WYBORY DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO.

WYBIERAĆ  MĄDRZE

Aleksander Szymczak.

Gdyby badacz z przyszłości pochylił się nad Polską z początku XXI wieku, to stwierdził by z sarkazmem – gdzie oni mieli rozum? Kto im nakazał wciąż wybierać swoich złotoustych prześladowców? Zadał by sobie wiele pytań. Jak udało się tej 100 tys. garstce partyjnej tak zniewolić tak duży Naród? Jak udało się im wyhodować, no bo nie wychować, tak bezwolną masę (lemingi), która nie ma siły nie tylko się zjednoczyć, ale i jakoś przeciwstawić dyktaturze partiokracji? Zobaczyłby zniewolony, skłócony, zmanipulowany, ociemniały politycznie (za H. Pająkiem), bez uczuć wyższych Naród zagoniony do „wyścigu szczurów” i czapkowania „władzom” za okruchy z pańskiego stołu. Zaiste, ogromne spustoszenie w życiu Polaków uczynił komunizm i teraz gender.

Jak tak spojrzeć na dzieje Narodu Polskiego, to wybieramy coraz gorzej. U początków państwowości było chyba najlepiej, bo decyzja należała do – zgromadzenia wszystkich wolnych mężczyzn plemienia. Stopniowo decyzyjność przechodziła w ręce dworu a potem szlachty. Tym samym pozostała część społeczności była coraz bardziej odsuwana od decydowania. Tworzyły się może nie partie, ale stronnictwa i koterie, które często używały swej przewagi do załatwiania swoich celów. Zwoływane Zjazdy czy Sejmiki szlachty, uchwalały jednogłośnie różne sprawy. Jednak w 1652r. podburzony przez Janusza Radziwiłła poseł trocki Władysław Siciński zerwał obrady słynnym – liberum veto. Innym filarem złotej wolności szlacheckiej była wolna elekcja. W czasie bezkrólewia przeprowadzano tzw. elekcję viritim, gdzie cała szlachta wybierała króla, często bogacąc się (przekupstwo przez kandydatów) przy okazji. Dla magnaterii często taki król był tylko jako – primus inter pares, któremu tylko z racji funkcji okazywano szacunek.

Tylko silna wiara w Boga uchroniła Naród Polski w czasie trzech rozbiorów. Objawiająca się w Gietrzwałdzie i mówiąca po polsku Matka Boża dodała sił do walki i oporu. Narastał opór wobec zarządzeń okupantów uderzających w religię. Słynny był opór – dzieci wrzesińskich. Polacy odebrali to jako atak na tożsamość narodową. Wtedy też pojawiły się hasła: Polak-katolik, czy: Bóg, Honor, Ojczyzna. Tak upragniona, wolna Polska międzywojenna zasłynęła ze specyficznego parlamentaryzmu, gdzie obstrukcji obrad nie było końca. Często padały słowa: wstyd i hańba, komedia z państwa, komedianci, a Józef Piłsudski miał swoje dosadne powiedzonka jak np. „Wam kury szczać prowadzać”

Po II wojnie władzę w Polsce (po sfałszowanych wyborach 1947r) przejęli komuniści. Idee socjalizmu i dyktat przewodniej partii, skutecznie niszczyły oddolną inicjatywę. Jednak, aby zachować pozory demokracji, społeczeństwo miało prawo, zamienione na obowiązek głosowania (zastraszano na różne sposoby). Dlatego frekwencja oscylowała w granicach 95-98%. Początkowo na listy Frontu Narodowego, partyjni bonzowie wpisywali tyle nazwisk ilu miało być posłów. Potem wpisywano trochę więcej np. wybór 5 z 7 zgłoszonych. Mentalny przełom wyborów wystąpił podczas zmiany ustrojowej w 1989r. Częściowo wolne wybory (35% dla list niezależnych i 65% dla nomenklatury oraz wolne wybory do wskrzeszonego Senatu) i 62% frekwencja. Walka o głosy spowodowała zabiegi zdobywania głosów nie zawsze w moralny sposób np. zapraszanie do baru mlecznego, na festynach sprzedawano maszynki do mielenia mięsa czy rozdawano podkolanówki (wszystko sygnowano naklejką wyborczą). Kandydaci prześcigali się w obietnicach wyborczych. Jedynym senatorem (spoza „Solidarności”) został przedsiębiorca z Piły H. Stokłosa, który latał jednym ze swoich 14 samolotów i który pewnie jako jeden powiedział: „Ja już nie muszę kraść”. Kupił natomiast wyborców – wielkim grillem na stadionie, gdzie losowano – deficytowy wówczas ciągnik. To kupowanie głosów,  jak wiemy z autopsji, w ostatnich wyborach znów wróciło.

