ROZLICZYĆ TELEWIZJĘ POLSKĄ!

Niemiecka telewizja publiczna na zamówienie władz / lub tylko z akceptacją / wyprodukowała antypolski paszkwil, który TVP  za nasze pieniądze i bez konsultacji z płacącymi abonament pokazuje w najlepszym czasie antenowym. To jest ta sama władza polskiej telewizji, która odrzuca rodzimą produkcję, ponieważ proponowane materiały są  „zbyt” patriotyczne. Jednocześnie ta sam polska telewizja nie chce ujawnić ile zapłaciła za ten antypolski film propagandowy niemieckiej produkcji. Ciekawe, że ta tajemnica handlowa nie była argumentem wówczas, gdy władze nakłaniają  naszych rodaków do płacenia abonamentu.

Producenci filmu oraz polscy decydenci zrobili wszystko, by poprzez ten szkalujący film w oczach mniej zorientowanych na świecie obywateli, odpowiedzialność za  własne zbrodnie ostatniej wojny zrzucić częściowo  na inne narody, w tym najbardziej na swojego najbliższego sąsiada, na Polskę. Przy milczącej aprobacie władz polskich, a w tym szczególnie polskiego MSZ, systematycznie wrzuca się do polskiego ogródka fałszerstwa historii, bowiem rozmiar kłamstw i manipulacji, jakie ukazane zostały w tym niemieckim mini serialu jest ogromny. To nie jest tylko wzorzec dyletanctwa historycznego, ale przykład świadomego skrojenia fabuły na użytek polityczny Niemców, którzy przystąpili do ostatecznego oczyszczenia swojej odpowiedzialności za zbrodniczy system realizowany przez prawie cały naród niemiecki w stosunku do okupowanych państw i narodów.

Musimy zdecydowanie i głośno dziś powiedzieć, że autorzy i realizatorzy zbrodni ostatniej wojny, a w tym również tak mocno eksponowanego holokaustu nie mają prawa w kłamstwie dzielić się odpowiedzialnością, a tym bardziej czynić próby rozliczania nas z tego okresu. To jest niegodziwe i wstrętne, a tym bardziej żenujące są postawy polskich polityków, którzy na łasce obecnych układów usiłują zamazać prawdę historyczna.

Dlatego należy z uznaniem odnotowywać rzeczowe i odważnie prezentowane głosy niektórych gazet / tygodnik „Do rzeczy”, które we właściwy sposób ustosunkowały się do tego filmu, jak i z należytą oceną odniosły się do tzw. dyskusji zorganizowanej po emisji w redakcji publicznej telewizji. Nie możemy tolerować, by potomkowie morderców produkowali antypolskie paszkwile, a rodzimi decydenci odrzucając utwory własnych reżyserów wprowadzali do naszych domów antypolską propagandę.

Szkoda, że tak mało jest osób, które lepiej widzą interes polski niż potrzeby Niemiec. Aby poniższy tekst mógł dotrzeć do jak najszerszej części naszych czytelników pozwalam sobie wkleić go w całości.

Julian Lewiński

Film niemiecki

 

PAWEŁ LISICKI

 

Lepiej raz zobaczyć, niż sto razy usłyszeć – pomyślałem po obejrzeniu trzeciego, ostatniego odcinka serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Do ostatniej chwili byłem niezdecydowany. Jak to – myślałem – najpierw skrytykowałem w komentarzu w „Do Rzeczy” Telewizję Polską za to, że film zamierza emitować, a teraz miałbym sam go oglądać? Przecież przeczytałem wcześniej szczegółowe opisy scenariusza, znałem dialogi, wiedziałem wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie opinię.

Jednak nie żałuję. To, co zobaczyłem, przerosło wszelkie oczekiwania. Nigdy nie przypuszczałem, że będę siedział wbity w fo­tel, wił się ze wstydu i z wściekłości. Że będę musiał oglądać film, w którym żołnierze Armii Krajowej – pal sześć, że o twarzach małomia­steczkowych rzezimieszków, głupkowatych rabusiów i przebiegłych cwaniaczków – będą występować w roli tępych, krwiożerczych antysemitów. Że w porównaniu z Niemcami – wątłymi i subtelnymi mężczyznami, o du­szy rozrywanej walką między pragnieniem samopoświęcenia i koniecznością znoszenia losu – będą budzić odrazę i pogardę. Na to więc mi przyszło? Na to, żeby patrzeć, jak poniża się wszystko, co drogie? jak bezcześci się Armię Krajową? Grób wujka powstańca w Warszawie, pomnik z nazwiskiem stryja w Kłobucku zabitego w Bergen-Belsen? W tej sprawie widzę, że trzeba pisać o swoich ofia­rach. Moja 11-letnia córka, z którą oglądałem film (powiedziałem jej wcześniej, że to taki niemiecki „Czas honoru”), w pewnej chwili zapytała: „A dlaczego ci Polacy są tacy okrop­ni?”. Musieliśmy patrzeć, jak potomkowie oprawców zrobili film, w którym dawne ofiary przedzierzgnęły się we współsprawców.

 

Nie tylko mi przyszło znosić takie upoko­rzenie. Ludzi, którym zęby musiały zgrzytać ze złości, stokroć bardziej doświadczonych śmiercią bliskich z rąk Niemców w czasie wojny, było na pewno znacznie więcej. Jedno przyznaję – film pokazał pozorność i jałowość rzekomego polsko-niemieckiego porozumie­nia. Kicz pojednania.

Czy nie za ostro o tym piszę? Czy nie jestem, modne słowo, przeczulony? Nie. Po prostu ca­łym sobą protestuję. Całym sobą sprzeciwiam się temu, żeby podobne filmy były pokazywa­ne, produkowane i rozpowszechniane. A skoro już tak się dzieje, to przynajmniej zachowam sobie prawo do oceny. Do stwierdzenia, że są one przejawem antypolskich urazów i symbo­licznej agresji do polskości.

Słyszałem wiele razy, że to dobrze, iż film wywołał w Polsce debatę, i że dobrze, iż dzięki temu Niemcy zrozumieją, że może urazili polską wrażliwość. Ja jednak nie chcę debaty. Chcę, żeby osoba, która dopuściła taki film do produkcji, a następnie wprowadziła go do obiegu, straciła stanowisko. W końcu mowa o  niemieckiej telewizji publicznej. Chciałbym zatem, żeby – właśnie w imię dobrosąsiedz­kich stosunków, wzajemnego zrozumienia pojednania – polski rząd zaangażował się w usunięcie szefa ZDF. Skoro mamy w Niem­czech tylu przyjaciół, na czele z kanclerz Angelą Merkel, to chciałbym, żeby do nich dotarło, że pojednanie nie polega na pluciu innym w twarz.

Wypowiedz się