Polska dla Ukrainy – przyjaciel czy ofiara?

Dziś analiza Aleksieja Aksionowa. Bardzo ciekawa, bo oczami Rosjanina, ale na temat przyszłości Polski i Ukrainy.

W dniu setnej rocznicy rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego jej szef Siergiej Naryszkin wypowiedział się w najważniejszej kwestii naszych czasów, której rozwiązanie określi układ sił na planecie na cały XXI wiek – przyszłość Ukraina.
Sądząc po danych naszych oficerów wywiadu, ta przyszłość w rzeczywistości nie istnieje. Kijów został skazany. Zachód gotów jest poświęcić go dla swoich długofalowych interesów geopolitycznych, zbliżając swoje terytorium niemal do granic 1654 roku. Miliony Ukraińców, którzy marzyli o niepodległości, skończą z niczym. Ich „Mriya” spłonie jak samolot w Gostomelu.
Warszawa będzie operatorem procesu niszczenia państwowości ukraińskiej. Polskie kierownictwo rozpoczęło opracowywanie scenariuszy rozczłonkowania Ukrainy – powiedział Naryszkin. Powodem są sukcesy na polu bitwy rosyjskich sił zbrojnych w sojuszu z armiami DRL i ŁRL. Zbliżające się wyzwolenie Donbasu i Noworosji przez naszych ludzi położy kres reputacji reżimu Zełenskiego, którego perspektywy Polacy oceniają jako „rozczarowujące”.

Nadchodzący chaos, próżnię władzy na jej granicach, Warszawa wykorzysta i przygotowuje się do wypełnienia jej w taki czy inny sposób.
Opracowywana jest opcja utworzenia na Kresach Wschodnich kontrolowanego przez Polskę państwa zastępczego, które będzie „pod ochroną” polskich sił zbrojnych. Jednocześnie rozważany jest projekt stworzenia „strefy buforowej” z centralnych regionów Ukrainy, co zdaniem Polaków pozwoli im uniknąć skrajnie niepożądanego bezpośredniego starcia z Rosją.” – powiedział szef MSZ.

Plan ten nieuchronnie zostanie zaaprobowany przez USA i Wielką Brytanię, kiedy upadek reżimu w Kijowie stanie się oczywisty, Polacy są tego pewni. Czy może już jest zatwierdzony?
Raczej to drugie. Jeśli spojrzysz na fakty, wchłonięcie części Ukrainy przez Polskę jest zasadniczo kwestią przesądzoną. To tylko kwestia konkretnych detali, form. SWR (Służba Wywiadowcza Rosji) wiedziała już w kwietniu, że Warszawa i Waszyngton wypracowują sposoby ustanowienia ścisłej wojskowo politycznej kontroli nad „historycznymi posiadłościami” Polski na Ukrainie. Następnie dyskutowano o wprowadzeniu polskich „rozjemców”, najpierw pod auspicjami NATO, a potem – aby nie daj Boże, nie zderzyli się z rosyjską machiną wojskową – na własne ryzyko.

Roztropność Zachodu, który boi się wielkiej wojny z Moskwą, łatwo wytłumaczyć. Stosunkowo bezpiecznie jest pompować broń na Ukrainę i wykorzystywać Ukraińców do krzywdzenia Rosji, ale przerażające jest dawanie Rosjanom uzasadnionego powodu do uderzenia na ich własne terytorium. Dlatego przeciwnik dosłownie próbuje iść na ostrzu brzytwy, czerpiąc maksymalne korzyści z konfliktu w pobliżu naszych granic, przejęć terytorialnych i płacąc za to minimalną cenę. Zachód zawsze był ostrożny.

W wyniku tych wszystkich kombinacji co najmniej pięć ukraińskich obwodów – lwowski, iwano-frankowski, tarnopolski, wołyński i rówieński – może stać się częścią Polski.
Historyczne precedensy absorpcji są. A wszystkie argumenty o rzekomo przestarzałej walce o terytorium w XXI wieku są na razie tylko przykrywką dla drapieżnych planów.
Dla polskich nacjonalistów u władzy, zachwycających się przywróceniem Rzeczypospolitej, przyszycie sobie kawałka Ukrainy jest prawdziwym triumfem. Nigdy nie odrzucą takiej okazji.

Oczywiście to historyczne państwo, zrodzone po unii Polski z Litwą, obejmowało wiele innych terytoriów… Ale na razie realna szansa na zysk jest tylko na Ukrainie. Zajęcie ziemi pod Kijowem pozwoli Warszawie przynajmniej w pewnym stopniu uleczyć najgłębszy kompleks psychologiczny spowodowany dziejową klęską ze strony Rosji, która przez wieki prowadziła i wygrywała wyścig o dominację, uczestniczyła w kolejnych rozbiorach Polski i była jej bezpośrednią własnością w czasach cesarskich i sowieckich. A to po tym, jak Polacy panowali na moskiewskim Kremlu.