Trwałym dziedzictwem realnego socjalizmu była likwidacja analfabetyzmu ale i rozwój analfabetyzmu politycznego. Władza polityczna dbała o to, aby przeciętny obywatel był jak najdalej od polityki. Z jednej strony „obowiązkowo” zachęcała do aktywności i głosowania, a z drugiej starano się, by jak najmniej chodzono na wybory. Różne manipulacje „polityczne” przeprowadzano na organizmie polskim. Cel – władza i pieniądze. Typowym przykładem było nośne hasło – „Kościół miesza się do polityki”. Ale dziś już widzimy o co chodziło, bo ta „polityka” sama przychodzi do kościoła (szuka wsparcia), zwykle siada w pierwszych ławkach i zwykle jest uroczyście witana przez kapłanów, by potem, gdy są kamery, nawet przyjmować komunię św. Zohydzono politykę, tworząc ją „brudną”. Wieczne „utarczki” i inwektywy w Sejmie (celowe), miały taką ją stworzyć. Podzielić Naród i… my już was „urządzimy”. Inną formą prolongaty „politycznych synekur” było hasło – bojkot wyborów. Komu on służył? Aby nie być gołosłownym, wysłałem zapytanie do Komisarza Wyborczego, a w dopowiedzi było: Frekwencja nie ma znaczenia podczas wyborów sejmowych a tylko dla referendów! Czyli teoretycznie – bojkotujemy, nie głosujemy a i tak, te 100 tys. partyjnych wybierze się same i wszystko będzie w zgodzie z ustawami!

Ostatnio widzimy, że chodzi nas na wybory coraz mniej, już poniżej 50%. Czyżby pogłębiał się proces analfabetyzmu politycznego? Znów jesteśmy – hodowani do wyborów. Najpierw wtłacza się do głów przez „partyjne media” procenty sondażowe, a potem wyniki głosowania idą przez obce serwery a końcowy wynik jakoś tak jest bardzo zbliżony do „wkodowanego”. To z nas czyni bezwolnych niewolników systemu partiokracji. Bywało i tak, że „stwierdzano” 2 mln głosów nieważnych! A przecież jest gotowy i czeka na wprowadzenie nowy kodeks wyborczy – JOW. Nota bene, właśnie JOW obiecała PO gdy zabiegała o głosy (potem zapomniała).

Na szczęście są w Narodzie ludzie, którzy nigdy nie utracili wolności, zwłaszcza tej wewnętrznej. Podejrzewam, że nie wszystko jeszcze stracone. Są pokłady myśli niezależnej która może (jeśli Polacy się obudzą) wskazać kierunek i sposób zmiany. Ludzie w końcu zrozumieją, że warto zastanowić się komu oddać głos,  warto iść głosować, bo pomyślność Ojczyzny jest pomyślnością każdego z nas. A warto, by już więcej nie powtórzyła się historia głosowania sejmowego (nr 58 z 10. 01. 2014), że głosami PO, PSL, SLD i palikociarni (286 -za), obce siły mogą być zapraszane do tłumienia np. niezadowolenia społecznego!    Może rozwiązaniem jest to, co zrobił (za burmistrzem Goleniowa) burmistrz Kamienia Pomorskiego Bronisław Karpiński, który 5 stycznia br. zawierzył gminę Jezusowi Chrystusowi. Może pójdzie tym śladem deklarujący się katolikiem – burmistrz Grajewa? Czy wiara jest na tyle silna, by wyzwolić odwagę?

W maju wybory do Parlamentu Europejskiego, a jest szansa, że wystartują nie tylko partie. W obliczu zagrożenia Polacy potrafią się zjednoczyć.

Aleksander  Szymczak

Wypowiedz się