Atlantysta Biden kontra eurazjatycki Putin

    25 grudnia, 2021  1 217

Atlantysta Biden kontra eurazjatycki Putin

Eskalacja relacji między Rosją a Stanami Zjednoczonymi po objęciu prezydentury przez Joe Bidena i eskalacja sytuacji wokół Ukrainy, a także wzrost napięcia wzdłuż obwodu granic Rosji (prowokacyjne działania okrętów NATO w basenie Morza Czarnego, agresywne manewry sił powietrznych USA wzdłuż granic powietrznych Federacji Rosyjskiej itp.) – wszystko to ma całkowicie racjonalne wytłumaczenie geopolityczne. Korzenia wszystkiego należy szukać w sytuacji, która rozwinęła się pod koniec lat 80. XX wieku, kiedy nastąpił upadek struktur obozu sowieckiego. Wraz z socjalizmem jako systemem politycznym i gospodarczym upadła ogromna struktura geopolityczna, która nie została stworzona przez komunistów, ale stanowiła naturalną historyczną kontynuację geopolityki Imperium Rosyjskiego. Nie chodziło tylko o ZSRR, który był bezpośrednim spadkobiercą Imperium i obejmował terytoria i narody zgromadzone wokół rosyjskiego rdzenia na długo przed ustanowieniem władzy radzieckiej. Bolszewicy – pod rządami Lenina i Trockiego – najpierw stracili wiele z tego, a potem z wielkim trudem – pod rządami Stalina – przywrócili go (z więcej niż wystarczającą ilością). Wpływy Rosji w Europie Wschodniej nie były też wyłącznie wynikiem II wojny światowej, w dużej mierze kontynuującej geopolitykę carskiej Rosji. Dlatego upadek Traktatu Wschodniego i rozpad ZSRR był nie tylko wydarzeniem ideologicznym, ale także katastrofą geopolityczną (jak jednoznacznie stwierdził sam prezydent Putin).

W latach 90. w Rosji pod rządami Jelcyna i wszechmocy prozachodnich liberałów trwał proces dezintegracji geopolitycznej, a kolejnymi w kolejce, tym razem, były terytoria Kaukazu Północnego (Pierwsza Kompania Czeczeńska), w dłuższej perspektywie i inne podmioty Rosji Federacji. W tym okresie NATO swobodnie i gwałtownie rozszerzyło się na Wschód, obejmując niemal całą przestrzeń Europy Wschodniej (kraje byłego Układu Warszawskiego), a także trzy republiki ZSRR – Litwę, Łotwę i Estonię. Jednocześnie naruszono wszystkie umowy z Moskwą. Waszyngton obiecał Gorbaczowowi, że nawet zjednoczone Niemcy zyskają neutralność po wycofaniu wojsk radzieckich z NRD, a tym bardziej po rozszerzeniu NATO. Zbigniew Brzeziński w 2005 roku, kiedy zadałem bezpośrednie pytanie, jak to się stało, że NATO wciąż zaczęło się rozszerzać, łamiąc te obietnice Gorbaczowowi, szczerze i cynicznie odpowiedział: “oszukaliśmy go” (“właśnie go oszukaliśmy”). Zachód oszukał także Gorbaczowa co do trzech republik bałtyckich.

Nowemu szefowi Rosji Borysowi Jelcynowi po raz kolejny obiecano, że żadne kraje spośród pozostałych byłych republik radzieckich nie zostaną przyjęte do NATO. I natychmiast Zachód zaczął tworzyć różne bloki w przestrzeni postsowieckiej w przestrzeni postsowieckiej – najpierw GUUAM, potem Partnerstwo Wschodnie – z jednym celem: przygotowaniem tych krajów do integracji z Sojuszem Północnoatlantyckim. “Oszukiwaliśmy, oszukujemy i będziemy oszukiwać” – głosili atlantyści niemal otwarcie, bez wstydu.

W samej Rosji piąta i szósta kolumna w państwie na każdym stromym zakręcie łagodziły cios i przyczyniały się do sukcesu Zachodu. Putin niedawno opowiedział, jak usunął bezpośrednich szpiegów USA ze struktury rządzącej krajem, ale wyraźnie dotknęło to tylko wierzchołka góry lodowej – nie ma wątpliwości, że większość sieci atlantyckiej nadal zajmuje wpływowe pozycje w rosyjskiej elicie.

