Taki Ład uderza w ludzi z aspiracjami

 
Z Dariuszem Grabowskim, ekonomistą i przedsiębiorcą, organizatorem Powszechnego Samorządu Gospodarczego rozmawia Łukasz Perzyna
– Najpierw rządzący deklarowali zamiar wzmocnienia czy wręcz budowy nowej klasy średniej w Polsce, jednak gdy tylko w sobotę ogłoszono Nowy Ład, już w poniedziałek wicepremier od gospodarki Jarosław Gowin zapowiedział działania… łagodzące jego skutki dla osób zarabiających od 6 do 10 tys zł. Skoro tak, to chyba nie ulega wątpliwości, że klasa średnia straci na rządowym planie?
– Zacznę od zdefiniowania pojęcia klasy średniej, w sensie kulturowym i społecznym stanowią ją ludzie wyróżniający się aspiracjami i potrzebami nie tylko materialnymi, z tego punktu widzenia należy do niej zaliczyć również nie zarabiających dużo przedstawicieli branż kreatywnych. Natomiast klasa średnia rozumiana w wymiarze ekonomicznym to ludzie, którzy pracują i zarabiają wystarczająco, żeby mieć oszczędności, które zainwestują, lokują w akcje, obligacje, udziały czy nieruchomości ale także kupują na przykład dzieła sztuki. Zainwestowane oszczędności mają przynieść tej grupie dodatkowy dochód. Klasa średnia zaczyna się więc tam, gdzie po zaspokojeniu sporych nawet potrzeb konsumpcyjnych nadwyżkę przeznacza się właśnie na pomnożenie zasobów. Patrząc z tego punktu widzenia – takich osób jest w Polsce naprawdę niewiele. Nie chodzi więc w tym wypadku o ludzi średnio zarabiających ani sytuujących się w przedziale o którym mówił wicepremier Gowin czyli od 6 do 10 tys.
– Jak rozumiem to, co władza zawarła w Polskim Ładzie nie sprzyja pomnożeniu grupy, o której Pan wspomina a tym bardziej jej zasobów,  żeby poczuła się stabilniej i pewniej?
–  To, co zrobiono oznacza uderzenie w tych ludzi, podcięcie ich aspiracji. Zainwestowane oszczędności i tak obciążone pozostają podatkiem Marka Belki, nie ma dodatniej stopy procentowej w bankach co wynika z pazerności tego sektora, teraz zaś dojdą jeszcze kolejne niedogodności dla ludzi zapobiegliwych i przedsiębiorczych, którzy nie przeznaczają wszystkich dochodów na konsumpcję. W dobrze funkcjonującym państwie ich właśnie powinno się wspierać, a nie podcinać im skrzydła. Obecna strategia władzy zawarta w planie Polski Ład oznacza wybijanie ludziom z głowy aspiracji do tego, żeby posiadali więcej, a tacy właśnie okazują się najlepszymi podatnikami. Tymczasem mamy do czynienia z urawniłowką jak kiedyś mówiło się w Rosji, gdy głowę obcinano każdemu, kto nie mieścił się w szeregu. Właśnie klasa średnia powinna wyrastać z grona przedstawicieli wolnych zawodów: informatyków, lekarzy i adwokatów. Teraz cała ta grupa ludzi zostaje wystawiona na strzał przez program rządowy. Władza kwestionuje sens dorabiania się drogą oszczędzania i inwestowania, który powinien pozostać oczywisty.
– Co Polski Ład oznacza dla przedsiębiorców? Wiadomo, że z nimi go nie konsultowano, z Panem też nie, chociaż jest Pan organizatorem Powszechnego Samorządu Gospodarczego, który próbuje się odradzać?
– Znaczące okazuje się to, że ten, kto wytwarza połowę polskiego produktu krajowego brutto i zatrudnia 7 mln ludzi, jednym słowem polski przedsiębiorca nie jest pytany o zdanie nawet w sprawach, bezpośrednio go dotyczących. 75 procent sektora małych i średnich przedsiębiorstw to usługi. Z wyjątkiem programistów komputerowych, którzy zresztą też ponieśli straty wynikające ze spowolnienia gospodarki, pozostałe branże zostały zamknięte z powodu pandemii albo ograniczono ich działalność do minimum jak w wypadku gastronomii, pracującej tylko na wynos. Władza zamiast w trakcie pandemii i spowodowanego nią kryzysu przerzucać koszty na ich barki powinna zastanowić się, jak im ulżyć.
– Czego potrzebują przedsiębiorcy?
– Ulg i finansowych zachęt oraz taniego kredytu. Także abolicji podatkowej, jeśli niektórzy z nich praktycznie zmuszeni zostali do działań na skróty, gdy władza nie pomogła im w desperackiej sytuacji, chociaż tyle razy deklarowała, że to zrobi. Straszy się ich teraz dogłębnym zaglądaniem w papiery, wzmożonymi kontrolami. Nie otwiera się furtek przedsiębiorcom. Praktycznie żadnych…
– Rząd jednak deklaruje, że sprzyja najuboższym, to oni mają stać się beneficjentami Polskiego Ładu?
