Kto żyje z dywersji społecznej?

Od dawna podejrzewałem, że zachowaniem się sędziów kierują inne pobudki niż otwarcie to przyznają. Przyjrzałem się kilku sprawom, do których miałem dostęp przez ostatnie lata. Widać wyraźnie charakterystyczne zachowania wskazujące, że decydującą rolę na sali sądowej odgrywa nie zdrowy rozsądek i poczucie sprawiedliwości, lecz niejawne instrukcje, których celów można się jedynie domyślać.

Sprawą, którą zapewne dobrze zrozumieją członkowie stowarzyszeń obrony praw ojca, jest wyjątkowo tendencyjne postępowanie w sprawach rodzinnych. I to nie tylko w sądach ale znacznie wcześniej, na etapie pierwszych oznak kryzysu w rodzinie. Instytucje państwowe, takie jak ośrodki pomocy społecznej potrafią aktywnie zaangażować się w „pomoc” rodzinie, skutkującą w jej skłóceniu i ostatecznie rozpadzie. Prokuratura następnie przygotuje akt oskarżenia przeciwko głównemu żywicielowi a po przewlekłym procesie dostanie on wyrok skazujący, na początek być może w zawiasach. Ciągany po sądach człowiek traci pracę i ostatecznie staje ponownie przed sądem za niepłacenie alimentów. Dodajmy, alimentów na dzieci, do których nieraz nawet nie ma dostępu. Tak działa polskie „prawo”.

Wymiar sprawiedliwości jest bardzo aktywny jeśli chodzi o ściganie za niepłacenie alimentów. Z drugiej strony, próby wyegzekwowania prawa do wychowywania dzieci czy chociażby kontaktu z nimi, wywołują problemy natury formalnej, procesy potrafią być przeciągane latami, ze świadomością, że z biegiem czasu zaniknie więź emocjonalna dzieci z rodzicem i rzecz stanie się nieaktualna. Swojego czasu usiłowałem w sądzie powiązać kwestię płacenia alimentów z dostępem do dzieci. Sędzia blokowała wszelkie pytania w tym kierunku, pod pretekstem że nie dotyczą one meritum sprawy.

To samo dotyczy fałszywych zeznań i oskarżeń o przemoc w rodzinie, nawet gdy się to udowodni czarno na białym. Ze skali tego zjawiska i podobieństw zachowania się urzędniczej braci, wyraźnie widać, że są to działania koordynowane idące w kierunku rozbijania rodzin. Jest to bezpardonowa wojna wypowiedziana społeczeństwu, w której wszystkie chwyty są dozwolone.

Na rozbijaniu rodzin korzystają tabuny pracowników socjalnych, kuratorzy a następnie prokuratury i sądy i oczywiście komornicy. Ci ostatni mają się najlepiej. Wszyscy oni mają pełne ręce roboty. Ileż to razy słyszeliśmy zatroskanych sędziów mówiących o odległych terminach spraw, spowodowanych przeciążeniem sądów. O tym że zdecydowana większość tych spraw jest świadomie prowokowana przez system, nie ma oczywiście mowy. Na scalaniu rodzin bowiem nie da się zarobić, podczas gdy na rozbijaniu i owszem. Że jest to praca pasożytnicza i społecznie szkodliwa, nie ma znaczenia. Dziennikarze mainstreamu tego jednak nie powiedzą, są oni bowiem częścią systemu upadlania ludzi i do tego prowadzeni krótko na smyczy.

Kwestie osobowości ludzi w strukturach władzy są świetnie ujęte w „Ponerologii politycznej” Andrzeja Łobaczewskiego. Autor po obszernych badaniach w czasie „Polski ludowej” doszedł do wniosku, że dominującą rolę odgrywali tam psychopaci, niejednokrotnie z wrodzonym, dziedzicznym zaburzeniem osobowości. Warto zauważyć, że wymiar sprawiedliwości po 1989r. nie przeszedł weryfikacji a proces doboru sędziów jest taki, że wywodzą się oni ze stosunkowo wąskiego kręgu osób w zawodach prawniczych bez jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli społecznej. W ten sposób mamy przypadek de facto dziedziczenia władzy ze wszystkimi negatywnymi skutkami, włącznie z dziedziczeniem zaburzeń osobowości, a negatywny dobór osób do struktur władzy komunistycznej został przeniesiony do tzw. „wolnej Polski”.

Obszerne studium psychopatycznych zaburzeń osobowości można znaleźć w innych źródłach, jak chociażby „Mask o Sanity” Cleckley’a. Z lektury tej wyłania się osobowość destruktywna, nastawiona na czynienie zła i czerpiąca z tego satysfakcję. Psychopatów cechuje egoizm i brak charakterystycznych dla osób normalnych, ludzkich cech empatii i zdrowego rozsądku. Odnośnie ich inteligencji opinie są podzielone, jednak nie są to osobnicy wybijający się. Nie żyją oni też w świecie urojeń, lecz zdają sobie dobrze sprawę z tego co robią. I być może w ten sposób dałoby się wytłumaczyć swoistą urzędniczą logikę.

W niezależnych mediach (lub takie udających) pojawiają się teksty krytyczne wobec wymiaru sprawiedliwości i proponujące zmianę sytemu szkolenia sędziów czy reorganizację Krajowej Rady Sądownictwa. Po zasłoną elokwencji i profesjonalizmu przeciwstawiają się one jednak pomysłom zmianom w kierunku rozwiązań anglosaskich gdzie podstawią rzetelności postępowania sądowego jest udział obywateli w orzekania wraz z ławą przysięgłych. Propozycje reformy sądownictwa bez szerokiego i autentycznego udziału obywateli w orzekaniu, będą zmierzały do utrwalenia obecnego patologicznego systemu. Być może zresztą o to chodzi.

Wymiar sprawiedliwości pilnie potrzebuje świeżej krwi, i żadne reformy prawa nie pomogą, jeśli prawo to będzie realizowane przez osoby przywykłe, a być może mające wrodzone skłonności, do działania w złe wierze. Naród w swojej masie posiada wielkie zasoby zdrowego rozsądku i powinien je wykorzystać dla swojego dobra.

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Jest to postawa sporych warstw społeczeństwa traktujących serio enuncjacje profesjonalnych manipulantów wywodzących się ze struktur władzy i doszukujących się tam podstaw prawnych. Jest to fenomen, nad którym warto się zastanowić.

Bogdan Goczyński

Wypowiedz się