Przerwać milczenie. List otwarty do Prymasa Polski

prymas-polak
Do Jego Ekscelencji Ks. Prymasa Polski

(list otwarty)                                                                                        
                                                                                                              „Potrzebne jest… jasne stanowisko Episkopatu.  Jest to, jak się wydaje, obowiązek Biskupów. Odkładanie tego obowiązku, wobec głębokich podziałów społeczeństwa, wobec narastającej nienawiści, wobec realnej możliwości społecznych zamieszek, byłoby więcej niż smutne – byłoby poważnym grzechem zaniedbania”.                    

Odpowiedź: „…musimy formować sumienia. Nie jestem powołany do podejmowania zmian politycznych”.

Ekscelencjo, Księże Prymasie Polski!

 Ośmielam się zabrać Ekscelencji, Ks. Prymasowi Polski chwilę cennego czasu, treścią mojego osobistego listu. W „Przeglądzie”, nr 43, z 23 – 29. 10. 2017, przeczytałem takie stwierdzenie: „W Kościele są też tacy, którzy nie głosowali na PiS” – pochodzące z wywiadu Ks. Prymasa („Tygodnik Powszechny” nr 43, z 22 października 2017).

 Nie wiedziałem jak je odczytać, by właściwie zrozumieć intencję ich Autora, postanowiłem więc nabyć ten „Tygodnik” (TP).
Dziękuję za wywiad. Przyznaję, iż niektóre myśli i oceny Ks. Prymasa, np. w sprawie manifestacji antyuchodźczych wzbudziły moje uznanie, które w tym miejscu okazuję z całą powagą i proszę o przyjęcie. Niektóre są zdumiewające, skłaniają do zastanowienia się, wręcz zmuszają do zabrania głosu. Niektóre wywołały oględnie mówiąc tzw. mieszane odczucia.

  Za sedno całego wywiadu uważam list  o. Ludwika Wiśniewskiego. Odpowiedź, za kwintesencję myślenia o kwestiach, które ten list podnosi. Stąd też – pozwoli Jego Ekscelencja, że zacytuję ten fragment listu za TP:

 „W naszym państwowym życiu wystąpiły w ostatnich latach niepokojące zjawiska, które jednak nie doczekały się moralnej oceny Kościoła. Są to takie kwestie jak nieposzanowanie Konstytucji, brak szacunku dla obywateli »gorszego sortu«, a szczególnie problem tzw. zbrodni smoleńskiej, który najbardziej podzielił nasz naród. Na te trudne tematy wypowiadali się niektórzy hierarchowie. Wypowiedzi te były jednak dość często dla wielu ludzi niezrozumiałe, a nawet gorszące. Potrzebne jest w tych kwestiach jasne stanowisko Episkopatu. Jest to, jak się wydaje obowiązek Biskupów. Odkładanie tego obowiązku, wobec głębokich podziałów społeczeństwa, wobec narastającej nienawiści, wobec realnej możliwości społecznych zamieszek, byłoby więcej niż smutne – byłoby poważnym grzechem zaniedbania”.

    I odpowiedź Ks. Prymasa – „No dobrze, tylko pozostaje otwarte pytanie, jakimi mamy robić to metodami. Ja uważam, że przede wszystkim musimy formować sumienia. Nie jestem powołany do podejmowania zmian politycznych”.

Ekscelencjo, Księże Prymasie,

  Odpowiedź na cytowany list o. Ludwika Wiśniewskiego przeraziła mnie, spowodowała rodzaj przygnębienia i osłupienia. Czytałem ją kilkanaście razy, by zrozumieć jej istotę, sens i wymowę, naukę stąd płynącą dla mnie osobiście, zwykłego zjadacza chleba. Przychodzi mi to ciężko, jak „toczenie kamienia pod górę”. Łudzę się, że to tylko skrót myśli z właściwej odpowiedzi, która jednak jest rzeczowa, przecież adresowana do duchownego, a nie osoby świeckiej. Wstępnie pozwalam sobie na kilka uwag ogólnych.
Pytanie Jego Ekscelencji o metody podejmowania i rozwiązywania problemów, które podnosi o. Ludwik sprawiło, że na wywiad spojrzałem przez pryzmat Prymasa Tysiąclecia i nauczania Papieża – Polaka (uważam je nie tylko za aktualne, ale i uniwersalne) oraz działalności Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, której przez dekadę lat 80. ub. w. współprzewodniczyli kardynał Franciszek Macharski i Kazimierz Barcikowski, członek Rady Państwa. IPN wydał w 2002 książkę pt. „Działalność Komisji”… z której cytuję:

 – „Większość z jej blisko pięćdziesięciu posiedzeń w latach 1980-1989 była poświęcona przede wszystkim kwestiom związanym z ustawowym uregulowaniem pozycji Kościoła katolickiego w PRL oraz bieżącym problemom pojawiającym się w relacjach między państwem a Kościołem. Dyskutowano także nad zagadnieniami dotyczącymi aktualnej sytuacji politycznej w kraju, a zwłaszcza o stosunku władz i hierarchii kościelnej do opozycji politycznej, aktywnej w latach osiemdziesiątych. Posiedzenia przedstawicieli Rządu i Episkopatu często stanowiły okazję do wymiany poglądów na temat spraw o charakterze globalnym, szczególnie tych, które rzutowały na pozycję Polski w bloku krajów socjalistycznych (podkreślenie moje – GZ).

   Nie śmiem sugerować sięgnięcia do protokołów z posiedzeń tego Ciała, może warto skorzystać z doświadczenia, rady, rozważnego kard. Henryka Gulbinowicza, abp Jerzego Stroby.
Ks. Prymas, na postawione pytanie jednocześnie odpowiada, iż uważa, że przede wszystkim musimy formować sumienia. Dalej mówi, że „fundament życia społecznego powinno się tworzyć w jedności i dialogu”.

