Trzeba stanowczo!

Bandera 3

Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

Co Pana zdaniem zadecydowało o cofnięciu zakazu wjazdu na Ukrainę dla prezydenta Przemyśla Roberta Chomy? Podobno stało się to po osobistej interwencji prezydenta Ukrainy?

– Polski rząd musiał jednoznacznie postawić sprawę i stanowczo stwierdzić, że bez konsultacji z najwyższymi władzami Rzeczypospolitej nie można wprowadzać zakazów w stosunku do polityków. Druga kwestia dotyczy układu międzynarodowego – mianowicie rząd Ukrainy i prezydent Petro Poroszenko są w wyjątkowo trudnej sytuacji. Tu i ówdzie pojawiają się przecieki, że Stany Zjednoczone mogą znieść sankcje wobec Rosji. Ponadto już w sobotę prezydent Trump – jak podała stacja CNN – ma rozmawiać telefonicznie z Władimirem Putinem. Z kolei według Agencji Reutera planowana jest także rozmowa z kanclerz Angelą Merkel. Prezydent Ukrainy jest w bardzo trudnej sytuacji, co niejako wymusza na nim takie porządkujące decyzje. Zresztą już wczoraj pojawiły się przecieki, że zostanie zniesiony zakaz wjazdu dla prezydenta Chomy. Chodzi o to, że Światosław Szeremeta, ukraiński sekretarz wykonawczy Państwowej Komisji ds. Utrwalania Pamięci, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej we Lwowie zarzucił, że Polacy nie remontują żadnego z nielegalnych pomników członków OUN-UPA – czyli pomników sprawców zbrodni, które w ciągu ostatnich lat zostały zniszczone na terytorium Polski. Taka wypowiedź wysokiego rangą przedstawiciela ukraińskich władz państwowych – moim zdaniem – świadczy o tym, że Szeremeta był jednym z inicjatorów czy nawet głównym inicjatorem sankcji nałożonej na prezydenta Przemyśla.

Na marginesie – to chyba nie pierwsza tego typu wypowiedź Szeremety w kontrze do Polski?

– Owszem. W czerwcu ubiegłego roku w Przemyślu odbył się kolejny marsz Ukraińców z okazji kolejnej rocznicy paktu Piłsudski – Petlura, który de facto od lat jest zawoalowaną formą promocji i gloryfikacji symboliki OUN-UPA. Młodzież Wszechpolska z Okręgu Podkarpackiego zaprotestowała przeciwko wykorzystywaniu pod płaszczykiem marszu przyjaźni polsko-ukraińskiej symboliki banderowskiej. W reakcji ze strony manifestujących Ukraińców padły wrogie Polsce hasła jak np. „jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi…” czy „herojom slawa”. Kiedy marsz dotarł na cmentarz w Pikulicach, gdzie obok grobów żołnierzy Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, którzy byli sojusznikami Polski w wojnie z bolszewikami w 1920 r. i zmarli na czerwonkę oraz hiszpankę w obozie internowania w Pikulicach, są także groby banderowców z OUN-UPA, którzy w 1946 r. wymordowali ludność miejscowości Bircza i po ekshumacji od 2000 r. spoczywają na tej nekropolii, wspomniany Światosław Szeremeta odgrażał się wobec kontrmanifestantów, że on tego tak nie zostawi. To pokazuje, że ten wysoki rangą ukraiński polityk ma bardzo duże wpływy w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), która cofnęła zakaz wjazdu na Ukrainę dla prezydenta Chomy, a która na zachodzie państwa ukraińskiego jest zdominowana przez nacjonalistów ukraińskich. Wczorajszą konferencją we Lwowie Szeremeta odkrył karty.

Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak stwierdził, że decyzja SBU w stosunku do Roberta Chomy szkodzi stosunkom polsko-ukraińskim, a poseł Michał Dworczyk informował, że parlamentarzyści zagrozili, że nie wezmą udziału w ważnym dla naszego wschodniego sąsiada X Forum Europa-Ukraina odbywającym się w podrzeszowskiej Jasionce. Wpłynęło to na decyzję Ukrainy?

