Dachau-barbarzyństwo Niemców na polskich księżach.

Śp. Antoni Gerwel, trzeci z lewej

 

Wielu polskich księży katolickich znalazło się podczas okupacji hitlerowskiej w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie doświadczyli tragicznego losu.

                       

Poniższy tekst jest wynikiem korespondencji z moim wujkiem Jędrkiem Gerwelem, mieszkającym w Poznaniu. W październiku zeszłego roku wujek przesłał mi zdjęcie poniższego listu, napisanego do niego przez księdza Jana Żelaźnickiego, który przeżył Dachau. Trudno było list rozszyfrować, ponieważ zdjęcie (scan) było bardzo niewyraźne. Po kilkunastu minutach skupienia ukazał się przed oczami mojej wyobraźni straszny obraz…

Kadzidło, dnia 22 lipca 1977 r.
Szanowny Panie Inżynierze,
W uprzejmej odpowiedzi na pismo z dnia 15 bm. podaję niniejszym garstkę wiadomości o Ks. Prob. Antonim Gerwelu. Osobiście poznałem Ks. Prob. Gerwela w Piekutach, gdzie głosiłem kazanie odpustowe. Do Piekut przyszedł Ks. Gerwel z Wigier, a z Piekut po kilku latach przeszedł do Łysych w sąsiedztwie Myszyńca i tu był także kilka lat. Na 2 lata przed ostatnią wojną otrzymał parafię Kadzidło także w sąsiedztwie Myszyńca w powiecie Ostrołęckim. Po wybuchu wojny pracował w Kadzidle, a dnia 9 kwietnia 1940 roku został aresztowany i przez Gestapo odwieziony do Działdowa razem z innymi. Po 9-iu dniach pobytu w Działdowie w transporcie 1500 osób przewieziony do Dachau, razem ze mną. Po 6-iu tygodniach kwarantanny w Dachau i bardzo ciężkich robotach przy budowie garaży, znowu 1500 osób wybranych przewieziono w cielęcych wagonach do Gusen nad Dunajem w Austrii. W drodze ze stacji kolejowej do obozu Gusen 5 kilom. cały czas biegiem dosłownie pędzeni byliśmy przez gestapowców i tak bici, że padło 5 trupów i 80 rannych. Ks. Gerwel pozostał w Gusen, gdzie pracował w kamieniołomach, a ja w grupie 50 os. byłem przeprowadzonym do Mauthausen, macierzystego obozu Gusen.
Spotkaliśmy się ponownie dopiero 8 grudnia 1940 roku znowu w Dachau, dokąd zwieźli wszystkich księży z różnych obozów i razem ulokowali na 3-ch blokach tylko dla księży. Tu było różnie, nawet od 25 marca 1941 roku do połowy chyba września mieliśmy przywileje polegające na tym, że wolni byliśmy od pracy w ogóle i lepsze nieco mieliśmy życie, ale po przywilejach odbili to wielokrotnie do tego stopnia, że dziennie przynoszono z pracy po 5-iu trupów księży. Księża polscy w tym czasie budowali krematorium, łącznie z gazownią i pierwsi mieli przejść przez tę gazownię i krematorium, taka była decyzja zarządu obozu. W tymże czasie organizowano komando inwalidów pośród więźniów pod hasłem poprawy warunków życia w specjalnym obozie dla inwalidów, pozostawania tam bez pracy i z nadzieją prędszego zwolnienia do domu.
Ponieważ dobrowolnie zgłaszających się na te obietnice gestapowskie było bardzo mało, więc zarządzono generalną zbiórkę księży polskich, w czasie której wybrano tylu, ilu było potrzebnych. Razem chyba wybrano łącznie z dobrowolnie się zgłoszonymi grubo ponad 500 os. I niestety nie do obozu lżejszego dla inwalidów bez pracy i z nadzieją szybszego zwolnienia do domu, ale po kilku tygodniach tych inwalidów oddzielono na specjalny blok i codziennie wieczorem, kiedy cały obóz szedł spać, brano po 50 ludzi inwalidów, prowadzono do łaźni, kazano rozebrać się i dawano każdemu tylko spodnie drelichowe i takąż marynarkę, wyprowadzano do samochodu gazowni i w drodze do krematorium truto. Kiedy uruchomiono już gazownię przy krematorium, tam truto. Tak zginęło naszych 500 polskich księży. Tak też zginął sp. ks. Proboszcz Antoni Gerwel z tą różnicą, że zmarł śmiercią naturalną w baraku dla inwalidów, jako chory na żołądek, a spalony w krematorium. Dla całości podaję i to, że niestety (o ile się nie mylę), Ks. Antoni dobrowolnie zgłosił się do inwalidów i przed zabraniem go na blok inwalidów. Byłem u niego, pożegnaliśmy się i złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia przeżycia obozu, wojny i powrotu szczęśliwego do Polski. Niestety stało się inaczej, ja powróciłem, a On odszedł do Pana, którego był wiernym sługą i kapłanem wzorowym.
Służyć adresem kogoś, kto bliżej znał Stryjka, nie jestem w możności, bo współkoledzy, którzy go bliżej znali, już nie żyją, a młodszych ja nie znam. Gdyby zaś chodziło o akta nieboszczyka, to takowe posiada Kuria Biskupia w Łomży, ul. Sadowa 3 – kod. 18-400.
Kończąc garść tych wiadomości o sp. Ks. Proboszczu Antonim Gerwelu, łączę dla Szanownego Pana inżyniera wyrazy należnego szacunku,