Proszę nie poczytać mi za wyraz arogancji takie refleksje. Przecież Kościół „formuje sumienia” wiernych ponad 2 tys. lat, tak zapewne będzie czynił do skończenia świata i jeszcze jeden dzień dłużej. Stąd logicznie rzecz biorąc, czy podczas, w toku tego „formowania” nie jest możliwa rozumna rozmowa, skuteczny dialog z „władzą chrześcijańską”, świecką?   Czyżby – mając w pamięci lata 80. ub. w. – Papieżowi, Episkopatowi, Biskupom było „łatwiej” rozmawiać i dyskutować z władzą złożoną z agnostyków, ateistów, bezwyznaniowców i heretyków? Świadczy o tym wspomniany przykład „Komisji Wspólnej”.

  To wtedy, jak oceniał w znanych publikacjach gen. Wojciech Jaruzelski – Kościół udzielał znacznej pomocy strukturom Solidarności autoryzował jej przywódców, desygnował duszpasterzy i doradców, wypracowywał filozoficzne założenia ruchu. Kościół jednak nie był zainteresowany w pogłębianiu kryzysu, obawiał się form ekstremalnych. Stąd próby wyciszania emocji, usługi mediacyjne. Był – i słusznie – przekonany, że w owych czasach niemożliwe jest obalenie systemu ustrojowego Polski, osłabienie jego związków sojuszniczych… Kościół bronił, »błogosławił« Solidarności.

  Niektórzy jego przedstawiciele szli w tym kierunku nawet bardzo daleko. Nie wszystkie msze i modły, kazania i wezwania nacechowane były apolitycznością i chrześcijańskim umiarem. Niszczące gospodarkę strajki czy burzliwe demonstracje »uświęcane« były nieraz hymnem narodowym oraz religijnym akcentem.    

  Dominowało jednak odgórne dążenie do hamowania niebezpiecznych emocji.                                   W szczególności pamiętne były, wypowiedziane 11 lutego 1981 r., w czasie audiencji generalnej w Watykanie słowa Jana Pawła II: »Chodzi o to, aby sprawy dojrzewały do właściwego kształtu, żeby również wśród napięć, które rozwojowi tych spraw towarzyszą, zachować umiar i poczucie odpowiedzialności za to wielkie wspólne dobro, jakim jest nasza Ojczyzna« Z głębokim westchnieniem można skonstatować jak wiele dobrego, dziś zapomnianego, wówczas wspólnymi siłami uczyniono.

  Tam, na „Komisji” w kwietniu 1982 r. rozmawiano o zmianach w Konstytucji, wprowadzających zapis o powołaniu Trybunałów: Konstytucyjnego i Stanu. Wtedy można było!  

Społeczny „niesmak” wywołały „manewry” władzy wokół pierwszego z nich już w 2016 r. Groźba ulicznych starć sprawiła, iż Prezydent RP zawetował dwie ustawy, Episkopat zaś w „ciszy gabinetu” pośpiesznie wypracował i wręczył list dziękczynny. Myślę, że uwagi ze strony części opinii publicznej, o których mówi Ks. Prymas, obiektywizmem zmuszają do myślenia.
Z „pnia” tamtej Solidarności, jej ideałów i dążeń wywodzi się dzisiejsza władza ustawodawcza i wykonawcza,  proces „formowania sumień”  trwa ponad 35 lat, z tego 28 w III RP.  I co – Episkopat, Biskupi nie chcą, albo nie potrafią z nią rozmawiać. Choć ją tak hołubią, to władza  (red.) okazuje im afront, lekceważenie?      A może nie wierzą w uczciwy dialog, uznali że byłby jałowy, pozorny. Może wszystko co dzieje się w Polsce po 1989 r. jest „polityką”, o której mówi Ekscelencja, a doświadczenie „Komisji Wspólnej” jest wyłącznie negatywne w obecnej wizji Kościoła i należy tego unikać?

  Ośmieszyłbym się tak myśląc. To, że nie ma wśród hierarchów „jedności”, wskazuje w tym wywiadzie także Ks. Prymas i także zna przyczyny tego stanu. Społeczeństwo wie o tym od początku III RP i trafnie odczytuje ich podłoże, co widać po sondażach obecności wiernych na niedzielnych mszach. Podejmę teraz kilka kwestii, z listu o. Ludwika.

„Nieposzanowanie Konstytucji”

  Jego Ekscelencja mówi: – Spotkałem się z uwagami ze strony części opinii publicznej, że mój głos na Jasnej Górze dotyczący poszanowania Konstytucji mógł być odczytany jako głos przeciwko partii rządzącej”.  

  Nic bardziej mylnego … Prymas nie wypowiada się po stronach politycznego sporu, tylko przypomina fundamenty, społeczną naukę Kościoła, upomina się o kształtowanie wspólnego dobra.

  Drogi Ks. Prymasie – ja też tak myślę jak ta część opinii publicznej, gdyż zwracała uwagę na słowa, myśli, które odnosiły się bezpośrednio do ludzi, do konkretnych ludzi z imienia i nazwiska. Tam na Jasnej Górze byli czołowi, decydujący przedstawiciele partii rządzącej. Osobiście widział ich Ks. Prymas tuż przed ołtarzem, ich reakcje wyrazem twarzy na wypowiadane oceny, słowa. Zaś „cała partia” słuchała homilii przed telewizorami. Ja zapamiętałem min. takie myśli – „Potrzeba, aby serca zwaśnione, pokłócone, rozgoryczone, Bóg uzdrowił i uczynił gotowymi do pomocy, do współdziałania z innymi”. To piękna i głęboka myśl, jakże ludzka! Skłania do pytania – dlaczego to Pan Bóg ma „uzdrawiać” te serca? Przecież to nie ON, Bóg – Stwórca je „zwaśnił”, „pokłócił”? Tego „dzieła” dokonał człowiek – ludzie obecnej władzy, którzy tam, na Jasnej Górze „wiernie i czujnie” patrzyli Ks. Prymasowi w oczy. Po co więc wzywać Pana Boga „nadaremno”?