– Z całą pewnością może nie protest naszych parlamentarzystów, na co władze ukraińskie niespecjalnie zwracają uwagę, tylko deklaracja wiceszefa MSZ Jana Dziedziczaka, który stwierdził, że jeśli zakaz dla prezydenta Chomy nie zostanie cofnięty, to stosunki z Ukrainą ulegną ochłodzeniu. W tej sytuacji, w której znajduje się Ukraina, i w momencie, kiedy właściwie tylko Polska, Litwa, Łotwa czy Szwecja są – jeszcze – po stronie Kijowa, wywołanie konfliktu z rzecznikiem tego państwa, jakim jest Polska, która dba o interesy Ukrainy w Unii Europejskiej, byłoby politycznym samobójstwem. W tej sytuacji Ukraińcy właściwie nie mieli wyjścia w przypadku, gdyby Polska stawiała zdecydowane warunki, na co wszystko wskazuje.

Czy ktoś musi nam mocno nadepnąć na odcisk, żeby w końcu zareagować?

 – Na to wygląda. Przez wiele lat poszczególne polskie władze były głuche na społeczną krytykę dotyczącą bezrefleksyjnej polityki wobec Ukrainy. Prawda jest taka, że Polska z każdym krajem, z którym graniczy, powinna prowadzić asymetryczną, zrównoważoną politykę i w chwilach trudnych należy pomagać, ale nie powinno się nieść pomocy komuś, kto w zamian wykonuje bardzo nieprzyjazne gesty w stosunku do Polski. Obecna sytuacja, z jaką mamy do czynienia, jest wypisz, wymaluj właśnie taka. Ukraina to państwo upadające ekonomicznie, które ma nierozwiązany problem wojny domowej z Rosją na wschodzie, a mimo to wobec jedynego dużego państwa w Europie, które czyni przyjazne gesty, i to w dodatku bez wzajemności, wymierza raz po raz policzek.

Jak wygląda kwestia zakazu importu mięsa z Polski na Ukrainę? Bo często mówi się o embargu ze strony Rosji, ale zapomina się o embargu ukraińskim.

 – Z tego, co mi wiadomo, to embargo wciąż obowiązuje. Jest okazja, żeby tę sprawę załatwić z korzyścią dla polskich producentów, ale to nie jedyny obszar, w którym powinniśmy się bardzo zdecydowanie domagać respektowania naszych słusznych racji. Mam tu na myśli m.in. sprawę Domu Polskiego we Lwowie, sprawę zwrotu nieruchomości Kościołowi katolickiemu we Lwowie i nie tylko oraz załatwienia na naszą korzyść wielu innych spraw, jak chociażby kwestia upamiętnień ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Nie sposób pominąć też spraw gospodarczych, bo wygląda to tak, że Polska jest najbardziej ze wszystkich państw zaangażowana w pomoc Ukrainie, gdzie z tego tytułu na handlu z Moskwą tracą nasi eksporterzy, natomiast władze w Kijowie największą międzynarodową wymianę handlową prowadzą z Rosją, czyli z państwem, którego oskarża o napaść. Czyż to nie jest absurdalna sytuacja?

Czy wycofanie zakazu dla prezydenta Chomy rozwiązuje problem?

– Mleko się rozlało, a cała ta kuriozalna sytuacja pokazała, jak na szczeblach ukraińskich władz zapadają decyzje w stosunku do ważnych polityków, w tym wypadku polskich, bo takim jest prezydent dużego przygranicznego miasta, w którym mieszka mniejszość ukraińska. Jeżeli bez wiedzy polskiego MSZ, bez konkretnych zarzutów, ale na skutek insynuacji prezydent Przemyśla Robert Choma ma stawiane zarzuty i zakaz wjazdu – zwłaszcza że dla mniejszości ukraińskiej w Polsce zrobił znacznie więcej, niż powinien – to jest to bardzo niepokojące. Trzeba podkreślić, że prezydent Choma działał na rzecz asymetrii, co – moim zdaniem – jest dużym błędem, bo w zamian nie zażądano gestów i równomiernego traktowania Polaków na Ukrainie. I jeśli, mimo takich nadgorliwych gestów, Roberta Chomę spotykają takie sankcje, to jest to bardzo niebezpieczne zjawisko. Proszę też pamiętać o jeszcze jednym aspekcie, a mianowicie o tym, że strona ukraińska, a zwłaszcza ukraińscy nacjonaliści – i w jaki sposób – starają się dyktować sposób postępowania prezydentowi polskiego miasta – Przemyśla. Może to świadczyć o tym, że Ukraińcy pośrednio roszczą sobie prawa do współdecydowania o tym, co można robić w tym mieście, a czego nie można. I to są bardzo niebezpieczne symptomy, na które powinny zwrócić uwagę zarówno polska dyplomacja, jak i polskie służby specjalne.

