Sedno sporu o Rosję – rozmowa z prof. ANNĄ RAŹNY

rosja1

Została Pani Profesor usunięta z pracy na Uniwersytecie Jagiellońskim. Proszę przybliżyć przyczyny i okoliczności tej decyzji.

– Muszę sprostować. Nie zostałam usunięta z pracy, ale Rada Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych nie wyraziła zgody na przedłużenie mojej pracy w Uniwersytecie Jagiellońskim na kolejny rok akademickim Mianowicie profesorowie, którzy osiągnęli wiek emerytalny, występują o takie przedłużenie na jeden rok w ramach 1/2 etatu na podstawie Uchwały nr 25/2002 Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego. To przedłużenie ma charakter honorowy i zarazem symboliczny dla środowiska uniwersyteckiego Jest bowiem wyrazem uznania dla odchodzącego z uczelni profesora. Nie zdarzyło się, aby komuś odmówiono tego przywileju. Najpierw wniosek o zatrudnienie mnie na 1/2 etatu w nowym roku akademickim został odrzucony przez Radę Instytutu Rosji i Europy Wschodniej UJ ze względów pozamerytorycznych. Wielu osobom nie podoba się bowiem ta wizja Rosji, którą przedstawiam w swoich pracach na jej temat. Jest to wizja Rosji, której kształt kulturowy i cywilizacyjny określiło i na nowo określa chrześcijaństwo.

Tak postrzegali i postrzegają Rosję wybitni polscy jej badacze – od Mariana Zdziechowskiego, a następnie Wacława Lednickiego – po Ryszarda Łużnego, Andrzeja Walickiego, Lucjana Suchanka, Hannę Kowalską-Stus, Annę Woźniak. Nie wymienię wszystkich, bo jest spora ich lista. Istotne znaczenie w tej sprawie ma jednak nie Rada Instytutu, przedstawiająca swoją na mój temat opinię, lecz Rada Wydziału. Brak jej zgody na owo symboliczne zatrudnienie jest dla mnie forma wyrzucenia z mojej macierzystej uczelni, na której ukończyłam dwa fakultety (filologię polską i rosyjską) oraz studia doktoranckie, przepracowałam 41 lat, pełniłam po 1989 roku funkcje: prodziekana ds. studenckich na Wydziale Filologicznym, przez dwie kadencje dyrektora Instytutu Rosji i Europy Wschodniej, od 2006 roku Kierownika Katedry Rosyjskiej Kultury Nowożytnej. Byłam ponadto członkiem Tajnej Komisji Zakładowej Solidarności UJ od 13 grudnia 1981 roku do końca 1988 roku, tj. do ponownej rejestracji tego związku. Należałam ponadto do ścisłego grona sześciu profesorów belwederskich – kulturoznawców, którzy wraz z profesorami politologii tworzyli w 2000 roku Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ jako dwubiegunowy, obejmujący dwa ważne dla tych studiów obszary: polityki i kultury. Byłam także sygnatariuszem wniosku o uprawnienia do doktoryzowania na tym wydziale w zakresie kulturoznawstwa.

Głosowanie Rady miało miejsce po ataku „Gazety Wyborczej” (nr 113, 17-18 maja 2014) na moją osobę w związku z podpisaniem przeze mnie Listu otwartego do narodu rosyjskiego i władz Federacji Rosyjskiej. „Gazeta Wyborcza” połączyła ten podpis z moim udziałem w zablokowaniu przez Radę Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ wniosku o nadanie przez tę najstarszą polską uczelnię – z okazji 650. rocznicy jej założenia tytułu doktora h.c. przewodniczącemu Komisji Europejskiej José Manuelowi Barroso. Do ataku „GW.” dołączyły inne polskojęzyczne media, zdziwione, ze ktoś taki jak ja pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tenor nagonki brzmiał następująco: nikt normalny w Polsce nie proponuje Rosji dialogu wobec tzw. kryzysu ukraińskiego, nikt normalny nie uznaje jakichkolwiek jej praw do strefy wpływu na obszarze Ukrainy, a tym bardziej do obrony zamieszkującej go ludności rosyjskiego pochodzenia przed zagrożeniem ze strony banderowców, nikt normalny nie mówi o wartościach chrześcijańskich w Europie i świecie, a tym bardziej o ich wspólnej obronie – przez chrześcijańskie narody słowiańskie, z narodem rosyjskim włącznie.

Wielu członków Rady, zwłaszcza tych, którzy ulegają politycznej poprawności, nie wytrzymało tej presji mediów. Są też tacy, którzy jej nie ulegli – politolodzy i kulturoznawcy, rzetelni uczeni, mądrzy i odważni, skromni i uczciwi – i poparli mnie w głosowaniu. Niestety, było ich mniej od tych pierwszych. Przy czym pragnę podkreślić, że nie idzie tutaj o moją osobę, lecz o pewne procesy kulturowe, społeczne i polityczne, które się nasiliły w Polsce, a mój przypadek jedynie jest ich świadectwem. Są to negatywne procesy, mające na celu przekształcenie w ramach globalizacji polskiego narodu i polskiego społeczeństwa w zbiorowisko przypadkowych ludzi – bez tożsamości nie tylko narodowej, kulturowej i religijnej, ale również osobowej. Przekształcona została również rola uniwersytetu we współczesnym społeczeństwie. Utracił bowiem swoją autonomię i opiniotwórcze znaczenie – został podporządkowany w sferze dydaktycznej, administracyjnej i ekonomicznej odgórnym dyrektywom – unijnym, ministerialnym i ustawowym.

Czy od tej decyzji odwoływała się Pani Profesor?
– Tak, bowiem ostateczna decyzja należy do Rektora Uniwersytetu i do niego właśnie się odwołałam. Nie mam jeszcze odpowiedzi. Mam nadzieję, ze będzie ona pozytywna i przywróci wiarę – nie tylko moją, ale również sporej części Polaków – w to, że Uniwersytet Jagielloński jest miejscem poszukiwania prawdy przez wszystkie pragnące jej osoby, niezależnie od ich przekonań i światopoglądów, że nikt nie jest i nie będzie z ich powodu wykluczany ze wspólnoty tej uczelni, która jest naszym wspólnym dobrem.

