PRAWDA TO KŁAMSTWO, A KŁAMSTWO TO PRAWDA: czyli orwellowski fundament rusofobii i polonofobii !!!

To nie polskie społeczeństwo dryfuje od prawdy na temat Rosji, ale „polskojęzyczne” elity, wręcz wściekle powtarzają kłamstwa o tym kraju, aby zgodnie z zasadą Józefa Goebelsa – ministra propagandy III Rzeszy – kłamstwo 100 razy powtórzone stało się prawdą.

Polacy, którzy nie przyjmują tej narracji i mają odwagę nazywać: prawdę – prawdą, a kłamstwo – kłamstwem, a nie odwrotnie, nazywani są „ruskimi trollami”, „agentami Putina”, „faszystami” , antysemitami, wrogami wiary i kościoła katolickiego itp.

Nachalność wciskania rusofobii, nawet przez zawodowych „histeryków” nakazuje przyjrzeć się im, czy nie ukrywają się pod fałszywą tożsamością, nawet potrójną. Objaśnienie na czym polega fałszywa potrójna tożsamość można znaleźć na końcu artykułu na linku: https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2018/06/antysemita-wrog-ludu-czyli-wymyslili-zydzi-udoskonalili-neomarksisci-tez-zydzi-czesc-ii/

Prezentujemy poniżej zestaw tekstów o Rosji, napisanych głównie przez polskich dziennikarzy.

Wielkie wydarzenie w Rosji jakim są Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej i ogromna rzesza członków ekip piłkarskich i kibiców z całego świata, która odwiedziła ten kraj spowoduje ostateczny upadek zakłamanej propagandy Zachodu wobec Rosji, jako państwie „zła”.

Te nieprawdziwe oskarżenia są rzucane na Rosję dlatego, że ma ona czelność przeciwstawić się ludobójczemu  Nowemu Porządkowi Świata, czyli gułagowi globalnemu, tworzonemu przez te same siły, które zrobiły rewolucję w Rosji i stworzyły dla Słowian, w tym głównie Rosjan cały Archipelag Gułagów oraz wymordowały, łącznie z I i II wojną światową ponad 100 milionów Słowian i innych narodowości.   

Redakcja KIP

Nadwiślańskie urojenia rusofobów, czyli „Wojna hybrydowa”

Znajomi pełni obaw i troski odradzający mi wyjazd. Żona żegnająca mnie wręcz ze łzami w oczach, pełna lęku o mój los. Tak reagowano, gdy wyjeżdżałem na press-tour wraz grupą polskich dziennikarzy dzięki Fundacji im. Gorczakowa do Rosji.

Przecież „jak wszyscy nad Wisłą wiedzą”, trwa wojna.

Hybrydowa wprawdzie, cokolwiek to znaczy, ale zawsze wojna.

Wszak nasze niezależne i obiektywne media i demokratycznie wybrani politycy,  informują nas stale, że bronimy się walecznie  przed „rosyjską agresją”.

W tych warunkach mój  wyjazd do Moskwy i Petersburga, urastał wręcz do rangi postaw heroicznych, wszak w wojenny czas jechałem do „jaskini lwa”.

INAUGURACJA PREZYDENTA PUTINA I KREML

Pierwszy dzień pobytu był znamienny, gdyż przypadł w dniu inauguracji prezydentury, wybranego na nową kadencję Władymira Władymirowicza Putina.

Prezydent Rosji w swym wystąpieniu nakreślił główne cele tej kadencji i warto zauważyć, że strategiczna osią tych działań ma być  przełom w sferze ekonomii i radykalna poprawa sytuacji oraz warunków życia obywateli FR.

Szereg spotkań, także tych spontanicznych na ulicach Moskwy potwierdza, że wbrew antyrosyjskiej propagandzie, prezydent Władymir Putin cieszy się powszechnym poparciem swojej wizji Rosji oraz szacunkiem dla swoje pracy na rzecz państwa, wielonarodowego, wielokulturowego i multireligijnego społeczeństwa współczesnej Rosji.

W wystąpieniu prezydenta Rosji, o żadnej wojnie, w tym hybrydowej z Polską,  słowo nie padło.

Wprawdzie,  co stwierdziłem osobiście, lądowisko śmigłowców prezydenckich na Kremlu osłaniają systemy przeciwlotnicze, to w obliczu współczesnych zagrożeń terrorystycznych nie dziwi.