  Nie ośmielę się zapytać, czy dostrzegł Ks. Prymas u tej elity cień rumieńca poczucia wstydu oraz odpowiedzialności za głębokie podziały społeczeństwa, wobec narastającej nienawiści, wobec realnej możliwości społecznych zamieszek, o których pisał o. Ludwik.
  Irytuje Ks. Prymasa społeczny odbiór jasnogórskiej homilii, jako głos przeciwko partii rządzącej. Proszę wybaczyć – tak, nie był to „głos przeciw”, a ojcowskie napomnienie za różnice zdań i opinii wśród elity kierownictwa partii rządzącej.    Powinna uważniej słuchać, wczuwać się by zrozumieć, że Ks. Prymas od lat jest architektem nowego „fundamentu społecznej nauki Kościoła”, który przestając być w Polsce powszechnym, zmienia się w „kościół partyjny”, o jakim mówi publicznie ks. bp Tadeusz Pieronek (proszę, by ks. Biskup przyjął słowa podziękowania od podobnie myślących).

  Nawet taka aluzyjność myśli Ks. Prymasa, wystarczyła jednej z redakcji na słowa przygany za homilię i wywiad w TP. Także publicyści, próbujący być obiektywnymi powinni dbać o precyzję języka, dobierać „lekkie” słowa, mówiąc np. o zagubieniu, rozwichrzeniu myśli, rezerwując na „trudny czas” znane z przeszłości – „beton partyjny” czy też „reformatorskie skrzydło”. Rozumiem – zabolała Ks. Prymasa Polski rzeczowa ocena biskupa z Krakowa, ale może „prawda was wyzwoli”.
   Jak ja, marny śmiertelnik, zwyczajny zjadacz chleba, członek części opinii publicznej, która uważnie i krytycznie wysłuchała homilii mam rozumieć ocenę Ks. Prymasa, że to nic bardziej mylnego? Jak wobec tego – w myśl Ks. Prymasa i społecznej nauki Kościoła powinienem się zachować poprawnie? Spuścić łeb by ukryć przed wierzącymi swą „zakazaną mordę” i w ten sposób pokazać, że szanuję porządek i ład społeczny, który wprowadziła obecna władza. Bo wyrażona choćby słowem dezaprobata dla reformy sądownictwa oraz poparcie dla lipcowych wystąpień Polaków – nie okazujących sobie ani barw partyjnych, ani symboli wyznaniowych – będzie oznaczać, że go bezmyślnie burzę dla swoich takich czy innych racji? Że tak postępując, nie dbam o kształtowanie wspólnego dobra? Że krytycznie oceniając działania władzy na niwie „rozliczeń z przeszłością” – nie wykazuję poszanowania Konstytucji.

 Tego ode mnie, od części opinii publicznej oczekuje Ks. Prymas? Wstyd byłoby mi wyjaśniać różnice w sposobach, możliwościach i rozumieniu – podkreślam – kształtowania wspólnego dobra i szanowania Konstytucji, między przedstawicielami władzy, którzy z nie skrywanym uwielbieniem słuchali Ks. Prymasa, a milionami zwykłych Polaków – ludzi pracy najemnej (dawniej klasa robotnicza), chłopów, pracowników administracji, studentów, wreszcie emerytów. Proszę tych słów nie poczytać za bezczelność wobec Głowy Kościoła w Polsce, ale stanem wewnętrznego wzburzenia usprawiedliwiał się nie będę.
Łagodzi „stan mojego ducha” (wprawdzie w końcowej fazie pisania tego listu) refleksja, jaka płynie po przeczytaniu homilii Biskupa Polowego WP, jaką skierował do kadry Sztabu Generalnego WP, 25 października br. Zwróciłem tam uwagę na takie myśli, sentencje: – Jeśli mamy oczy i uszy otwarte, pytania muszą się pojawiać. Jest ich wiele…Nie może jednak zabraknąć nam mądrości i odwagi, aby szukać na nie odpowiedzi i z determinacją rozwiązywać pojawiające się problemy…”.

  Zbigniew Herbert w niezwykle trafny sposób przestrzegał przed »epidemią instynktu samozachowawczego« i udziałem w »przyspieszonych kursach padania na kolana«. Musicie być ludźmi o prawych sumieniach!  Możecie stracić wszystko, co można kupić za pieniądze, ale nie pozwólcie na utratę tego, czego za żadne pieniądze kupić się nie da – spokoju sumienia. Prawe sumienie jest bowiem przymiotem ludzi szlachetnych i wolnych. Musicie być mocni! Waszym zadaniem jest myśleć i mówić prawdę, zawsze w trosce o wzmocnienie siły armii.

  Trzeba mieć odwagę, jeśli przyjdzie taka godzina, aby powiedzieć wielkie TAK albo wielkie NIE… Papież Franciszek podczas ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży przestrzegał przed »sprzedawcami dymu«. Przestrzegał przed tymi, którzy »sprzedają« fałszywe iluzje, czarują słowem, nie myśląc o konsekwencjach. Słowem pozbawionym czynów można budować rzeczywistość, ale tylko na krótki czas.
Uznaje Ks. Prymas za błąd, poważną pomyłkę, odczytane przez opinię publiczną wezwanie do poszanowania Konstytucji jako głos przeciwko partii rządzącej. Nie zmienia to istoty problemu kto, kiedy, jak, czym ma ją szanować. Partia rządząca, ustami Prezydenta RP wypowiedziała się za opracowaniem nowej Konstytucji. Szeroka wieloaspektowa dyskusja, momentami ostra krytyka tego zamysłu, uprawnia do generalnego wniosku – nie ma takiej potrzeby! Wręcz dziś niezbywalne okazuje się opracowanie jej interpretacji, wykładni dla elity partii rządzącej, biskupów i prawników, przez ich zespoły autorskie.