Ks. Jan Żelaźnicki

Po przeczytaniu listu postanowiłam dowiedzieć się więcej szczegółów na temat losu polskich księży w Dachau. Wychowywałam się głównie w Stanach Zjednoczonych i w tutejszych szkołach nigdy nie uczyłam się, nie czytałam niczego na temat losu polskich księży podczas drugiej wojny światowej. Zaczęłam więc od książki “Time of an Ordeal: The Story of Polish Clergy Imprisoned and Killed at Dachau” autorstwa Kazimierza Majdańskiego, arcybiskupa warszawskiego, który przeżył Dachau. Znalazłam również ogrom informacji w pracach historyczki Anny Jagodzińskiej, która od wielu lat prowadzi szerokie badania nad martyrologią polskich księży dla Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Dowiedziałam się również o nowo powstałym filmie dokumentalnym na temat Dachau wyreżyserowanym przez śp. Kamila Kulczyckiego.

Rola polskiego Kościoła

Kościół katolicki pełnił w Polsce nie tylko ogromną rolę religijną, ale również ważną funkcję polityczną i kulturalną. Niemiecki okupant zdawał sobie doskonale sprawę, że zniszczenie polskich organizacji kościelnych i polskiego życia religijnego poprzez likwidację księży i Kościoła w efektywny sposób podważy fundamenty polskiego narodu. Kościół współtworzył podstawy polskiej kultury. Niemcy zamierzali zrobić z Polaków naród niewolniczy, w związku z czym zależało im bardzo na zniszczeniu polskiej inteligencji i polskiej dumy narodowej. Palono biblioteki, kolekcje publiczne i prywatne, dzieła sztuki religijnej i kościelne manuskrypty. Niemcy zamknęli większość polskich kościołów. Księża byli aresztowani masowo, bez podania żadnych przyczyn. Niektórzy zostali oskarżeni o pomoc polskiemu ruchowi oporu. Areszty rozpoczęły się już w pierwszej połowie października 1939 roku. Większość księży była tymczasowo przetrzymywana w więzieniach, a następnie przewożona do Dachau.

Dachau

“Dachau, 1933-1945 pozostanie na zawsze jako jeden z najstraszliwszych w historii symboli barbarzyństwa. Oddziały nasze zastały tam widoki tak straszne, że aż nie do uwierzenia, okrucieństwa tak ogromne, że aż niepojęte dla normalnego umysłu. Dachau i śmierć są synonimami”.
William W. Quinn, oficer U.S. Army (po wyzwoleniu obozu w 1945 r.)

“Tu, w Dachau, co trzeci zamęczony był Polakiem.
Co drugi z więzionych księży Polskich złożył ofiarę życia
Ich Świętą pamięć czczą Księża Polacy-Współwięźniowie”.