Pana zdaniem, prezydent Choma wyciągnie z tej lekcji jakąś nauczkę na przyszłość?

 – Myślę, że trudno oczekiwać głębszej refleksji. Gdyby mnie osobiście to dotyczyło, to nawet uzyskując na powrót możliwość wjazdu na Ukrainę, z całą pewnością zrezygnowałbym z tej „atrakcji”. Przypomnę, że prezydent Choma swoje podróże na Ukrainę odbywał w celu spotykania się z lokalnymi samorządowcami i jeśli ci samorządowcy nawet nie zaprotestowali i nie zaapelowali do własnego rządu o cofnięcie tej niezrozumiałej, kuriozalnej decyzji, ale milczeli, to osobiście, w podobnej sytuacji zbyt szybko nie kierowałbym swoich kroków do tego kraju.

Jaki wniosek płynie z tej całej sytuacji i czy wydarzenia nie pokazują, że konieczna, a wręcz pożądana jest stanowczość i jeszcze raz stanowczość w relacjach z Ukraińcami?

 – Ostatnie działania ukraińskich władz pokazały dobitnie, że potrzebny, a wręcz konieczny jest nowy rozdział stosunków polsko-ukraińskich, a więc absolutna asymetria. Na zasadzie: jeśli czegoś chcecie od nas i u nas, to my żądamy tego samego od was w stosunku do polskiej mniejszości na Ukrainie. Nie powinno być mowy o żadnych działaniach jednostronnych. Taka polityka prowadzona przez 25 lat wobec Ukrainy okazała się absolutnym bankructwem. We Lwowie Polacy praktycznie nic nie odzyskali w tym okresie, a w Przemyślu Ukraińcy dostali wszystko, co tylko sobie zażyczyli. W tej sytuacji takie działania na dłuższą metę będę tylko szkodziły wizerunkowi państwa polskiego w relacjach międzynarodowych z innymi krajami.

Zakaz dla Roberta Chomy został wprawdzie cofnięty, ale patrząc wstecz – jaka atmosfera panowała w Przemyślu po decyzji Służby Bezpieczeństwa Ukrainy uznającej prezydenta tego miasta za persona non grata?

– Wszyscy wójtowie i starosta powiatu przemyskiego wystosowali do premier Beaty Szydło protest. Taka solidarność środowisk była pierwszą od ponad 20 lat. Natomiast rozczarowali mnie radni Rady Miejskiej Przemyśla, których stanowisko w tej sprawie było tak żenujące, że nawet nie warto mu poświęcać uwagę. To tylko świadczy o marnej jakości przemyskich rajców. Pozytywnym zjawiskiem jest to, że zwykli przemyślanie, którzy dotychczas nie interesowali się bliżej stosunkami i relacjami polsko-ukraińskimi czy w ogóle polityką, teraz wobec zaistniałej sytuacji byli oburzeni, traktując stygmatyzowanie swego prezydenta jako akt nieprzyjazny państwa ukraińskiego wobec miasta Przemyśl. Społeczność Przemyśla jest przecież świadoma, że prezydent Choma nie robi nic nadzwyczajnego w celu zaostrzenia stosunków z Ukrainą. Nic zatem dziwnego, że sprawa ta odbiła się szerokim echem w Przemyślu. Zresztą sam odbierałem telefony od oburzonych ludzi, których nigdy nie posądziłbym o sympatyzowaniem z obecnym prezydentem miasta.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki
Piątek, 27 stycznia 2017 (20:49)
Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/175181,trzeba-stanowczo.html

Sprawy ukraińskie z Trumpem w tle

Fragment: (…)