  Otwarte pozostaje pytanie o skalę merytorycznej zgodności, tożsamości rozumienia choćby wybranych zapisów oraz co na to „suweren”. Obywatelom wystarcza encyklopedyczne rozumienie demokracji, zawarte w kilku artykułach obecnej Konstytucji.

Zbrodnia smoleńska

  W całej rozciągłości podzielam ocenę o. Ludwika, że szczególnie problem tzw. zbrodni smoleńskiej, który najbardziej podzielił nasz naród. Podstawą tego „podziału”, w ocenie przytłaczającej większości Polaków jest szukanie winnych, nie tylko na drodze prawnej, faktograficznej, która ośmiesza nas w Europie, ale i moralnej, np. „to wy zamordowaliście mojego brata”.

Wybiórcze honorowanie osób, nie mówiąc o „miesięcznicach”, które są bulwersujące. Milcząca postawa Biskupów, wobec ekshumacji tragicznie zmarłych, stała się przyzwoleniem o wielu wymiarach. Wątpliwej wartości racje polityczne władzy o dokonywaniu ekshumacji łatwo podważyły naukę Kościoła o pośmiertnym bycie człowieka. Jakby dla jego „zbawienia” miało znaczenie, czy w trumnie spoczywają szczątki jednej czy kilku osób (np. bp Tadeusza Płoskiego).

  Co zatem mają myśleć wierni o „zbawieniu” spalonych w obozach koncentracyjnych (niektórzy, „jednak” np. M. Kolbe, E. Stein są świętymi), rozstrzelanych i „zakopanych” w masowych grobach; zmarłych naturalną śmiercią, pochowanych na „wiekowych” cmentarzach, dla przykładu Powązki, gdzie ich prochy naturalnie zmieszały się, może też z ludźmi innych wyznań? Czy nie są dowodem skarlenia polskiego katolicyzmu, kształtowanego przez obecny Episkopat, pomysły uhonorowania 100.lecia odzyskania niepodległości, poprzez „wykopki” właśnie na Powązkach osób „innej” wiary i orientacji politycznej, np. gen. Wojciecha Jaruzelskiego, choć chwilowo uznano, że jest „mniejszym problemem, bo ma skromny grób”.

  Śmiem zapytać – dlaczego z milczeniem Episkopatu spotkały się słowa abp Leszka Sławoja Głódzia – „kto nie żyje, niech odpoczywa w spokoju” – dot. też gen. Czesława Kiszczaka. Chwilową sensację medialną, zobrazowano zdjęciami obu generałów i b. Biskupa Polowego WP, komentując że „broni zbrodniarzy”.

  Ale „wiecznego spokoju” nie tylko dla nich nie będzie, gdyż od pewnego czasu prasa informuje o takich „chęciach” min. wobec Juliana Marchlewskiego, Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki. To zapewne na początek. Podczas mszy żałobnej, ówczesny Prezydent RP, Bronisław Komorowski, pożegnanie zmarłego gen. Wojciecha Jaruzelskiego rozpoczął słowami: – „Szacunek dla majestatu śmierci, nie powinien podlegać ograniczeniom, redukcji z powodu ocen politycznych. Majestat demokratycznej i niepodległej Polski powinien być umacniany poprzez okazywanie szacunku zmarłemu prezydentowi nawet, a może właśnie szczególnie wtedy, gdy politycznie tak wiele dzieli… W tym momencie już przestają się liczyć ziemskie nasze oceny… rozpoczyna się sąd Pana całej historii” .

   Czy te myśli nie mają ponadczasowego znaczenia, nie odnoszą się do wszystkich zmarłych, nie skłaniają do chrześcijańskiej, ludzkiej refleksji? Czy chrześcijanie, którym Ks. Prymas „formuje sumienia” nie mają przebaczać win?
Pytanie o brak reakcji Episkopatu już teraz, w zarodku takich pomysłów, dowodziłoby mojej naiwności. Trwająca budowa „kościoła partyjnego” jest Ks. Prymasa odpowiedzią.

  Ma swoiste korzenie w dalekiej przeszłości papiestwa. Kolega udostępnił mi książkę „Książęta Kościoła, artyści i kurtyzany”, gdzie przeczytałem tekst o „trupim synodzie”. Zainscenizował w 897 r. papież Stefan VI. zwołał synod. Polecił wydobyć z grobu rozkładające się zwłoki Formozusa, swego poprzednika, odziać w papieskie szaty i przywiązać do tronu. Synod ten unieważnił wszystkie jego akty i święcenia, podpisał detronizację, a zwłoki wrzucono do Tybru.

  Jakie stąd wnioski wynikają dla ww. generałów, polityków, dyplomatów. Skoro we wrześniu 1944 r. kilka tysięcy żołnierzy 1 AWP (dziś wykreślonych z pamięci Wojska), w tym kilku podwładnych i kolegów wtedy chor. Wojciecha Jaruzelskiego, idących z pomocą Powstaniu Warszawskiemu, spłynęło Wisłą do Gdańska …Gdyby jeszcze tak „bożemu ludowi partyjnemu” i jego „kościołowi” udało się „spławić całą PRL” przed tą 100 rocznicą…
Że należy po chrześcijańsku, humanistycznie oddać cześć oraz zachować pamięć, wątpliwości nie ma nikt. Majestat śmierci wymaga pokory i skupienia, nie „politycznych akcji”. Tak postąpił gen. Wojciech Jaruzelski 20 kwietnia 2010 r. Przybył na dziedziniec gmachu gabinetu MON przy ul. Klonowej. Do księgi kondolencyjnej – wyłożonej po tej tragedii – tym, którym w Katyniu nie dane było uklęknąć, pochylić w zadumie czoła jak On 14 kwietnia 1990 r., wpisał następujące słowa: – „Siły Zbrojne RP dotknął bolesny cios, dzielę żołnierski smutek i żal. Ufam, iż pamięć o poległych Towarzyszach Broni, będzie wyrażała się w dalszym rozwoju Wojska i obronności Polski”.

