Norman G. Finkelstein, „Wielka hucpa – o pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii”

Antysemityzm 3

Koncepcja nowego antysemityzmu w jej obecnej postaci jest propagowana na trzy sposoby:

1) poprzez przesadę i świado­me zniekształcanie faktów;

2) poprzez błędne klasyfikowanie czegoś, co w gruncie rzeczy jest uzasadnioną krytyką polityki Izraela; oraz

3) poprzez nieuzasadnione uogólnianie krytyki państwa Izrael na Żydów jako takich.

PRZESADA I ZNIEKSZTAŁCANIE FAKTÓW

Dowodów na występowanie nowego antysemityzmu dostarcza­ją głównie organizacje bezpośrednio bądź pośrednio powiąza­ne z Izraelem lub mające po prostu interes w mnożeniu takich dowodów. Przykładowo raport Przejawy antysemityzmu w Unii Europejskiej jako główne źródło danych na temat Danii wy­mienia „Izraelską Ambasadę w Kopenhadze”, na temat Irlandii – „Ambasadę Izraela”, jak również „Irlandzko-Izraelską Ligę Przyjaźni” itd. Coroczne raporty Instytutu Stephena Rotha ds. Badań nad Współczesnym Antysemityzmem i Rasizmem, działającego przy Uniwersytecie w Tel Awiwie, służą za głów­ne źródło danych i analiz. Ich sondaż z lat 2000-2001 Antyse­mityzm na świecie zwrócił uwagę na jakże niepokojący rozwój sytuacji: „Książka prof. Normana Finkelsteina, Przedsiębior­stwo Holokaust [została] entuzjastycznie przyjęta, zwłaszcza w Niemczech, i w szczególności przez skrajną prawicę (…). Jego argumenty, choć zostały całkowicie zdezawuowane przez poważnych badaczy i publicystów, na nowo ożywiły wizerunek snującego intrygi, chciwego i żądnego władzy Żyda”. Żadna z owych dezawuujących wypowiedzi nie została zacytowana – być może dlatego, że żadna nie istnieje; Raul Hilberg z uzna­niem określił główne tezy mojej książki jako „przełom”. Auto­rzy Przejawów opierają się także na danych nt. antysemityzmu dostarczanych przez amerykańskie organizacje żydowskie, takie jak Liga przeciw Zniesławieniu (ADL) czy Centrum Szy­mona Wiesenthala oraz ich europejskie odpowiedniki. Organi­zacje te pozostają mniej więcej w takim samym stosunku do swych krajów-gospodarzy, jak niegdyś partie komunistyczne – z tą różnicą, że swą ojczyznę widzą raczej w Izraelu niż w sta­linowskiej Rosji. I gdyby nie udało im się wyczarować jakiegoś antysemityzmu, Abraham Foxman i rabin Hier z Centrum Wie­senthala musieliby w końcu wziąć się za jakąś uczciwą robotę. Dla obydwóch byłaby to prawdziwa tragedia: wszak czerpią ze swych organizacji „charytatywnych” wpływy w wysokości prawie pół miliona dolarów rocznie[1].

Przy bliższej analizie wiele przypadków rzekomego anty­semityzmu okazuje się być wyolbrzymionych, bądź wręcz sfa­brykowanych. Główny artykuł we wpływowym amerykańskim piśmie Foreign Policy, zatytułowany „Antyglobalizm i problem żydowski” zawiera informację, że „protestujący podczas Świa­towego Forum Społecznego w 2003 roku w brazylijskim Porto Alegre nieśli swastykę”, zaś „maszerujący (…) trzymali transpa­renty z napisami «Naziści, Jankesi i Żydzi: Nigdy więcej Ludów Wybranych!»” Obecność tej falangi oddziałów szturmowych jakoś jednak umknęła osobom rzeczywiście obecnym na tej de­monstracji. Postępowy amerykański miesięcznik żydowski Tikkun opublikował przydługi artykuł Miriam Greenspan pt. „Co nowego z antysemityzmem?”, w którym wychwala ona dzieło Phyllis Chesler jako „fundamentalny przyczynek do zrozumienia przybierającej na sile, nowej jadowitej tendencji w antysemity­zmie”. Dowód tej „nowej jadowitej tendencji” wytłuszczony jest w pierwszym akapicie: „Żydowski student mający na głowie jarmułkę został zaatakowany przez Palestyńczyka w akademi­ku”. Jednak o takiej napaści nie słyszano ani w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie Yale, ani w administracji uni­wersyteckiej. Źródłem Greenspan był Klub 700 Pata Robertsona [program nadawany na żywo przez Christian Broadcasting Networks (CBN), skła­dający się z wiadomości, komentarzy, reportaży i wywiadów – przyp. tłum.]. W Jewish World zamieszczono artykuł o antysemickiej napaści na Uniwersytecie w Michigan; redakcja podkreśliła następujący fragment: „Myślałem, że mój kampus jest bezpieczny. Latające butelki i przekleństwa wyprowadziły mnie z błędu”. Tymczasem według Michaela Brooksa, kierownika uniwersyteckiej filii Hillela [największa żydowska organizacja studencka, nazwana imieniem żydowskiego mędrca z I wieku – przyp. tłum.] incydent nie miał miejsca na kampusie, zaś napastnicy nie byli w żaden sposób związani z uniwersytetem[2].

W artykule zamieszczonym w Mother Jones, pt. „Bezlito­sna bestia powraca”, Todd Gitlin oznajmia, że „parszywy antyse­mityzm wraca (…), a jakby tego było mało, bełkot ten rozsiewają studenci. Studenci!” Aby udokumentować swój zarzut, cytuje on „krążący po świecie e-mail” od Laurie Zoloth, ówczesnej kierowniczki studiów żydowskich w Stanowym Uniwersytecie San Francisco. Według Zoloth SUSF „to Republika Weimarska z brunatnymi koszulami, zupełnie wymykającymi się spod kontroli” – w tym przypadku naziści to „banda gniewnych Pa­lestyńczyków”. Pewnego wiosennego dnia mieli oni utworzyć „niekontrolowany tłum”, który dopuścił się „brutalnej fizycznej napaści” na „modlących się studentów oraz starsze, uczestniczące w naszych spotkaniach kobiety, ocalałe z Holokaustu”; całemu zajściu bezczynnie przyglądała się policja. Dziwi tylko, że Gitlin (aktualnie wykładający dziennikarstwo na Uniwersytecie Co­lumbia) nie pofatygował się chyba nawet, żeby sprawdzić swoje źródło informacji. Gdyby to uczynił, mógłby odkryć, że w po­wszechnej opinii osób reprezentujących środowisko żydowskie w Rejonie Zatoki – w tym także dr. Freda Astrena, obecnego kierownika studiów żydowskich na SUSF (będącego naocznym świadkiem rzeczonego incydentu) – Zoloth ma skłonność do „dzikiej przesady”, właściwą mentalności ukształtowanej na polityce „marksistowsko-leninowskiej”. Z tą różnicą, że nie jest ona oddana, jak w przeszłości, Związkowi Sowieckiemu, ale „Żydowskiemu Państwu Izrael: państwu, które miłuję”. Policja nie interweniowała, ponieważ nie wydarzyło się nic, co wyma­gałoby jej interwencji. Oddźwięk na rozesłanego przez Zoloth e-maila, jak oschle zauważa Astren, był nie tyle potwierdzeniem prawdziwości jej słów, co raczej dowodem na „potęgę Internetu”. Poza pogromem, którego nigdy nie było w stanie San Francisco, jedynym dowodem na „oczywiste i aktualne zagrożenie” antyse­mickie na kampusach uniwersyteckich, jaki przytacza Gitlin, jest fakt, że „dwóch moich studentów” zastanawiało się, czy 11 wrze­śnia Żydzi rzeczywiście nie przyszli do pracy w wieżach World Trade Center. Zaprawdę „bezlitosna bestia powraca”[3].

