JAKI DYKTATOR TAKIE PAŃSTWO

Wyciszając się od obrzydliwej i nachalnej propagandy, sięgnijmy po poniższy tekst. Dziś jak wiemy mamy ustrój prawie dyktatorski, bowiem jeden człowiek -TUSK – decyduje o wszystkich zasadniczych sprawach w naszym otoczeniu, no może z wyjątkiem fizycznego unicestwiania. Przestaliśmy być czymś , co nazywa się państwo, bowiem wszystkie jego atrybuty i ich funkcjonowanie zależy od jednego człowieka. Sposób wyborów, przestrzeganie norm demokratycznych, skupienie w jednym ręku całej władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej nie może bowiem być uznawane, jako przejaw demokracji.A do tego tzw. Czwarta władza na kolanach spełnia wszelkie zachcianki tego gościa i ukrywa jego ciemne strony.

Dlatego z uznaniem witam sen o dyktaturze, bowiem takiego nam trzeba dyktatora. My zaś mamy satrapę partyjnego i europejskiego domokrążcę.

Zresztą przeczytajcie Państwo sami:

Sen o dyktaturze

Łysiak

Miałem sen („ — I have a dream…”). Straszny sen, typowy „ nocny koszmar” („nightmare”). W owym śnie byłem dyktatorem— władałem V Rzecząpospolitą despotycznie. Przez co działy się nad Wisłą rzeczy okropne. Kara śmierci została przywrócona (za bezspornie udowodnione morderstwo wielokrotne, oraz za zbrodnie o bestialskim charakterze), i już samo to wystarczyło, by Bruksela usunęła Polskę z Unii Europejskiej. A przecież na tym nie kończył się rejestr totalitarnych dekretów satrapy Łysiaka. Zakazane zostało jawne demonstrowanie i reklamowanie gejostwa (bez penalizacji samego homoseksualizmu, lecz z surowym karaniem jego propagowa­nia). Pedofilia kosztowała sprawców wie­le lat odsiadki, a recydywa oznaczała dodat­kowo przymusową kastrację. Majątki dzie­lone były rozwodowo „fifty-fifty” tylko gdy wina małżonków w rozbiciu małżeństwa okazywała się równa lub gdy nie można by­ło ustalić sądownie proporcji winy; w przy­padku ustalenia tych proporcji majątek dzie­lono adekwatnie. Wszelka biurokracja (od administracyjnej do fiskalnej) ponosiła per­sonalnie kamą odpowiedzialność za decyz­je, które skrzywdziły obywatela (zniszczy­ły mu firmę, zubożyły w nieuzasadniony sposób, itp.). Kary za korupcję były bardzo dotkliwe i objęte progresją kodeksową: im bardziej znaczący łapownik, tym surowszy wymiar kary. Udział w „przestępczości zor­ganizowanej” skutkował, obok kraty, bez­względną konfiskatą mienia, a siadanie za kierownicą ze „wskazaniem” powyżej 1 pro­mila — bezwzględną konfiskatą pojazdu i dożywotnim odebraniem prawa jazdy. Na­tomiast wobec aborcji, czyli mordowania istot poczętych, stosowane było odwróco­ne antyprostytucyjne prawo, które panuje u Szwedów (Szwedzi karzą tylko klientów prostytutek): bezkarność klienteli lekarza lub innego pokątnego skrobacza, a surowa kara dla osoby dokonującej „zabiegu”.

Co gorsza — w tej Łysiakowej despotii mocno byli brani za twarz także ludzie nie- dokonujący cięższych lub lżejszych przes­tępstw kryminalnych, a tylko grzeszący wy­kroczeniami (tłuczenie szyb, paskudzenie elewacji, rzucanie opakowań batonów i pu­dełek po papierosach na chodnik, etc.) bądź uprawiający „stalking” (nękanie), zakłócający ciszę nocną czy zostawiający odchody swych czworonogów wokół trasy spacerów. Wszystko to było karane bez miłosierdzia, wedle starej reguły kabaretowej Janka Kobuszewskiego (jesteśmy na „ ty”): „Hamstwu należy się przeciwstawiać siłom i god­nościom łosobistom!”. A propos godności osobistej podwładnych tyrania Łysiaka wno­siła jednak nie tylko restrykcje oraz repres­je, lecz również abolicje, na przykład zwal­niając kierowców od obowiązku zapinania pasów, wedle zdroworozsądkowej reguły, że jeśli niezapięcie pasa mogłoby zrobić krzy­wdę komukolwiek z zewnątrz (chociażby gołębiowi), to zapinanie pasa winno być psim obowiązkiem, ale gdy niezapięcie mo­że przynieść szkodę tylko kierowcy — ma on prawo decyzji, wolną wolę zapinania lub niezapinania, a władzy wara leźć buciora­mi w jego pościel, w jego prywatność. Co chyba bardzo ucieszy pana Janusza Mikke, neoendeckiego przeciwnika zapinania sa­mochodowych pasów, lecz mniej ucieszy go fakt, że za takie procarskie brednie hi­storyczne, jakie on ciągle głosi, caudillo Ły­siak kazałby go zapiąć w pasy kaftana.

