O tym, jak jeden nieszczęśliwy człowiek zaraził swoim nieszczęściem cały kraj

To nie będzie tekst politologiczny, ale ktoś go wreszcie musiał napisać. Nie da się bowiem zrozumieć tego, co się w Polsce dzieje, bez właściwego opisu osobowości najważniejszej postaci naszej polityki. Tylko chyba bowiem w Stanach Zjednoczonych psychologiczne przymioty lidera tak mocno, jak u nas, determinują procesy polityczne w demokratycznym państwie.

Na szczęście dla Amerykanów, u nich instytucje są silne i jakoś dają sobie radę z fobiami, szaleństwami i ułomnościami najważniejszej politycznej postaci. My, niestety, jesteśmy całkowicie uzależnieni od tego, co dzieje się w głowie i duszy Jarosława Kaczyńskiego.

A jest to człowiek głęboko nieszczęśliwy, wymagający pomocy terapeutycznej. Nie twierdzę, że jest chory psychicznie, bo nie mam narzędzi i kompetencji do postawienia takiej diagnozy, ale każdy widzi, że to człowiek głęboko nieszczęśliwy, zraniony i zgorzkniały.

Stworzył system polityczny, który jest emanacją jego fobii i demonów, bo oparto go na jego osobistej pozycji i autorytecie w obozie władzy. Dlatego tak bardzo jego nieszczęście zaraża nas wszystkich.

Zacznijmy od jego dziwnych relacji z rodzicami – o ile matce chce stawiać pomniki i nazywać jej imieniem ulice, o tyle o ojcu nie wspomina wcale, jakby go w ogóle nie było. Dziennikarze opisali przyczyny tego stanu rzeczy. Kto chce, niech sięgnie do ich książek i artykułów. Dla mnie pozostaje oczywistym faktem rażąca dysproporcja w jego uczuciach względem matki i ojca. Widać w nim prawie chorobliwy dystans wobec tego drugiego i równie dziwną miłość wobec tej pierwszej.

W swoim życiu prezes PiS kochał tylko dwie osoby – matkę i brata. Relacje z nimi, co sam wielokrotnie opisywał, były ponadstandardowe: dzwonił do nich kilkanaście razy dziennie! Każdy z nas kocha swoich rodziców i rodzeństwo, ale bądźcie szczerzy: telefonujecie do nich kilkanaście razy dziennie?! Przecież to świadczy nie o miłości, ale o jakimś uzależnieniu na granicy normalności. I ważne – ta dwójka najważniejszych ludzi w jego życiu nie żyje od kilku lat. Brat zginął w katastrofie lotniczej, którą Jarosław od czasu do czasu nazywa zamachem i wskazuje sprawców, a matka trzy lata później, nigdy już nie wyzdrowiawszy po wiadomości o śmierci Lecha.

Prezes PiS żyje w ciągłej żałobie po nich, co zresztą jest zarówno nienormalne, jak i niechrześcijańskie, bowiem Kościół określa okres żałoby na jeden rok. Oczywiście, że jest to kwestia indywidualna, ale nawet księża nawołują do otrząśnięcia się ze śmierci bliskich. Kaczyński tego nie robi, tkwi w jej cieniu, żyje niejako delektując się tym stanem. Być może to objaw depresji, być może czegoś głębszego – nie wiem, nie jestem psychologiem. Ale jeśli spotykacie kogoś stale uwikłanego w żałobę i z tej żałoby nie chcącego wyjść, to chyba mielibyście obawy, czy wszystko z nim jest w porządku, prawda? A ktoś taki rządzi de facto naszym krajem i zaraża go swoim nieszczęściem.

(…)

I najważniejsze – czy z tego także nie wypływa jego głębokie nieszczęście, którym epatuje i zaraża nas wszystkich? Z tej nienormalności nie może wynikać nic dobrego. Savonarola rzadko bywa wzorem dobrego władcy.

A czy wiecie, że prezes PiS nigdy jako dorosły człowiek nie wyjechał poza granice Polski na wakacje? Ostatni raz był z mamą i bratem w Odessie na wakacjach… w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Potem już nigdy nigdzie poza Polskę nie wyjeżdżał prywatnie. Owszem, jako premier rządu wylatywał poza Odrę, ale tylko w oficjalnych delegacjach, nigdy prywatnie.

Może nie dziwić, że dziś, jako starszy już człowiek, woli w czasie urlopu łowić ryby z Joachimem Brudzińskim, niż włóczyć się po świecie z plecakiem, ale kiedy już po 1989 roku otwarły się granice, jego nie kusiło, by wyjechać do Florencji, poleniuchować na greckiej plaży, zjeść dobre sery w Paryżu. Uważacie to za normalne? Co ktoś taki wie o świecie? To, co mu jego podwładni zechcą powiedzieć. A co mu opowiadają? To, co chce usłyszeć, bo się go boją i dostarczają mu jedynie tych wieści o Niemcach, Francuzach czy EU, które potwierdzają jego fobie i uprzedzenia.