Powyższe cytaty pochodzą z artykułu Anny Jagodzińskiej: “Kapłani w pasiakach” z “Niezależnej Gazety Polskiej Nowe Państwo”.
Niemiecki obóz koncentracyjny Dachau w Bawarii, niedaleko Monachium, został założony 22 marca 1933 roku z rozkazu Heinricha Himlera. Był to pierwszy obóz koncentracyjny utworzony na terenie Niemiec. Traktowany był jako obóz wzorcowy dla wszystkich późniejszych niemieckich obozów koncentracyjnych powstających na terenie Niemiec, a potem także w podbitych przez III Rzeszę krajach Europy. KL Dachu był także centralnym ośrodkiem eksterminacji duchowieństwa polskiego, z którym obchodzono się ze szczególnym okrucieństwem.
Został zbudowany na bagnistym terenie o niezdrowym, górskim klimacie. Był to szereg baraków rozmieszczonych na niewielkim obszarze otoczonym płotem z drutów kolczastych pod wysokim napięciem. Obóz był ponadto otoczony szerokim murem z wieżami dla uzbrojonych strażników. Centralnym miejscem obozu był plac apelowy. Tutaj przeprowadzano selekcje nagich więźniów, ranne i wieczorne wielogodzinne apele, wykonywano także karę chłosty. Do placu przylegały baraki mieszkalne, obozowa kantyna, kuchnia, magazyny, pończoszarnie, “Totenkamer-obozowa trupiarnia”, budynki do przeprowadzania badań pseudomedycznych, rewir-”szpital obozowy”, bunkier, krematorium do spalania zwłok – komora gazowa wybudowana przy nowym krematorium, prawdopodobnie nigdy nie użyta itd. Każdy barak wyposażony był w proste, drewniane łóżka piętrowe, z materacami wypełnianymi słomą, bez pościeli, długi stół i krzesła.
Księża przybywali do obozu w różny sposób, ale przez pewną rutynę przechodziła większość nowych więźniów. Po przybyciu pociągiem na stację Dachau do obozu oddalonego o 6 kilometrów księża byli pędzeni przez SS-manów. Następnie była starannie sprawdzana obecność oraz odbierano więźniom wszystkie rzeczy osobiste, także przedmioty kultu religijnego. Każdy więzień otrzymał swój numer identyfikacyjny i od tego momentu przestał istnieć jako indywidualny człowiek – był numerem “Häftling”. Księża, jak wszyscy więźniowie, poddani byli obowiązkowej kąpieli i goleniu głów oraz całego ciała, przy czym często boleśnie ich kaleczono. Następnie wszyscy otrzymywali więzienne ubrania, składające się z pasiastych łachmanów, często niedopasowanych, za małych lub za dużych, płóciennych pantofli na drewnianej podeszwie. Więźniów rozdzielano do baraków mieszkalnych i informowano o panującym ostrym regulaminie utrzymywania nieskazitelnej czystości i słania łóżek “do kantu”. Nieprzestrzeganie tego regulaminu kończyło się surowymi karami. Księża polscy byli skomasowani w bloku numer 28 i 30.
Wstawali bardzo wcześnie: latem o godzinie 4, a zimą o godzinie 5 rano. Byli budzeni ostrym gwizdkiem kapo izbowego, po czym, przy biciu i krzykach, myli się oraz ścielili łóżka. Było to szczególnie uciążliwe dla starszych i chorych księży. Po wypiciu czarnej kawy i zjedzeniu jednego kawałka czarnego chleba wszyscy musieli ustawić się na baczność na placu apelowym. Często więźniowie stali tutaj długo i z powodu okropnego zimna część z nich mdlała, po czym była bita i kopana przez Niemców aż na śmierć. Trzeba było śpiewać niemieckie pieśni lub wykonywać trudne ćwiczenia, które dla słabych, chorych lub starszych osób kończyły się śmiercią wśród głośnego śmiechu i żartów Niemców. Każdego dnia po apelu wszystkie komanda ruszały biegiem do pracy. W latach 1940-1941 praca była jednym ze sposobów zabijania. Większość duchowieństwa pracowała na przylegających do obozu rozległych polach. Uprawiano tam zioła lecznicze i różne rośliny, kwiaty. Dzień pracy trwał do godziny 19 z krótką przerwą obiadową. Panował głód, na typowy posiłek obiadowy składała się zupa z kapusty bez tłuszczu. Na kolację więźniowie zwykle otrzymywali ziemniaki lub kawałek chleba z margaryną. Średnia waga człowieka wynosiła 40 kilogramów. Klimat był ostry – mrozy zimą lub upały latem. W pracy nie można było mieć nakrycia głowy. Więźniowie umierali codziennie z powodu wycieńczenia organizmu, spowodowanego ciężką pracą, głodem lub chorobą. Trupy więźniów były zwożone z pól taczkami. Ludzie chorowali masowo na choroby skóry, ropiejące wrzody, gruźlicę, tyfus plamisty i brzuszny.

