

W sali panowała śmiertelna cisza. Oficerowie siedzieli z kamiennymi twarzami. Nasza jednostka została zaprojektowana do walki z terroryzmem i przestępczością zorganizowaną. Oczywiście doszło do nieporozumienia.

Wszyscy pamiętali wydarzenia w Wilnie w styczniu 1991 r., kiedy to na Litwę wysłano oddział w celu odblokowania budynku centrum telewizyjnego, a następnie zdradzono. Grupa “A” poszła do ataku z pustymi nabojami. Podczas próby wejścia do obiektu zginął porucznik, 20-letni Viktor Shatskikh. Został podle postrzelony z dachu w plecy. Żaden organ ścigania nie uznał go za swojego funkcjonariusza przez pięć dni. Nie KGB, nie Siły Powietrznodesantowe, nie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych… Prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow powiedział, że nic nie wiedział o tej operacji, nie wydał żadnego rozkazu. I odmówił osobistego przedstawienia rodzicom zmarłego porucznika Orderu Czerwonego Sztandaru, powołując się na fakt, że powinien to zrobić przewodniczący KGB ZSRR Władimir Kriuczkow.

“To nieprzyjemne, gdy bawią się z tobą w ciemności” – mówi Władimir Iljicz. – Pamiętam słowa szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Michaiła Barsukowa: albo wypełnisz rozkaz, albo będę zmuszony podpisać rozkaz rozwiązania i rozbrojenia jednostki. Nasi przywódcy odpowiedzieli, że nie jest to wskazane. Kiedy pojechaliśmy do Białego Domu, kierowaliśmy się jedną rzeczą: musimy jakoś zapobiec wzajemnemu rozlewowi krwi.

Po przybyciu na miejsce osiedliliśmy się w pobliżu zoo. Podjęto środki bezpieczeństwa, nasze myśliwce zostały posadzone na wszystkich wieżowcach. Cały teren był widoczny, ale wciąż nie znaliśmy pełnego obrazu, wiele było niezrozumiałych. Strzelanie przychodziło zewsząd.

Teraz, wraz z upływem czasu, mogę powiedzieć, że w tych październikowych dniach testowano opcję “kolorowej rewolucji”. Bo prowokatorzy strzelali do jednych, uciekali, a potem strzelali do innych. Dla nich najważniejsze było przelanie jak największej ilości krwiRozpętanie wojny domowej

Tego dnia, 4 października, dwukrotnie okrążyliśmy Biały Dom dwoma BWP. Musieliśmy zrewidować sytuację. Na drugim okrążeniu zobaczyłem policjanta, młodszego sierżanta, który stał na placu przed budynkiem rządowym i przez megafon na przemian komunikował się z obrońcami Białego Domu, a następnie z tymi, którzy byli na placu i byli gotowi rzucić się do szturmu na budynek. Później dowiedziałem się, że sierżant, który został publicznym parlamentarzystą, który stał z megafonem na ramieniu, nazywał się Giennadij Sorokin. A potem pomyślałem, przez niego, że wejdziemy do Białego Domu.

Kiedy się zatrzymaliśmy, zapytałem: “Kto jest ze mną?” Zadzwoniło dziesięć osób, a reszta dołączyła.

– Czy celowo naraziłeś się na niebezpieczeństwo, czy myślałeś, że możesz zostać zastrzelony?

– Ale mnie nie zastrzelili. Ta sama jednostka w Kijowie w 2014 roku nie mogła podjąć samodzielnej decyzji w ramach wdrażania Konstytucji. W rezultacie Ukraina została przesiąknięta krwią. Czy możecie sobie wyobrazić, co mogło się wydarzyć na skalę naszego kraju?..

Grupa “Alfa”, jak jesteśmy popularnie nazywani, spełniła swoje zadanie. Nie dopuściliśmy do braterskiego rozlewu krwi. Nie ma na nas krwi. I to jest najważniejsze.

Pułkownik Dyrekcji “A” Witalij Demidkin

“Synu, uważaj, nie strzelaj do siebie”

– Powiedz nam, jak weszli do budynku.

