Rugowanie prawdy o Wołyniu

Siedemdziesiąta rocznica ludobójstwa dokonanego przez Organizację Ukra­ińskich Nacjonalistów Stepana Bandery i Ukraińską Powstań­czą Armię powinna być przez pań­stwo w godny sposób zaznaczona, stosownie do charakteru, rozmiarów i przebiegu zbrodni. Podstawowym zadaniem państwa jest uczczenie pamięci ofiar, oddanie im hołdu. Wszak ginęli za to, że czuli się Pola­kami, a ponadto byli przez sprawców zbrodni utożsamiani z państwem polskim, choć podczas zbrodni było ono okupowane.

Każde przedsięwzięcie, a zwłasz­cza państwowe, powinno być noś­nikiem prawdy, bo jest ono skiero­wane do społeczeństwa, jako całości, nie tylko do rodzin i środowisk po­szkodowanych. Wszelkie państwowe uroczystości, deklaracje, oświadcze­nia, spotkania itp. pełnią rolę in- formacyjno-edukacyjną oprócz wy­rażania pamięci o minionych wy­darzeniach.

Pięć projektów

W odpowiedzi na społeczne ocze­kiwania, by data 11 lipca została wyróżniona w kalendarzu jako dzień pamięci męczeństwa ludności pol­skiej na Kresach, w Sejmie złożonych zostało pięć poselskich projektów uchwał. Właśnie ten dzień symboli­zuje banderowskie ludobójstwo na Polakach, bowiem 11 lipca 1943 r. U PA zaatakowała Polaków jedno­cześnie w 98 miejscowościach, mor­dując zaciekle i okrutnie, by zlikwi­dować na dużych połaciach skupiska polskie, wciąż istniejące po sześciu

miesiącach zbrodniczych napadów na Polaków na Wołyniu.

Cztery projekty ustaw (zgłoszone przez PSL, PiS, Solidarną Polskę i SLD) wnoszą o ustanowienie 11 lipca dniem pamięci ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich, przy czym PSL już w samej nazwie dnia jednoznacznie wskazuje, że chodzi

ofiary ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA a pozostałe pro­jekty zaznaczają tylko w treści uchwały, że Polacy byli ofiarami ludobójstwa, a datę tę proponują określić jako Dzień Męczeństwa Kresowian. Projekty te nie budzą istotnych zastrzeżeń, co do zgodności z prawdą historyczną i zawierają trzy najważniejsze informacje dla społeczeństwa: ofiarą – Polacy (w dwu projektach też obywatele in­nych narodowości), sprawcą – OUN UPA, zbrodnia – ludobójstwem.

Język zbrodniarzy

Piąty projekt uchwały autorstwa PO niestety zawiera fałszywe sformuło­wania, a więc w razie jego zaakcep­towania przez Sejm, w którym ta partia dominuje, spełni szkodliwą rolę informacyjno-edukacyjną, na­ruszy godność ofiar oraz ich rodzin, wzbudzi w polskim społeczeństwie niedobre emocje. W przeciwień­stwie do omówionych już projek­tów zbrodnia została ukryta pod takimi określeniami jak: „tra­giczne wydarzenia”, „tragedia wołyńska” i „antypolska akcja”.

Szczególnie razi to, że po­słowie polskiego parlamentu używają charakterystycznego dla języka zbrodniarzy z OUN-UPA terminu „an­typolska akcja”. Właśnie w ten sposób w dokumentach OUN-UPA nazywano wyrzynanie w pień wszystkich „Lachów od małego do starego”. Używane wyrażenie mało groźnie brzmi, bo antypolska akcja to może być rozrzucanie urągliwych ulotek, wy­bijanie szyb, bojkotowanie kon­taktów, szykanowanie, wy­szydzanie, obrzucanie wy­zwiskami. Nawet, jeśli czy­telnik takie pierwsze sko­jarzenia odrzuci, dowie­dziawszy się z dalszej lek­

tury projektu, że Polacy ginęli z rąk OUN-UPA to wysoce niewłaściwe jest posługiwanie się, ku radości ideowych spadkobierców zbrodniarzy, terminologią tych ostatnich. W dodatku przez reprezentantów po­szkodowanego Narodu. O tym, że Polacy byli ofiarami ludobójstwa, uchwała ma nie mówić.

Zaniżanie strat

Dalej mamy w projekcie PO zadzi­wiające błędy, mogące świadczyć o braku wiedzy historycznej. Sam brak tej wiedzy nie jest zawiniony, lecz korzystanie z nieodpowiednich in­formatorów. Otóż czas zbrodni został zawężony do lat 1942-1943. Pominięto rok 1944, gdy szczególnie intensywnie popełniane były zbrodnie ludobójstwa w Małopolsce Wschodniej, nazywanej zresztą niesłusznie Galicją, 1j. termi­nem z czasów zaboru austriackiego – właśnie dlatego wyeliminowanym z języka oficjalnego przez prawdziwie niepodległą II Rzeczpospolitą.