Na Uniwersytecie w Chicago, jak relacjonuje Gabriel Shoenfeld, „wyznaczony przez uczelnię nauczyciel odmówił żydowskiej studentce przeczytania jej pracy licencjackiej, po­nieważ skupiała się ona na tematach związanych z judaizmem i syjonizmem”. Tymczasem nikt nigdy nie złożył takiej skargi w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie w Chicago, zaś administracja uniwersytecka, dowiedziawszy się o rze­czonym incydencie (który najpierw nagłośniony został przez prawicową stronę internetową Campus Watch), przeprowadziła drobiazgowe dochodzenie – bez żadnego rezultatu.

Na początku 2004 roku w ogniu krytyki znalazł się no­wojorski Uniwersytet Columbia. W filmie nakręconym przez bliżej niesprecyzowaną organizację i pokazywanym prywatnie wybranym osobom, „pro”-izraelscy studenci, używając żargo­nu politycznej poprawności, żalili się, że ich „głosy” w obronie Izraela są „uciszane” przez kadrę naukową. Wkrótce nagłówki lokalnych gazet krzyczały o zalewającej Columbię fali anty­semityzmu i do spółki z lokalnymi politykami domagały się wyrzucenia profesorów z pracy. Histeria wokół Columbii była częścią szerszej kampanii, wyreżyserowanej przez towarzy­stwo nadzianych „pro”- izraelskich organizacji i fundacji, które postanowiły „odzyskać” kampusy uniwersyteckie, gdzie w cią­gu ostatnich lat garstka dysydentów w końcu przełamała cał­kowitą dominację apologetów Izraela w dyskursie publicznym. W grudniu 2004 roku rektor Columbii, Lee Bollinger, powołał doraźną komisję do zbadania skarg studentów, a w marcu 2005 roku komisja ogłosiła wyniki swojej pracy. Mimo szczegó­łowego dochodzenia i potężnych nacisków na spektakularny werdykt skazujący, komisja była w stanie udokumentować zaledwie jeden incydent, kiedy to palestyński profesor podczas izraelskiej inwazji na Dżenin „zirytował się pytaniem, odebra­nym przezeń jako wyraz aprobaty dla działań izraelskich, które sam potępiał i (…) zareagował gorączkowo”. Co do posądzenia o antysemityzm raport bez ogródek stwierdzał: „Nie znaleź­liśmy dowodu na jakąkolwiek wypowiedź, którą można by sensownie uznać za antysemicką”. Co charakterystyczne, naj­bardziej rażące zachowania, jakie odkryła komisja, dotyczyły nie krytyków, lecz stronników Izraela. W raporcie zauważono, że niezarejestrowani „studenci” zakłócali i potajemnie filmo­wali zajęcia wykładowców krytycznie nastawionych do poli­tyki izraelskiej. W jednym przypadku robili to najwyraźniej na polecenie pewnego profesora, który zwerbował studentów, aby pomogli mu „w kampanii przeciwko” jednemu z wykła­dowców. Komisja użyła w tym miejscu najmocniejszych słów: „Głęboko zaniepokoił nas fakt, że niektórzy członkowie kadry najwyraźniej gotowi byli zachęcać studentów do donoszenia na innych profesorów”, zamieniając tym samym studentów „w do­nosicieli”. Jakkolwiek oskarżenia o antysemityzm zostały ofi­cjalnie odrzucone, histeryczne reakcje wymusiły na Columbii, jak również na innych uniwersytetach, utworzenie specjalnych katedr studiów izraelskich, czytaj: nowych placówek indoktry­nacji, obok już istniejących katedr studiów nad Holokaustem. W gruncie rzeczy najbardziej uderzające w casusie Columbii jest nie to, że zarzut antysemityzmu okazał się oszustwem, ale to, w jaki sposób osoby będące de facto agentami obcego rządu sprzysięgły się, by w służbie swego Świętego Państwa zdławić wolność akademicką w Stanach Zjednoczonych. Każda z licz­nych moich prób potwierdzenia konkretnych incydentów zwią­zanych z rzekomo powszechnym na amerykańskich uczelniach antysemityzmem dawała podobne rezultaty[4].

Mowa rektora Harvardu, Lawrence’a Summersa, w której podniósł on kwestię rozszerzającego się na kampusach uniwersyteckich antysemityzmu, przyciągnęła powszechną uwagę i przyniosła mu szereg wyrazów uznania. Główne zadanie rektora uniwersytetu to zdobywanie funduszy. Profesor Wy­działu Prawa na Harvardzie, Alan Dershowitz, wspomina wypowiedź osoby odpowiedzialnej na Harvardzie za zbiórkę pieniędzy, że w ostatnich latach uczelnia „w rzeczywistości utrzymywana była przez Żydów”. Nie trzeba być ekonomistą o sławie Summersa, aby zmiarkować, że zagranie kartą no­wego antysemityzmu nie osłabi bynajmniej strumienia wpłat od absolwentów. Tego rodzaju chwyty to na Harvardzie chleb powszedni. Z pewnością nie pogorszył swej pozycji na uczelni przedsiębiorczy czarny prof. Henry Louis Gates junior, kiedy w 1992 roku potępił murzyński „nowy antysemityzm” (jakże często mamy do czynienia z tym sloganem) w całostronicowym artykule, zamieszczonym w dziale komentarzy New York Timesa. Pomiatanie bezsilnymi ludźmi, zwłaszcza własnymi „ziomkami”, by podlizać się możnym tego świata, uchodzi w elitarnych kręgach za akt odwagi moralnej[5]. Stwierdzając, że „coś się zmieniło”, na dowód podnoszącego głowę antyse­mityzmu Paul Berman przytacza przypadek pewnej egipskiej uczestniczki dyskusji panelowej, która „wyraziła swą aprobatę dla samobójczych zamachów bombowych” oraz jednej osoby z publiczności, która „wystąpiła nawet w obronie mówczyni”. Poparcie dla zamachowców-samobójców samo w sobie nie jest jeszcze oznaką antysemityzmu, a nawet gdyby było, to czego niby ten przykład ma dowodzić? Berman odnotowuje, że licz­ba uczestników konferencji wynosiła parę tysięcy, obejmując m.in. „śmieszne lewicowe sekty wszelkiego rodzaju”. Mimo to w opinii Bermana ta jedna dyskutantka i jeden przedstawiciel audytorium świadczą o tym, że „bez wątpienia zaczął wiać nowy wiatr”. Jeśli nawet, to wiatr ten jest tak słabiutki, że nie odnotowano by go nawet w szczegółowej prognozie pogody[6].