   Następnie, przechodząc przed zdjęciami osób tragicznie zmarłych, przed każdą chwilę się zatrzymywał, w zadumie pochylał czoło. Po krótkiej rozmowie z kilkoma osobami gabinetu MON, odjechał serdecznie pożegnany. Fakt ten, ani zdjęcia wykonane, na prośbę Generała nie zostały udostępnione mediom za Jego życia, może się to stać, po Jego odejściu na wieczną wartę (będą w przygotowywanej publikacji pt. „Wór kamieni Generała”).

  Bratu zmarłego tragicznie Prezydenta RP wysłał list kondolencyjny, odwiedził też w późniejszym czasie Jego matkę, przebywającą w szpitalu, nie nadając temu żadnego nagłośnienia medialnego. W stosownym czasie złożył wizytę w Katedrze Polowej WP, pochylił czoło przed tablicą Katyńską oraz szczątkami tragicznie zmarłego Biskupa Polowego WP.

„Narastająca nienawiść”…

O. Ludwik w liście napisał – Odkładanie tego obowiązku (zajęcia stanowiska przez biskupów – GZ), wobec głębokich podziałów społeczeństwa, wobec narastającej nienawiści, wobec realnej możliwości społecznych zamieszek, byłoby więcej niż smutne – byłoby poważnym grzechem zaniedbania.
   Nie trudno zauważyć, iż represyjna ustawa z grudnia 2016 r., obniżająca emerytury b. funkcjonariuszom MSW i niektórym żołnierzom-emerytom WP, była inspiracją dla o. Ludwika. Zabrałem głos w sprawie tej i podobnej ustawy, będącej wtedy w procesie procedowania, a dot. pośmiertnego pozbawiania stopni wojskowych – tekst pt. „Non possumus”, opublikowany w lipcu br. przez Trybunę, niektórym biskupom nie przypadł do „gustu”. („okrężną drogą” dotarł do Ks. Prymasa, załączam).

  Zanim weszła w życie od 1 października był czas na poznanie jej treści, uświadomienie, iż potępianie zbiorowe, pogarda wszystkich są amoralne. Był czas na wyjaśnienie sobie następstw, „w ciszy gabinetu”, bez rozgłosu, bez sensacji i przekonania ludzi władzy do cofnięcia ustawy, która dosłowną, imienną krzywdę wyrządza 40 tys. emerytów. Wśród nich są tacy, którzy po okresie PRL wrócili na „łono Kościoła”. Znana „gruba kreska” Tadeusza Mazowieckiego zachęciła grupę generałów WP i służb, np. Policji, WOP, do udania się na Jasną Górę. Krytykę niektórych, spektakularnych „nawróceń” tonowano potrzebą przyznania się i przeproszenia za „moralne grzechy i winy” funkcjonariuszy MSW i kadry Wojska, na niewiele się to zdało.

  Służba, praca w PRL, kontynuowana w III RP to grzech śmiertelny. Nie tylko       o. Ludwik zwracał uwagę, różne osoby informowały biskupów, księży iż wyrządza krzywdę ogólną, społeczną, pogłębia nienawiść i waśnie, sieje rządzę odwetu, zemsty wśród Polaków. Przecież dziś, tu i teraz Episkopat jest zdolny ocenić, że ludzie władzy są rozumni i dobrze wiedzą, że emerytura nie jest przywilejem. Prawicowa prasa wypisywała takie, jakże chrześcijańskie zawołania: -„szkoda, że nie wisicie”, „esbecy wyją, trzeba im zabrać wszystko, niech gniją”, to „policja polityczna”.
  Jestem po lekturze prasy, gdzie przeczytałem, iż udokumentowane są 23 przypadki zgonów:  zawały serca, udary mózgu, samobójstwa, jako następstwa tej ustawy.

   A może powinienem być „wrażliwy” na nauczanie Kościoła, jak posłowie uchwalający tę ustawę i chłodno stwierdzić – no cóż, pewnie „zagryzło ich sumienie”. Czytam, że płk Marek Lipert, po 29 latach służby w BOR, stracił 85 proc. emerytury, „Dziennik Trybuna” z 2.10.br; gen. Gromosław Czempiński, „Przegląd” nr 4. z 2017, ma obniżoną emeryturę.

  Podczas jednego ze spotkań poznałem taki fakt. Wiele lat w sekretariacie MSW, a konkretnie gen. Czesława Kiszczaka pracowała Barbara Karaśkiewicz, żona oficera WP. Od 1 października br. ma obniżoną emeryturę do 1070 zł., choruje na mocno zaawansowaną cukrzycę. Po kilku ciężkich operacjach jest jej mąż, też ma obniżoną emeryturę. Tak sobie myślę – jaka szkoda, że wtedy nie myślała o emeryturze. Przecież mogła od czasu do czasu pokruszyć czerwoną szminkę i wsypać gen. Kiszczakowi do herbaty. Jako elegancka, szykowna pani, mogłaby mu powiedzieć np. tak – „pijcie towarzyszu ministrze taką wzmocnioną herbatę, byście byli jeszcze bardziej przekonujący w czekającej was rozmowie (dziś czytaj-zdradzaniu) z towarzyszami radzieckimi”.

   Ale wtedy nie było komórek, ukrytych kamer, by zrobić zdjęcie takiej herbaty. A tak – niech cierpi ona i mąż, 40 tys. osób, których ustawa objęła, niech oni wszyscy wyją z bólu i rozpaczy, gdy zabraknie im na leki łagodzące cierpienie. Jest coś jeszcze – poczucie moralnej krzywdy, odrzucenia, upokorzenia. Nie trzeba wielkiej znajomości ludzkiej psychiki by to zrozumieć – co myślą rodziny, dzieci, wnuki tych emerytów, ich znajomi i przyjaciele, że ojciec, dziadek, wujek, znajomy był „zdrajcą, złodziejem”, babcia, mama zaś „esbecką wdową”.