Sprzeciw budzi podana w projekcie uchwały liczba ofiar – kilkadziesiąt tysięcy, co może być rozumiane maicie: od dwudziestu do dziewięćdziesięciu tysięcy, a więc mamy do czynienia ze znaczącym, sugestywnie wyrażonym zaniżeniem polskich. Dotychczasowe badania wskazują na ok. 130 tys. zamordowanych Polaków przez nacjonalistów ukraińskich, a najostrożniejsi historycy mówią o „ponad 100 tysiącach Projekt uchwały PO w sprawie 70. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodnie ostatnim zgłoszonym w Sejmie tej sprawie. Jego autorzy mieli czas, by zapoznać się np. z wynikami śledztw prowadzonych przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni ] przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej, które nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że OUN-UPA popełniła zbrodnię ludobójstwa.

Wydaje się, że zadecydowały nie merytoryczne względy, lecz polityczne. Od czasu zaistnienia zbrodni przez kilkadziesiąt lat, ofiary są podwójnymi ofiarami – ofiarami zbrodni i polityki. W powszechnym czuciu należą do ofiar najgorszej kategorii, bowiem ich traktowanie wyznaczają nie moralne zasady i społeczne potrzeby, lecz doktryny polityczne i błędne wyobrażenia grup politycznych.

Nacjonalizm odżywa

W omawianej sprawie widać i słychać w wypowiedziach polityków, że sprawujący władzę obawiają się, by wypowiadaniem prawdy o zbrodni wołyńsko-małopolskiej nie „zrazić Ukraińców „ i zniechęcić do wstąpienia do Unii Europejskiej, co ma grozić związaniem się z Rosją. Zaniepokojenie ze strony Ukrainy, że polski Sejm może powiedzieć prawdę, już zostało wyrażone. Świadczyć to może i o tym, że albo nacjonaliści ukraińscy mają wpływy w obecnych kijowskich władzach, albo próbuje się sprawdzić, na ile pań­stwo polskie jest uległe.

Dla prezydenta Janukowycza

„Wołyń” jest mało ważną sprawą

Jedna i druga ewentualność wy­maga suwerennej i silnej postawy, a nie lękliwego ustępowania w sprawach dla Narodu zasadniczych. Zwłaszcza że odstręczenie Ukrainy od Unii Eu­ropejskiej tylko z powodu „Wołynia” to małostkowa wizja. Dla Janukowycza „Wołyń” jest „regionalną spra­wą”, a więc mało ważną. Od obecnej władzy wywodzącej się ze wschodniej Ukrainy, mocno obciążonej sowiec­kim dziedzictwem, zależy wstąpienie do Unii, a tam OUN-UPA nie ma dobrej opinii. Jeśli więc nawet dawano by do zrozumienia, że „Wołyń” zepsuł zainteresowanie Unią, to chyba dla przykrycia zupełnie innych powodów. Rzecz oczywista – coraz liczniejsi na­cjonaliści z postsowieckiej zachodniej Ukrainy i coraz silniejsi, bo ich partia Swoboda weszła do parlamentu, są – lekko mówiąc – zaniepokojeni, bo nasze oficjalne stanowisko, wskazu­jące na wyjątkową zbrodniczość OUN-UPA, przeszkadzać będzie w gloryfikacji tych formacji, siać wąt­pliwości, co do chwały UPA, przy­najmniej w części społeczeństwa ukraińskiego. Ale przecież nasze elity polityczne nie powinny tym się przejmować. Powinny dostrzegać niebezpieczeństwo wzrastania w siłę i wpływy nacjonalizmu ukraińskiego, który wyrósł z faszystowskiej ideologii, posługiwał się zbrodniczymi meto­dami działania. Strachliwe rezygno­wanie z prawdy, by nie „urazić” Ukraińców, a właściwie nacjonalistów ukraińskich, to jest właśnie ich wzmac­nianie, zachęcanie do wywierania na nas nacisków, których przykłady dały ostatnie dni: „urażona” dzia­łaczka Swobody ogłosiła okupację polską ziem ukraińskich we wschod­nich powiatach HI Rzeczypospolitej; „nieznani sprawcy”, również „ura­żeni”, zdewastowali na Podolu dwa pomniki ofiar UPA Grożą i terro­ryzują, bo nie chcą prawdy. Kon­sekwencje niedbania przez państwo polskie o prawdę i własne ofiary, a liczenie się z wrażliwością spadko­bierców zbrodniarzy mogą być ka­tastrofalne. •

Ewa Siemaszko

Autorka jest badaczem zbrodni nacjonalistów ukraińskich dokonanych na ludności polskiej Wołynia w czasie II wojny światowej.

Wypowiedz się