OBRONA TERYTORIALNA-GŁOS FACHOWCA.

Co i skąd można zobaczyć?

Romuald Szeremietiew:

     Komentarz byłego wiceministra obrony, Romualda Szeremietiewa, odnośnie sił obrony terytorialnej i reformy koncepcji Narodowych Sił Rezerwowych SZ RP:

Rosyjski magazyn wojskowy poświęcony armiom obcym „Зарубежное военное обозрение” w numerze nr 4/2013 zamieścił obszerny artykuł autorstwa płk C. Korczagina omawiający polską koncepcję obrony terytorialnej (“Концепция создания войск территориальной обороны Республики Польша”). Artykuł dostrzegł portal „Dziennik Zbrojny” i streścił go, nie podając jak w rzeczywistości wygląda polska OT (jak wiadomo MON zlikwidował jednostki OT i dziś te siły są tylko na papierze, tj. na stronach obowiązującej Strategii Obronności RP i być może w jakichś głęboko ukrytych, tajnych dokumentach polskich sztabów).

Co widać z Moskwy?

Tymczasem zajmujący się obronnością polski portal, omawiając rosyjski artykuł, podaje coś takiego: „Rosjanie zauważają, że ostatnie decyzje dotyczące tej formacji zapadły w 2012 roku – opracowano koncepcję użycia sił i środków sił obrony terytorialnej Rzeczypospolitej Polskiej w czasie pokoju, kryzysu i w okresie wojny. Według niej siły obrony terytorialnej Polski, po zmobilizowaniu będą stanowiły wsparcie dla sił operacyjnych. Wojska OT mogą zostać wykorzystane do ochrony urządzeń i infrastruktury krytycznej, obrony terytorium, współpracy z siłami NATO. Polscy wojskowi eksperci nie wykluczają, że krajowy system OT może być podstawą przygotowania kadr dla sił zbrojnych.” Nie trzeba jednak wielkiej wiedzy by stwierdzić, że w 2012 roku MON nie przyjmował żadnej koncepcji „użycia sił i środków sił obrony terytorialnej Rzeczypospolitej Polskiej w czasie pokoju, kryzysu i w okresie wojny”.

W 1999 roku będąc sekretarzem stanu w MON kierowałem zespołem do opracowania koncepcji obrony terytorialnej. Była to moja inicjatywa, a jej realizacja napotykała na wiele przeszkód – przeciwnikiem był m.in. ówczesny minister ON Janusz Onyszkiewicz. Prace zespołu zakończyły się sukcesem i minister ON, mimo oporów, w końcu podpisał decyzję o wdrożeniu koncepcji OT w siłach zbrojnych RP.

W 2001 roku następca Onyszkiewicza, minister Komorowski wyrzucił mnie z MON. Media twierdziły, że toleruję korupcję, a Komorowski chętnie w to uwierzył i pozbył się mnie. Wraz z tym nastały ciężkie czasy dla zainicjowanych przeze mnie programów, w tym dla Obrony Terytorialnej. Co pewien czas słyszałem, że to „wojsko Szeremietiewa” jest niepotrzebne, że to zbędny wydatek. Rzeczywiście żołnierze OT nie nadawali się do misji zagranicznych, brygad obrony terytorialnej nie można było wysłać, np. do Iraku, więc kolejni ministrowie ON postanowili pozbyć się tego balastu. Proces likwidowania jednostek OT zaczął minister z SLD Jerzy Szmajdziński, kontynuowali ministrowie z PiS, a zakończył Bogdan Klich z PO.

Jestem zwolennikiem sformowania sił obrony terytorialnej w systemie obronnym RP, wypowiadam się często na ten temat dowodząc użyteczności tej formacji wojskowej w zapewnieniu bezpieczeństwa krajowi. Reprezentuję w tej kwestii od lat niezmienne poglądy i powinno to być oczywiste. Tymczasem czytając polskie omówienie rosyjskiego tekstu widzimy, że koncepcje obrony terytorialnej tworzą jacyś anonimowi „polscy eksperci”. Jednak czego nie dostrzegali w Polsce zobaczyli Rosjanie bowiem w tekście rosyjskiego wojskowego jako pierwszego z nazwiska wymieniono „в том числе Р. Шереметьева, доктора военных наук, бывшего заместитель министра национальной обороны РП”.

Kto co widzi w Warszawie?

Ostatnio (listopad 2013 roku), w Akademii Obrony Narodowej zaczęto zastanawiać się, czy nie należy coś zrobić z niewypałem organizacyjnym nazwanym szumnie Narodowymi Siłami Rezerwy, np. przekształcić NSR w formacje terytorialne. Okazało się, że w Rembertowie poprawił się wzrok, bowiem komendant AON, gen. Pacek, zwrócił się do mnie z propozycją nawiązania współpracy.