“Podniosłem kawałek drutu kolczastego, wyciągnąłem pojedynczą torbę na opatrunek, rozdarłem ją, owinąłem drut sterylnym bandażem z gazy. Z tą improwizowaną białą flagą poszliśmy z moim podwładnym, Siergiejem Kuzminem, do centralnego wejścia. Aby bezkrwawo zakończyć konfrontację, postanowili rozpocząć negocjacje z przywódcami obrony rosyjskiego parlamentu.

– Zostałeś ostrzelany?

“Kiedy szliśmy, kule kliknęły tuż przed nami: padło pięć strzałów. Strzały padły z budynku ratusza (CMEA), który wykonany jest w formie książki. Ktoś zablokował nam drogę…

– Jak myślisz, kto?

– Podobne to było do tych, którzy strzelali w Kijowie na Majdanie zarówno na własnych, jak i na innych. Trzecia siła… Kiedy weszliśmy do Białego Domu, nie wiedziałem jeszcze, że nasz bojownik, młodszy porucznik Giennadij Siergiejew, zginął. Objechali budynek drugim BWP. Widząc żołnierza rannego w udo, który leżał na ziemi, Jurij Nikołajewicz Torszyn i Gena Siergiejew próbowali wprowadzić go do BMP i znaleźli się pod ostrzałem snajperów. Gena został śmiertelnie ranny: kula trafiła go w część ciała niechronioną przez kamizelkę kuloodporną. Ale nie strzelali z Białego Domu. Strzał został przeprowadzony od strony hotelu “Ukraina”. Jednostka wyraźnie chciała sprowokować atak.

– O której godzinie poszedłeś do Domu Sowietów?

Było około trzeciej po południu. Przy centralnym wejściu staliśmy twarzą do Białego Domu. Kładziemy broń na schodach. Tyle tylko, że trzymałem trzy granaty RGD-5: dwa granaty w prawej kieszeni i jeden w lewej. Zmniejszyłem ich “anteny” na wypadek pożaru: nikt nie zamierzał poddać się niewoli…

Sierżant policji, na naszą prośbę, zameldował przez megafon, że podpułkownik grupy Alpha zamierza negocjować. Poprosiłem kogoś z obrony Białego Domu, żeby do nas przyszedł.

– Jak wyglądała sytuacja w lobby?

“Gdy tylko weszliśmy do budynku, zobaczyliśmy kozaka na dole, który leżał za cokołem, tuż przed nami. Tata z czerwoną wstążką przykuł moją uwagę. Obok niego leżał chłopiec. Karabin maszynowy został wycelowany prosto w nas. Patrząc w górę, zobaczyłem na balkonie Alberta Makaszowa (który został mianowany wiceministrem obrony przez Aleksandra Ruckiego. – Autor. – Autor) i Wiktora Pawłowicza Barannikowa (został mianowany przez Ruckiego ministrem bezpieczeństwa Rosji. – Autor.). Makaszow zapytał: “Kim oni są?” Przedstawiłem się, powiedziałem, którą jednostkę reprezentuję.

Kozak, gdy tylko usłyszał o grupie “A”, natychmiast odłożył karabin maszynowy. Zdałem sobie sprawę, że muszę kuć żelazo, póki jest gorąco. Kiedy zaczęliśmy wchodzić po schodach, spotkaliśmy młodego mężczyznę w berecie. W rękach miał pistolet Makarowa z zakręconym spustem. Kiedy przechodziłem obok, włożyłem pistolet na bezpiecznik i powiedziałem: “Synu, uważaj, nie strzelaj do siebie”. Cicho zauważył: “Dziękuję”.

Wszystko stało się dla mnie jasne na temat obrońców Białego Domu. Byli oficerowie, Kozacy, cywile. Zwykli ludzie, którzy nie wywoływali agresji ani niepokoju. Widziałem też zmarłych – było ich pięciu.

– W jaki sposób próbował pan dojść do porozumienia?

– Kiedy szliśmy, zapytano mnie, jak dalej rozwiną się wydarzenia. Powiedziałem, że może będą wybory. Miałem zadanie, żebyśmy się nie zdemaskowali, żebyśmy zaczęli dialog. Powiedziałem o naszym przywódcy, Giennadiju Zajcewie, powiedziałem, że jesteśmy personelem wojskowym, a nie politykami, i zasugerowałem myślenie o tym, jak ratować ludzkie życie. Wspierał mnie Wiktor Pawłowicz Barannikow. Dołączył do nas przystojny mężczyzna, poseł Jonasz Andronov. Zaproponował przerwanie kontrowersji i udanie się do sali Rady Narodowości, aby zwrócić się do deputowanych. Jonasz nalegał, aby sam parlament otrzymał wreszcie prawo do decydowania o własnym losie.