Tak więc w latach 90. Zachód zrobił wszystko, co możliwe, aby przekształcić Rosję z przedmiotu geopolityki, jakim była w epoce ZSRR i Imperium Rosyjskiego (czyli prawie zawsze – z wyjątkiem podbojów mongolskich) w obiekt. To była “wielka wojna kontynentów”, okrążenie Heartland, kompresja “pierścienia anakondy” wokół Rosji.

Natychmiast po dojściu do władzy Putin zaczął ratować wszystko, co jeszcze można było uratować. Taka jest polityka suwerenności. W przypadku Rosji – biorąc pod uwagę jej terytorium, historię, tożsamość i tradycję – być suwerennym to być biegunem niezależnym od Zachodu (bo pozostałe bieguny są albo znacznie gorsze od Zachodu pod względem siły, albo, w przeciwieństwie do Tego Samego Zachodu, nie roszczą sobie pretensji do agresywnej ekspansji swojego modelu cywilizacyjnego). Sam kurs na suwerenność i powrót Rosji do historii, obrany przez Putina, implikował wzrost konfrontacji. A to naturalnie wpłynęło na rosnącą demonizację Putina i samej Rosji na Zachodzie. Jak powiedziała Daria Platonova w jednym z programów Pierwszego Kanału, “czerwoną linią dla Zachodu jest samo istnienie suwerennej Rosji“. I putin przekroczył tę linię niemal natychmiast po dojściu do władzy.

Zachód i Rosja są jak dwa połączone naczynia: jeśli w jednym przybywa, zmniejsza się z drugiego i odwrotnie. Gra o sumie zerowej. Prawa geopolityki są surowe i widzieliśmy to za Gorbaczowa i Jelcyna – chcieli być przyjaciółmi Zachodu i dzielić się władzą nad światem. Zachód odebrał to tylko jako oznakę słabości i poddania się. My wygrywamy, ty przegrywasz, podpisz tutaj. Zgodnie z tą formułą neokonserwatysty Richarda Pearla (“wygraliśmy, przegraliście, podpiszcie się”) i zbudowali stosunki z postsowiecką Rosją. Ale to było przed Putinem.

Putin powiedział “stop”. Na początku miękka i cicha. Nie został wtedy wysłuchany. Następnie, w przemówieniu monachijskim, głośniej. I znowu, jego słowa wywołały tylko oburzenie, wydawały się być “niewłaściwą sztuczką”.

W 2008 roku wszystko stało się poważniejsze, a po atlantyckim Majdanie, późniejszym zjednoczeniu z Krymem i obaleniu Donbasu z Kijowa oraz sukcesach wojsk rosyjskich w Syrii sytuacja stała się poważniejsza. Rosja ponownie stała się suwerennym biegunem, zachowywała się jak suwerenny biegun i rozmawiała w tym charakterze z Zachodem. Trump, bardziej zainteresowany polityką krajową, nie zwracał na to większej uwagi, ponieważ trzymał się stanowiska realizmu w stosunkach międzynarodowych. A to oznacza poważny stosunek do suwerenności i czysto racjonalne – jak w biznesie – błędne obliczenie interesów narodowych poza jakimkolwiek liberalnym mesjanizmem. Ponadto Trump najwyraźniej w ogóle nie wiedział o istnieniu geopolityki.

Ale przybycie Bidena doprowadziło sytuację do skrajności. Za Bidenem w USA stoją najbardziej radykalni jastrzębie, neokonserwatyści (którzy nienawidzą Trumpa za jego realizm) i globalistyczne elity, które fanatycznie szerzą ultraliberalną ideologię. Atlantycki imperializm nakłada się na mesjanizm LGBT. Wybuchowa mieszanka geoideologii i patologii płci. Niepodległa suwerenna (polarna) Rosja Putina jest bezpośrednim zagrożeniem dla obu. Nie Ameryka, ale atlantyzm, globalizm i liberalizm płci. Jednakże, podobnie jak współczesne Chiny, istnieją również coraz bardziej suwerenne Chiny.

To właśnie w takiej sytuacji Putin informuje Zachód o swoich “czerwonych liniach”. I nie jest to coś lekkiego. Kryje się za tym sprawdzenie rzeczywistości konkretnych osiągnięć Rosji. Na razie nie mówimy o Europie Wschodniej, oszukanej z Eurazji. Status quo państw bałtyckich jest uznawany. Ale przestrzeń postsowiecka jest wyłączną odpowiedzialnością Rosji. Dotyczy to przede wszystkim Ukrainy, a także Gruzji i Mołdawii. Inne państwa otwarcie nie wyrażają chęci zajęcia agresywnego stanowiska wobec Moskwy i zamknięcia się wobec Zachodu i NATO.

