Bogaci do uzdrowisk, a biedni pod gruszę.

Uwaga – prywatyzują uzdrowiska

Andrzej Ruraż-Lipiński

 

W tym obłędzie wyprzedawania Polski, Ministerstwo Skarbu Państwa podjęło decyzję o sprzedaży polskich uzdrowisk. To już nie zakłady pracy. Sprzedawane są całe miasta. Razem z ludźmi. Pan minister, który, psim prawem, wyprzedaje skarb państwa, czyli Polskiego Narodu, zadecydował teraz, (a może to nie on), że, w rękach Rzeczypospolitej pozostanie tylko Krynica-Żegiestów (nie wiadomo, dlaczego Krynica, a nie np. Ciechocinek).

W prywatne ręce, dostaną się, między innymi, Ciechocinek, Kołobrzeg i Świnoujście. Według ministerstwa, za wszystkie, pozostałe kurorty uzdrowiskowe (sześć miast), wpłynie do budżetu państwa ok.125 mln. zł. !!! Kto tak wyceniał?

Ministerstwo zapewnia, że zakłady lecznictwa uzdrowiskowego będą funkcjonowały ma dotychczasowych zasadach, po podpisaniu, oczywiście, umów z tzw. Narodowym(?) Funduszem Zdrowia.

Byłoby znacznie prościej i taniej, gdyby, zaraz po elekcji wystawił na sprzedaż np. gmach swojej kancelarii, a następnie medytowałby, jak szybko i co sprzedać, w jednym gmachu których, w Warszawie, ma, do swojej dyspozycji, aż cztery, jego kumpel, Umiłowany Przywódca, Gajowy. W tym centralnym miejscu Warszawy, wartość tego kompleksu budynków (jego kancelarii) przekracza, zapewne, 125 mln. zł.

Cały ten ogromny wysiłek Tuska, niestety premiera, wzbudza współczucie. Przecież tyle wkłada pracy, a tak mało, w obywatelach, wdzięczności!

A gdyby tak kompleksowo, naprawdę myślał o dobru Polaków, a nie o piłce kopanej, po prostu, na sprzedaż wystawiłby całe państwo; Polskę. Po co marnować czas i pieniądze podatników. Od razu, jednym ruchem, wszystko. Oczywiście, zgodnie z prawem – na przetargu. Mniej by się nadenerwował, miałby więcej czasu na nowe boiska, stadiony, Pedalskie Piłkarskie Mistrzostwa Europy, strefy własnych wielbicieli i realizacje innych zaleceń rzeczywistego rządu brukselskiego. A, co najważniejsze, przeszedłby do historii, jako ten, który pierwszy w świecie, całe państwo przekazał w prywatne ręce; np. ręce niemieckie. I spokojnie mógłby sobie grać w piłkę i swymi wrednymi oczkami, z unijną pensją za zasługi, tylko przeglądać i akceptować projekty pomników wdzięczności ku swojej czci, spontanicznie budowanych przez wdzięcznych wyborców, z napiwków otrzymywanych od swych niemieckich panów lub też obowiązkowych, 1%-wych, odpisów od podatków wszystkich obywateli. Wystarczyłoby pieniędzy także na monumenty kanclerki Anieli.

Najwyraźniej, miał złych doradców.

Andrzej Ruraż-Lipiński