Niech żrą trawę!

 

Niech żrą trawę!

Felieton Janusza Sanockiego

Pytanie o to jak politycy postrzegają głodnych trapi Europejczyków od dawna. Ponoć królowa Maria Antonina na widok głodnego tłumu podchodzącego pod Wersal  kiedy usłyszała, że ludziom brakuje chleba, znalazła błyskawicznie receptę: „Nie mają chleba? Niech więc jedzą ciastka!” Z kolei w kawale pochodzącym z lat 60. radziecki przywódca Chruszczow podchodzi do człowieka jedzącego siano i perswaduje mu: „Ty durak! Jest lato! Żryj trawę, siano zostaw sobie na zimę!” Zdawać by się mogło, że zarówno czasy ancienne regime’u, jak i komunizmu mamy dawno za sobą, ale mentalność aparatczyków się nie zmieniła. Oto złotousty poseł polskiego sejmu Stefan Niesiołowski na pytanie o głodne dzieci w Polsce, których statystycy naliczyli około 800 tys. odpowiedział, że w te dane nie wierzy, bo jeszcze nie cały szczaw na torach jest wyjedzony. „Znaczy – jakby byli głodni, wyżarliby szczaw. A tak niech nam tu politykom nie zawracają głowy!” Postawa posła Platformy Obywatelskiej odzwierciedla poglądy – jak się wydaje – większości polskich polityków. Słuchałem komentarzy na temat wypowiedzi sympatycznego pana Stefana – i z wyjątkiem oburzonych PiS-owców (w tym odłamowców od Ziobry) pozostali posłowie są wyrozumiali: „Eee, nic takiego nie powiedział” . Taka postawa posłów jest jak najbardziej na czasie. „Oburzające” są – jak wiadomo – tylko wypowiedzi posłanki Pawłowicz na temat pederastów, czy gęby posła, który udaje kobietę. Ale głodne dzieci można wysyłać, żeby wyskubywały szczaw  na torach, dopóki bowiem tego nie zrobią, problemu głodu poseł rządzącej partii w Polsce nie zauważy. Ci, którzy oburzają się zachowaniem Niesiołowskiego – proszę niech sobie przypomną, jak ten chamuś został i przez kogo wyhodowany? Proszę sobie przypomnieć poprzednie wybryki, podczas których po prostu lżył swoich przeciwników politycznych, pobił dziennikarkę i wszystko to uchodziło mu na sucho. Był bowiem Tuskowi potrzebny, żeby flekować zwalczanego Kaczyńskiego, a wraz z nim wszystkich, którzy ośmielali się krytykować rząd. Był potrzebny, więc go obłaskawiano, ba, wręcz zachęcano do kolejnych wybryków. Szczujni dziennikarze jak Tomasz L. czy Monika O. robili mu miejsce w swoich programach publicystycznych i chamuś rozzuchwalał się coraz bardziej. W końcu doczekaliśmy momentu, w których Niesiołowski wysyła głodne dzieci, by jadły trawę, ale, jak sądzę, to nie koniec wyczynów tego „polityka”. Chamstwo, jakie w życiu publicznym zafundowali nam obecnie rządzący Polską przy pomocy sfory usłużnych dziennikarzy, doprawdy jest czymś zupełnie wyjątkowym. W żadnym cywilizowanym państwie, gdzie politycy są pod szczególnym nadzorem wolnych mediów, takie zjawisko nie mogłoby wystąpić.  Źródła tej patologii systemu tkwią oczywiście w przywilejach dla partii politycznych zawartych w ordynacji wyborczej i ustawie o finansowaniu partii. Gdyby w Polsce taki Niesiołowski musiał ubiegać się o głosy OSOBIŚCIE w niewielkim, jednomandatowym okręgu wyborczym, zostałby wyrzucony za burtę i mógłby sobie poujadać gdzieś na marginesie publicznego życia. U nas system list partyjnych niszczy życie publiczne i obniża poziom polityków do przysłowiowego dna. Dotyczy to nie tylko Niesiołowskiego. Niedawno czytelnicy Internetu (bo    w mediach ta wiadomość przemknęła niezauważona) mogli dowiedzieć się o kłopotach żony byłego ministra „Mira D.”. Została ona aresztowana na Florydzie po tym, jak ukradła futro ze sklepu. Jak pamiętamy „Miro” wyleciał był po aferze hazardowej, odgryzł się określając Polskę jako „dziki kraj”. Doprawdy miał w tym dużo racji. Kraj, w którym takie szmodaki jak on sam i jak wymowny Stefan mogą być posłami i ministrami jest jeszcze bardzo dziki. W cywilizowanym kraju ani Stefan, ani Miro nigdy nie byliby wpuszczeni na salony. W nieszczęsnej Polsce dano im możliwość skubania frajerów z pozycji „polityków”.  Nie dziwmy się zatem, że zgodnie z odwieczną mentalnością złodzieja gardzącego frajerami” oni nas po prostu nienawidzą.

Janusz Sanocki