Kosa znajduje na kamieniu. Atlantysta Biden kontra eurazjatycki Putin. Dochodzi do zderzenia dwóch absolutnie wykluczających się punktów widzenia – czerni i bieli. “Wielka Szachownica”, jak ujął to Brzeziński. W takiej sytuacji przyjaźń nie może wygrać. A to oznacza jedną z dwóch rzeczy: albo wojna jest nieunikniona, albo jedna ze stron nie wytrzyma napięcia i zrezygnuje ze swoich pozycji bez walki. Stawka jest niezwykle wysoka: mówimy o losach całego porządku światowego.

Ukraina jest tylko niewielką postacią w Wielkiej Grze. Tak, dziś to terytorium jest przeszkodą. Dla Rosji jest to istotny obszar z punktu widzenia geopolityki. Dla Zachodu jest to tylko jedno z ogniw w okrążeniu Rosji i Eurazji przez atlantycką “strategię anakondy”. Wpuszczenie Ukrainy do NATO lub pozwolenie na stacjonowanie amerykańskich baz wojskowych na jej ziemiach jest śmiertelnym ciosem dla suwerenności Rosji, unieważniając prawie wszystkie osiągnięcia Putina. Naleganie na “czerwone linie” oznacza przygotowanie się na wojnę.

W takiej sytuacji kompromis jest niemożliwy. Ktoś przegrywa, ktoś wygrywa. Z wojną lub bez.

Oczywiste jest, że szósta kolumna (nikt inny nie słucha dziś piątej u władzy) w przypadku bezpośredniej konfrontacji z Zachodem na Ukrainie, a po prostu gdy konflikt przechodzi do gorącej sceny, traci wszystko. Zmiany w rosyjskiej polityce są nieuniknione – i oczywiste jest, że na pierwszy plan wysuną się postacie patriotyczne. Dlatego dziś w rosyjskich elitach Putina do odwrotu przekonują systemowi liberałowie (niemal oficjalnie zarejestrowani zagraniczni agenci), ale także wiele innych osób, które formalnie trudno podejrzewać o westernizm. Używa się wszelkich argumentów – losu Nord Stream 2, odłączenia od systemu SWIFT, nieuniknionego opóźnienia technologicznego, izolacji itd. Putin prawdopodobnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę i natychmiast rozpozna, jaka władza stoi za takimi elitarnymi spacerowiczami z Brukseli i Waszyngtonu. Więc lepiej nawet nie próbować.

Wygranie wojny – najlepiej bez walki – jest możliwe tylko wtedy, gdy jest się do niej w pełni przygotowanym i nie rezygnuje z żadnej z istotnych pozycji.

Przestrzeń postsowiecka powinna być tylko pod strategiczną kontrolą Rosji. Dziś nie tylko tego chcemy, ale możemy. Co więcej: nie możemy tego zrobić w żaden inny sposób. Ale o statusie państw bałtyckich (już w NATO) i naszych planach dla Europy Wschodniej można dyskutować. To jest poza “czerwonymi liniami” – kompromis jest tu możliwy.

Nasz krótki przegląd geopolityczny pokazuje, że Putin zmienił bardzo geopolityczne znaczenie Rosji, przekształcając ją z obiektu (niż Rosja w latach 90.) w podmiot. Podmiot zachowuje się zupełnie inaczej niż obiekt. Nalega na siebie, zauważa i naprawia oszustwo, prowadzi do odpowiedzi, zauważa swoją strefę odpowiedzialności, opiera się i stawia żądania ultimatum. A co najważniejsze: podmiot ma wystarczająco dużo siły, skali i woli, aby wprowadzić to wszystko w życie.

Kryzys w relacjach z Zachodem, który mamy teraz, jest jednoznacznym znakiem kolosalnych sukcesów geopolityki Władimira Putina, żelazną ręką prowadzącą Rosję do odrodzenia i powrotu do historii. A w historii zawsze byliśmy w stanie stanąć w obronie naszych “czerwonych linii”. I często wykraczał daleko poza nie. Nasi żołnierze odwiedzili wiele europejskich stolic jako zwycięzcy – w szczególności Paryż i Berlin. W razie potrzeby możesz odwiedzić Brukselę, Londyn i… kto wie, może waszyngton w pewnym momencie. Wyłącznie w celach pokojowych.

Opublikowano za: Atlantysta Biden kontra eurazjatycki Putin – RuAN News (ru-an.info)

Wypowiedz się