Arbeit macht frei, czyli praca czyni wolnym

Księża zatrudniani byli, jak wspomniałam powyżej, na plantacjach. Poza tym więźniowie ciągnęli pługi przy uprawie roli, jak również przy usuwaniu śniegu z obozu – za karę musieli usuwać śnieg rękami. Wykonywali te prace bici, szczuci psami, przy uszczypliwie dogadujących lub krzyczących na nich kapo bądź strażnikach. Praca była mordercza i stawała się prawdziwym cierpieniem. Inni księża pracowali przy budowie nowego krematorium, w stolarni, obozowej suszarni lub w pobliskich gospodarstwach rolnych. Latem 1941 roku zaczęto sporządzać listę więźniów niezdolnych do pracy, chorych, ludzi starszych. Po sporządzeniu tzw. listy inwalidów więźniów, a wśród nich księży, skierowano do bloku “inwalidów”. Mówiono im, że zostaną przewiezieni do sanatorium lub lżejszej pracy. Byli wywożeni do miejsca natychmiastowej zagłady, do zamku Hartheim koło Linzu w Austrii, tam umierali w komorach gazowych, a ich ciała palono w krematorium. W ten sposób straciło życie około 500 polskich duchownych. Hartheim to jeden z niemieckich ośrodków mordu. Księża, więzieni w Mauthausen-Gusen, pracowali w kamieniołomach. Tam, bici, popychani, wśród krzyków, dźwigali ogromne głazy przydatne w budowie obozu. Wielu z nich straciło tam życie.
Księża byli poddawani różnego rodzaju doświadczeniom pseudomedycznym przez niemieckich lekarzy. Jednym z nich było badanie, jak długo człowiek potrafi przeżyć przy bardzo niskich temperaturach. Ofiary, podczas mrozów, były kładzione na deski, po czym do nich przywiązywane. Tak, powoli, wśród niesamowitego bólu i krzyków, traciły przytomność. Księża byli również umieszczani w wannach z lodowatą wodą i lodem w celu zbadania, jak długo niemieccy piloci mogliby przeżyć w wypadku zestrzelenia ich nad morzami Bałtyckim czy Północnym. Znany był fakt, że człowiek na ogół nie przeżywał więcej niż godzinę lub dwie po zanurzeniu w Morzu Północnym. W tych eksperymentach straciło życie ponad 300 więźniów. Przeżyli nieliczni. W Polsce, w Warszawie, żyje jeden z nich.
Księża umieszczani w szpitalu byli poddawani operacjom. W tym celu wybierano stosunkowo zdrowe osoby. Jednym z księży poddanych operacji był arcybiskup Kazimierz Majdański. Została mu wszczepiona ropowica [ropa] w prawe udo. Jakiś czas po zaszczepieniu ksiądz poczuł ból i stracił przytomność. Wówczas komisja prowadzona przez jednego z lekarzy, dr. Schutza, stwierdziła groźny stan zapalny. Podjęto decyzję o niestosowaniu incyzji, postanowiono czekać i obserwować dalszy rozwój choroby przez następny tydzień. Należał to tych szczęśliwych, którzy przeżyli.
Więźniowie, którzy przetrwali Dachau, porównywali go często z domem wariatów. Nikt nie był pewien, co go czeka w danym momencie. Więźniowie żyli w nieustannym strachu. Najczęściej stosowane kary to bicie i tzw. kara słupka. Przyczyn do bicia więźnia było wiele, np. trzymanie rak w kieszeni, uśmiech, nieprawidłowe zwrócenie się do któregokolwiek z komendantów, bicie w celach “wychowawczych”. Wielu więźniów w trakcie bicia umierało. Kara słupka polegała na wieszaniu więźniów na hakach za wygięte na plecach ramiona. Sprawiało to niesamowity ból. Więźniowie często tracili przytomność, jak również nie mogli, jako rezultat tej tortury, władać dłońmi. Polewano także więźniów stojących na mrozie lodowatą wodą, co często doprowadzało do zgonu. Podczas porannych apelów, jeżeli został zauważony najmniejszy błąd w liczeniu, więźniowie stali na placu godzinami, często z rękami podniesionymi do góry. Regulamin obozowy miał na celu zadanie więźniom maksimum cierpień i dolegliwości.
Często, jako kary, stosowano wykańczające ćwiczenia fizyczne. Więźniowie zmuszani byli do biegania po placu apelowym na ugiętych kolanach lub do godzinnego skakania tzw. żabką czy turlania się.

Wyzwolenie obozu

Niedziela, 29 kwietnia 1945 roku, była dniem ogromnej radości dla więźniów w Dachau. O godz. 17:25 obóz został zdobyty przez niewielki oddział żołnierzy amerykańskich 7. armii generała Pattona. Na powitanie żołnierzy wybiegli wszyscy, którzy mogli się poruszać. Radość była tym większa, gdyż tego samego dnia wśród więźniów rozeszła się wieść, że w związku z rozkazem Heinricha Himmlera z 14 kwietnia 1945 r. ma być dokonane zniszczenie całego obozu wraz z wszystkimi więźniami. Na zniszczenie obozu wyznaczono termin 29 kwietnia 1945 r. o godz. 21:00. Wyzwolenie obozu księża polscy uznali za cud. Według danych Kościoła katolickiego 2794 księży było więzionych w Dachau. W tym 1773 z Polski, z czego 868 zmarło.
Obecnie w Polsce żyje ostatni z księży polskich więzień KL Dachau w latach 1940-1945, 99-letni ks. kanonik Leon Stepniak.

Agnieszka GREWEL
Autorka 3 listopada br., podczas The Fifth Annual Kosciuszko Chair Conference w Waszyngtonie, wygłosi przemówienia, którego podstawą będzie powyższy artykuł.