Przed laty (w 2002 roku) inny komendant, gen. B. Balcerowicz, usunął mnie z AON – jak napisał na zwolnieniu – ze względów oszczędnościowych. Później latami byłem w Akademii persona non grata – jakiś czas temu studenci chcieli zorganizować ze mną spotkanie i władze uczelni im tego zakazały. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że obecny minister obrony Tomasz Siemoniak nie tylko zlecił AON opracowanie reformy NSR, ze wskazaniem na możliwość odbudowy Obrony Terytorialnej, ale w realizacji tego zadania wskazywał na użyteczność moich poglądów. Dlatego Komendant AON, będący też doradcą ministra, zaproponował mi udział w pracach zespołu reformującego NSR.

Byłem więcej niż zaskoczony. Krytykowałem wielokroć MON i działania szefów resortu, także obecnego ministra. Byłem pewien, że stan zacietrzewienia politycznego na polskiej scenie politycznej wyklucza współdziałania resortu obrony z kimś takim jak ja. Jak widać myliłem się. Oczywiście można podejrzewać, że nie chodzi o pozytywne działanie i skierowana do mnie propozycja to jedynie chwyt propagandowy – Szeremietiew nas krytykował, a teraz podejmuje z nami współpracę. Można nawet powiedzieć, że były już krnąbrny dowódca gen. Skrzypczak, który podjął współpracę z Siemoniakiem i kiepsko na tym wyszedł. Jednak nie wydaje się, aby obie sytuacje były porównywalne. Dymisja Skrzypczaka nie była bowiem elementem gry mającej na celu skompromitowanie popularnego generała, ale efektem jakiejś walki w obozie władzy – obecny minister Skrzypczaka bronił – inaczej niż to było w 2001 roku, gdy minister obrony Komorowski mnie usuwał z MON. Biorąc to pod uwagę i zważywszy, że skierowano do mnie ofertę natury eksperckiej powrót na AON, gdzie niegdyś pracowałem i zdobywałem stopnie naukowe, nie powinien mieć podstępnego „drugiego dna”.  Dodatkowym uspakajającym czynnikiem jest też fakt, że nie stoi za mną żadna polityczna siła zagrażająca rządzącym, więc ewentualny „zysk propagandowy” dla rządzących z mojej pracy naukowej w AON wydaje się niewielki.

Szeremietiew

Likwidację systemu obrony terytorialnej, jaki funkcjonował w Siłach Zbrojnych przeprowadzili ministrowie obrony z różnych opcji politycznych, przeważyła potrzeba posiadania wojsk ekspedycyjnych, nie “Armii Krajowej”. fot. kpt Ewa Nowicka-Szlufik.

Kwestie bezpieczeństwa narodowego, problematyka związana z obronnością i siłami zbrojnymi  powinny mieć charakter ponadpartyjny, powinny łączyć a nie dzielić. Niestety z racji ustrojowych, także wojsko deklarujące się jako apolityczne, podlega politycznej tj. cywilnej kontroli. Dla mnie, nie będącego zawodowym wojskowym, realne wywieranie wpływu w dziedzinie obronności byłoby możliwe tylko wówczas, gdyby moje poglądy znalazły uznanie w oczach siły politycznej, dysponującej wpływem na państwo albo jako grupa rządzącą, albo jako znacząca opozycja. Z racji na moją biografię polityczną z okresu PRL, antykomunistyczne poglądy i osobiste przekonania religijne, mogłem poszukiwać partnerów do współpracy jedynie w ugrupowaniach wywodzących się ze środowiska dawnej „Solidarności”. W ten właśnie sposób trafiłem na stanowisko ministerialne w MON, najpierw w rządzie premiera Jana Olszewskiego, a następnie Jerzego Buzka.

Po aferze medialnej w lipcu 2001 roku, gdy przez kilka lat odwiedzałem prokuratury i sądy, polską scenę polityczną zdominowały dwa ugrupowania: Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego oraz Platforma Obywatelska, której przywództwo z czasem stało się udziałem Donalda Tuska. Teoretycznie do obu partii było mi tak samo blisko, bowiem w obu miałem kolegów, a nawet przyjaciół, z liderami PiS i PO byłem po imieniu, więc teoretycznie nie powinienem był mieć kłopotów z nawiązaniem z nimi kontaktu. Jednak w PO coraz silniejszą pozycję zaczął zdobywać Bronisław Komorowski, który był współsprawcą moich prokuratorsko-sądowych kłopotów i PO stawała się niemożliwa. Do tego partia ta obrała szkodliwy dla bezpieczeństwa kraju kierunek polityki w dziedzinie obronności, wykonywany przez Bogdana Klicha.