Plan był taki, żeby rozmawiać z parlamentarzystami. Jeśli zdecydują się opuścić budynek, podejdziemy do kierownictwa i przedstawimy im tę decyzję. A potem pozwolimy im pomyśleć samodzielnie, co robić. Tak też zrobiliśmy.

– Jak widział pan salę, w której ukrywali się posłowie?

– Wrażenie było trochę przygnębiające. Czterysta osób siedziało w ciemnej sali ze świecami w rękach. Podszedłem do podium i zostałem przedstawiony jako podpułkownik grupy A. Zauważyłem, że po raz pierwszy przemawiam przed tak wysokim spotkaniem. Że nikt nas nie wysłał na negocjacje, że sami zdecydowaliśmy się na ten krok. Powiedziałem, że nasza jednostka ma za zadanie przejąć Biały Dom. Ale istotą Alfaa jest walka z terrorystami i przestępczością zorganizowaną, a jednostka ma na celu przede wszystkim ochronę. Powiedziałem, że nie chcemy zabijać nieuzbrojonych ludzi, którzy nadal są atakowani. Zaproponowałem, że jeśli się poddadzą i opuszczą Biały Dom, to my zapewnimy korytarz bezpieczeństwa.

Barykady w pobliżu budynku Domu Rad

Ktoś krzyknął z widowni: “Jakie są gwarancje, że wyjdziemy stąd żywi?” I uwierzyli mi. Pamiętam, jak podeszła do mnie blondynka, przytuliła mnie i powiedziała: “Dziękuję”. Później zdałem sobie sprawę, że był to zastępca Sazhi Umalatova.

W towarzystwie Wiktora Pawłowicza Barannikowa poszliśmy na 5 piętro, do biura, w którym znajdował się Rutskoy, a następnie podszedł Chasbulatow. Wszyscy pytali, jak się nazywam. Powiedziałem: “Ograniczmy się do nazwy”. Wspierał mnie generał Barannikow, odnosząc się do specyfiki pracy służb specjalnych. W rezultacie byli zadowoleni z mojego tytułu.

Po negocjacjach podjęto decyzję o rezygnacji z Białego Domu. Napisali, że “podpułkownik Władimir odbył ostatnią sesję Rady Najwyższej”. Wiktor Pawłowicz Barannikow na kartce papieru A4 narysował plan obszaru w pobliżu 4. wejścia, gdzie musiałem go odebrać na BWP, co zrobiłem.

– Czy wyjście obrońców Białego Domu przeszło bez ekscesów?

– Był tylko jeden warunek: wszyscy wychodzą i składają broń w holu. Niektórzy oficerowie podnieśli ręce – powiedziałem: “Puśćcie ręce…”

Kiedy zszedłem na dół, zaczęła się strzelanina. To była prowokacja. Kalkulacja była taka, że zostaniemy rozwiązani w każdym z nas. Musiałem poczekać, potem poszedłem odebrać autobusy. Potem staliśmy w łańcuchu, zbudowaliśmy żywy korytarz naszych wojowników. Tłum z nasypu. Wydałem rozkaz wysłania amunicji do komór nabojowych, doprowadzenia broni do gotowości bojowej. A na megafonie oznajmiłem: ktokolwiek podejdzie bliżej niż pięć metrów do pracownika jednostki lub stworzy zagrożenie dla życia osób opuszczających budynek – będziemy strzelać bez ostrzeżenia. Wszyscy napastnicy uciekli.

Usunęliśmy wszystkich obrońców Rady Najwyższej z budynku do maksimum. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że przy wejściach do pobliskich domów siedzieli policjanci, którzy brutalnie pobili wszystkie osoby opuszczające Biały Dom, w tym deputowanych…

– Czy zostałeś w jakiś sposób zauważony?