  My sami to „zakazane mordy”, ten gorszy sort, to zapada w pamięć, odkłada się boli emerytów, ich rodziny. „Żaden człowiek, nie ma prawa poniżać drugiego”, dziękuję Ks. Prymasowi za te słowa.
  Przypomina mi się wyznanie Martina Niemöllera, niemieckiego pastora luterańskiego, z 1942 r., który zapisał w swoich notatkach.: Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem. Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą. Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było! To dotkliwa przestroga. Nam, Polakom, bez względu na wiek oraz przekonania i wyznawane wartości pokazuje, jak ważne jest wspólne działanie, zrozumienie w sytuacji, gdy prawa obywatelskie są łamane, deptane.

  To wezwanie do obrony zwykłego człowieczeństwa. Nie bądźmy obojętni na los emerytów. My też będziemy starzy i chorzy. Dziś nikt nam nie zapewni, że za 20-40 lat nie okaże się, iż służba i praca w III RP zasługuje na potępienie. Co wtedy? Do kogo pójdziemy – na groby tych, których dziś los nas nie obchodzi, nie mamy czasu by się zastanowić nad ich „winą”, podstawą obelg słanych pod ich adresem z mediów, nad milczącą postawą Episkopatu. Co im powiemy – „przepraszam”, wtedy będzie nam „lżej, łatwiej”. Co chcielibyśmy powiedzieć dziś rodzinom, których ojcowie, dziadkowie, mężowie targnęli się na własne, dobiegające końca życie? O czym myśleli, stojąc 1 Listopada nad ich grobami…
   Wrócę do wspomnianej wyżej odpowiedzi Ks. Prymasa: – No dobrze, tylko pozostaje otwarte pytanie, jakimi mamy robić to metodami”.                                             

  Ja uważam, że przede wszystkim musimy formować sumienia. Było 9 miesięcy czasu na „formownie sumień” członków władzy, posłów, na zabranie głosu. Jan Paweł II w swoim nauczaniu min. pyta i wyjaśnia – Jakże człowiek może miłować Boga, którego nie widzi, jeśli nie miłuje brata, którego widzi? Brata, pod tym samym dachem, przy tym samym warsztacie pracy, na tej samej ziemi ojczystej…                         Ja, maluczki, grzeszny człowiek widzę, że podstawą do takiego nauczania Papieża mogły być słowa – zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili.

   Kolejny raz pali mnie wstyd, bo do Głowy Kościoła w Polsce, do Biskupów nie powinienem kierować pytania jak rozumieją, jak odnoszą te słowa do siebie, do nauczania stosowania Ewangelii w codziennym życiu. Czy przez swoje milczenie wobec podnoszenia krzywdzących skutków tej ustawy w aspekcie prawnym i szczególnie ludzkim, Biskupi nie mają moralnego poczucia winy?                      

  Nie chcę kolejny raz irytować Ks. Prymasa określeniem „wina” mając na myśli papieskie rozumienie słowa „brat”. Powtórzę znane – może „prawda was wyzwoli”.

Ekscelencjo – Dostojny Ks. Prymasie,

  Te 40 tys. „skazańców”, nie zostaną sami. Federacja Stowarzyszeń Służb Mundurowych rozpoczęła zbieranie 100 tys. podpisów pod projektem ustawy odwracającą tamtą haniebną, zwróciła się z apelem o poparcie tej inicjatywy.   Odpowiedział Rzecznik Praw Obywatelskich, środowiska Lewicy ogłosiły gotowość pomocy„skazanym”. Wśród składających podpisy będą osoby wszystkich wyznań.

  Jaki wyraźny, osobisty przykład i radę otrzymają, na co mogą liczyć od Ks. Prymasa, Episkopatu, Biskupów? Czy usłyszą uwspółcześnioną radę legata papieskiego aż sprzed ośmiu wieków – „mordujcie wszystkich, Pan Bóg rozpozna swoich”?  Przecież ta liczba wobec 38 mln. naszych obywateli, to zaledwie „promilek”, czym się więc martwić!
  Organizatorzy tej akcji – za zgodą Kancelarii Sejmu, mogą zbierać podpisy w oficjalnie dostępnych miejscach, czy pod kościołami także? Nie byłbym taką zgodą zdziwiony, jest pretekst. W dniu pogrzebu gen. Wojciecha Jaruzelskiego, Katedra Polowa była oblepiona obraźliwymi plakatami, nie mówiąc o krzykach.

  Na Cmentarzu Powązkowskim prezydent Aleksander Kwaśniewski, właśnie pod wpływem „publiki” wskazywał, że dziś te krzyki wydobywają się z serc, które nie mają w nich miłosierdzia, a często tylko Boga na ustach. Za naruszanie powagi obiektu sakralnego takim „przystrojem”, nieprzyzwoite krzyki, podczas mszy, nie było słów potępienia, Episkopat milczał.

   Szlachetna akcja Federacji zasługuje na wsparcie, choćby plakatem zawierającym tekst z łam Trybuny (20-22 października br.) pt. „Mordercze kłamstwo”, zawieszonym choćby tylko na biskupich kościołach (bez odniesień do przykładu Lutra). Niech wierni, którzy przyjdą na mszę przeczytają o hańbie uczynionej w majestacie prawa, o zgodzie „ich biskupa” na okazanie „ludzkiego serca” swoim podpisem. Czy Ks. Prymas uznałby to za „wtrącanie się” Kościoła do polityki? Argumentu cytowanego już w tekście „Non”, dostarcza Jan Paweł II – Czytamy w Konstytucji pastoralnej Soboru:„Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji, w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną, ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej (KDK 76)”.