Czy widzieliście jak podwładni Kaczyńskiego reagują, gdy wchodzi do sali sejmowej? Jak szukają jego wzroku? Jak płaszczą się przed nim? Lub stają w postawie na baczność? Jakie pocieszne i żałosne pozy przybierają, byleby tylko przypodobać się swemu właścicielowi? Przecież oni zachowują się jak ofiary Fritzla! Oni zostali przez swego lidera wielokrotnie politycznie i moralnie zgwałceni. I tę przemoc przekazują dalej – do swych podwładnych, przeciwników politycznych, rodzin (nie jest kwestią przypadku, że najczęściej o biciu żony czy przemocy w rodzinie słyszymy w odniesieniu do polityków PiS i pisolubnych dziennikarzy).

Bo jest pewną prawidłowością, że dzieci alkoholików zostają alkoholikami, (…)

Nieszczęście Kaczyńskiego czyni nieszczęśliwymi jego przeciwników – to jasne. Zamienił ich życie w pasmo upokorzeń. Tępa propaganda mediów rządowych, skierowanie do TK Pawłowicz czy Piotrowicza, występy młodych pisowskich hunwejbinów atakujących prof. Strzembosza czy wszelkie reguły przyzwoitości i logiki – to wszystko czyni życie oponentów Kaczyńskiego prawie nieznośnym.

Ale przecież on swoim nieszczęściem zaraził także swoich zwolenników. Wszak oni się nie cieszą – oni co najwyżej rechoczą. Wyborcy PiS niby mają prawo do satysfakcji, ale odczuwają ją tylko w wypadku upokorzenia przeciwników. Ten sado-populizm (termin wymyślony przez T. Snydera), radość z cierpienia oponenta, przejawia się w znanym okrzyku wyborców PiS, którzy wszelkie przejawy oburzenia na działania tej partii, kwitują radosnym: „Słychać wycie? Znakomicie!”.

Ale zaraz po tym pogrążają się w smutku – bo przecież wciąż Targowica na wolności, a nie w kazamatach, „komuniści i złodzieje” chodzą po ulicach, „gorszy sort” nadal ma prawo głosu, a ci, co zabili Lecha Kaczyńskiego nadal siedzą w sejmie, zaś prezes PiS może tylko na nich krzyczeć. Jak tu się cieszyć? Z czego radować?

Jarosław Kaczyński jest starym, nieszczęśliwym, zgorzkniałym człowiekiem, na granicy normalności. Jego dziwne relacje z rodzicami, nieudana rodzina (…)

Swoim nieszczęściem zaraził nas wszystkich, cały kraj. Ma to zarówno skutki polityczne, o których mógłbym długo, i mam nadzieję z sensem, pisać, ale ma także swoje konsekwencje psychologiczne.

Możliwe, że powinniśmy się obawiać koronawirusa, ale my wszyscy jesteśmy już zarażeni o wiele groźniejszym wirusem. Nie przynieśli go uchodźcy, nie rozpylili w powietrzu islamscy terroryści. Zaraził nas nim ten stary i zgorzkniały człowiek. To wirus nienawiści, zawiści, pogardy. Nieszczęśliwy starzec uczynił nas wszystkich nieszczęśliwymi.

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie siedzą

Wolność Równość Demokracja

2 lutego ·

Marek Migalski

Opublikowano za: https://www.facebook.com/WolnoscRownoscDemokracja/posts/490931078292748/

KAZIK – Twój ból jest lepszy niż mój [OFFICIAL VIDEO]

Michał Szułdrzyński: Kazik uderzył w najważniejszy mit  dobrej zmiany”

Fotorzepa, Jerzy Dudek

Piosenka o wydarzeniach z 10 kwietnia tego roku jest dla rządzacych wyjątkowo niebezpieczna, bo pokazuje Jarosława Kaczyńskiego, jako kolejnego polityka, którzy wykorzystuje pozycję i stanowisko do realizowania osobistych korzyści. A to właśnie na micie skromności i uczciwości prezesa zbudowano Prawo i Sprawiedliwość.

Wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości potępiło już decyzję o anulowaniu wyników głosowania, w którym słuchacze wybierali ulubione piosenki. Na pierwszym miejscu znalazł się utwór Kazika „Mój ból jest mniejszy niż twój”. Nie wiemy, na ile to potępienie wynika z szczerego oburzenia, a na ile ze świadomości, jak bardzo ta decyzja zaszkodzi PiS. Nie, nie chodzi nawet o oskarżenia o cenzurę, ingerencję w swobodę twórczości itp. Powiedzmy sobie bowiem szczerze, że takie zarzuty padają pod adresem PiS od pięciu lat i jak dotąd nie zrobiły szczególnego wrażenia na wyborcach PiS.