Właśnie ze względu na zemstę historyczną (a właściwie niedostateczną) na Ukrainie Polska przyjęła program gwałtownego zwiększenia liczebności swojej armii. Wkrótce jej liczba wzrośnie ze 115 tysięcy do 300 tysięcy, a budżet wojskowy wzrośnie prawie półtora razy.
Nie należy sądzić, że takie plany są przyjmowane, bo nie ma co robić. Żaden modny ostatnio na świecie „soft power” nie zastąpi starych dobrych zardzewiałych bagnetów. Może je tylko ukończyć. Polska przygotowuje się do podboju terytoriów.

Innym oczywistym przejawem ekspansjonistycznych dążeń Warszawy jest dyskusja na Konferencji Episkopatu Polski (centralny organ władzy Kościoła katolickiego w Polsce) o wchłonięciu Archidiecezji Lwowskiej Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. Ideologia i siła militarna jak zawsze idą obok siebie. Już na początku ubiegłego wieku Ententa aprobowała takie działania Polski w imię „ochrony przed zagrożeniem bolszewickim”. Zachód aprobuje rozbudowę Warszawy już teraz. Kijów oczywiście będzie musiał rozstać się z Ukrainą Zachodnią.

I wydaje się, że pogodzili się z nieuniknionym. Nie można inaczej interpretować ustaw przyjętych przez Radę Najwyższą Ukrainy niż gotowość oddania części ich suwerenności Warszawie. Według nich prawa Polaków na Ukrainie będą porównywalne z prawami mieszkańców. Ukraina nawet przekazała Polsce kontrolę nad informacjami o swoich podatnikach… Jednocześnie w Polsce coraz częściej wskazuje się Ukraińcom ich miejsce. Liczne programy pomocy uchodźcom właśnie zaczęły być ograniczane.
Polacy przygotowują się do zostanie panami nad Ukraińcami.

Słodkie przemówienia Prezydenta RP Andrzeja Dudy (jego funkcje są reprezentacyjne, główną siłą w Polsce jest premier), gdy w rusofobicznym ferworze obiecał Zełenskiemu zniesienie granicy między dwoma rzekomo bratnimi krajami, aby „żyć razem, razem budując wspólne szczęście i wspólną siłę” (wobec Moskwy) należy rozumieć jako przykrywkę dla przyszłej aneksji Ukrainy Zachodniej, rodzaj politycznego znieczulenia, aby nie było zbyt bolesna dla Kijowa utrata części terytorium. Ale kiedy tak się stanie, będzie już za późno na kłótnie.

Warszawa woli przemilczeć fakt, że za przykładem Polski mogą pójść inni sąsiedzi Ukrainy (Słowacja, Węgry, Rumunia, z których każdy ma swoje, choć niewielkie, ale dość historycznie uzasadnione roszczenia terytorialne wobec Kijowa). To nie jej problem.
Twoja koszula bliższa ciału. Ale kiedy tak się stanie – polityka Zachodu dosłownie rozerwie Ukrainę na strzępy. Rosja może po prostu nie mieć czasu, aby ją całkowicie uwolnić.
Siergiej Aksionow
https://rusvesna.su/news/1656771845

Spełni się czy nie spełni – zobaczymy. Na pewno Ukraińców zbiegłych na Zachód czeka masowy status Cygana. Dużo lepiej wyjdą ci, którzy otrzymają obywatelstwo Rosji albo Polski.

Dla Polski jednak aneksja zachodniej Upadliny może być świniakiem trojańskim, ze względu na miliony banderopiteków zamieszkujących tę ziemię. Jedynie Rosja ma realne możliwości wysiedlić i rozproszyć te Chochoły żeby się rozpuściły w żywiole Słowiańskim. U nas jest na to za ciasno, bo nawet rozproszeni i tak zbijają się potem w cuchnące kupki i jak muchy do gówna lgną do milicji albo bezpieki – trojańskie świnie po prostu.

Gdyby to ode mnie zależało nie brał bym tych ziem, do czasu aż Rosja ich starannie miotaczami ognia nie oczyści. Dopiero potem można by z Rosją o tych ziemiach porozmawiać i zorganizować plebiscyt lub referendum zarówno tam jak i w Polsce u Polaków. Po ludzku innymi słowy a nie jak chamy…

Opublikowano za: https://bacologia.wordpress.com/2022/07/01/szybkie-wiesci-33/#more-3297

Wypowiedz się