Pomijając błędne utożsamianie z antysemityzmem kry­tyki Izraela, oraz fabrykowanie i wyolbrzymianie danych, oznaki nowego antysemityzmu przy bliższych oględzinach często okazują się… w ogóle nie być żadnymi oznakami. Jedno z głównych oskarżeń zawartych w Przejawach dotyczy „anty­semickiego” plakatu, przygotowanego na demonstrację sprzeci­wu wobec zbliżającej się wizyty Busha w Berlinie (patrz Rys. 1). Analizę plakatu podsumowano następująco: „Dobrze znany obrazek «Wuja Sama» cechuje «typowo żydowski nos». Tak­że plakat jako całość sugeruje domniemany spisek żydowski, ponieważ na palcu wskazującym «Wuja Sama» wisi na nitce kula ziemska. Nadanie «Wujowi Samowi» żydowskich rysów twarzy odnosi się do rzekomego żydowskiego wpływu na poli­tykę Stanów Zjednoczonych, łącząc w ten sposób resentymenty antyżydowskie z antyamerykańskimi”. Żadna z osób, którym piszący te słowa zademonstrował ów plakat, nie dopatrzyła się na nim żydowskiego nosa, nie mówiąc już o żydowskim spisku, choć kilka osób dostrzegło coś na kształt nochala afroamerykańskiego. Najwyraźniej autorzy Przejawów przejawiali potrzebę dłuższych wakacji.

Z kolei „klasyczny” antysemityzm wykrywa Schoenfeld w ogłoszeniu z pisma Tikkun, sprzeciwiającym się okupacji (zob. Rys. 2). Czyż transparent „Żydzi to nie zbiry i wyzyskiwacze”, ozdobiony tzw. pacyfką, nie jest jasnym dowodem antysemickich intencji?[7]

Na podobnej zasadzie antysemityzm wszędzie wietrzy Foxman. Antysemickie jest przekonanie, że „Żydzi są bardziej lojalni względem Izraela niż względem tego kraju”, choć jak wszyscy wiemy, może to w zupełności odpowiadać prawdzie – co więcej: według wielu syjonistów powinno to odpowia­dać prawdzie. W istocie rzeczy sam Foxman utrzymuje, że odmawianie Żydom prawa „do własnej ojczyzny” oraz „nie­podległości i suwerenności” w państwie izraelskim jest także antysemickie – ale czyż nie oznacza to, że niezależnie od aktualnego miejsca pobytu, ich państwem jest Izrael? I kto za­przeczy, że postępuje on jak izraelski lojalista, a przynajmniej płatny agent? „Czystym antysemityzmem było”, gdy „Belgia, siedziba Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, (…) usiłowała oskarżyć premiera Izraela o zbrodnie przeciwko ludzkości”, jak również gdy Duńczycy sprzeciwili się mianowaniu przez Izrael znanego oprawcy na ambasadora w Danii. Foxman uzasadnia zarzut antysemityzmu tym, że przecież przestępcom podobne­go kalibru sprawy takie uchodziły na sucho. Już mniejsza o to, że Haga nie leży w Belgii, a w Holandii – czyż wszyscy krymi­naliści (i ich poplecznicy) nie skarżą się, że to właśnie na nich zawziął się wymiar sprawiedliwości? Lecz tylko osoby pokroju Foxmana mogą utrzymywać, że pociąganie do odpowiedzial­ności morderców i oprawców jest objawem antysemityzmu. Z kolei stwierdzenie, że Amerykańsko-Żydowski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC) zwalcza kandydatów krytycznych względem Izraela, „jest – jak stwierdza Foxman – echem anty­semickich potwarzy” – mimo, że AIPAC sam z dumą się do tego przyznaje. Foxman uspokaja jednak czytelnika, że jeśli idzie o termin antysemicki, „jesteśmy bardzo ostrożni, kiedy i jak go stosujemy”, zaś ADL „wiele uwagi poświęcił nakreśleniu właściwych granic pomiędzy różnymi stopniami i poziomami antysemickiej mowy i działań”. Owa rozwaga i przykładanie wagi do niuansów szczególnie widoczne były w licznych przy­padkach, kiedy ADL oczerniała mnie jako „znanego rewizjo­nistę Holokaustu” [Holocaust denier]. „Gdybym lekkomyślnie rzucał oskarżenia o antysemityzm – ciągnie Foxman – szybko straciłbym wiarygodność, a wraz z nią jakąkolwiek skutecz­ność w realizowaniu mojej misji”. Foxman stanął w obronie Ronalda Reagana, gdy ten, udając się na niemiecki cmentarz w Bitburgu, stwierdził, że pogrzebani tam niemieccy żołnierze (włączając w to członków Waffen SS) byli „ofiarami nazistów na równi z ofiarami obozów koncentracyjnych”; następnie uho­norował Reagana przyznawaną przez ADL „Pochodnią Wolno­ści”; nie zauważył zakrojonej na szeroką skalę amerykańskiej akcji szpiegowskiej, realizowanej we współpracy z wywiadem izraelskim i południowoafrykańskim reżimem apartheidu; wziąwszy pieniądze od Marka Richa – miliardera, który uciekł do Szwajcarii przed oskarżeniem o 51 przypadków uchylania się od podatków, oszustw i łamania sankcji handlowych prze­ciwko Iranowi – Foxman pomógł mu załatwić prezydencki akt łaski w ostatnich godzinach urzędowania Clintona. Że ten czło­wiek wciąż cieszy się wiarygodnością, to doprawdy porażające świadectwo współczesnej amerykańskiej kultury politycznej[8].

