|
Na bieżąco składali do Gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po tzw. „aryjskiej” stronie miasta, czasami nawet po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowań, z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów. Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli nawet taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld – szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki – składającej się z grupy żydowskich policjantów – agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu. Spośród agentów „trzynastki” wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności – „Żagwi” – specjalnie stworzonej przez warszawskie Gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski „Lonek”. „Żagiew” działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura „Żagwi”. Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy ( tzw. „twarde dwudziestki”). Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, że dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie Gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po „aryjskiej” stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, że w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować nawet 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność „Żagwi” i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski. Ale żydowscy agenci Gestapo działali skutecznie także w innych miastach. W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich. Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer – człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla Gestapo. Niemcy pozwolili mu nawet na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez Niemców, nazistów kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli. U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia. Tygodnik „Der Spiegel” w artykule zatytułowanym „Wspólnicy – europejscy pomocnicy Hitlera przy mordowaniu Żydów” (Die Komplizen – Hitlers europäische Helfer beim Judenmord) twierdzi, że za Holokaust odpowiedzialni są nie tylko Niemcy, ponieważ bez pomocy setek tysięcy ludzi innych narodowości (nie-Niemców) niemieccy naziści nie byliby w stanie samodzielnie wymordować kilku milionów Żydów. Wśród pomocników Hitlera tygodnik, m.in. obok Ukraińców, Rumunów, Francuzów czy Węgrów, wymienia także Polaków. Natomiast zupełnie pominięto rolę Żydów – największych pomocników Hitlera, bez Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów. W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat: funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do obozów zagłady. Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów mordowania Żydów Żydzi wielokrotnie wysuwają nieprawdziwe oskarżenia przeciw Polakom o rzekomo szeroko rozpowszechnioną kolaborację z Niemcami. Konsekwentnie milczą o dwóch bardzo wstydliwych kolaboracjach, w których uczestniczyły niektóre środowiska żydowskie. O kolaboracji dużej części Żydów z Sowietami w latach 1939-1941 i o kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji z Niemcami, kolaboracji będącej swoistą żydowską „hańbą domową”. I to nie tylko w Polsce, ale również w wielu innych krajach okupowanej przez Niemców Europy. Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich). Z ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce „Eichmann w Jerozolimie” (Kraków 1987). Napisała tam m.in. (s. 151): „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”. Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę. Arend stwierdziła wprost: „O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano” (tamże, s. 151). [..] ŻYDOWSKA AGENTURA GESTAPOPostarajmy się więc odświeżyć pamięć o sprawach tej kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji, od lat tak gorliwie przemilczanej – wbrew prawdzie historycznej, obarczając Polaków zbrodniami Holokaustu i zbrodniczym rabunkowym antysemityzmem. W tych oskarżeniach przoduje już nie tylko amerykańskie lobby żydowskie, żądające od Polski 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego, ale udział bierze nawet parlament Stanów Zjednoczonych podejmując ustawę nr 447, której wykonanie zrujnuje Polskę doszczętnie poprzez zabór nie tylko prywatnych kamienic, ale fabryk, gospodarstw rolnych, lasów państwowych oraz biliona PLN. Udział w tej nagonce bierze Izrael znanymi już pomówieniami o „polskie obozy koncentracyjne” i świadectwo „moralności Polski” która „ośmieliła” się znowelizować ustawę Instytutu Pamięci Narodowej. W owej nagonce na Polskę, Polaków i polskość bierze udział opozycja totalna, czyli zdrajcy, uważający siebie za Polaków, głosujący w parlamencie Unii Europejskiej przeciwko Polsce. Należą do nich europosłowie – Róża Thun zwana „czerwoną różą”, Janusz Lewandowski, Michał Boni (TW „Znak”), Danuta Jazłowiecka, Danuta Hübner, Julia Pitera (kupiła w Warszawie kamienicę za 400,00 zł) , Danuta Jazłowiecka i inni zdrajcy własnej Ojczyzny. A wszystkiemu sekunduje masońska i komunistyczna Unia Europejska. LOSY OBYWATELI POLSKICH POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO.Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na wschodnich Kresach II Rzeczypospolitej Polskiej (woj. lwowskie i tarnopolskie): „W każdym razie Judenrat stał się narzędziem w rękach Gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są „Gestapem na ulicy żydowskiej’. Powołali Ordnungsdienst (służbę porządkową) – jako organ wykonawczy składający się z najgorszych elementów nizin społecznych (…). W gruncie rzeczy Judenrat zaczął prowadzić politykę rabunkową w celu napełnienia własnych kieszeni, by tymi pieniędzmi przekupić władze i Gestapo, ale tylko w celu zabezpieczenia losu swoich i najbliższej rodziny. Nie znane są przypadki, aby Judenrat bezinteresownie pomógł któremuś Żydowi (…). Do wykonania swoich niecnych czynów, jak ściąganie ogromnych podatków i nałożonych kontrybucji, łapanie do łagrów i napadów na domy żydowskie, Judenraty używały swojej Ordnungsdienst, której dawali procent z łupu, a oni w liczbie dziesięciu-piętnastu napadali na ludzi, bijąc ich w okrutny sposób, niszcząc i rabując, cokolwiek się dało, i to ze straszną bezwzględnością” (Por. B. Milch: „Testament”, Warszawa 2001, s. 106-107). Pytanie, dlaczego Jan Tomasz Gross nawet jednym zdaniem nie wspomniał w swej przeznaczonej dla Amerykanów ponad 300-stronicowej książce o rabunkach na Żydach dokonywanych przez żydowską policję na zlecenie Judenratu? W tejże książce Milcha czytamy na s. 126-127: „(…) Judenrat załatwił z tymi mordercami, że do trzech godzin dostarczy im żądane trzysta osób. Sami Żydzi musieli łapać i wydawać braci i siostry w ręce katów, którzy stali na placu folwarku, obok naszego mieszkania, i przyprowadzonych przyjęli pałkami albo nahajkami, a później wywieźli na rzeź do Bełżca (…) Judenratowcy i Ordnungsdienst, przy pomocy ukraińskiej policji i kilku Niemców, którym jeszcze zapłacono, by prędko pracowali, gonili po ulicach, jak wściekłe psy czy opętańcy, a pot się z nich lał strumieniami (…). Straszny to był widok, jak Żyd Żyda prowadził na śmierć (…)”. KRÓL ŻYDOWSKI W ŁODZISzczególnie haniebną rolę w wysyłaniu własnych żydowskich rodaków na śmierć odegrał Chaim Rumkowski, prezes Rady Żydowskiej w Łodzi, „król” getta łódzkiego na usługach Niemców. Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne pieniądze „chaimki” i „rumki” oraz znaczki pocztowe z jego podobizną. Rumkowski urządził sobie harem w jednej willi i wciąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na jego tyranię nad mieszkańcami getta arcygorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i wyekspediował olbrzymią większość swych poddanych do obozów zagłady. W końcu jednak i jego Niemcy wysłali do Oświęcimia. Podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów, którzy nie zwlekając ani chwili, natychmiast po przywiezieniu go do obozu spalili go żywcem w obozowym piecu (Por. E. Reicher: „W ostrym świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945”, oprac. R. Jabłońska, Londyn 1989, s. 29). WIELKA SZPERA W ŁÓDZKIM GETCIE70 lat temu, 5 września 1942 roku, Niemcy rozpoczęli w łódzkim getcie akcję wywożenia do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem nieprzydatnych do pracy – dzieci poniżej 10 lat, osób starszych i chorych. Akcja nazwana Wielką Szperą pochłonęła życie od 15 do 20 tys. Żydów. – Nie ma chyba nikogo, kto przeszedł przez łódzkie getto i nie został osobiście dotknięty przez Wielką Szperę, w trakcie której do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem wywieziono niemal wszystkie dzieci – uważa Ewa Wiatr z Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. I dodaje, że dzieje Litzmannstadt Getto dzielą się na okres przed i po Szperze. Jak wyjaśniła Wiatr słowo „Szpera” pochodzi od niemieckich słów „Allgemeine Gehsperre” i oznacza całkowity zakaz opuszczania domów, który Niemcy wprowadzili 5 września 1942 r. ODDAJCIE DZIECIDzień wcześniej, 4 września, przełożony Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie Mordechaj Chaim Rumkowski wygłosił przemówienie, w którym wezwał mieszkańców zamkniętej dzielnicy, by oddali swoje dzieci dla ratowania innych. – Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. (…) W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci! – wzywał Rumkowski. Przyznał, że zaskoczyła go likwidacja chorych ze szpitali przeprowadzona przez Niemców 1 września, ale myślał, że na tym się skończy. Tymczasem – jak mówił – dostał rozkaz wysłania więcej niż 20 tys. Żydów poza getto. Dlatego musi