Jest jednak dla mnie jedna rzecz niejasna. Przecież nie kryła Pani swoich poglądów, w tym „niepoprawnych politycznie”, przeciwnie głosiła je Pani w publikacjach prasowych, internetowych, swoich pracach. Więc dlaczego dopiero teraz, przy tej okazji, spotkały Panią sankcje?
– Tym razem idzie jednak o Rosję, która przyspiesza przekształcenie świata z jednobiegunowego – kontrolowanego przez Stany Zjednoczone i przekształcanego dla ich interesów na drodze prewencyjnych wojen, kolorowych rewolucji i finansowania wojen domowych w jedno światowe imperium – w świat dwu- lub wielobiegunowy. Co więcej, Rosja ośmieliła się nie tylko podważyć, ale odrzucić ideowy fundament tego imperium – ideologię politycznej poprawności i związany z nią genderyzm. Wystąpiła przeciwko ich ateizmowi i triumfalnie powróciła do chrześcijaństwa. Jakakolwiek próba wskazania na Rosję w roli katechona – czyli tego, kto powstrzymuje szatańskie działania we współczesnym świecie – jest co najmniej herezją polityczną i cywilizacyjną, szaleństwem, które należy opanować.

Dla tych, którzy ulegli politycznej poprawności, normą – również w obszarze nauki i dydaktyki – jest myślenie w kategoriach jednobiegunowego świata i amerykańskiej – transatlantyckiej – opcji. Nikogo ze zwolenników tej opcji nie zdziwiła więc wypowiedź dyrektora Instytutu Rosji i Europy Wschodniej UJ, nazywającego Władimira Putina potworem i nawołującego do zwiększenia sankcji wobec Federacji Rosyjskiej („Dziennik Polski”, nr 55, 7 marca 2014.). Przeciwnie, takie wypowiedzi przynoszą w przekonaniu środowiska poprawnego politycznie chwałę nie tylko uniwersytetom, ale również polskiej nauce.

Gdyby polityczna poprawność dawała o sobie znać tylko w takich wypowiedziach, szkoda nie byłaby zbyt wielka. Tymczasem ideologia ta wniknęła w badania i dydaktykę uniwersytecką, nadając naukom – zwłaszcza społecznym i humanistycznym – polityczne oblicze. Wystarczy w tym miejscu zwrócić uwagę na prace poświęcone Unii Europejskiej, tzw. bezpieczeństwu energetycznemu w Europie, sojuszowi NATO czy te, które dotyczą kultury współczesnej i sposobów komunikowania, a nie mówią nic o manipulacji i propagandzie. Polityczna poprawność daje o sobie również znać w mechanizmie grantowym. Są bowiem tematy dobrze widziane przez grono decydujące o przyznaniu publicznych pieniędzy – niekiedy bajecznych kwot – na ich realizację i tematy skazane na odrzucenie. Do tych ostatnich należą z reguły te, które dotyczą chrześcijaństwa we współczesnej Rosji. Profesor Hanna Kowalska-Stus – wybitny badacz kultury prawosławnej, kierownik Katedry Kultury Bizantyńsko-Prawosławnej w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ bezskutecznie stara się od kilku lat o grant na badania z tej dziedziny. Jej doktoranci również. Ja dwukrotnie starałam się o grant na temat chrześcijańskich aspektów kultury rosyjskiej XX wieku.

Ten system finansowania jest chory nie tylko z powodu ideologicznego obciążenia polskiej nauki, ale również systemowego. Mechanizm przyznawanie pieniędzy jest zamknięty – nie podlega ocenie publicznej, której podlega procedura awansowania pracownika naukowego.. Nazwiska recenzentów opiniujących wnioski grantowe są bowiem utajnione.

Równie poważny jest problem wnikania politycznej poprawności do prac naukowych o Rosji. W sferze historii czy idei i ideologii coraz częściej pojawiają się takie, które pisane są w ramach opcji amerykańskiej (transatlantyckiej) z ewentualny dodatkiem koncepcji Jerzego Giedroycia. Ich autorzy, cierpiący na brak obiektywizmu, zdobywają jednak uznanie i mieszają skutecznie w głowach nie tylko studentów, ale również polityków. Podam jeden przykład – książkę Joachima Dieca „Konserwatywny nacjonalizm. Studium doktryny w świetle myśli politycznej Igora Szafarewicza”. Książka w 3/4 poświęcona teorii konserwatywnego nacjonalizmu i jego historii w Rosji nic nie mówi o mesjanistyczno-narodowej idei Moskwy –Trzeciego Rzymu. Nie daje pełnej informacji o stosunku konserwatywnych nacjonalistów rosyjskich do Polski (rozbiory, powstania, problem polonizmu, koncepcja Polski jako „Judasza Słowiańszczyzny”). Przykładem ich nacjonalistycznego odniesienia do innych narodów i mniejszości narodowych w Rosji jest okres Czarnej Sotni i problem Żydów w Imperium Rosyjskim. Takie prace, przedstawiające quasi-syntezę istotnego przecież problemu mogą nawet zyskać zwolenników – krótkodystansowców naukowych ewentualnie tych, którzy uprawiają w nauce politykę historyczną.
Nie zastąpią jednak monumentalnej pracy o konserwatywnym nacjonalizmie rosyjskim Andrzeja Walickiego: „W kręgu konserwatywnej utopii. Struktura i przemiany konserwatywnego słowianofilstwa”. Praca została napisana w połowie lat 60. XX wieku i jest świadectwem tego, że nawet w PRL można było pisać o Rosji bez obciążenia ideologią (komunistyczną), z perspektywy ponadczasowej. W tym miejscu chciałabym wymienić inną wielką pracę napisaną w tym samym okresie, wolną od wpływu ideologii – monografię Ryszarda Łużnego o kulturowych i religijnych powiązaniach polsko-wschodniosłowiańskich (również rosyjskich) w XVII-XVIII wieku: „Pisarze kręgu Akademii Kijowsko-Mohylańskiej a literatura polska”. Książka prezentuje tych wychowanków założonej na obszarze Rzeczpospolitej Akademii, którzy po jej wejściu – na mocy Ugody Perejasławskiej – wraz z Ukrainą Naddnieprzańską w obręb Rosji dokonali pierwszej fazy jej europeizacji.