Na potwierdzenie europejskiego antysemityzmu w Prze­jawach przytoczono sondaż ADL, przeprowadzony wśród oby­wateli Unii Europejskiej, w którym blisko połowa respondentów zgodziła się ze stwierdzeniem, że „Żydzi wciąż zbyt wiele mówią o Holokauście”. Tak naprawdę to cud, że odsetek Europejczyków nie mogących już znieść politycznej instrumentalizacji holokau­stu nie jest wyższy. Dalej raport wymienia szereg „antysemic­kich” incydentów, mających miejsce w poszczególnych krajach: Dania – „Osoba związana z Postępowym Forum Żydowskim opi­suje, jak (…) wchodząc do jej gabinetu, kolega rzucił: «widzę, że wciąż okupujesz to stanowisko, cha, cha»”; Grecja – „W dwóch artykułach (…) wysunięto tezę, jakoby Żydzi w nieuprawniony sposób wykorzystywali cierpienia wynikłe z okrucieństw Holo­kaustu”; Włochy – w przejściu podziemnym w Prato pojawił się wielki napis sprayem „Żydzi mordercy” (nie zadali sobie trudu, żeby sprawdzić kanały w Abruzzi?); Holandia – w żydowskiego sprzedawcę w centrum Amsterdamu wycelowano pistolet ze słowami «zabiję cię»” (a co z reguły mówią w takich sytuacjach bandyci?). Bez wątpienia mając świadomość, jak liche, by nie rzec śmieszne, są to dowody, autorzy Przejawów snują hipotezy na temat „głęboko skrywanych uprzedzeń antysemickich i antysyjonistycznych w społeczeństwie niemieckim”, „duchowego (bądź psychologicznego) antysemityzmu” wśród Włochów, „ukrytych struktur” antysemickich wśród Greków oraz o zjawi­skach, które „trącą antysemityzmem” w Wielkiej Brytanii[9].

Wkrótce po publikacji Przejawów, Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii wydało kolejne, obszer­niejsze studium pt. Przejawy antysemityzmu w Unii Europej­skiej 2002-2003 (dalej będę się posługiwał nazwą Przejawy II), gdzie analizowano pełny okres dwuletni (w przeciwieństwie do pierwotnego opracowania, skupiającego się na kilku miesiącach)[10]. Jakkolwiek nowy raport wciąż cechowała pewna jednostronność Przejawów I, tym niemniej był on znacznie bar­dziej rygorystyczny i wyważony[11]. I zapewne właśnie dlatego, że treść Przejawów II nie była wypełniona sensacyjnymi, histe­rycznymi doniesieniami o szalejącym nowym antysemityzmie, opracowanie to zostało praktycznie zlekceważone przez media. Jednoznacznym świadectwem względnej rzetelności raportu było „rozczarowanie”, jakie po zapoznaniu się z nim wyraził Foxman[12]. Przez całe dwa lata w piętnastu badanych krajach Unii Europejskiej łącznie nie odnotowano żadnego zabójstwa na tle antysemickim i tylko kilka antysemickich napaści, za­kończonych poważnymi obrażeniami cielesnymi[13]. Jakkolwiek miało miejsce szereg ataków na żydowską własność, w tym niektóre dość poważne, przemożną większość antysemickich incydentów stanowiły różnego rodzaju groźby i obelgi słowne. Oto kilka przykładów: „antysemicki list, napisany we Francji, został wysłany do pewnej osoby w Belgii”; „w Paryżu mężczy­zna w towarzystwie trojga dzieci został obrzucony wyzwiska­mi i oskarżony o «zabijanie palestyńskich dzieci»”; wreszcie „kwerenda Internetu pozwoliła odkryć przypadek rolnika z północnej Austrii, który przed swoją farmą umieścił tablicę z napisem «Żydzi szantażują cały świat» oraz «Ariel Szaron to państwowy terrorysta»”[14]. Nawet we Francji, w której odno­towano największą liczbę antysemickich incydentów spośród wszystkich badanych krajów (np. trzy podpalenia żydowskiej własności komunalnej w 2002 roku[15]), dowody na wszechobecność antysemityzmu były zgoła żadne. Wręcz przeciwnie: „we­dług sondaży postawy antysemickie wśród ogółu Francuzów słabną”; w jednym z badań opinii 89% respondentów pozytyw­nie odpowiedziało na pytanie, „czy osoba żydowskiego pocho­dzenia jest «takim samym Francuzem, jak inni»?” I mimo że w przypadku Francji za większość antysemickich incydentów odpowiadała młodzież muzułmańska, badanie wykazało, że „statycznie młody człowiek z Afryki Północnej jest nastawiony do antysemityzmu nawet bardziej negatywnie niż przeciętny Francuz”. Warto wreszcie odnotować, że „liczba ofiar antyse­mityzmu” we Francji była „niższa od liczby ofiar napaści na imigrantów”[16].

Mniej więcej w czasie ukazania się Przejawów II cieszący się dużym uznaniem Pew Research Center opublikował wyniki swego najnowszego międzynarodowego sondażu, przeprowa­dzonego na przełomie lutego i marca 2004 roku w Stanach Zjednoczonych i sześciu innych krajach. „Mimo obaw co do nasilającego się w Europie antysemityzmu – stwierdzono w ra­porcie – nie ma żadnych dowodów na to, by w ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosły nastroje antyżydowskie. W gruncie rze­czy notowania Żydów we Francji, Niemczech i Rosji są obecnie lepsze niż w roku 1991″. Mówiąc prosto z mostu: doniesienia o szalejącym nowym antysemityzmie to zwykła blaga. Jeśli odłożyć na bok ideologię, większym niepokojem powinna napawać wrogość do muzułmanów, bowiem „Europejczycy są znacznie gorzej nastawieni do muzułmanów niż do Żydów”[17]. Histeria wokół nowego antysemityzmu nie ma wszelako nic wspólnego ze zwalczaniem nietolerancji – jej celem jest zdu­szenie krytyki Izraela.