Tak doszliśmy do kwestii politycznych, ideologicznych, historiograficznych i eko­nomicznych ustroju Łysiakowego. Śniło mi się, że pod moim butem kwitła swobodnie wszelaka (prócz kryminalnej) gospodarcza przedsiębiorczość, a także wszelakie partyjniactwo — prawicowe, lewicowe i cent­rowe — jednak z wykluczeniem ugrupo­wań powołujących się na ideologię ludobój­czą i rasistowską, ergo: zakazany był neonazizm, neokomunizm, wojujący neosyjonizm, alkaidowy neoislamizm, itp.

             I have a dream…

Swas­tyka, sierp/młot, gwiazda, kałachowy pół­księżyc — won! „Zamawianie pięciu piw ” gestem „ — Heil, Hitler!” bądź „ — Sieg, heil! ” kosztowało pójście do paki. Śpiewa­nie „Międzynarodówki” czy „Bandiera rossa” — takoż. Tęczowe flagi lub kwietne instalacje, proszę bardzo, ale we własnym wychodku, a nie na ulicy. Wszystkie bol­szewickie patronaty szkół tudzież nazwy ulic — na śmietnik; wszystkie pomniki wyzwolicieli-gwałcicieli—na złom. No i nie­miecka mniejszość w mojej Polsce miała takie same prawa jak polska mniejszość w Merkelrzeszy, czyli żadne, zero! Natomiast duże prawa otrzymała mniejszość rodziców: rodzice posiadający więcej niż dwójkę dzie­ci, i rodzice dzieci upośledzonych/niepeł­nosprawnych, byli całkowicie zwolnieni od płacenia podatku dochodowego i w razie ko­nieczności solidnie finansowo wspomagani.

Śniłem również, że pod moją dyktaturą wyrządzone zostały ogromne szkody nie tyl­ko ulicom, monumentom, flagom, psim od­chodom i dewiantom, ale też szkolnictwu, które zostało przeze mnie cofnięte do epo­ki ciemnoty łupanej narodowej i zacofania społecznego, plasując Rzeczpospolitą w rzę­dzie krajów piątego świata. Znowu trzeba było czytać Reya, Mickiewicza, Sienkiewi­cza, Słowackiego, Kochanowskiego, Prusa, których wyjęto z lamusa, by młodzież mu­siała psuć sobie wzrok ślepieniem na teks­ty dłuższe od esemesa. Znowu trzeba było pamiętać datę chrztu Polski, datę bitwy pod Grunwaldem i datę śmierci Marszałka Pił­sudskiego, tak jakby nie wystarczyła data śmierci Jacka Kuronia albo Bronisława Ge­remka. Prelekcje o ewidentnej wyższości homosatyryka Gombrowicza nad heterosatyrykiem Fredro nie zostały uwzględnione w programach lekcyjnych nawet wyższych szkół śmieciowych wypuszczających gros absolwentów. Fizykę genderową usunięto, aby przywrócić fizykę kwantową, chemia erotyczna musiała ustąpić chemii organicz­nej, patologia — biologii, trendografia — geografii, dopalacze:— słonym paluszkom, a maluchom przestano wtykać do rąk pre­zerwatywy dla naciągania na marchewkę lub banan. Na gęby humanitarnych humanis­tów, którzy za swoją dochodową profesję uznali wmawianie polskiej młodzieży, że jej matki i ojcowie za swą preferowaną profes­ję uznawali mordowanie Żydów (w komo­rach i stodołach) — nałożyłem gips spec­jalnym antydefamacyjnym dekretem.

Bezwzględny terror zaprowadziłem rów­nież w sferze budownictwa (architektury, urbanistyki itp.). Zabroniłem mianowicie: budowania kilometrów plastikowych para­wanów wzdłuż lasów, łąk i pól; wznosze­nia apartamentowców na miejscu parków krajobrazowych; wyburzania zabytków pod megacentra handlowe; mnożenia megastadionów, na których trzeba dopłacać kilka milionów za koncert Madonny; kładzenia autostrad, których nawierzchnię trzeba zry­wać i remontować tydzień po oddaniu do użytku; wznoszenia meczetów, póki w kra­jach muzułmańskich nie zostanie zniesio­ny zakaz budowania kościołów. Z tą ostat­nią kwestią wiązało się też zakazanie prak­tykowania w Polsce islamu, dopóki w kra­jach islamskich chrześcijanie będą krwawo prześladowani przez władze i masowo mor­dowani przez motłoch (całkowicie bezkar­nie) za wyznawanie wiary Chrystusowej. Nazwałem ten dyktat „prawem równowa­gi ”vel „ sprawiedliwością symetryczną”.

Obudził mnie wstrząs Jakiego doznałem, gdy mi się przyśniło, że straż miejska wle­piła mi mandat za parkowanie pod pałacem dyktatora. Bezzwłocznie więc nakryłem się kołdrą i zapadłem ponownie w sen, aby zro­bić porządek ze strażą: nakazałem im sprzą­tać parki, dyscyplinować meneli, ścigać zło­dziei, monitorować kieszonkowców, a nie prześladować kierowców li tylko, czym zaj­mowali się dotychczas wyłącznie. Wtedy oni sklamrowali mi koła limuzyny służbo­wej, i przez to spadłem z łóżka, budząc się na twardym. Jak my wszyscy. A będzie jesz­cze gorzej w „nowym wspaniałym świecie” tych demokratów.

Waldemar Łysiak

 

Wypowiedz się