Przyswoili Moskwie osiągnięcia kultury polskiej (za czasów Zofii regentki dwór carski mówił po polsku). Podobnie jak rosyjska myśl konserwatywna, również wpływy polskie na kulturę rosyjską nie należały do tematów mile widzianych w okresie komunizmu. A jednak znaleźli się niepokorni badacze, którzy je podjęli, co powinno być zachętą dla młodych naukowców, poddanych obecnie dużej presji ideologicznej i politycznej. Obserwując dzisiejsze badania na temat Rosji stwierdzam bowiem pewne zahamowania badaczy przed wielu problemami – nade wszystko związanymi z jej powrotem do chrześcijaństwa.

Niewątpliwie krwawa rewolta na Ukrainie sprowokowana przez USA i Zachód ma na celu dalsze okrążenie Rosji. Proszę przypomnieć naszym Czytelnikom, w jakich krajach sąsiadujących z Federacją Amerykanie i NATO mają swoje bazy wojskowe i posłuszne im reżimy.
– Przede wszystkim wymienię Polskę, która ma bazę amerykańską na swoim terenie i ubiega się o zainstalowanie wymierzonej w Rosję tarczy antyrakietowej. Ostatnio polskie władze i polscy politycy – nade wszystko z PiS – głośno proszą USA o zwiększenie kontyngentu amerykańskiego w Polsce ze względu na rzekome zagrożenie naszego państwa ze strony Rosji. Jednym słowem – na własne życzenie, bez jakiegokolwiek realnego zagrożenia stajemy się państwem frontowym na linii USA – Rosja. Tym samym bierzemy udział w okrążaniu Rosji. Te politykę okrążania Ameryka stosuje od momentu rozpadu Związku Sowieckiego, poszerzając NATO na Wschód wówczas, gdy rozpadł się również Układ Warszawski jako uzasadnienie zaistnienia i rozwoju Sojuszu Północno-Atlantyckiego.

Okrążanie Rosji nasiliło się po 11 września 2001 roku, gdy w ramach tzw. światowej akcji USA napadły na Afganistan, instalując tam swoje i natowskie wojska dla walki z talibami. Wykorzystując pozytywne nastawienie Rosji do tej walki, USA – za jej zgodą – utworzyły wówczas swoje bazy (o charakterze czasowych instalacji) w trzech państwach środkowej Azji, będących członkami Układu o Bezpieczeństwie Zbrojnym – tzw. rosyjskiego NATO – Uzbekistanie, Tadżykistanie i Kirgistanie. Bazy te miały charakter czasowy i ostatnia z nich – w kirgiskim Manas – jest zamykana. W związku z planowanym na 2014 rok wycofaniem wojsk amerykańskich z Afganistanu widocznie jest zaangażowanie USA w sprawę utworzenia bazy w Uzbekistanie, który w ramach „rosyjskiego NATO” prowadzi dosyć samodzielną politykę. Z tej perspektywy obecność USA na Ukrainie i jej zaangażowanie w zamach stanu oraz zorganizowanie rewolucji nabierają dodatkowego znaczenia. Plany były bowiem takie, aby bazę utworzyć na Krymie. Rosja wykazała się jednak lepszą strategią i ubiegła Biały Dom. Powrót Krymu do państwa rosyjskiego ma więc dodatkowe znaczenie

Rosja bez wahania i ku zaskoczeniu Zachodu odebrała Krym. Jak się wydaje fakt ten ośmielił Rosjan i ludność rosyjskojęzyczną na wschodniej Ukrainie do powstania przeciw banderowskiej władzy w Kijowie, domagając się od prezydenta Putina pomocy. Tymczasem Putin wykonał krok wstecz wzywając władze nowo powstałych republik do odłożenia referendum w sprawie niepodległości. Jaka może być przyczyna takiej właśnie postawy prezydenta Rosji. Nacisk Zachodu? Obawa przed wybuchem wojny światowej? 
– Odebranie Krymu stanowiło posunięcie stricte strategiczne. Inaczej prędzej czy później założono by tam bazę amerykańską, dzięki której USA kontrolowałoby Morze Czarne i miało dogodny przyczółek do ataku na Iran. To jednak nie udało się. Stąd ta wściekłość, bo przecież nie troska o Tatarów krymskich. Jeśli chodzi o Ukrainę wschodnią i południową możemy snuć tylko przypuszczenia na temat niejasnej polityki Kremla. Putin już jest oskarżany o spokojne przyglądanie się, jak żołnierze ukraińscy wierni Kijowowi oraz najemnicy różnych narodowości przelewają krew Rosjan. Prawdopodobnie o wiele więcej ofiar byłoby w wyniku wejścia wojsk rosyjskich na Ukrainę. Z drugiej strony Putin ma w ręku inny instrument nacisku – kurek gazowy, którego jest pewien. Nikt bowiem nie zapłaci za Ukrainę rachunku za gaz.

Trzeba się także zastanowić, jakie Rosja ma priorytety w polityce zagranicznej. Odbudowując swoją pozycję mocarstwową, stoi przed następującą alternatywą: czy najpierw przyłączyć wschodnią Ukrainę do Federacji bądź zabezpieczyć tam swoje wpływy, czy też prowadzić rozgrywkę ze Stanami Zjednoczonymi na poziomie ogólnoświatowym. Wysoce prawdopodobne jest, że ważniejszą sprawą dla Kremla było podpisanie umowy o dostawie gazu z Chinami, a przy okazji poszerzenie współpracy z tym krajem o inne dziedziny, w tym wojskową. Było to tym ważniejsze, że Rosja nie miała pewności jak zareagują Chiny, gdyby wojska rosyjskie wkroczyły na wschodnią Ukrainę. Równie ważny staje się inny krok rosyjski w tej grze – mianowicie dedolaryzacja transakcji handlowych i przechodzenie w rozliczeniach na juana w Azji, a na euro w transakcjach z Unią Europejską. Tak przedstawia się reakcja Rosji na odcięcie jej firm od kredytów amerykańskich. Operacja antydolarowa ma bowiem znaczenie światowe, a ewentualne zyski terytorialne na Ukrainie znaczenie tylko w Europie. Chodzi tu również o przejście na inną walutę przy transakcjach ropą naftową, co Rosja przypuszczalnie zaproponuje na lipcowej konferencji państw BRICS. (Być może do BRICS dołączy również Iran.) Jednocześnie Rosja przyspieszyła proces wzmocnienia rubla, zamierzając oprzeć swoją walutę na złocie.