PRZEINACZANIE UPRAWNIONEJ KRYTYKI POLITYKI IZRAELSKIEJ

Wśród osób zajmujących się tą tematyką panuje po­wszechna zgoda co do tego, że wystąpienie nowego antysemi­tyzmu zeszło się w czasie z ostatnim zaostrzeniem konfliktu izraelsko-palestyńskiego, osiągając swój szczyt podczas operacji „Tarcza Obronna” oraz w trakcie oblężenia Dżeninu wiosną 2002 roku. „Odkąd we wrześniu 2000 roku rozpoczęła się kolejna intifada, w krajach na całym świecie wzmogły się niepomiernie przypadki antysemickiej retoryki i fizycznej przemocy, podsycane resentymentami antyizraelskimi” (Foxman); „Obecny wybuch niechęci w Europie i (w znacznie mniejszym stopniu) w Stanach Zjednoczonych jawi się jako epifenomen konfliktu arabsko-izraelskiego. Wraz z wybu­chem drugiej intifady, na obydwóch kontynentach bezspornie nasilił się antysemityzm” (Schoenfeld); „Fakt, że od początku tzw. Intifady al-Aksa w krajach UE obserwujemy wyraźny wzrost liczby czynów antysemickich (…), dowodzi związku między wydarzeniami na Środkowym Wschodzie i krytyką polityki izraelskiej z jednej strony, a mobilizacją antysemity­zmu z drugiej” (Przejawy), „O związku między liczbą zgło­szonych incydentów antysemickich a sytuacją polityczną na Środkowym Wschodzie (…) świadczy to, że w kilku krajach liczba takich przypadków miała swoje apogeum w kwietniu 2002 roku, kiedy to armia izraelska dokonała kontrowersyjnej akcji zajęcia kilku palestyńskich miejscowości” (Przejawy II). Wydawałoby się zatem, że związek przyczynowy jest taki, że brutalne represje izraelskie na Palestyńczykach wzbudziły wrogie reakcje w stosunku do „państwa żydowskiego” i jego głośnych stronników za granicą. Potwierdził to pośrednio sondaż ADL, w którym blisko dwie trzecie respondentów wyraziło przekonanie, że „niedawny wybuch przemocy wzglę­dem Żydów w Europie jest wynikiem uczuć antyizraelskich, a nie tradycyjnie antysemickich czy antyżydowskich”; we Włoszech „komentatorzy oceniają, że wzrost antysemityzmu wypływa z polityki, jaką Izrael prowadzi względem Arabów od początku intifady”. Podobnie w Przejawach dowodzono, iż poza marginesem „prawicowych ekstremistów”, dla których antysemityzm zawsze był hasłem wywoławczym, niechęć i przemoc skierowane przeciwko Żydom w Europie cechowały przede wszystkim „młodych muzułmanów, w szczególności arabskiego pochodzenia”, ściśle utożsamiających się z walką Palestyńczyków (w Przejawach II zastrzeżono, że „na podsta­wie dostępnych danych, patrząc na Unię Europejską jako ca­łość, trudno jest formułować jakieś uogólnienia” na temat tego, która z tych dwóch grup ponosi większą odpowiedzialność za akty antysemickie)[18]. To wyjaśnienie dobrze tłumaczyłoby także zjawisko odwrotne, bowiem niechęć do Izraela i Żydów znacznie osłabła wówczas, gdy w okresie negocjacji pokojo­wych w Oslo pojawiła się nadzieja na sprawiedliwe rozwią­zanie konfliktu, co skłoniło nawet zawodowych żydowskich histeryków pokroju Dershowitza do przyznania, że nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w ogóle na całym świecie, anty­semityzm znajduje się w odwrocie[19].

Jednakowoż to właśnie tej relacji przyczynowej za żad­ne skarby nie chcą uznać apologeci Izraela. Skoro bowiem polityka izraelska i powszechne żydowskie poparcie dla niej wzbudzają wrogość względem Żydów, to oznacza to ni mniej ni więcej, tylko tyle, że do ekspansji antysemityzmu przy­czyniać się może sam Izrael i jego żydowscy poplecznicy – po prostu dlatego, że wina leży po ich stronie. Oczywiście dogmatyka Przedsiębiorstwa Holokaust a priori odrzuca taką hipotezę: wrogie nastawienie do Żydów po prostu nie może wypływać z popełnionych przez nich przewinień. Argumen­tacja jest mniej więcej taka: Ostateczne Rozwiązanie było irracjonalne – Ostateczne Rozwiązanie stanowiło kulmina­cję tysiącletniego antysemityzmu gojów – ergo: jakikolwiek przejaw antysemityzmu jest irracjonalny[20]. A ponieważ antysemityzm jest synonimem wrogości względem Żydów, przeto wszelka wrogość względem Żydów, indywidualna czy zbiorowa, musi być irracjonalna. „W swej absolutnej irracjonalności antysemityzm (…) przypomina chorobę”, jak ujmuje to Foxman. „Ci, którzy nienawidzą Żydów, nie­nawidzą ich nie z powodu jakichś konkretnych faktów, ale właśnie wbrew wszelkim faktom”. W ujęciu Schoenfelda Palestyńczycy decydują się na samobójcze zamachy bombo­we nie dlatego, że Izrael zrobił to czy tamto, ale dlatego, że państwo żydowskie zostało zredukowane do „diabolicznej abstrakcji”. Według Rosenbauma antysemityzm jest irra­cjonalną, niewytłumaczalną i nieuniknioną przypadłością gojów: „Wyjaśnieniem odradzającego się antysemityzmu jest antysemityzm: jego nieusuwalna historyczna preegzystencja – i jego efektywność. Stał się on swoim własnym początkiem”. Nic dziwnego, że finansista, miliarder George Soros, będący wszak Żydem, ściągnął na siebie gniew audy­torium, kiedy zasugerował grupie żydowskich osobistości, że „nawrót antysemityzmu w Europie” jest w znacznej mie­rze spowodowany polityką Szarona i zachowaniem Żydów. Popełniając ten sam grzech, były przewodniczący izrael­skiego Knesetu, Abraham Burg, zauważył: „Niechętne po­stawy względem Izraela, z jakimi mamy dziś do czynienia w społeczności międzynarodowej, są po części konsekwen­cją polityki izraelskiego rządu”. „Postawmy sprawę jasno”, replikował Elan Steinberg ze Światowego Kongresu Żydów po przemówieniu Sorosa, „Antysemityzmu nie wywołują Żydzi, tylko antysemici”. Foxman określił uwagi Sorosa jako „wręcz obrzydliwe”. O ile stwierdzenie, że Żydzi mogą wywoływać antysemityzm, jest „obrzydliwością” w ustach Żyda, o tyle w ustach nie-Żyda staje się to już – uwaga, uwaga – oznaką antysemityzmu. W Przejawach napiętno­wano artykuł z prasy holenderskiej zatytułowany „Izrael wykorzystuje tabu antysemityzmu”, ponieważ „autor użył klasycznego antysemickiego stereotypu, że za antysemityzm odpowiadają sami Żydzi”. Podobnie potępiono list do jednej z austriackich gazet, gdyż „oskarżał on Izraelczyków o to, że sami są odpowiedzialni za rozwój antysemityzmu”[21].