Czytaj także:

Bogusław Chrabota: O wywracającej się Trójce

Jednak inaczej jest z samą piosenką Kazika. Dzięki temu, że sprawa stała się tak głośna, trafi ona do nieprawdopodobnie większej liczby słuchaczy niż dotąd. A to wielki problem dla PiS. Ugrupowanie to bowiem jest zbudowane na micie o moralnej wyższości nad wszystkimi innymi. I nawet jeśli pojawiała się jakaś afera nie do obrony, PiS poświęcał ludzi ze swojego obozu by móc powiedzieć – my wyciągamy wnioski, poświęcamy czarne owce, jeśli znajdą się w naszych szeregach.

Zwornikiem tego mitu jest mit prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jako ostatniego uczciwego, który żyje jak pustelnik na Żoliborzu i miłości ojczyzny poświęcił całe swoje życie, łącznie z osobistym, gardząc przywilejami czy korzyściami osobistymi.

Tym, co dla PiS jest w sferze symbolicznej bardzo niebezpieczne, to uderzenie w ten mit.

Pokazanie, że Kaczyński obficie korzysta z profitów, jakie daje władza, że jako lider partii rządzącej wykorzystuje niedostępne zwykłym obywatelom możliwości nie dla dobra ojczyzny, lecz dla własnej korzyści.

W przeciwieństwie do afery dwóch wież i kontrolowanej przez Kaczyńskiego spółkę Srebrna, piosenka Kazika może się okazać dla tego mitu dewastująca. Zarzuty, które wówczas padały były poważne, ale nie przebiły się do elektoratu PiS, bo opisała je „Gazeta Wyborcza” a pokrzywdzonego biznesmena reprezentował mecenas Roman Giertych. Wyborcy PiS łatwo sobie więc zracjonalizowali, że to wyłącznie polityczne ataki.

Tym razem jest inaczej. Kazik nie jest członkiem antypisowskiego establishmentu, przeciwnie – kilka razy gościł na okładkach prawicowych tygodników. Znany jest z tego, że swoje razy kieruje solidarnie przeciwko politykom z różnych stron sceny politycznej, a jeśli kogoś szczerze nie cierpi to są to postkomuniści.

Kazik przypomniał jednak sytuację, która właśnie dla mitu założycielskiego PiS jest zabójcza.

Gdy miliony Polaków siedziały w domach, gdy można było dostać kilka tysięcy złotych mandatu za opuszczenie domu bez egzystencjalnej potrzeby, gdy większość cmentarzy w Polsce było zamkniętych, Jarosław Kaczyński, w gronie partyjnych potakiwaczy, pojechał na groby bliskich najpierw w Warszawie a potem na grób brata i bratowej na Wawelu.

Wykorzystał więc stanowisko do tego, by odwiedzić groby bliskich, czego zrobić nie mogli inni obywatele. Stąd słowa Kazika o tym, że jego ból jest lepszy niż zwykłych ludzi. Autor nie zarzuca mu, że nie ma prawa do swojego bólu.

Wbrew temu, co twierdził wiceprezes Joachim Brudziński zarzucając Kazikowi barbarzyństwo, ani co napisał na Facebooku Mateusz Morawiecki, pisząc o tym, że wspólnotą jesteśmy tylko dlatego, że mamy wartości i nie wolno nie oddać hołdu ofiarom Smoleńska,

Kazik pisze też o innych, którzy chcieli oddać hołd swoim bliskim zmarłym. A nie mogli, bo nie są szefami rządzącej partii, nie mają dwóch limuzyn i „karków”, którzy ich chronią.

 PiS obiecał przywrócić godność zwykłym Polakom, ale 10 kwietnia właśnie z tej godności zadrwił, pokazując, że są równi i równiejsi, pokazując alienację władzy.

Dziś piosenki Kazika słucha cała Polska a podmywając mit założycielski „Dobrej Zmiany”. I dlatego zarówno sam tekst jak i sława, którą zyskał, dzięki anulowaniu wyników listy przebojów, uderza w sam fundament legendy o moralnej wyższości PiS i jej specjalnego mandatu do sprawowania władzy.

Michał Szułdrzyński

Opublikowano za: https://www.rp.pl/Komentarze/200519329-Michal-Szuldrzynski-Kazik-uderzyl-w-najwazniejszy-mit-dobrej-zmiany.html

Comments

  1. krnabrny1 says:

    ooo Z Panem Kaczyńskim będzie trudno:-)
    Znam ten typ. Zrezygnował ze wszystkiego w życiu dla władzy, zatem władza jest jedynym co trzyma go przy życiu.

    Na takie osoby są dwie możliwości.
    1. Odsunąć siłą od władzy
    2. Powali go jakaś ciężka choroba, musi być na tyle ciężka że nie będzie mógł sprawować władzy, bo będzie to robił nawet z łóżka szpitalnego na chirurgii.

    W zasadzie niczego mu nie życzę, bo jak widać wybór jest niewielki, na zasadzie lepszego zła.

Wypowiedz się