Rosja została poniekąd przyparta do muru. Proszę zwrócić uwagę, że Zbigniew Brzeziński przywołany przez polskie media oświadczył jednoznacznie, że Ameryka nie cofnie się przed żadną, nawet najbardziej drastyczną akcją, by zwyciężyć w tym starciu z Rosją. W sumie: Ukraina stanowi tylko przedmiot, a nie przedmiot gry prowadzonej na osi USA – Rosja – Unia Europejska. Rosja bardzo wzmocniła swoją pozycję poprzez układ z Chinami, osiągając w ten sposób już dość silną przeciwwagę dla Stanów. Trzeba pamiętać też o czynniku unijnym. Czy UE nadal będzie starała się zachować otwarcie gospodarcze na Rosję, czy sprzymierzy się z bankrutującymi Stanami Zjednoczonymi – pozostaje kwestią jeszcze nierozstrzygniętą. W Unii najbardziej USA wspierają Polska i Wielka Brytania, inne kraje, szczególnie Niemcy zachowują się powściągliwie. Gdyby UE jako całość wybrała drugie rozwiązanie, stanowiłoby to klęskę wspólnoty brukselskiej.

Czy w takim razie dość popularna opinia, że odpadnięcie Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów uniemożliwi Rosji powrót do pozycji supermocarstwa ma rację bytu? Wówczas planowana i już budowana Unia Euroazjatycka stałaby się papierowym tygrysem.
– Jakakolwiek jednoznaczność przy formułowaniu opinii w tej sprawie stanowiłaby duże ryzyko. Tak naprawdę chodzi o to, aby jednobiegunowość w układzie sił światowych powstałą po upadku Związku Sowieckiego zamienić na układ wielobiegunowy, co już się dzieje. W tej sytuacji dla Rosji ważniejsze staje się umacnianie BRICS i swojej tam obecności niż funkcjonowanie w G7 czy G8. Ewentualne osiągnięcia Rosji na Ukrainie nie przekonałyby światowej opinii publicznej (bez względu na to jak to pojęcie zdefiniujemy), że kończy się dominacja amerykańska na świecie.

Toteż, na ogół minimalizowany w wielkich mediach BRICS posiada znaczenie nie tylko regionalne, ale daje też Rosji atuty w Ameryce Południowej, gdyż do tego ugrupowania należy także Brazylia. I to jest najważniejszy kierunek wzmacniania pozycji Rosji – BRICS plus Chiny. Ponadto Rosja poważnie modernizuje swój arsenał wojskowy. Natomiast Ukraina z punktu widzenia ekonomicznego i militarnego nic Rosji nie daje. Na tym odcinku ważny jest tylko Krym, a ta kwestia została już rozstrzygnięta.

rosja2

“Polityka polska wobec Rosji to polityka odreagowywania antyrosyjskich kompleksów, budowana na głębokim, nieusuwalnym resentymencie wobec Rosji, który unieważnia wszystkie wysokie wartości jako fundament kształtowania harmonijnych relacji miedzy narodami i państwami” – mówi prof. Anna Raźny

Obecnie Rosja swoją gospodarkę i wpływy z handlu zagranicznego opiera w przeważającej mierze na eksporcie gazu, a także ropy, co stanowi jeden z jej elementów wpływów międzynarodowych. Jak jednak uczy ekonomia, bogactwo państwa buduje się nie na eksporcie surowców, ale wyrobów przetworzonych, końcowych. Dochodzimy tu do kwestii rozwoju nowoczesnej technologii. Ongiś Związek Sowiecki przez ponad dekadę bił Zachód w wyścigu technologicznym (pierwszy sputnik, pierwszy człowiek w kosmosie), dopiero lądowanie Amerykanów na księżycu w 1969 r. dowiodło wyższości USA w tym zakresie.

– Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym wtrącić kilka słów na temat mojej sytuacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, aby zamknąć wątek osobisty, zasygnalizowany w cz. I wywiadu. Otóż rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego – profesor Wojciech Nowak – swoją decyzję o moim dalszym zatrudnieniu uzależnił od stanowiska Rady Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ, a ta jest negatywna. Tak więc sprawa moja jest zamknięta. Od pierwszego października nie będę pracować na Uniwersytecie Jagiellońskim – szukam dla siebie miejsca na innej uczelni. Mam cichą nadzieję, że je znajdę, choć wiem, że będzie to trudne z wielu powodów.

Odnośnie do postawionego pytania, potwierdzić muszę zawartą w nim diagnozę poziomu gospodarki rosyjskiej. Jednakże trwająca od lat 70. przewaga gospodarcza USA nad Rosją uległa w ostatnich latach pewnemu zachwianiu – nie tylko w wyniku nieubłaganie pogłębiającego się kryzysu USA czy też dzięki modernizacji rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego oraz związanych z nim wielu gałęzi produkcji, ale również dzięki lansowanemu przez władze FR programowi unowocześnienia gospodarki. Jest to program nastawnia jej na radioelektronikę, biotechnologię, medycynę prewencyjną i tzw. personalną, technologie generacyjne w lotnictwie, motoryzacji, medycynie, inżynierii obronnej. Unowocześnienie rosyjskiej gospodarki jest jednym z priorytetów obecnego rządu. Z nim wiąże się powołanie przy prezydencie Putinie specjalnych rad, złożonych z naukowców i biznesmenów. Jedną z ważniejszych jest Rada ds. Nauki i Wykształcenia, koncentrująca się na kształceniu inżynierów i specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii.

