Polska Racja Stanu a niepełnosprawni

Kontrowersyjnie i spodziewam się personalnego ataku.

Trudny temat, bo pierwszą sprawą jest określenie, co oznacza niepełnosprawność? Czy jest to ułomność, brak, rodzaj kary, czy też inne postrzeganie świata?
 
Czy nasze postrzeganie, oparte na sprawnym władaniu ciałem z wykorzystaniem 5 zmysłów, to normalność wg której przyznajemy sobie prawo oceny postępowania innych w odniesieniu do dostosowanie do naszych potrzeb?
Przecież świat to nie tylko ludzie, ale też inne przejawy życia, które są inaczej ukonstytuowane. Czy zatem nasza etyka religijna pozwala na dokonywanie osądów normalności i prawa rozwoju w innym zakresie postrzegania niż nasze?
Jaki zatem powinien być nasz stosunek do niepełnosprawności? Tu pewnym wskazaniem może być odwołanie do Ewangelii, gdzie (Jan 9.2) pada pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?”
Mam ambiwalentne odczucia w odniesieniu do  osób opiekujących się niepełnosprawnymi a żądającymi podwyżki świadczeń i prawa do emerytury z tego tytułu.
Czy można traktować te kwestie na tych samych zasadach, jak np. wysiłek rodziców mających kilkoro dzieci i próbujących zapewnić rodzinie normalne funkcjonowanie?
Czy tu nie nastąpiło pomieszanie pojęć?
Fakt, że trudno się w tym wszystkim rozeznać – spróbuję to przekazać może nie w kolejności, a jak mi do głowy przychodzi.
A zatem. Dzieci rodzą się wolą rodziców (choć z tym bywa niekiedy różnie). Zatem to rodzice biorą za nie odpowiedzialność. Przynajmniej powinni. Ta odpowiedzialność to nie tylko karmienie i opieka, ale też sprawa samej decyzji, gdzie pod uwagę powinna być brana także możliwość genetycznych uszkodzeń. Na to wpływa  obciążenie genetyczne – wymaga więc zdawania sobie sprawy z własnych predyspozycji partnerów.
Do tego – dawniej stosowano rygory wychowawcze także z uwagi na to, że prokreacja wymaga „czystego” organizmu. Tymczasem teraz zapomina się, że wszelkiego rodzaju używki mogą powodować uszkodzenie płodu. A do używek można też zaliczyć nadmiar kosmetyków.
Czy zatem ten element nie powinien być brany pod uwagę przy żądaniu świadczeń na niepełnosprawne dziecko, gdy rodzice popełniali błędy życiowe mogące się przyczynić do powstania wad rozwojowych?
Z kolei  – jest pewien zakres społecznej współodpowiedzialności za ten stan rzeczy – zgadzamy się na rządy, które pozwalają na produkcję żywności o dużym nasyceniu czynników kancerogennych, a także modyfikowaną genetycznie, co także wpływać może na zmiany.
Powstaje pytanie o zakres społecznej współodpowiedzialności za opiekę nad osobami niepełnosprawnymi? Jaki zakres jest akceptowalny społecznie, a kiedy stanowi nadmierne obciążenie uniemożliwiające , może nie tyle rozwój, co normalne funkcjonowanie?
Jak zachować się w sytuacji kryzysowej – to może dotyczyć zarówno kryzysu ekonomicznego, ale też kryzysu międzynarodowego?
 Czy obowiązkiem głowy rodziny z dziećmi „normalnymi”  jest jeszcze troska o niepełnosprawne dziecko sąsiadów, którzy „balowali” w stosownym czasie, a teraz oczekują pomocy?
Czy wielkość tej pomocy jest jałmużną społeczną, czy też obowiązkowym świadczeniem?
I wreszcie. Czy powiększająca swój zakres ingerencja państwa w sprawy rodziny – jest też związana (powinna być) z odpowiedzialnością  za kształt „sprawności” rosnącego pokolenia, a brać należy pod uwagę i sprawność fizyczną i psychiczną?
Czy rozbijanie rodzin z powodu ubóstwa  decyzją „cip”, które często nie mają własnych dzieci, a kierują się chorobliwą nienawiścią do normalności, powodujące szkody w psychice wymagające leczenia w przyszłości, jest  dopuszczalnym zakresem działania państwa? Można to podsumować w pytaniu: czy państwo ma prawo przyjmowania roli RODZICÓW  NADRZĘDNYCH?

Nie daję jednoznacznych odpowiedzi na postawione tu kwestie; sądzę jednak, że rozważając możliwość budowy nowego społeczeństwa, także tę problematykę należy rozważyć.

Wypowiedz się