  Papież wyjaśniał, że chodzi więc tutaj o człowieka w całej jego prawdzie, w pełnym jego wymiarze. Nie chodzi o człowieka »abstrakcyjnego«, ale rzeczywistego, o człowieka »konkretnego«, »historycznego«. Chodzi o człowieka »każdego«. Jan Paweł II wspomina, że wśród papierów pozostawionych mi przez Pawła VI, jest list napisany do niego przez pewnego biskupa… Zawiera on … jasne potwierdzenie zadania biskupa w odniesieniu do strzeżenia i wykładania depozytu doktryny chrześcijańskiej, że jest on zdecydowany… okazywać w imię Pana życzliwość i współczucie ubogim i cudzoziemcom, i wszystkim znajdującym się w potrzebie.

  W tym miejscu, za deklarację suspendowania księży swojej diecezji uczestniczących w manifestacji antyuchodźczej – raz jeszcze serdecznie dziękuję, bez żadnej pokrętnej pokory.

   W „Przeglądzie”, nr 45 czytałem notkę, iż Ks. Prymas został laureatem nagrody „Pontifici – Budowniczym Mostów”, przyznawanej przez KIK „za zasługi w szerzeniu dobra wspólnego, dialogu i poświęcenia na rzecz bliźnich”, gratuluję.

  „W potrzebie” jest te 40 tys., nie dopuszczam myśli, że Ks. Prymas odpowie im milczeniem. Za chwilę będą następni – wicepremier Jarosław Gowin „szykuje” ustawę, pozwalającą lustrować kadrę naukową, za „wraże” kontakty, wiadomo z kim i kiedy. Profesor Bronisław Łagowski, uznał pomył„chcielibyśmy, żeby wszyscy, którzy przykładają rękę do formowania elit, mogli z otwartą przyłbicą zmierzyć się z prawdą”– na miarę noblowskiej nagrody. Wspomniał, jak po 1945 r. postąpiono z uczonymi III Rzeszy. („Przegląd” nr 45).

   Z kolei resort pracy też „szykuje” ustawę, mocą której uprawnienia do świadczeń (nie podano jakich) mogą stracić b. żołnierze ludowego WP, „nie posiadający żadnych zasług dla niepodległości”. Kto i kiedy temu szaleństwu na naszej ojczystej ziemi położy kres?

  Profesor Tadeusz Bartoś, w 500 lecie reformacji Lutra („Przegląd” nr 44, 2017 ocenia: – Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo ukształtowani jesteśmy – wierzący i niewierzący – w naszym myśleniu przez chrześcijańskie obsesje… usunięcia wszechobecnych, niewidzialnych macek kultury poniżenia człowieka, wyzwolenia z chrześcijańskiej miłości na pokaz, fałszu i immanentnego udawania”.

Oby za sprawą Ks. Prymasa, Biskupów i Episkopatu, Pan Profesor nie miał racji!

Na zakończenie

   Tekst listu udostępniłem koledze, prosząc o krytyczne do bólu uwagi. Po kilku dniach zażyczył sobie mocną kawę, z poważną, niemal naukową miną, zwrócił mi tekst, głosząc takie sentencje. Wiem, że uparcie wierzysz, iż Prymas, Episkopat, Biskupi, zastosują humanistyczne, ludzkie myśli Jana Pawła II wobec tych, jak nazwałeś – 40 tys. „skazańców”.

  Cytowałeś też Jego myśli w „Non”, pamiętasz moje uwagi przed publikacją i po. Tu widzę, że co nieco zmądrzałeś, ale niewiele, czeka cię długa droga, więc słuchaj. Naiwność jak głupota, jest rzadko uleczalną chorobą, a „pożyteczni idioci” w swej naiwności ocierają się o błazeństwo.

  W październiku pod Pałacem Kultury (zapomniał, że kiedyś nosił imię Stalina), podpalił się człowiek, dziś już wiadomo – Piotr Szczęsny, po 10 dniach dojmującego bólu, cierpienia, zmarł. I co z tego? A gdyby ten czyn popełnił na dachu kościoła – miałby „bliżej” do Pana Boga, lub na dowolnym pomniku Jana Pawła II, najlepiej w Wadowicach albo Krakowie?.

Czasami pisząc te swoje „mądrości”, ujawniasz wyobraźnię, więc pomyśl, ile byłoby medialnego szumu, obrony tak zbezczeszczonej „świętości”, biskupi na czele z Prymasem by nie próżnowali, wspierając „lud pisowski” w walce o „wartości chrześcijańskie”.

  Który biskup przyzna, że jego nauczanie, a polityk, parlamentarzysta, że jego działanie w praktyce, świadczy o braku przydatności społecznej nauki Kościoła, także i nauczania Papieża-Polaka (są uniwersalne, też tak uważam). Stąd te pomniki są zbędne, a rząd zamierza sprowadzić z Francji następny.  Wiesz, że w każdym kościele jest obraz świętego Jana Pawła II namalowany tak, że „oczami prowadzi” grzesznika.

  Jak myślisz – czy biskupa, księdza, też? Czy ma to dla duchownych, a stąd ich nauczania wiernych, dla codziennego życia i praktyki, znaczenie? Gdyby tak było, kościoły byłyby w każdą niedzielę pełne. Oni wolą mieć wizerunki Jana Pawła II w domu, przy sobie, „rozmawiać w duchu”, niż słuchać kazania.

  Czasami w kiosku zaglądam do tygodnika „Ludzie i wiara”, czytam o wpływie Jana Pawła II na uzdrawianie chorych. Nie pomyśl, że jestem wredny, ale posyłałbym takie teksty kilku biskupom (padły nazwiska), dla „przewietrzenia umysłu”. Pamiętasz, Jan XXIII zwołał sobór by przewietrzyć, elegancko powiedział – otworzyć „okna Kościoła”. Chciał żeby Kościół spojrzał na ludzi – i co z tego wyszło – „kościół partyjny”. Gdyby przewidział następstwa tych słów!