Dopuszczalne są dwa wyjątki od dogmatu o antysemity­zmie jako infekującej gojów patologii, która – by zacytować guru Przedsiębiorstwa Holokaust, Daniela Goldhagena – „rozwiodła się z Żydami”, „nie będąc reakcją na jakiekolwiek obiektywnie postrzegane działania żydowskie” oraz pozostaje „niezależna od natury i poczynań Żydów” (jego podkreślenia). Pierwszy wyją­tek jest taki, że antysemityzm może zostać wywołany słusznym postępowaniem Żydów: mimo że otwarte żydowskie poparcie dla ruchu praw obywatelskich bez dwóch zdań wzmogło anty­semityzm wśród białych na Południu Stanów, Żydzi nigdy nie wyrzekliby się odpowiedzialności za wywołanie tego rodzaju antysemityzmu; wręcz przeciwnie – był to raczej tytuł do chwa­ły. Po drugie, choć irracjonalna, patologia gojów wypływa z aż nazbyt ludzkiego uczucia: resentymentu. O ile, jak utrzymywał Nietzsche, „moralność niewolników” wypływała z zazdrości, jaką Żydzi żywili w stosunku do swej autentycznej arystokracji, o tyle w myśl dogmatu Przedsiębiorstwa Holokaust „antysemi­tyzm” wypływa z zazdrości gojów o arystokrację żydowską. Mówiąc krótko: nienawidzą nas, bo jesteśmy od nich tak bardzo lepsi. „Nowy antysemityzm przekracza bariery, narodowości, orientacje polityczne i systemy społeczne”, wyjaśnia Mortimer Zuckerman. „Izrael stał się obiektem zawiści i resentymentu prawie tak samo, jak obiektem nienawiści i resentymentu był niegdyś pojedynczy Żyd”. Trudno nie zauważyć, że dogmat Przedsiębiorstwa Holokaust jest uderzająco podobny do poli­tycznie poprawnej interpretacji amerykańskiej „wojny z terroryzmem”. Arabowie nienawidzą nas albo dlatego, że są po prostu irracjonalnymi fanatykami, albo też dlatego, że zazdroszczą nam naszego stylu życia: wykluczone, żeby przyczyną mogło być nie­właściwe postępowanie z naszej strony – taka insynuacja to nic innego, jak wybielanie „islamo-faszyzmu”. Aby wyjaśnić „przy­czyny ataków na Amerykę”, Jerry Goldberg z The New Yorkera wynajduje gdzieś egipskiego intelektualistę, który stwierdza: „Ci ludzie są po prostu zawistni (…). Talent rodzi zawiść w sercach pozbawionych talentu”. „Naturalne” wyrazy współczucia, ja­kim obdarzyły się nawzajem Izrael i Stany Zjednoczone po 11 września – „Teraz wiecie, co czujemy” (Izrael) i „Teraz wiemy, co czujecie” (Stany Zjednoczone) – mają swą podstawę właśnie w tej ideologii szowinizmu i samousprawiedliwienia. Oto udrę­czone westchnienia wzajemnego współczucia ze strony tych, którzy mają przekonanie nie tyle nawet o własnej niewinności, ile o tym, że na swoje nieszczęście są zbyt doskonali[22].

Nawiasem mówiąc, doktryna zasadniczej żydowskiej nie­winności wyjaśnia także popularność, jaką wśród wielu Żydów cieszyła się książeczka Sartre’a pt. Antysemita i Żyd [w Polsce wydane jako Rozważania o kwestii żydowskiej, Łódź 1992 – przyp. tłum.]. „Jego praca była niezwykle doniosła – rozwodzili się Perlmutterowie – ze względu na przeprowadzony w niej z chirurgiczną precyzją rozbiór klasycznego antysemityzmu”. Z pozoru wydawało się, że książka ta jest ostatnią, jaką mogliby polecać Perlmutterowie – tym bardziej, że Sartre był człowiekiem lewicy. Jakby nie było, punktem wyjścia Sartre’a było przekonanie, że pojęcie żydow­skości jest zupełnie pozbawione jakiejkolwiek treści – poza tą, jaką nadał jej antysemityzm. „Antysemita stwarza Żyda”, jak głosi jego słynne sformułowanie. Jednak wychodząc z tej prze­słanki, Sartre zaczyna argumentować, iż stereotypowe przywary żydowskie są albo wymyślone, albo też zawinione przez antyse­mitę – co oznacza (przynajmniej tak to możemy rozumieć), że Żydzi nie mają żadnych przywar, a nawet jeśli mają, to nie z wła­snej winy. Przeto jeśli występuje wrogość względem Żydów, nie może ona być spowodowana popełnionym przez nich złem. „To nie doświadczenia kształtują jego [tzn. antysemity] wyobrażenie o Żydach, lecz wręcz przeciwnie: w świetle tego wyobrażenia interpretuje on swoje doświadczenia”, i dalej: antysemityzm „poprzedza fakty, które mają go uzasadnić”. Ta filosemicka doktryna z pewnością sformułowana została z przyzwoitych po­budek, jednak jej skutki są opłakane: do czegóż bowiem innego prowadzi, jeśli nie do całkowitego zaniku odpowiedzialności moralnej? „Żydów nie można winić za antysemityzm”, powtarza za Sartrem Dershowitz. „Antysemityzm to problem fanatyków (…). My nie możemy zrobić nic, co wpłynęłoby na chory umysł antysemity” (jego podkreślenie). Reasumując: Żydzi nigdy nie są odpowiedzialni za niechęć, jaką żywią do nich inni – to zawsze wina tamtych, a nie nasza[23].