Oczkiem w głowie prezydenta jest uformowanie rosyjskiej szkoły inżynieryjnej jako marki zawodowej. W związku z tym popularyzowane jest hasło: inżynier – chluba Rosji. Oczywiście, trzeba poczekać, aby ta nowa polityka stała się widoczna – być może już pod koniec obecnej dekady – i dała Rosji realne szanse na skuteczne konkurowanie ze światowymi liderami nowoczesności. Trudno mi je ocenić, bo nie jestem specjalistą w dziedzinie gospodarki, a także ekonomii. Nie sposób jednak nie zauważyć tego trendu w gospodarce Rosji. Rzuca się w oczy zwłaszcza eksponowanie tzw. technologii addytywnych (additive manufacturing) oraz cyfryzacji w przemyśle zbrojeniowym i hutniczym, czego świadectwem jest lansowanie takich koncepcji technologicznych jak: „cyfra jest jak stal”, „czołgi będziemy drukować”. Trzeba przyznać, że zamierzenia są rzeczywiście ambitne, a ponadto Rosja ma na ich realizację odpowiednie środki. Czas jednak pokaże czy ten program zostanie urzeczywistniony.

Istotny jest natomiast towarzyszący im plan edukacyjny i wymiar patriotyczny Główny nacisk w koncepcjach unowocześnienia gospodarki został położony na to, aby przemysł bazował na rodzimej technologii. Ma to przełożenie również na preferowanie w polityce edukacyjnej kierunków studiów stanowiących dla niej bazę. W przemyśle zbrojeniowym ta polityka ma dodatkową podbudowę: absolwenci związanych z nim studiów mają pierwszeństwo w zatrudnieniu i wyższe płace. To odwrotność tego, co dzieje się u nas. Tym działaniom władz Rosji towarzyszy kształtowanie patriotycznych postaw poprzez nauczanie historii, literatury i kultury prawosławia oraz politykę historyczną, a także budzenie dumy narodowej nie tylko z własnej przeszłości, ale również osiągnięć współczesnych. Warto w tym miejscu podkreślić, że jednocześnie tępione są postawy rasistowskie i akcenty szowinistyczne. Wbrew powszechnie panującej u nas opinii, Aleksander Dugin nie jest autorytetem w edukacji patriotycznej. Jest nim natomiast Aleksander Sołżenicyn – wielki rosyjski patriota i twórca, daleki od wszelkich nurtów szowinizmu i radykalnego nacjonalizmu.

 Czym tłumaczy Pani niesłychanie agresywną politykę głównych polskich sił politycznych wobec Rosji? Odróżniamy się tu od UE, którego kraje zajmują wobec Federacji bardzo zniuansowaną postawę, podczas gdy polski establishment zachowuje się tak, jakby Polska dążyła do wojny z Rosją. A przecież takie nastawienie wzmacnia tylko oś Berlin-Moskwa, co w historii zawsze kończyło się tragicznie dla naszego kraju.

– I tak właśnie postrzega nas Rosja. Wzywamy do zaostrzenia sankcji, chociaż nie mamy żadnych możliwości ku temu, aby je wprowadzić. Krzyczymy głośniej niż USA i UE, a w niej Niemcy. Mam tu na myśli nie tyle samo nasze społeczeństwo, ile elity polityczne i intelektualne. Ich postawa jest pewnym historycznym ciągiem. Ideologowie agresywnej polityki Polski wobec Rosji sami chętnie określają się jako spadkobiercy dziedzictwa Piłsudskiego, odrzucający prorosyjski kierunek myśli Romana Dmowskiego. Jednocześnie powołują się na wschodni program polityczny (jeśli w ogóle można o takim mówić…) Lecha Kaczyńskiego, który z zaślepieniem realizował błędną koncepcję wschodniej polityki Jerzego Giedroycia, ukierunkowaną przeciwko Rosji i skoncentrowaną na budowie wielkiej Ukrainy. Ważny czynnik historyczny stanowią w tym wypadku powiązania antyrosyjskich ideologów z okrągłym stołem.

Musimy bowiem pamiętać, że w światowym wymiarze jego reżyserami byli Reagan i Gorbaczow. To oni wyznaczyli zasady obowiązujące w tzw. transformacji ustrojowej w 1989 roku i zalegalizowane przy okrągłym stole (m.in. dopuszczenie kontrolowanej opozycji do władzy za cenę nierozliczenia komunizmu, marginalizacji lustracji, uwłaszczenia nomenklatury). Ludzie Czesława Kiszczaka (to on, nie zaś generał Jaruzelski, wyznaczał uczestników rozmów) reprezentowali przy okrągłym stole interesy komunistów, natomiast tzw. strona społeczna – niesłusznie utożsamiana z Solidarnością – interesy KOR, który ją przejął. W tym układzie, jaki został zawarty między stronami rozmów, komuniści więcej zawdzięczają Ameryce niż Moskwie. Jeszcze więcej Ameryce zawdzięczają ludzie KOR i ich akolici. Taka wdzięczność w polityce ma charakter zależności, która nigdy się nie kończy. Takich „wdzięcznych osób” najwięcej jest w PiS, gdyż obydwaj bracia Kaczyńscy brali aktywny udział w rozmowach okrągłostołowych. Jest ich cała masa w PO i właściwie we wszystkich partiach, gdyż nowe generacje „wdzięcznych osób” tworzą różni stypendyści i stażyści amerykańscy, nie wyłączając polskich profesorów zapraszanych z wykładami na amerykańskie uczelnie.

Dla przykładu warto sprawdzić, ile lat i w jakim charakterze byli w USA czołowi proamerykańscy i automatycznie antyrosyjscy politycy PiS: Anna Fotyga, Witold Waszczykowski czy Ryszard Legutko. Ilu proamerykańskich profesorów żyło spokojnie i dostatnio w USA, ucząc amerykańskich studentów wtedy, gdy większość z nas z trudem wiązała koniec z końcem, stała w kolejkach z kartkami żywnościowymi w ręku, a co ważniejsze, zaangażowała się w działalność podziemną. Od profitentów amerykańskiego sponsoringu – ówczesnych, późniejszych i obecnych – dzieli nas przepaść. Również czy nade wszystko widoczna w spojrzeniu na USA i Rosję.

