KIno antypolskie

Kino antypolskie

Jerzy Wolak

Już się jako tako przyzwyczailiśmy, iż współczesna rodzima kinematografia to powieść idioty, czas więc przywyknąć do kolejnego etapu dokonywanej za pomocą ekranu modernizacji nadwiślańskiej mentalności, mianowicie: ukazywania narodu polskiego jako bandy degeneratów.

Ostatnie pół roku przyniosło wysyp produkcji, których nie sposób określić inaczej niż mianem antypolskich. Serię rozpoczęła Yuma Piotra Mularuka – opowieść o mieszkańcach niewielkiego miasta gdzieś nad Odrą albo Nysą Łużycką, którzy sukcesywnie podnoszą stopę życiową swej zapyziałej mieściny za pomocą kradzionych na potęgę w niemieckich sklepach towarów.

Obłudni złodzieje

Ktoś zauważy, że to jeszcze żaden wyznacznik antypolskości. Owszem, to nie, ale ambicja autora filmu, by pars pro toto namalować zbiorowy portret Polaków – już tak. Oto bowiem, w optyce Mularuka Polacy to urodzeni złodzieje (przed kradzieżą wstrzymuje ich wyłącznie fizyczny brak możliwości), ale nie tylko – ich grzechem najgłówniejszym jest obłuda, wypływająca z katolickiej mentalności. Polacy Mularuka żyją w cieniu kościoła – jego bryła dominuje nad rodzimym krajobrazem, jego wieże odbijają się w szybach okien, jego dzwony słychać w każdym zakątku. Polacy Mularuka „nabuzowani” Janem Pawłem II z dyndającymi u szyi krzyżykami w fanatycznym amoku wlepiają nieprzytomne oczy w telewizor, które-go ekran nieustannie wypełnia papież, bluzgając w siebie nawzajem złorzeczeniem, przy którym rynsztok nabiera cech krynicznego zdroju.

A od szyderstwa tylko krok do bluźnierstwa: główny bohater w drodze powrotnej z jednej ze swych złodziejskich wypraw zajeżdża pod miejscową spelunkę (która, rzecz jasna, zupełnie przypadkowo, nazywa się Nowena), tam otwiera bagażnik pełen kradzionego dobra i rozkładając ręce w geście ofiarowania mówi: Chodźcie i bierzcie z tego wszyscy.

Urodzeni mordercy

Gdybyż tylko złodziejstwo obciążało sumienie Polaków, to byłoby jeszcze pół biedy. Tymczasem – wedle dyspozycyjnych paszkwilantów dla niepoznaki zwących się filmowcami – Polacy to urodzeni mordercy. I to szczególnego gatunku – mianowicie: żydobójcy. Na sam widok Żyda w Polaku z miejsca gotuje się mleko, które w dzieciństwie z piersi matki wysysał i natychmiast, wręcz odruchowo zaczyna się rozglądać za kłonicą, by wspomnianego zatłuc (albo za stodołą, gdy rzeczeni występują w większej liczbie, aby ich tam za-mknąć i spalić).

A z tym mlekiem, cośmy to wraz z nim mieli wysysać nasz filogenetyczny antysemityzm, sprawa okazuje się nieaktualna, inną bowiem jego przyczynę wykryli specjaliści od duszy polskiej. Ciąży na nas piętno katolicyzmu – jak rzecz auto-rytatywnie wyeksplikował Maciej Stuhr, niekwestionowany ekspert w dziedzinie historii Polski, zwłaszcza średniowiecznej, bez reszty zaangażowany w inny antypolski projekt filmowy – Pokłosie Władysława Pasikowskiego.

Perfidni kłamcy

O Pokłosiu napisano już na wielu łamach nie-zliczone słowa prawdy, przeto nie wyważajmy drzwi dawno otwartych, zwłaszcza że temat tam poruszony o wiele bardziej „twórczo” rozwija Sekret Przemysława Wojcieszka.

Oto młody transwestyta z dużego miasta przybywa w odwiedziny do swego dziadka na wieś i tak jakoś, od słowa do słowa, niespodziewanie wypada z szafy szkielet. Co tam szkielet – cała rodzina Adamsów. Miły ów staruszek – podczas wojny żołnierz podziemia i więzień okresu stalinowskiego – po wojnie zamordował żydowską rodzinę, bo zachciało mu się zamieszkać w jej domu.