– Nie myśleliśmy o nagrodzie, bo choć wykonaliśmy polecenie prezydenta, ale nie poszliśmy z “cudzą głową”, lecz zaproponowaliśmy własną, alternatywną opcję likwidacji konfliktu – bezkrwawą. Następnie zdecydowano się na pytanie, czy rozwiązać grupę “A”, czy nie. “Vympel” został przeniesiony do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Nasi menedżerowie zrobili wszystko, aby nasza jednostka nie została przeklęta i pozostała w strukturze. Czworo z nas z jednostki zostało odznaczonych Orderem Odwagi Osobistej, w tym ja.

– Minęło 25 lat od rozstrzelania Białego Domu. Postrzeganie tych tragicznych wydarzeń nie zmieniło się z czasem?

– Wtedy miałem 35 lat, teraz – 60. Działaliśmy nie tylko jako oficerowie, ale także jako obywatele naszego kraju. Z biegiem lat zdaję sobie sprawę, że kierowaliśmy się wtedy Bożymi myślami. Coś nas napędzało. Jednostka miała pojedynczy, potężny wewnętrzny rdzeń duchowy. Oczywiście podjęliśmy ryzyko. Mogliśmy zostać aresztowani, zwolnieni, rozproszeni, zabici… Ale nie przelaliśmy krwi. W najtrudniejszej sytuacji, kiedy wydawało się, że nie ma wyboru, byliśmy w stanie wyprowadzić ludzi z budynku pod swoimi gwarancjami.

Czy byliśmy godni uznania? Trudno o tym mówić. Jak kraj docenił, tak i docenił. Nie wybieramy… Służyłem w grupie A przez 20 lat. Przez 10 lat był kierownikiem działu. Najszczęśliwsze lata to te spędzone w służbie.

“Widzieli uczniów w płonącym budynku: nauczyciel z peryferii przyprowadził całą klasę, aby chronić Radę Najwyższą”

Legenda sił specjalnych, pułkownik jednostki specjalnej FSB Rosji “Alfa” Witalij Demidkin był w 1993 roku zastępcą szefa departamentu i dobrze pamięta, jak jednostka dosłownie przeszła na krawędzi brzytwy 4 października, zapobiegając wojnie domowej.

“Kiedy zostaliśmy wezwani na Kreml w pogotowiu, z jakiegoś powodu ostrzeżono nas, aby nie zabierać ze sobą żadnych dokumentów osobistych” – mówi Witalij Demidkin. – To natychmiast podniosło brwi. Wtedy stało się jasne, że planowany jest szturm na Biały Dom. Zaczęliśmy narzekać. Nie chcieliśmy angażować się w walkę polityczną. Otoczenie Borysa Jelcyna wierzyło, że gdy tylko Alfa pojawi się w hełmach w pobliżu Białego Domu, obrońcy Rady Najwyższej skapitulują. Tak się nie stało.

Oficerowie Alfy rozpoczęli negocjacje z obrońcami Rady Najwyższej. Na pierwszym planie  podpułkownik Władimir Kelekhsaev (z “białą flagą”) i młodszy sierżant Giennadij Sorokin. Foto: TASS

Pamiętam, że dowódca naszego oddziału, Anatolij Iwanowicz, zaprosił nas do autobusu, którym przyjechaliśmy i powiedział: “Towarzysze oficerowie, zadanie zostało postawione. Jeśli większością głosów zdecydujecie, że jedziemy do Białego Domu, ja pójdę pierwszy. Jeśli zdecydujecie, że nie pójdziemy na atak lub zamiatanie, to nie pójdziemy naprzód”. Dopiero po latach zdałem sobie sprawę z odpowiedzialności, którą wziął na siebie. Podjęto decyzję o wejściu do Białego Domu.

Do budynku podeszliśmy od strony parku, w którym znajdował się stadion. Kiedy zeszliśmy pod most, znaleźliśmy dwóch facetów, którym udało się wyskoczyć z budynku. Powiedzieli nam, że byli tam przez przypadek. Spojrzeliśmy na to, co mieli w jednej i drugiej torbie, nic podejrzanego, nie znaleziono broni ani materiałów wybuchowych – i wypuściliśmy ich w spokoju.