Jednak nie tylko aspekt historyczny i amerykańskie powiązania determinują antyrosyjską ideologię polskich elit politycznych i opiniotwórczych ze środkami komunikacji masowej włącznie. Jest głębszy jej aspekt. Ma on charakter poznawczy a więc intelektualny, rzutujący na moralny wymiar tej ideologii. Jest to zamknięcie na prawdę nie tylko o współczesnej Rosji – nade wszystko o jej powrocie do chrześcijaństwa – ale również o współczesnej Ameryce, głównie m.in. o antychrześcijańskiej polityce Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie i o narzucanej światu przez USA antychrześcijańskiej cywilizacji konsumeryzmu i genderyzmu. Ucieczka od prawdy jest w tym wypadku rezygnacją z obrony fundamentów naszej cywilizacji i powinności ich obrony. Taka postawa wobec prawdy sprawia, że antyrosyjska ideologia to – jak się mówi w filozofii – „słaba myśl”. Ideolodzy antyrosyjscy są słabi intelektualnie – głównie w sferze poznania. Zaniedbując, czy wręcz porzucając funkcję poznawczą rozumu, eksploatują go w funkcji krytycznej. Cały wysiłek intelektualny koncentrują na krytyce Rosji, stanowiącej punkt wyjścia ich działań politycznych. Świadectwem tego jest udział Polski w zamachu stanu na Ukrainie i będącej jego następstwem wojnie domowej. Są to działania nie tylko nierozumne, ale również niemoralne. Ucieczka od prawdy w sferze poznania zawsze bowiem skutkuje ucieczką od dobra i pogrążeniem w złu. Ta ucieczka jest jednocześnie ucieczką od prawdy o sobie. Grożąc Rosji sankcjami czy wręcz wojną, zwolennicy antyrosyjskiej polityki polskiej dają wyraz całkowitemu oderwaniu od rzeczywistości, ignorują fakt, że nie mamy żadnych możliwości gospodarczego i ekonomicznego ukarania Rosji.

Podczas gdy Rosja takie możliwości wobec nas posiada i już to odczuwają polscy rolnicy i przedsiębiorcy.

– Polityka taka wyraźnie szkodzi Polsce i nie da się jej wytłumaczyć na poziomie racjonalności. Jest wytłumaczalna na poziomie psychologii politycznej, której, niestety – w przeciwieństwie do Rosji – nie wykłada się w Polsce. Jest to polityka odreagowywania antyrosyjskich kompleksów, budowana na głębokim, nieusuwalnym resentymencie wobec Rosji, który unieważnia wszystkie wysokie wartości jako fundament kształtowania harmonijnych relacji miedzy narodami i państwami. W naszej cywilizacji, a także tej, w której zakorzeniona jest Rosja, są to wartości chrześcijańskie i osadzone na nich zasady etyczne. Zwolennicy antyrosyjskiej ideologii są ślepi na te wartości. Dlatego bezkrytycznie popierają globalną politykę USA, która jest zdecydowanie imperialna, ukierunkowana na podporządkowanie administracji Białego Domu (bez względu na to, czy jest ona w rękach republikanów, czy demokratów) wciąż nowych krajów i na zachowanie zdobytej po 1989 r. pozycji jedynego supermocarstwa światowego, ergo żandarma świata. W Polsce polityka proamerykańska wyrugowała z pola widzenia nasz interes narodowy, jest często nawet sprzeczna z polityką unijną. Nie bez racji mówi się o nas, że jesteśmy „czarnym koniem” Ameryki w Unii Europejskiej.

Nawet w Grupie Wyszehradzkiej ze swoją transatlantycką i zarazem antyrosyjską opcją znaleźliśmy się osamotnieni – inną politykę prowadzi Słowacja, inną Węgry, czego przykładem jest ich stosunek, do rewolty na Ukrainie. Gdy rzecznik rządu rosyjskiego wypowiada się na temat rewolucji ukraińskiej, wymienia Polskę jako jednego z czołowych sojuszników USA w tej sprawie. Warto w tym miejscu przypomnieć propozycję rosyjską przeprowadzenia rurociągu jamalskiego przez Polskę, która została przez Warszawę odrzucona, ponieważ rurociąg miał przebiegać przez Białoruś, a nie przez Ukrainę. Być może już wtedy Amerykanie planowali zaopatrzenie Polski we własny gaz łupkowy i w tym kierunku zadziałało lobby amerykańskie w Polsce. Także projekt tzw. wspólnej polityki energetycznej ma charakter antyrosyjski. Tu pytanie – dlaczego tylko energetycznej?

Antyrosyjskie zaślepienie w polskiej polityce rzutuje na nasze relacje z Niemcami. Są one odwrotnością relacji z Rosją i uderzają swoją asymetrią nie tylko na poziomie międzynarodowym, ale również w polityce wewnętrznej. W tej właśnie polityce widoczny jest nasz usłużny stosunek do mniejszości niemieckiej posiadającej wyjątkowe prawa (m.in. reprezentację w sejmie), których nawet części wciąż nie ma (i nic nie wskazuje na to, aby w niedalekiej przyszłości je miała) polonia niemiecka, nie uznawana w Niemczech za mniejszość narodową.

Niemcy w zakresie gospodarczym mogą w Polsce właściwie wszystko, a my do dziś nie zawalczyliśmy o status mniejszości dla Polaków zamieszkujących na stałe w Republice Federalnej. Sądy polskie coraz częściej wydają wyroki korzystne dla Niemców zgłaszających roszczenia majątkowe na naszych ziemiach. Nie polemizujemy z tezami niemieckiej polityki historycznej, nic jej nie przeciwstawiamy, umniejszamy winy niemieckie wobec nas, przypisujemy sami sobie wydumane winy wobec Niemców, operujemy ochoczo terminem „naziści”, zamiast „Niemcy”. A już skandalem na skalę dziejową jest przyznanie ofiarom holocaustu dodatków do emerytur, co oznacza przyznanie się do polskiego udziału w eksterminacji Żydów podczas II Wojny Światowej. Wspaniały prezent dla Niemców! Oznacza to, częściowe w każdym razie, odciążenie Niemców od odpowiedzialności za tę zbrodnię. Z realizowanej ostatnio polskiej polityki historycznej, o ile takowa istnieje, wynika, że II Wojna rozpoczęła się 17 września, a właściwie jedyną zbrodnią na Polakach w tym czasie była zbrodnia katyńska, gdyż badań nad ludobójstwem niemieckim właściwie zaniechano. Chociaż w sprawie katyńskiej powiedziano i napisano prawie wszystko, IPN dalej nad tym pracuje, podczas gdy nie słyszałam, aby ukazało się jakieś opracowanie Instytutu na temat ludobójstwa UPA na Kresach Wschodnich. W gruncie rzeczy stanowimy już kolonię niemiecką (w każdym razie gospodarczą), a z drugiej strony walczymy z Rosją, która nie zgłasza do nas żadnych pretensji, w tym terytorialnych. W sumie wygląda to na jakiś obłęd. Niemcom wszystko zapominamy, a Rosjanom przypisujemy zbrodnie sowieckie, jakby zapominając, że naród rosyjski był pierwszą straszliwą ofiarą bolszewizmu.