  Jednak Pan Bóg jest łaskawy, choć pomnik postawili mu „komuniści” (Władysław Gomułka we Wrocławiu), to uczynił go świętym (nie kpij sobie, zostaw na inną okazję, to odbiega od głównej myśli, przerwałem). Nie bądź taki uwrażliwiony i posłuchaj. Leciuchno wspomniałeś o przyganach gazety na jasnogórską homilię. Dlaczego nie skomentowałeś z „Non”, wspomnienie kard. Józefa Glempa, że opozycjoniści chcieli, aby biskupi głosili mowy przez nich napisane. Kiedyś słuchałem w TV homilii biskupa z Krakowa, sam napisałbym kazanie jak rozumiem tekst Ewangelii.

  Lubię posłuchać „myślących kazań” księży z Katedry Polowej.
Zapytam cię tak – co pomogłoby tym 40 tys. „skazańcom”? Jeśli biskupi, wobec tego co władza zgotowała emerytom służb mundurowych milczą, znaczy, że „niezbyt” zgadzają się z naukami Jana Pawła II. Tego nie chcą powiedzieć wprost, korzystają ze zwykłego milczenia, jakby przez 24 godz. biskupami nie byli, tylko „od święta”. Dlaczego dobitnie nie napisałeś – po co są biskupi? By Panu Bogu przypominali o obowiązkach wobec ludzi, a ludziom – do Kogo mają zwracać się ze swoimi problemami.

  Biskupi nie uznają za obowiązek dawanie osobistego, indywidualnego przykładu. Troska o „człowieka każdego” ich nie dotyczy. Są wśród nich wyjątki, Jan Paweł II, wiadomo – „wyjątek wyjątków”, święty za życia. Gdybym napisał, jak mi radzisz, obraziłbym np. bp. Tadeusza Pieronka, Bronisława Dąbrowskiego, Józefa Kowalczyka (racja – usłyszałem). Dalej pytał – wiesz kiedy biskupi, Episkopat, przypomni sobie o emerytach – gdy przyjdzie czas wyborów samorządowych, parlamentarnych (cóż, poprzednie lata to pokazały)…

  Zwrócił mi uwagę – czasami „kręcisz” się blisko Katedry Polowej WP, dowiedz się jak Biskup Polowy, kapelani bronią tych 40 tys., przecież większość to ich „duchowi” podopieczni. Słyszałeś, bo ja nie, ich „donośny głos” za nimi – „Non possumus”?         

  A może oni będą się „duchowo opiekować” emerytami z nadania partii rządzącej, więc mają czas (nie bądź aż taki surowy, wtrąciłem). Możesz powiedzieć, że ujął mnie Biskup treścią i wymową cytowanego fragmentu homilii, dziękuję, bez żadnej dozy złośliwości. Na koniec powiem ci „ciepłe słowo” – napisałeś refleksyjny, nie pozwalający na obojętność tekst, słusznie możesz mieć nadzieję, że Ks. Prymas odpowie nie tobie, ale Polakom, wiernym, jak wcześniej mówiłeś. I nie będzie to milczenie, ani taka odpowiedź, jak bp. Stanisława Gądeckiego na list otwarty-„Poznań przeciwko nienawiści”. Mnie ciekawi co innego, czy Redakcja Trybuny ma dla ciebie więcej cierpliwości, czy poczucia humoru, publikując teksty z takimi naiwnymi nadziejami, ale ich i „twoja wola panie”. Rozstaliśmy się serdecznie.

Ekscelencjo, Księże Prymasie Polski,

ufam, iż Ks. Prymas przyjmie ten list jako głos osoby starającej się pojąć i przełożyć nauczanie Jana Pawła II, na praktyczne działanie rządzących i rządzonych. Uważam, że sprawowanie urzędów państwowych nie musi stać w kolizji do społecznej nauki Kościoła i Jana Pawła II. Nie przeczy też właściwie rozumianemu pojęciu sprawiedliwość, nawet przez wrzeszczącą część suwerena, a głuchą na głos Jego Ekscelencji, Ks. Prymasa Polski.

Z poważaniem,

Gabriel Zmarzliński

Warszawa, 12 listopada 2017 r.

Opublikowany w Trybunie nr 230/2017 , 17-19 listopada 2017 r.

( zdjęcie, wytłuszczenia i podkreślenia od redakcji kip)

Comments

  1. marcin says:

    Nie znam autora tego listu. Deklaruję że ten tekst aż przykro czytać.

    Czy autor wie, czym jest zorganizowana religia? Jakim celom służy? W szczególności, jakie są początki chrześcijaństwa jako państwowej religii? Dlaczego to chrześcijaństwo zostało wybrane na państwową religię Cesarstwa Rzymskiego? Czy coś się od tego czasu zmieniło?

    Dedykuję autorowi tą pieśń: https://www.youtube.com/watch?v=sN2nZNByNNI

    Pieśń „Bogurodzica” została podobno odśpiewana przez wojska polskie przed bitwą z wojskami Zakonu Braci Szpitalników Domu Niemieckiego w Jerozolimie pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. W czasie, gdy Polacy śpiewali „Bogurodzicę”, to wojska Najświętszej Panienki śpiewały pieśń „Chrystus zmartwychwstan jest”: https://www.youtube.com/watch?v=PxpPQZWwqq0

    Ciekawe, jest możliwym wytłumaczenie tego zjawiska dla osoby dysponującej „konwencjonalną wiedzą religijną”?

    Znajomość odpowiedzi na pytania zadane wyżej uchroniłaby autora od ciężkiej dewocyjnej psychozy, w której zdaje się znajdować i rozwiałaby iluzje, w których tonie po uszy.

Wypowiedz się