Skończyło się jak zwykle

Polacy, nic się nie stało?

Andrzej Ruraż-Lipiński

No i stało się to, co stać się musiało.

Jeden z czeskich komentatorów, przed meczem Polska – Czechy, powiedział, między innymi: „u was, mecz z nami, jest meczem o wszystko, a u nas jest meczem grupowym o awans do ćwierćfinału”. I miał rację.

 

Niezawodne, polskojęzyczne media, rozpętały histerię w związku, z tzw., świętem kibiców, lub świętem piłki (kopanej piłki mafijnej). Co to za nowe święto? Po tych mediach nie było można niczego innego się spodziewać. One przecież wykonują polecenia Centralnych Sił Politycznych, bo wiedzą, że zmanipulowani Polacy ich słuchają i robią, co każą.

To im zawdzięczamy (i nie tylko) wepchnięcie Polski do NATO, (czyli paktu obronnego, napadającego inne, suwerenne państwa, oczywiście, dla ich i naszego dobra), w ramach którego polscy żołnierze uczestniczyli w pacyfikacji innych narodów i oddawali życie i zdrowie, nie w obronie Polski. To im (i nie tylko) zawdzięczamy także Socjalistyczną Unię Europejską i wynikające stąd wszystkie nieszczęścia, które dotknęły nasz Naród i trwają.

 

Przyznanie organizacji Euro 2012 to też, jeden z elementów, uśmiercania Rzeczypospolitej. Nie ma innego, racjonalnego wytłumaczenia. Polska, będąca na skraju upadku, nie była w stanie udźwignąć tego ciężaru, z czego mafijna UEFA doskonale zdawała sobie sprawę.

 

Ale, od czego są międzynarodowe organizacje finansowe – pomogą, czyli dadzą kredyty, z których pożywią się wszyscy zainteresowani. I ci, którzy wybudują ogromne stadiony (czyli tym wybrańcom, którym państwo przyzna koncesje), a które stawały się eksterytorialną własnością UEFA, razem z terenami przyległymi. I ci, którzy wybudują drogi, a nade wszystko sama UEFA, która, jakiś ułamek procenta z zysków, przekaże łaskawie Polsce. Nie, nie Polsce, a podległej sobie, bandzie dowodzonej przez tow. Lato. I mimo, że to polska banda, to polskiemu prawu nic do niej. Bronią jej (skutecznie) silniejsi od polskiego państwa.

 

Histeria piłki kopanej miała odwrócić uwagę od problemów naszej Ojczyzny, miała wpoić Polakom przekonanie, że ich jedynym celem jest hedonizm i zmuszała nas do oglądania hord pianych gówniarzy, którzy z butelkami piwa w rękach, w pijanym widzie, wykrzykiwali: „Polska, biało-czerwoni”. A w przerwach pomiędzy meczami, w tzw. strefach kibica, ryczały głośniki z muzyką (?) rodem z hali fabrycznej i podobnymi do ludzi, grajkami. Oglądaliśmy również uszczęśliwione całe rodziny (maleńkimi dziećmi, także), bo to przecież święto całych rodzin.

 

No i skończyło się. Euro, niestety jeszcze trwa, ale już bez Polaków, choć ich kosztem.

Tylko ci wszyscy, którzy zamiast rozumu mieli telewizor w głowie, mogli liczyć na coś więcej, niż drużyna nasza osiągnęła, a osiągnęła tylko kompromitację, do której, wydatnie, przyczyniły się media.

Polska zajmowała, w rankingu FIFA bardzo odległe miejsce i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni.

Uczestniczyła w tym turnieju, tylko dlatego, że była organizatorem. Inaczej by się nie zakwalifikowała.

Trafiła na, chyba, najsłabszą grupę i mimo tego, żadnego meczu nie wygrała. Trudno jest wygrać mając tylko trzech klasowych piłkarzy (grających w Niemczech), kilku „nowych” Polaków, (takich sobie specjalistów) i trenera Smudę, czy jak on tam się nazywa naprawdę. Trudno osiągnąć sukces w czymkolwiek, bez ciężkiej pracy i poświęcenia. Trudno też oczekiwać chociaż przyzwoitych wyników, gdy przed samym meczem „o wszystko”, piłkarze walczą o pieniądze (vide Błaszczykowski).

 

A tymczasem, pod kierunkiem Smudy i przy akceptacji polskiego związku pana Laty i zachwycie mediów, rozpoczęto przygotowania, do turnieju, zaledwie trzy tygodnie wcześniej. Na wczasach, w ciepłym kraju, z żonami, lub innymi paniami!

A później, w telewizorni, oglądaliśmy naszych piłkarzyków (i ich trenera) wymachujących nogami, lub udzielających wywiadów i zapewniających o swym piłkarskim poświęceniu. Zaiste, ciężka praca!

Która z drużyn tak się przygotowywała?

 

Nasz Umiłowany Przywódca, w najbardziej nieodpowiednim momencie, wypowiedział historyczną maksymę, że „woda ma to do siebie, że spływa”. Wczorajsza woda, która spływała wieczorem z nieba we Wrocławiu i Warszawie zapewne ochłodziła gorące głowy oglądaczy, którzy dali się uwieść kolejnej propagandzie sukcesu.

Ale, czy na tyle je schłodziła, że potrafią, wreszcie, odróżnić ziarno od plew w prawdziwej walce „ o wszystko”?

 

Czas rozliczeń (tych finansowych) przyjdzie z początkiem lipca. Czas spłat nowych, kosmicznych długów, już trwa. A media, za rządem p. Tuska, premiera niestety, i tak okrzykną, że osiągnęliśmy wielki sukces.

Na pocieszenie można powiedzieć, że razem z nami odpadła faworyzowana drużyna Rosji, znacznie wyżej notowana, niż polska.

 

Trener Greków, napastujących go dziennikarzy, poinformował, że oni pracują, a wywiadów udzielać nie będą.

A pan Smuda był bardziej łaskawy. W jednym z wywiadów, potwierdzając swoją gotowość do poświęceń, powiedział, że, dla niego bardziej przyjemne jest wygranie meczu, niż orgazm. No i proszę. Chciał być lepszy niż nasz Przywódca? Umiłowany, oczywiście.

Gdy, może jeszcze kiedyś, będę miał do wyboru oglądanie piłki kopanej, w wykonaniu polskiej reprezentacji, (bo polskiej ligi piłkarskiej nie oglądam od zawsze), a możliwość osiągnięcia orgazmu – wybiorę to drugie.

 

 

Andrzej Ruraż-Lipiński