FAŁSZYWE UOGÓLNIENIA

W pewnych miejscach gniew wywołany brutalną okupacją izraelską bez wątpienia przeszedł we wrogość względem Ży­dów jako takich. Jakkolwiek jest to godne ubolewania, trudno się temu specjalnie dziwić. Brutalna agresja Stanów Zjedno­czonych na Wietnam oraz agresja administracji Busha na Irak wzbudziły uogólnioną niechęć do Amerykanów, na tej samej zasadzie, na jakiej ludobójcza agresja nazistów podczas II woj­ny światowej wywołała uogólnioną awersję do ludzi mówiących po niemiecku. Czy naprawdę powinno nas dziwić, że okrutna polityka okupacyjna państwa, które samo określa się mianem żydowskiego, uogólnia się na niechęć do Żydów? „Gdy Żydów obarcza się zbiorową odpowiedzialnością za politykę rządu izraelskiego”, jednoznacznie stwierdzają autorzy Przejawów, „zawsze jest to formą antysemityzmu”. Na tej zasadzie antysemityzm panuje w Hiszpanii, ponieważ „mass media często mieszają Izrael ze społecznością żydowską”. Ale skoro wielu spośród samych Żydów odrzuca rozróżnienie między Izraelem i światowym żydostwem, co więcej – rozróżnienie takie potę­piają jako antysemickie; skoro główne organizacje żydowskie udzielają bezkrytycznego poparcia każdej polityce izraelskiej, choćby i miała ona charakter przestępczy, a wręcz podsycają najbardziej nieprzejednane tendencje wewnątrz Izraela, tłu­miąc równocześnie wszelkie zagraniczne głosy uzasadnionej krytyki; skoro Izrael prawnie definiuje się jako suwerenne państwo ludu żydowskiego, zaś Żydzi pozostający w diasporze jakąkolwiek krytykę Izraela postponują jako antyżydowską – to trzeba się dziwić, że uogólnienie antypatii do Izraela na Żydów jako takich nie przybrało znacznie większych rozmia­rów. „Każdy, kto nie rozróżnia Żydów i państwa żydowskiego jest antysemitą”, oznajmia w jednym miejscu Chesler, lecz w tej samej książce stwierdza także, iż „Żydzi amerykańscy i inni pozostający w diasporze” muszą zrozumieć, że „Izrael jest naszym sercem i duszą (…), jesteśmy rodziną” (jej podkreślenie). Podobnie włoska dziennikarka, Fiamma Nirenstein, wyznaje: „Żydzi, gdziekolwiek by się nie znajdowali, za cnotę i zaszczyt powinni poczytywać sobie fakt, że utożsamiani są z Izraelem” i zawsze powinni podkreślać, że „jeśli jesteś prze­ciwko Izraelowi, to jesteś przeciw Żydom”. Wydaje się tedy, że antysemickie jest zarówno utożsamianie, jak i nieutożsamianie Izraela z Żydami. „Irańscy propagandyści dążą – jak utrzymuje Schoenfeld – do wymazania wszelkich rozróżnień między Izra­elem, syjonizmem i Żydami”. Tymczasem w magazynie Commentary, współredagowanym przez Schoenfelda, Hillel Halkin zapewnia: „Izrael to państwo Żydów. Syjonizm to przekonanie, że Żydzi powinni mieć swoje państwo. Zniesławiać Izrael, to zniesławiać Żydów” („Powrót antysemityzmu”). Czyżby zatem Halkin i redaktor Commentary także byli antysemitami?[24]

Kiedy ktoś obarcza Żydów odpowiedzialnością za poli­tykę izraelską, łatwo (i wygodnie) jest postponować to jako antysemityzm. Równie łatwo (i wygodnie) jest klasyfikować jako antysemityzm wypowiedzi o żydowskiej władzy. Żydzi zaliczają się obecnie do najbogatszej grupy etnicznej w Sta­nach Zjednoczonych, zaś wraz z władzą ekonomiczną zyskali też znaczącą władzę polityczną. Ich przywódcy wykorzystują tę władzę, często w dość obcesowy sposób, by wpływać na politykę USA względem Izraela. Przywódcy ci dyskontują tę władzę także w innych dziedzinach. Pod przykrywką starań o „odszkodowania za Holokaust”, amerykańskie organizacje żydowskie oraz pojedyncze osoby ze wszystkich szczebli rzą­du i segmentów społeczeństwa zawiązały spisek – to w tym przypadku właściwe słowo – aby szantażować Europę. To z powodu „żydowskich pieniędzy” administracja Clintona wzięła udział w tej akcji wymuszania haraczu, zapewniając decydujące wsparcie na każdym jej etapie – nawet ze szkodą dla amerykańskich interesów narodowych. I kto może na serio wierzyć, że prożydowska stronniczość wielkich mediów nie ma absolutnie nic wspólnego z obecnością wpływowych Żydów na wszystkich szczeblach tych mediów? „Bez wątpienia wśród producentów, reżyserów, szefów studiów i hollywoodzkich gwiazd występują znani Żydzi”, przyznaje Foxman. „Prawdą jest nawet, że żydowska obecność wyraźnie zaznaczyła się w filmach, telewizji i koncernach płytowych”. Tym niemniej, kontynuuje on, „Żydzi, którzy pracują w Hollywood, nie pra­cują tam jako Żydzi, ale jako aktorzy, reżyserzy, kierownicy produkcji, i kto tam jeszcze”, zainteresowani wyłącznie „wyni­kiem finansowym” (jego podkreślenie). Dowód? „To tłumaczy paradoks, którego nie był w stanie wyjaśnić żaden specjalista od spiskowej teorii dziejów: jak to jest, że przemysł filmowy, rzekomo kontrolowany przez Żydów, wyprodukował tak mało filmów poświęconych jawnie żydowskim tematom czy bohate­rom”. Czy to dlatego od 1989 roku Hollywood wypuścił jedynie 175 filmów na temat nazistowskiego holokaustu? Z pewnością postawić można uzasadnione pytania dotyczące tego, kiedy i czy w ogóle Żydzi działają „jako Żydzi”, a kiedy działają jako osoby mające akurat przypadkiem żydowskie pochodzenie. W sytuacjach tego pierwszego rodzaju (które z pewnością mają miejsce) można z kolei zastanawiać się, jaki jest rzeczywisty zakres i ograniczenia owej „żydowskiej władzy”. Na takie py­tania można jednak odpowiedzieć wyłącznie w oparciu o fakty, a nie przez odwołanie się do apriorycznej, politycznie popraw­nej formułki. Wykluczać wszelkie dociekania na ten temat jako antysemickie, to – świadomie, czy nie – zasłaniać Żydów przed uprawnioną analizą sposobu, w jaki używają i nadużywają swej ogromnej władzy. W swym pod innymi względami sen­sownym opracowaniu nt. nowego antysemityzmu, Brian Klug utrzymuje, że „za antysemityzm uznać należy” sytuację, gdy oskarżenia przeciwko Żydom trzymają się antysemickiego ste­reotypu, takiego jak przekonanie o tym, że Żydzi są „potężni, bogaci (…) i dążą do [swych] własnych egoistycznych celów”. Co jednak, jeśli Żydzi swoim zachowaniem wpisują się w ten schemat? Czy nie mogą oni dopuścić się podłości tylko dlatego, że potwierdzałoby to negatywny żydowski stereotyp? Jest to tyleż banalne, co niepoprawne politycznie: silne stereotypy, podobnie jak dobra propaganda, nabierają swej mocy dzięki temu, że zawierają w sobie ziarno – a czasem więcej niż ziar­no – prawdy. Czy ludzie pokroju Abrahama Foxmana, Edgara Bronfmana i rabina Izraela Singera powinni cieszyć się immu­nitetem, ponieważ przypominają stereotypy żywcem wzięte z Der Stürmera?[25]