Ogień dochodził ze wszystkich stron. W pobliżu biły fontanny pocisków, tarasy transporterów opancerzonych. Były siły, które chciały sprowokować wielką masakrę. Przecież ktoś strzelał do nas i do żołnierzy, którzy stali na straży…

Nie było napaści jako takiej. Ale szliśmy w formacjach bojowych – w dwójkach, trójkach, zachowując dystans. Przeszliśmy między dwoma budynkami. W głębi było coś w rodzaju ogrodu zimowego, stamtąd ktoś pomachał do nas: jak, chodź tutaj! Ale moje przeczucie mówiło mi, że istnieje niebezpieczeństwo. Wezwanie zostało zignorowane.

Niedaleko wejścia do budynku leżał zamordowany facet. Weszliśmy do Białego Domu od końca, wciskając szybę wyjścia ewakuacyjnego do drzwi. Zaczęliśmy wchodzić po schodach. W naszym kierunku, w rejonie trzeciego lub czwartego piętra, zeszły … nastolatki, dzieci w wieku szkolnym w wieku około 14-15 lat. Jakiś nauczyciel z peryferii przywiózł całą klasę do Moskwy, aby bronić Białego Domu. Byłem po prostu zdumiony. Gdyby rozpoczęła się operacja szturmowa na dużą skalę, wszyscy mogliby zginąć.

Na dole schodów były kobiety, pracownicy techniczni Domu Rad. Spotkaliśmy starca, który kuśtykał o kuli. W budynku było dużo starszych ludzi.

Zaczęli wspinać się na wyższe piętra, gdzie zabarykadowali się weterani ze Związku Oficerów Rosji. Zbliżając się do zamkniętego pomieszczenia, przeprowadziliśmy z nimi rozmowy. Zaczęliśmy przekonywać: “Chłopaki, cóż, czemu się opieracie, mamy rozkaz, nadal będziemy iść. Jeśli nie otworzysz drzwi, po obu stronach będą straty”. Zapytali, czy będziemy strzelać. Powiedzieliśmy: “Nie ma mowy”. Jeden z naszych chłopaków wszedł do ich pokoju nieuzbrojony.

Nie było strzelaniny, nie było żadnych prowokacji przeciwko nam. Oczywiście podjęliśmy duże ryzyko: w każdej chwili jeden z obrońców mógł strzelać. Ludzie po prostu mogą stracić nerwy. Obrońcy Białego Domu byli bardzo spięci, oczy wszystkich były szalone – najwyraźniej oczekiwali, że będziemy strzelać do wszystkich na lewo i prawo…

W budynku było bardzo niewielu uzbrojonych mężczyzn. Wychodzili i składali broń w holu. Była już mała góra karabinów maszynowych i pistoletów. Potraktowaliśmy ich uprzejmie, powiedzieliśmy: proszę przyjść tutaj, ktoś został sprawdzony, poklepując po kieszeniach.

Dzięki Bogu wykonali zadanie, nie niszcząc nikogo, ale straciliśmy Genę Siergiejewa, podporucznika. Często przechodzę obok, patrzę na jego zdjęcie, czasami z nim rozmawiam. W końcu facet był na wakacjach w październiku 1993 roku, przyszedł na polecenie pagera, kiedy alarm został ogłoszony w jednostce … Dużo pracy wymagało od niego przyznanie tytułu Bohatera Rosji – pośmiertnie.

4 października weterani i obecni pracownicy Alfy tradycyjnie gromadzą się w pobliżu grobu Giennadija Siergiejewa na cmentarzu Nikolo-Archangielskoje. Kto zabił podporucznika – nie można było się dowiedzieć. Nie przeprowadzono nawet badania balistycznego. Rana była ślepa, nie miała otworu wyjściowego. Ale, zgodnie ze wspomnieniami “Alfy”, eksperci kryminalistyczni w kostnicy, stępili oczy, powiedzieli, że kula nie została znaleziona. Najwyraźniej zaginął nieprzypadkowo. Wszakże możliwe było określenie broni, z której strzelał snajper, oraz “przebicie” tej “lufy” przez szafkę na akta.

Cała prawda o wydarzeniach gorącej jesieni 1993 roku wydaje się nie chce być ujawniona.

Źródło

Czarny Październik ’93: 158 zgonów w imię demokracji Jelcyna

https://rutube.ru/play/embed/703171c1d28fc2138ece7885da7ae47c

Opublikowano za: Październik ’93: Trzecia Siła Wystrzelona – RuAN News (ru-an.info)

Wypowiedz się