Z warsztatowego punktu widzenia Sekret jest nieprawdopodobnym gniotem, co jego autor usiłuje (kiepsko zresztą) maskować intensyfikacją środków ekspresji, mającą w zamierzeniu budować nastrój kipiących emocji, w istocie zaś owocuje przede wszystkim egzaltowaną nudą, ale to akurat nie ma znaczenia, bo obraz ten nie wejdzie do szerokiej dystrybucji. Notabene, film wciąż czeka na oficjalną polską premierę, tymczasem w Berlinie dawno go już widziano i – jak zapewnia jego autor – bardzo się spodobał zarówno Niemcom, jak i Żydom. Gdzie jednak jest powiedziane, że filmy o Polsce należy pokazywać w Polsce?

Po co zresztą narażać widownię na kontakt ze szmirą – mogłoby to wszak osłabić przesłanie, które Wojcieszek wyraża w krótkich komsomolskich słowach: Cały czas mamy zbiorową amnezję, wcale się nie nawróciliśmy. Zabijaliśmy ludzi, którzy cudem przeżyli holokaust i wrócili do domu, a dziś nie mamy wyrzutów sumienia i nie mamy zamiaru o tym mówić.

Podstawowy cel wydatkowania na Sekret środków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej został osiągnięty – opiniotwórcze media kategorycznie każą nam zadawać sobie pytanie: Kto wcześniej mieszkał w domu, który zajęli [nasi dziadkowie], kiedy skończyła się okupacja? Co się tak naprawdę stało z dawnymi lokatorami? Czy mam moralne prawo mieszkać właśnie tu, otwierać drzwi, którymi oni wchodzili do swego domu, stąpać po tej samej drewnianej podłodze, kąpać się w tej samej żeliwnej wannie?

Podobne enuncjacje w społeczeństwie, którego niemal jedna trzecia bez własnej winy zamieszkuje domostwa opuszczone przez wyrugowanych właścicieli, to nieodpowiedzialne sianie psychozy…

Brudne dzikusy

Po obejrzeniu filmów w rodzaju Sekretu czy Pokłosia – trąbią histerycznie media od dawna szerzące antypolską propagandę – człowiek odruchowo kuli się, przechodząc koło starych domów, z niepokojem mija na ulicy starszych ludzi.

No właśnie, starsze pokolenie Polaków nie od dziś tkwi solą w oku modernizatorów nadwiślańskiej mentalności. Chodzi do kościoła, praktykuje tradycyjne obyczaje, jeśli już nie wpływa na młodzież, to przynajmniej samą swą obecnością daje znak sprzeciwu. Ich więc również należy opluć i splugawić.

Cóż bowiem w młodości robili ci, którzy twierdzą, że Żydów nie mordowali, a za to chwalą się działalnością w ruchu oporu? W tę sferę wnikliwe oko zapuszcza Marcin Kryształowicz w filmie Obława. Reżyser ów zabiera widza na wycieczkę do lasu, w którym na jednej z polan wegetuje banda brudnych meneli w podartych szmatach- to polska partyzantka (bynajmniej jednak nie jak mogłoby się na pierwszy rzut oka słusznie wydawać – oddział Gwardii Ludowej).

Apatycznie snują się po nędznym obozowisku, w którym wzrok z miejsca przyciąga jeden punkt – sklecona z drewnianych tyczek klatka do przetrzymywania konfidentów i kolaborantów sprowadzanych z po­bliskiego miasteczka do likwidacji (s/c!).

Kryształowicz naoglądał się hollywoodzkich produkcji postapokaliptycznych klasy B, jedna­kowoż przyznawać się do takich fascynacji to ra­czej „obciach”, dlatego przemądrzale tłumaczy, że pokazywanie czystych i nieskazitelnych mundurów i serc, w dzisiejszych czasach byłoby niestosowne. Po pierwsze, trąciłoby fałszem, po drugie, komplet­nie nie byłoby interesujące.

Kiedy więc po mniej więcej godzinie mę­czącego obcowania z czeredą odrażających dra­bów dostrzegamy pomiędzy drzewami sylwetki schludnych chłopców w czystych i nieskazitel­nych mundurach feldgrau, w pierwszym odru­chu – zupełnie bezwiednym i bezwolnym – od­czuwamy ulgę, że oto zaraz ktoś zrobi porządek z tą dziadownią. Czyżby o to chodziło?