W Rosji istnieją lobbies, które chętnie zaprowadziłyby zachodni model ustrojowy i otworzyłyby gospodarkę ich kraju na penetrację obcego kapitału, jak to stało się w Polsce i innych krajach postkomunistycznych. W tym kontekście niektóre media nawet przeciwstawiały Miedwiediewa, jako polityka prozachodniego Putinowi. Jak Pani ocenią wpływ tych sił w Rosji?

– To nic nowego. Wpływy zachodnie obecne są w Rosji od wieków. Zawsze też napotykały na opór sił konserwatywnych, broniących wartości rodzimych. Obydwie te opcje decydowały o dwoistym kształcie Rosji – europejskim, obejmującym również dziedzictwo cywilizacji bizantyńskiej, i nieeuropejskim – turańskim, stanowiącym ślady niewoli mongolskiej. Wpływy zachodnie nasiliły się za czasów Piotra Wielkiego, który europeizował Rosję bardziej na modłę niemiecką czy quasi-niemiecką, niż francuską, choć język francuski królował na salonach i w kulturze. W administracji czy wojskowości dominował jednak wzorzec niemiecki. Natomiast groźna i bezwzględna wobec Polski caryca Katarzyna Wielka uchodziła i uchodzi nie tylko za oświeconą monarchinię na wzór europejski, ale również za mecenasa wpływów kultury francuskiej w Rosji ze względu na częste kontakty korespondencyjne z wybitnymi filozofami oświecenia, m.in. z Voltairem. O ile wpływy zachodnie w sferze kulturowej i społecznej raczej wzbogacały Rosję, o tyle stały się one groźne w sferze ideowej i politycznej, gdy w drugiej połowie XIX wieku zostały zdominowane przez dwie ideologie: rewolucji i socjalizmu – z jednej strony, z drugiej – przez filozofię materializmu ateistycznego Ludwika Feuerbacha, a następnie Karola Marksa.

Celem zeuropeizowanych na gruncie tych ideologii Rosjan było wówczas zmiecenie władzy carskiej i ustanowienie swoistej formy socjalizmu (narodnicki „socjalizm agrarny”). Powstają wówczas spiski rewolucyjne z inspiracji ideologii zachodnich i ruch narodników, próbujących przyciągnąć do rewolucji chłopstwo rosyjskie, które nie wykazywało skłonności do przeciwstawienia się monarsze. Przestrogą dla współczesnych zeuropeizowanych Rosjan powinny być losy narodników, którzy po niepowodzeniach na niwie chłopskiej sięgnęli do terroru indywidualnego oraz zamachów na urzędników carskich i na samego Aleksandra II. Niestety, w roli zamachowca w udanym zamachu (wcześniejsze nie powiodły się ) na cara w roku 1881 wziął udział student polski, członek Narodnej Woli – Ignacy Hryniewiecki. Stąd w konserwatywnej kulturze rosyjskiej obraz Polaka, siejącego rewolucję w Rosji. Ruch narodnicki nie zmienił rosyjskiego systemu politycznego. Uczy jednak, iż wszelki terror obraca się przeciwko tym, którzy go stosują. Analogicznie ukształtowały się antyputinowskie stowarzyszenia, partie i organizacje pozarządowe, które po powtórnym wyborze Władimira Putina na prezydenta Rosji usiłowały poprzez akcje protestacyjne zrzucić go z tego stanowiska pod hasłami zachodniej demokracji (amerykańskiej) i obrony praw człowieka.

Różnica między rewolucją narodnicką a ruchem antyputinowskim jest jednak zasadnicza. Ten drugi był opłacany przez Zachód, a ściślej przez USA. Ponadto pozbawiony był własnej koncepcji i odwołań do jakiejkolwiek idei jednoczącej. Jego jedynym celem było odsunięcie Putina od władzy i zdestabilizowanie Rosji – czy wręcz jej zrewolucjonizowanie, które mogłoby się zakończyć wojną domową. I wówczas i później premier Miedwiediew był po stronie Putina. Był i jest gorącym zwolennikiem jego polityki, co ostatnio potwierdza m.in. w faworyzowaniu Krymu po jego powrocie do Rosji. W sferze gospodarczej jest natomiast konieczna aktywność premiera Miedwiediewa w relacjach zarówno z Zachodem, jak i na obszarze wspólnoty eurazjatyckiej czy w odniesieniu do członków BRIC i RPA oraz Iranu. Natomiast przegrana antyputinowskiego ruchu nie oznacza bynajmniej likwidacji niebezpieczeństwa zagrażającego Rosji. Tak jak po przegranym ruchu narodnickim przyszła później rewolucja bolszewicka, tak i tym razem może być zorganizowany w Moskwie majdan – na wzór ukraińskiego. Zresztą wrogowie Moskwy wcale tego nie kryją, że Rosja jest następna po Ukrainie. Byłaby to swoista powtórka z historii. Zachód nie tylko tolerował, ale i wspierał tych, którzy z uporem dążyli do rewolucyjnej zmiany Rosji – ideologów bolszewizmu.