A co widzi PiS?

Prawo i Sprawiedliwość prezentował w sprawach wojska na ogół rozsądne stanowisko, a prezydent Lech Kaczyński zabiegał o stworzenie silnej armii. Wydawało mi się, że możliwa będzie współpraca z tą partią. Kiedy jednak w 2006 roku tygodnik „Newsweek” opierając się na powszechnym przekonaniu, że zostanę przez sąd uniewinniony napisał, iż w następstwie tego wrócę do MON, rzecznik rządu premiera Kaczyńskiego natychmiast wydał oświadczanie: „Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony w rządzie AWS, nie wejdzie do rządu Jarosława Kaczyńskiego.” Po kilku latach i po ostatecznym uniewinnieniu, dziennikarze z „Polska The Times” zapytali panią minister z kancelarii prezydenta Kaczyńskiego: „To może wkrótce wiceszefem BBN będzie Romuald Szeremietiew?” Pani minister bez wahania odparła: „Nie sądzę.”

Okazało się, że PiS na współpracę ze mną najwyraźniej nie ma ochoty. Usiłowałem wrócić na scenę polityczną podejmując samodzielnie próbę startu w wyborach na prezydenta Warszawy, a następnie przy współpracy środowiska skupionego przy portalu „Nowy Ekran” dostania się do senatu. Obie próby okazały się nieudane. Do tego po ogłoszeniu, że startuję w tych wyborach, w dyskusjach internetowych zwolennicy PiS napadli na mnie oskarżając o szkodzenie ich partii. Mogłem ich zdaniem odebrać zwycięstwo kandydatowi PiS w Warszawie, lub pozbawić mandatu w senacie kandydatkę tej partii. Propisowscy dyskutanci obrzucili mnie podejrzeniami i nazywali „aparatczykiem WSI” trzymającym z prosowiecką generalicją LWP. W tym stanie rzeczy pozostało mi tylko indywidualne komentowanie poczynań MON, obserwowanie sytuacji w armii i praca naukowo-dydaktyczna z dala od polityki.

Mimo tego koledzy działający w PiS poszukiwali sposobów nawiązania mojej współpracy z ich partią. Doszło nawet do spotkania na poziomie najbliższych współpracowników prezesa Kaczyńskiego. Potwierdziłem wówczas, że jestem gotów na współpracę oświadczając, że nie oczekuję żadnych stanowisk w partii a w przyszłości nie zabiorę nikomu miejsca w parlamencie, bo nie będę startować w jakichkolwiek wyborach. Zaproponowałem zorganizowanie zespołu specjalistów i opracowanie programu PiS w dziedzinie obronności. Powiedziałem, że byłoby dobrze, aby PiS zgłosił mnie jako eksperta do sejmowej lub senackiej komisji obrony. Powiedziałem, że jeżeli PiS zaaprobuje program opracowany przez mój zespół to chciałbym uzyskać gwarancję, że w razie wygrania wyborów będę mógł ten program zrealizować jako minister obrony. Odpowiedzi nie było, słyszałem ciągle, że prezes jeszcze nie podjął decyzji. W końcu zadzwoniłem do sekretariatu Kaczyńskiego prosząc o wyznaczenie z nim spotkania. Pani sekretarka bardzo uprzejmie zapewniła mnie, że oddzwoni i poda termin. Nie oddzwoniła, chociaż minął już prawie rok.

Polsza, nu pogodi!

W wielu moich wypowiedziach mówiłem, że ciągle nie widzę ugrupowania politycznego, które uznałoby za sensowne moje poglądy na obronność. Akademia Obrony Narodowej, jej rektor, dziekani zapewniają mnie, że dostrzegli co mówię i proponują podjąć wspólny wysiłek opracowania nowej koncepcji sił zbrojnych RP. Ma to być wojsko zdolne obronić nasz kraj. Nie mam gwarancji, że tzw. decydenci zechcą wdrażać to, co opracujemy. Jednak kwestia bezpieczeństwa narodowego jest zbyt ważna, aby odrzucać szansę pojawiającą się w Akademii Obrony Narodowej.

Media podają, że w Kaliningradzie Rosjanie umieścili taktyczne rakiety „Iskander”, które bez wątpienia mogą posłużyć do ataku. W ten sposób Rosja przyłożyła do głowy Polski pistolet. Nie warto chyba grać w rosyjską ruletkę?

Romuald Szeremietiew (były wiceminister obrony narodowej)

Wypowiedz się