– Nikt nie kwestionuje zasady, że biednym trzeba pomagać. Jednak rząd nie czyni tego skutecznie. Nie wolno podobnych prób podejmować kosztem tych, którym lepiej się wiedzie, więc płacą podatki i tworzą miejsca pracy. Nie stanie się tak, że jeśli z dnia na dzień będą musieli zapłacić wyższe, w tym od tych miejsc pracy, które tworzą – sytuacja się poprawi. Raczej będzie się dziać odwrotnie. Tych, którym się dotychczas nie powiodło, należy motywować do czerpania dochodów z własnej pracy. Władza tymczasem szermuje argumentem demograficznym, tyle, że jej działania wcale nie poprawiają wskaźników dzietności, za to do pracy zniechęcają. To, że rząd sypnie pieniędzmi, nie rozwiąże problemu, raczej go utrwala. Niekorzystna demografia stanowi dziś problem połowy świata, oczywiście tej zamożniejszej. Inni uczą się sposobów, jak się z nią zmierzyć. Droga wybrana przez obecną ekipę okazuje się jednak zawodna. Wiadomo: dasz ludziom pieniądze, ale nie rozwiążesz problemu. Biedny nie oszczędza. Wydaje wszystko w wielkich sieciach handlowych, stanowiących własność zachodniego kapitału, który nie płaci podatków w Polsce. W ubiegłym roku, w czas pandemii i kryzysu, w tym fatalnym dla nas wszystkich roku 2020 obroty Biedronki wzrosły o 10 proc. W tym samym czasie zamknięto 10 tys polskich sklepów. Władza zapowiadała repolonizację w różnych branżach, a  faworyzuje obcy kapitał. Oznacza to wyprzedaż polskiego handlu, coś, czego wybaczyć nie można. Dominują obce barwy, nie biało-czerwone, chociaż gospodarką teoretycznie sterują ci, co jeszcze niedawno pryncypialnie oburzali się na stwierdzenie, że kapitał nie ma barw narodowych. Mateusz Morawiecki, który kiedyś pracował dla wielkiego zagranicznego banku sprzyja wciąż międzynarodowym instytucjom finansowym.  W kryzysie, spowodowanym przez pandemię, takie preferencje okazują się szczególnie dotkliwe dla polskiego przedsiębiorcy, bo oznaczają dla niego dyskryminację.
– Najpierw miał być “Nowy Ład”, stanęło na “Polskim Ładzie”, dlaczego?
– Początkowa nazwa “Nowy Ład” sygnalizowała brak obeznania ekspertów rządowych z historią gospodarki. Nowy Ład Roosevelta oznaczał uśmierzenie plagi ogromnego bezrobocia poprzez inwestycje infrastrukturalne, budowę autostrad, lotnisk czy tam na wielkich rzekach, stawiano na wszystko, co wymagało wielkiej liczby rąk do pracy. Dziś podobne inwestycje już licznych miejsc pracy nie tworzą, angażują głównie maszyny. Napisałem o tym w artykule dla czwartkowej “Rzeczpospolitej”. Okazało się, że ludzie władzy czytać umieją, bo zanim ogłoszono w sobotę plan nazwę “Nowy Ład” zmieniono na “Polski…”. Z tego powodu mam oczywiście troche satysfakcji, ale wolałbym, żeby to poczucie towarzyszyło raczej przedsiębiorcom przy lekturze rządowego dokumentu, tymczasem niestety jest całkiem odwrotnie.
– Czego najbardziej brakuje?
– Charakterystyczne, że Polski Ład nie zawiera żadnych rozwiązań, dotyczących opodatkowania kapitału zagranicznego. Gdy PiS dopiero obejmował władzę w 2015 r. z Polski wytransferowano w postaci zysków i dywidend 90 mld zł, zaś w 2020, który jak pamiętamy okazał się rokiem pandemii koronawirusa i kryzysu w gospodarce – 130 mld zł. Morawiecki ubezpiecza kapitał zagraniczny, nie interes polskiego przedsiębiorcy. Zaś gdy w Parlamencie Europejskim głosowano nad opodatkowaniem międzynarodowych koncernów cyfrowych, deputowani PiS opowiedzieli się przeciw temu. W kraju koniunktury nie da się wiecznie nakręcać konsumpcją, czego PiS próbuje od pięciu lat: najpierw 500plus, potem 13. emerytura. Tymczasem tempo wzrostu gospodarczego spadło z 4,3 proc do 3,1 proc. przez pięć lat rządów PiS zaś inwestycje małych i średnich przedsiębiorstw do najniższego od ćwierć wieku wskaźnika 17 proc. produktu krajowego brutto, chociaż premier zapowiadał, że będzie to 25 proc. Twarde dane nie potwierdzają więc zupełnie powtarzanych przez władze frazesów.

Wypowiedz się