Wreszcie ostatnia sprawa – oto, Rząd RP przechodzi do konkretów, jeśli chodzi o odbudowę potężnej mniejszości ukraińskiej w Polsce. Niedawno, w tekście„Ukraina do konstytucji” pisałem m.in. właśnie o tym:

Zapowiedziano również cztery dodatkowe przejścia graniczne i ułatwienia dla Ukraińców w przekraczaniu granicy z Polską. Zatem utrwalony zostanie proces imigracji z Ukrainy do Polski, który już w chwili obecnej liczony na 1,5-2 miliony prowadzi do najistotniejszej zmiany demograficznej w Polsce po przesiedleniach w drugiej połowie lat czterdziestych XX wieku – do odbudowy potężnej mniejszości ukraińskiej i zmiany oblicza etnicznego naszego kraju.

Obecnie otrzymaliśmy od rządu zapowiedź oficjalnego programu „Restytucji mniejszości ukraińskiej w Polsce”, oczywiście bez nazwania tego w ten sposób. Dziennik Gazeta Prawna z 18.01.17 podaje m.in. następujące pomysły rządu w tej kwestii:

– nowa polityka migracyjna nastawiona głównie na Ukraińców ma być skuteczną receptą na demograficzne kłopoty Polski.
– rząd stawia na młodych. Większość Ukraińców przyjeżdża do Polski w ramach procedury oświadczeń. Maksymalnie mogą zostać przez pół roku. Rząd myśli o wprowadzaniu ułatwień w dawaniu wiz na dłuższe pobyty.
– ułatwienia dla rodzin. Dzieci imigrantów zyskają szerszy dostęp do edukacji. Niewykluczone, że dzieci osób z pozwoleniem na stały pobyt w Polsce zostaną np. objęte programem 500 plus.
– Rząd będzie zachęcał Ukraińców do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa.

Uważam, że jest to zaplanowana, celowa robota, która ma jeszcze silniej od deklaracji politycznych związać Polskę i Polaków z interesami Ukraińców wbrew nam samym. Już od jakiegoś czasu na uczelniach, w sklepach, wśród ekip technicznych jest coraz więcej Ukraińców, a teraz jeszcze mają uzyskać dodatkowe ułatwienia i to głównie ludzie młodzi.

Cóż, monoetniczność Polski po 1945 r. stała zawsze kością w gardle naszym wrogom (a szczególnie asymilacja dużej części Ukraińców po Operacji Wisła, nie mówiąc już nawet o emigracji pomarcowej), dlatego znaleźli drogę obejścia – i to nawet, jeśli mamy świadomość tego, że część importowanych Ukraińców potraktuje Polskę jako przystanek w drodze na zachód.

Dzieje się to przy pomocy polskich fanatyków walki z Rosją, którzy w sposób całkowicie nieodpowiedzialny wzdychają do tych stepów bezkresnych, do tego, co było, wciągając w swoje deliryczne działania cały naród i kraj. Tamtych ziem nikt im nie wróci, więc będą budować ukraiński Piemont w obecnej Polsce.

Przypominam, że w I RP złudzenia skończyły się hajdamackimi rzeziami, zaś w II RP kresowym ludobójstwem. Próba zawrócenia biegu historii w obecnym przypadku, skończy się kiedyś bez wątpienia kolejnym dramatem.

Proszę zwrócić uwagę, że rząd państwa polskiego nie propaguje np. osiedlania się Polaków na Ziemi Czerwieńskiej (pomyślmy, jaki ryk podnieśliby wówczas Ukraińcy), ale odwrotnie. Zamiast przywrócenia Polsce milionów Polaków, którzy wyjechali z kraju na skutek „sukcesów” rządu PO, rząd PiS będzie nam ukrainizował Polskę. I to urzędowo.

Tylko niech ktoś za lat naście, czy dziesiąt, nie mówi, że „my nie wiedzieliśmy, nie spodziewaliśmy się, nie przewidywaliśmy”. Po tragicznych dziejowych doświadczeniach Polski takie zgrane frazesy nie mogą być już nigdy więcej wytłumaczeniem dla skrajnego politycznego obskurantyzmu współczesności.

Adam Śmiech

Opublikowano za: http://wps.neon24.pl/post/136682,sprawy-ukrainskie-z-trumpem-w-tle

Wypowiedz się