przygotować „tę trudną i krwawą operację, musi odciąć gałęzie, aby ocalić pień”. Ze słów Rumkowskiego wynikało, że Niemcy chcieli pierwotnie, aby getto opuściło w sumie 24 tys. osób – po 3 tys. na każdy z ośmiu dni. Jemu udało się zredukować tę liczbę do 20 tys. – Jestem wykończony. Chcę wam tylko powiedzieć, o co was proszę – pomóżcie mi przeprowadzić tę akcję. (…) Złamany Żyd stoi przed wami. Nie zazdrośćcie mi. To jest najtrudniejszy ze wszystkich rozkazów, jaki musiałem kiedykolwiek wydać. Wyciągam do was moje złamane, trzęsące się ręce i błagam: dajcie tym rękom ofiary! Tylko tak możemy zapobiec przyszłym cierpieniom i zbiorowość 100 tys. Żydów może być zachowana” – mówił. Po przemówieniu Rumkowskiego nastąpił „atak” na biura meldunkowe, aby zmienić dzieciom metryki urodzenia. O tym co się działo w biurze opisał wówczas w swoim reportażu publicysta Oskar Singer, który trafił do łódzkiego getta z Czech. „W biurze rozgrywały się sceny, których żaden tragik nie byłby zdolny odzwierciedlić. (…) Petenci krzyczą, płaczą, szaleją. Każda sekunda może przynieść ze sobą wyrok. (…) Nowe dokumenty, stare pożółkłe szpargały, nowo znalezione świadectwa urodzenia, paszporty, legitymacje prawdziwe i fałszywe miały wykazać, że dziecko jest starsze, a starzec młodszy” – pisał Singer. ODBIERAJĄ DZIECI„Wielka Szpera” trwała od 5 września do 12 września 1942 r. Getto podzielono na rewiry, które systematycznie były sprawdzane. Początkowo akcje wyszukiwania dzieci przeprowadzali żydowscy policjanci, ale nie mogli dać sobie z tym rady. „Dochodziło do dantejskich scen. Odebranie matce dziecka trwało kilkanaście minut. Widać było, że żydowscy policjanci nie dadzą rady i dlatego do getta weszło niemieckie komando” – powiedziała Wiatr. Zwróciła uwagę, że po wejściu Niemców „nastąpił paraliż matek”. „Żadna z nich nie ośmieliła się wydać z siebie głosu sprzeciwu, nie miały odwagi nawet poruszyć ręką. Zapanował strach przed Niemcem” – mówiła. Dodała, że przy wyszukiwaniu osób do wywiezienia Niemcy nie opierali się na żadnych wykazach, lecz „kierowali się wyłącznie wrażeniami optycznymi”. O Wielkiej Szperze tak pisał Biuletyn Kroniki Codziennej 14 września 1942 roku: „Dziś jeszcze trudno zdać sobie sprawę z tego, co zaszło. Przez getto przeszedł żywioł, który zmiótł z powierzchni około 15 tysięcy osób (dokładnej liczby nikt jeszcze nie zna) i życie jak gdyby znów powróciło do dawnego koryta”. Z Kroniki wynika, że mieszkańcy sprawdzanego domu zwoływani zostawali na podwórze, ustawieni w dwuszeregu i podlegali przeglądowi przedstawiciela władzy. W tym czasie policja żydowska rewidowała mieszkania, okradając je i sprowadzała ukrywające się osoby. Akcja taka trwała nieraz tylko kilka minut. Po jednej stronie ustawiane były osoby do wysiedlenia, po drugiej ci, którzy mieli zostać. „Przy ładowaniu na wozy zdarzało się, że ludzie, albo przez niezrozumienie albo też umyślnie próbowali przedostać się do grupy pozostawionej; rozprawa w takich wypadkach była bardzo krótka i odbywała się na oczach zebranych lokatorów” – napisano w Kronice. Takie osoby były zastrzelone na miejscu. Ażeby zachęcić policję żydowską i straż do sumiennego przeprowadzenia akcji, obiecano im ochronę najbliższej rodziny. ŻYCIE W GETCIE PO „WIELKIEJ SZPERZE” WRACA DO „NORMY”Po zakończeniu akcji 12 września pojawiło się ogłoszenie władz getta informujące, że od poniedziałku 14 września nastąpi otwarcie wszystkich fabryk i warsztatów. Wcześniej otwarto sklepy i rozpoczęto wydawanie racji żywnościowych. W Kronice z 14 września 1942 roku napisano: „zdawałoby się, że wypadki ostatnich dni na dłuższy czas pokryją całą ludność getta żałobą, a tymczasem tuż po wypadkach, a nawet jeszcze podczas akcji wysiedleńczej ludność opanowana była troskami codziennymi przy odbiorze chleba, racji itd. i często przechodziła do porządku dziennego nad bezpośrednim osobistym nieszczęściem”. W wyniku Wielkiej Szpery do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof) wywieziono z Litzmannstadt Getto 15 – 20 tysięcy osób, w tym niemal wszystkie dzieci poniżej 10 roku życia oraz powyżej 65. roku życia. Niemcy utworzyli getto w Łodzi w lutym 1940 r. jako pierwsze na ziemiach polskich włączonych do Rzeszy. Łącznie przebywało tam ponad 200 tys. osób. Przez pięć lat z głodu i wyczerpania zmarło w nim prawie 45 tys. osób. Całkowita likwidacja getta nastąpiła w sierpniu 1944 r. Ostatni transport wyjechał z Łodzi do KL Auschwitz 29 sierpnia 1944 r. Z ponad 70 tys. osób, które jeszcze w lipcu były w Łodzi, ponad 60 tys. zamordowano w komorach gazowych Auschwitz, zaś setki trafiły do obozów pracy na terenie Rzeszy. Według różnych źródeł ocalało z łódzkiego getta od 7 do 13 tysięcy osób. |


Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.