… a ten z kolei spowodował wojnę domową prowadzoną z nieludzkim okrucieństwem, która pochłonęła miliony ofiar. Mimo wielu okazji Zachód, rzekomo nienawidzący komunizmu, nie udzielił efektywnej pomocy wojskom białych. Co więcej stalinowskie pięciolatki zrealizowano przy pomocy technologii oraz inżynierów zachodnich i amerykańskich, bo inteligencja rosyjska została wymordowana w czasie rewolucji i wojny domowej. Płacono za te usługi sprzedając złoto wydobywane niewolniczą pracą w łagrach, i środkami uzyskanymi ze sprzedaży dóbr narodowej kultury rosyjskiej.

– To są fakty kompromitujące Zachód, który współcześnie zachowuje się tak samo – płaci (głównie USA) za antyrosyjskie działanie nie tylko różnej maści „oburzonym” w Rosji, ale również ukraińskim majdanowcom. Poważną przeszkodę w realizacji amerykańskiej polityki na gruncie rosyjskim stanowi silna świadomość narodowa Rosjan i ich powrót do chrześcijaństwa oraz do korzeni kulturowych. Tutaj nie udało się zachodnim inżynierom dusz zapełnić pustki po komunizmie. Mimo sporej obecności zmakdonalkdyzowanej kultury – w stylu amerykańskiem – w rosyjskiej przestrzeni publicznej, Rosjanie zachowują swoją tożsamość kulturową, religijną i narodową. Okres jelcynowskiej smuty, w którym szarlatani gospodarczy i cywilizacyjni przejęli – na krótko stery Rosji – został zamknięty,

Obecnie brakuje w Polsce poważnej siły politycznej zdolnej przeciwstawić się wszechobecnej rusofobii i zdolnej wykreować koncepcję ułożenia normalnych stosunków z Rosją. Tę rolę mógłby spełnić obóz narodowy. Niestety, ugrupowanie nazywające się hucpiarsko Ruchem Narodowym odchodzi zasadniczo od tradycji endeckiej. Z kolei środowiska wierne idei narodowej są jeszcze za słabe.

– Rzeczywiście, brak takiej realnej siły politycznej w Polsce, która mogłaby podjąć zwycięską walkę z antyrosyjską ideologią i polityką oraz ukierunkować nasze relacje z Rosją na poziom podmiotowy i partnerski. Brak nade wszystko odpowiedniego programu politycznego, uwzględniającego w stosunkach polsko-rosyjskich polskie, nie zaś amerykańskie czy niemieckie interesy.

Ostatnio ukazała się książka Tatiany Graczowej „Święta Ruś przeciwko Chazarii”. Autorka napisała ją w tonie wręcz mesjanistycznym, co może niektórych czytelników razić, niemniej zawiera wiele ciekawych informacji o rzeczywistych mechanizmach i siłach rządzących dzisiejszym światem. Jaka jest opinia Pani Profesor o tej pozycji?

– Książka wykłada obcy zachodniej myśli punkt widzenia polityki – jej powiązania ze sferą duchowości i wymiarem eschatologicznym. Takie łączenie przedmiotu badań (polityki) z jego istotnymi determinantami (religijnymi i metafizycznymi) jest charakterystyczne dla myśli rosyjskiej od czasów mnicha Filoteusza, twórcy słynnej formuły: Moskwa Trzecim Rzymem. Tego typu połączenia charakteryzują myśl najwybitniejszych Rosjan: Fiodora Dostojewskiego, przedstawiającego socjalizm jako walkę z samym Chrystusem, Władimira Sołowjowa, podejmującego na gruncie filozofii problem Antychrysta, Mikołaja Bierdiajewa, mówiącego o „duszy rosyjskiej”.

Graczowa ma więc znakomitych poprzedników. W swej książce daje analizę i jednocześnie syntezę tych powiązań polityki, religii i metafizyki, które prezentuje idea Chazarii jako królestwa księcia ciemności – Antychrysta. Realizuje on bezwzględnie swe plany unicestwienia świata poprzez walkę z chrześcijaństwem – na gruncie nieformułowanej wprost groźnej ideologii, składającej się z wątków satanistycznych, talmudycznych, ezoterycznych. Graczowa mówi, że Chazaria jest niewidoczna, ale jak najbardziej realna. Przeciwstawić się jej może i powinna Święta Ruś jako symboliczna wspólnota poświęcająca się służbie Chrystusowi. Ta książka jest mocnym świadectwem powrotu współczesnej Rosji do jej tradycji.

Dziękuję bardzo Pani Profesor.
Rozmawiał Zbigniew Lipiński

Myśl Polska, nr 25-26 (22-29.06.2014)
Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.07.2014)

Comments

  1. ozgacz says:

    Usunięcie Pani prof. Raźny z uczelni, jest jednym z wielu podobnych przypadków, który wskazuje, że tak naprawdę czasy bolszewickie w oświacie nie minęły wraz z transformacją. Wart przypomnieć, że dr. Ratajczak swoją pracę naukową – “politycznie niepoprawną” – przypłacił życiem, a wcześniej wskutek działań Gazety Wyborczej został usunięty z uczelni. W wielu aspektach podzielam poglądy pani profesor i z wielką uwagą słucham jej wykładów/wystąpień. Aczkolwiek w sprawie postrzegania Rosji i polityki Putina uważam, że Pani profesor poszła o całą milę za daleko. Powrót Rosji do chrześcijańskich korzeni, opiera się na kościele prawosławnym, dla którego instytucja państwowa, jest głównym filarem porządku społecznego (cywilizacja bizantyjska). Jestem przekonany, że działanie takie, jest manewrem podobnym do NEP-u. Putin i doradcy jego zdają sobie sprawę z degradacji społeczeństwa i spustoszenia jakiego dokonała w nim ideologia marksistowsko-leninowska. Natomiast, żeby ziścić marzenia o mocarstwowości potrzebna jest odbudowa demograficzna, która bez odnowy moralnej jest niemożliwa.
    Jako polemikę do postrzegania Rosji Putina przez Panią Raźny, proponuję niniejsze wystąpienie: “Prof. Mieczysław Ryba – Odkłamać wczoraj i dziś (5.04.2014)” – http://www.youtube.com/watch?v=B3EspBUBQb0

Wypowiedz się