W Przedsiębiorstwie Holokaust zaproponowałem roz­różnienie pomiędzy nazistowskim holokaustem, czyli syste­matyczną eksterminacją Żydów podczas II wojny światowej, a Holokaustem, czyli instrumentalizacją nazistowskiego holo­kaustu, dokonywaną przez amerykańskie elity żydowskie i ich stronników. Na tej samej zasadzie rozróżnić należy antysemityzm, czyli nie mające żadnego usprawiedliwienia atakowanie Żydów wyłącznie za to, że są Żydami, od „antysemityzmu”, czy­li instrumentalizacji antysemityzmu, wykorzystywanej przez amerykańskie (i inne) elity żydowskie. Podobnie jak Holokaust, „antysemityzm” stanowi ideologiczny oręż, mający odeprzeć usprawiedliwioną krytykę Izraela i potężnych żydowskich inte­resów. Obecnie „antysemityzm”, obok „wojny z terroryzmem”, służy za przykrywkę dla działań łamiących na wielką skalę prawo międzynarodowe i prawa człowieka. Żydzi oddani walce z prawdziwym antysemityzmem muszą w pierwszej kolejności zdemaskować całą manipulację owego fałszywego „antysemi­tyzmu”. „Nie ma oczywistego remedium ani natychmiastowego rozwiązania” problemu antysemityzmu, konkludują autorzy Przejawów. „Nie da się sformułować jednej uniwersalnej strate­gii, która sprawdzałaby się wszędzie”[26]. Ośmielę się nie zgodzić z tym wnioskiem. Mówić prawdę, walczyć o sprawiedliwość: oto sprawdzona strategia walki z antysemityzmem, jak rów­nież innymi formami nietolerancji. Jeśli, jak zgodnie dowodzą wszystkie poważne badania, obecna niechęć do Żydów wiąże się z brutalnymi represjami Izraela skierowanymi przeciwko Palestyńczykom, to oczywistym remedium i natychmiastowym rozwiązaniem jest po prostu położenie kresu okupacji. Całko­wite wycofanie się Izraela z terytoriów podbitych w 1967 roku wybiłoby także potężną broń z ręki prawdziwych antysemitów (a któż może wątpić w ich istnienie?), wykorzystujących izra­elską politykę jako świetny pretekst do demonizowania Żydów. Im głośniej Żydzi sprzeciwiać się będą izraelskiej okupacji, tym mniej będzie tych nie-Żydów, którzy kryminalną politykę Izraela i bezkrytyczne dla niej poparcie (a wręcz inspirację) ze strony czołowych organizacji żydowskich mylnie brać będą za wyraz typowych żydowskich przekonań. Z drugiej strony naj­gorszymi wrogami w walce z prawdziwym antysemityzmem są filosemici. Z tym problemem mamy na ogół do czynienia na scenie europejskiej. Przymykając oko na zbrodnie izraelskie w imię wrażliwości na niegdysiejsze cierpienia żydowskie, ułatwiają oni Izraelowi dalsze podążanie tą morderczą ścieżką, co jeszcze bardziej podsyca antysemityzm i w ostateczności doprowadzić może do samozagłady Izraela. Ta filosemicka po­błażliwość przyniosła równie opłakane skutki w odniesieniu do amerykańskich elit żydowskich. Jak już wspomniałem, w Sta­nach Zjednoczonych elity żydowskie cieszą się niesamowitym dobrobytem. Co nie powinno szczególnie dziwić, to połączenie świetnej pozycji ekonomicznej i politycznej zrodziło w nich poczucie wyższości. Kryjąc się pod płaszczykiem Holokaustu, elity owe udają – a w swym własnym solipsystycznym świecie być może naprawdę w to wierzą – że są ofiarami, zaś wszelką krytykę odrzucają jako przejaw „antysemityzmu”. I z tej zabój­czej mieszanki ogromnej władzy, szowinistycznej arogancji, udawanego (bądź wyimaginowanego) poczucia krzywdy oraz osiągniętej dzięki Holokaustowi odporności na krytykę, zrodzi­ła się straszna lekkomyślność i bezwzględność amerykańskich elit żydowskich. Tuż obok Izraela są one największymi inspi­ratorami antysemityzmu we współczesnym świecie. Głaskać je po główce to żadne rozwiązanie. Trzeba je powstrzymać.

Norman G. Finkelstein, „Wielka hucpa – o pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii”
(Beyond Chutzpah – On the Misuse of Anti-Semitism and the Abuse of History

PROFESOR NORMAN FINKELSTEIN ZOSTAŁ ARESZTOWANY I POBITY. JEST W WIĘZIENIU EAST MEADOW W NOWYM JORKU

Wygląda na to, że amerykańskie prawo jest bezgranicznie bezprawne. Profesor Norman Finkelstein, obrońca praw człowieka oraz autor demaskatorskiej książki dokumentalnej opowiadającej o tym, jak dla pieniędzy cyniczne żydostwo odcina kupony od pasiaków swych braci pomordowanych w niemieckich obozach śmierci, pt. „Holocaust Industry. Reflection on The Exploatation of Jewish Suffering”, wydanej także w Polsce pt.”Przedsiębiorstwo Holokaust”, został dziś aresztowany i brutalnie pobity zanim wtrącono go do obskurnej celi więzienia East Meadow w Nowym Jorku. Wszystko dlatego, że ośmielił się rzucić wyzwanie duetowi żydowskich mafioso Michalowi Chetkoffowi oraz Allyson Burger, ponieważ sam będąc pochodzenia żydowskiego brzydzi się żydowskimi łotrami i bez wahania staje w obronie tych, którzy jej potrzebują.

Za: http://noweateny.pl/International/details/198/PROFESOR-NORMAN-FINKELSTEIN-ZOSTA-ARESZTOWANY-I-POBITY-JEST-W-WIZIENIU-EAST-MEADOW-W-NOWYM-JORKU

Comments

  1. fiesta says:

    Dr Norman Finkelstein speech at The University of Waterloo
    (Przemowienie Dr N.Finkelsteina na Uniwersytecie w Waterloo)

    https://www.youtube.com/watch?v=s4qm8HTY3-E

    N.Finkelstein about Israeli – Palestinian relations
    (N.Finkelstein o stosunkach izraelsko-palestynskich)

    https://www.youtube.com/watch?v=KpMpHgw7yVk

  2. fiesta says:

    Ilan Pappe: Israeli Myths & Propaganda.
    (Izraelskie mity i propaganda )

    https://www.youtube.com/watch?v=sIWvcBzbqVc

    Shlomo Sand: Jews Have No Historic Connection To The Holy Land. It’s A Myth.
    (Zydzi nie maja historycznego zwiazku z ziemia swieta. To jest mit.)

    https://www.youtube.com/watch?v=WfXW_hogbGA

    Noam Chomsky: US/ Israeli Crimes Against Palestine.
    (Zbrodnie Stanow Zjednoczonych/Izraela przeciwko Palestynie)

    https://www.youtube.com/watch?v=UdfzC5NNAew

Wypowiedz się