Pijani tchórze

Czy można się dziwić, że przegraliśmy wojnę? Żadną miarą! My nie mogliśmy tej wojny wygrać, bo najzwyczajniej w świecie na to nie zasłużyliśmy – jak prosto w filmie Tajemnica Westerplatte Paw­ła Chochlewa wyjaśnia swemu dowódcy w obliczu wroga pijany żołnierz.

Faktycznie, ci których pokazał Chochlew, nie zasłużyli nawet na to, by ich nazywać żołnierza­mi. A sama produkcja Chochlewa nie zasługuje na to, by ją nazwać filmem wojennym. Ani, tym bar­dziej, filmem polskim, gdyż swą wymową wyraź­nie wpisuje się w nurt kina antypolskiego.

Po pierwsze, ukazuje wątpliwą wersję wyda­rzeń rozegranych w pierwszych siedmiu dniach września w Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Fakt załamania się majora Suchar­skiego i przejęcia faktycznego dowodzenia przez kapitana Dąbrowskiego, nie wspominając o infor­macji od podpułkownika Wincentego Sobociń­skiego, iż Westerplatte nie doczeka się żadnej od­sieczy, to tylko hipoteza, domysł oparty na nader wątłych dowodach.

Po drugie, żołnierze polscy zostali ukaza­ni w skandaliczny sposób – jako tchórze, którzy już na drugi dzień wojny popadają we frustrację i zwątpienie; jako warchoły, które wolą okładać się po gębach, niż pilnować, czy wróg się nie zbli­ża; jako defetyści, którzy nie dość, że są świadomi słabości militarnej Polski, to już czwartego wrze­śnia wiedzą, że nikt jej nie pomoże; jako duchowe karły, które szukają wsparcia w gorzałce, a odreagowania w oblewaniu uryną patriotycznego katu; jako histerycy grożący sobie wzajemnie bronią w obliczu wroga; jako dekownicy, dezerterzy i bratobójcy chętniej strzelający do siebie nawza- jem niż do Niemców; wreszcie jako durnie biegający pod ostrzałem nago po plaży.

To całkowita nieprawda – morale polskiego wojska we wrześniu 1939 roku stało na niezwy- kle wysokim poziomie. Żołnierze byli znakomicie wyszkoleni i święcie przekonani o własnej niezwyciężoności, jak również o rzekomej słabości armii niemieckiej, wyposażonej jakoby w samoloty i czołgi z tektury; pokładali też niezachwianą ufność w kompetencje i słuszność poczynań ich przełożonych.

Po trzecie zatem, czy słuszną rzeczą jesl konstrukcja powszechnego obrazu obrony Westerplatte (nawet jeśli faktycznie to tylko mit, w istocie zaszło tam coś, co zmienia dotychczasową interpretację wydarzeń) już w pierwszym, pewne przez wiele następnych lat jedynym o filmie, który z tej racji pełnić będzie funkcję łącznego źródła popularnej wiedzy? Wcale nie zapominam o Westerplatte Stanisława Różewicza z roku 1967 – przeciwnie, nie potrafię pohamować smutku, goryczy, ba, wściekłości, że w wasalnym, sowieckim PRL-u kręcono filmy pełniej ukazujące prawdę historyczną i głębiej formujące patriotyczne postawy Polaków niż w Polsce rzek niepodległej i wolnej…

Niniejszy tekst został oddany do druku w przeddzień premiery Syberiady polskiej Janusza Zaorskiego, stąd też na temat możliwej antypolskości tego obrazu nie powiem ani słowa,choć poważne wątpliwości budzi- w obliczu istnienia przebogatej „syberyjskiej” literatury najwyższych lotów – ekranizacja nader przeciętnej prozy autorstwa śledczego prokuratury wojskowej w gorętszych latach stalinizmu…

Yuma, scen. i reż. Piotr Mularuk, Czechy-Polska 2012, 113 Sekret, scen. i reż. Przemysław Wojcieszek, Polska 2012, 82 Obława, scen. i reż. Marcin Kryształowicz, Polska 2012, 96 Tajemnica Westerplatte, scen. i reż. Paweł Chochlew, Polsk twa

Jerzy Wolak- Polonia Christiana