Jedyną „wojnę” jaką wykryłem, to wojna o czystość złotych kopuł kremlowskich soborów,  którą toczą specjalnie hodowane kremlowskie jastrzębie, polujące na brudzące gołębie.
PRAWNUCZKA MARSZAŁKA ROKOSSOWSKIEGO

Skoro czas wojenny, to spotkaliśmy się z prawnuczką marszałka Polski i ZSRR Konstantego Rokossowskiego, redaktorką „Rossijskiej Gaziety” Ariadną Rokossowską.

Mówiąca piękną polszczyzną, prawnuczka najmłodszego i w ocenie wielu historyków najzdolniejszego radzieckiego marszałka okresu II Wojny Światowej, przybliżyła nam szereg anegdot i ciekawostek z życia wielkiego przodka.

Marszałek Rokosowski w przeciwieństwie do Żukowa i wielu innych dowódców radzieckich tego okresu, słynął nie tylko z wielkich talentów militarnych, choćby  autorska operacja „Bagration”, szczęścia żołnierskiego,  ale i szacunku dla życia swych podwładnych.

Marszałek, oficer radziecki z pochodzenia  Polak, represjonowany i torturowany przez NKWD, do końca swych dni uważał się za Polaka, miał polski mundur i zostawił ciekawe wspomnienia, które warto przeczytać.

Pani redaktor, walczy o dobrą pamięć o swym pradziadku, wojną tego jednak nie nazywa.

W„CENTRUM DOWODZENIA” O WOJNIE NIC NIE WIEDZĄ

Z drżącym sercem przekraczałem progi słynnego wieżowca redakcji „Rossiya segodnya”, w skład której wchodzi Agencja Sputnik.

Wszak  to tu, jak od lat piszą polskie media,  kryją się tysiące „trolli”  i „rosyjskich hakerów”, którzy na rozkaz samego prezydenta Putina prowadzą wojny hybrydowe.

Wojny w których odnoszą, wg zachodnich mediów, sukcesy jak wybór prezydenta Trumpa w USA.

Dyrektor Centrum Projektów Międzynarodowych Agencji „Rossiya segodnya”, Wasilij Puszkow, oprowadził nas otwarcie po redakcjach, w tym niemieckiej, amerykańskiej, chińskiej,  irańskiej, a nawet polskiej.

Wprawdzie każda z dziesiątek redakcji jest większa niż nasz PAP, to trudno mówić o tysiącach zasiedlających wieżowce.

Profesjonalizm, wysokiej klasy sprzęt robił wrażenie. Jednak otwartość zaprzeczała, twierdzeniom o „tajnych obiektach” i „tajnych operacjach”.

Co szokowało?

Młodość tak pracowników jak i kadry zarządzającej, co przekłada się na entuzjazm i dynamikę pracy, co było odczuwalne. Wszechobecne było zdziwienie gospodarzy, skąd wściekłe  ataki na „Russia Today”, ze strony niektórych środowisk politycznych z zachodu. Wszak wolność słowa i prawo dostępu do informacji, to kanon zachodniej demokracji.

Skoro media zachodnie ze swym punktem widzenia obecne są w Rosji, to co jest strasznego w tym, że w ramach pluralizmu informacyjnego, społeczeństwa krajów zachodnich poznają punkt rosyjski widzenia?

Kierownictwo „Rossiya segodnya” podkreślało, że wiele faktów i wydarzeń przekazuje tylko „Rossiya segodnya”, gdyż ma korespondentów na całym globie, zatem eliminacja RT i Sputnika  ma podłoże w czystej zawiści merytorycznej i chęci wykluczenia rynkowego konkurenta.

KOLACJA Z SZEFEM, KOCHAJĄCYM MUZYKĘ CHOPINA

W ramach wizyty, mieliśmy zaszczyt spotkania,  a potem kolacji z Turałem Kerimowym, zastępcą szefa Agencji Sputnik.

Przemiły, błyskotliwy, o szerokiej wiedzy,  nie przekraczający 30-ki młody człowiek, głęboko wierzący wyznawca Islamu, prowadził z nami kilkugodzinny dialog. Cięte riposty i głębokie przekonanie do wygłaszanych, niekiedy stanowczych ocen i sadów, w ramach toczonej z nami — polskimi dziennikarzami polemik, nie przesłaniały jednak głęboko humanistycznej osobowości dyrektora.

Ten  przedstawiciel elity rosyjskiej młodego pokolenia, meloman słuchający w samochodzie muzyki Fryderyka Chopina, wygłosił kilka interesujących sądów.

W odpowiedzi ma moje zastrzeżenie, że Rosja nigdy nie będzie Polski traktowała partnersko, choćby poprzez fakt swej terytorialnej wielkości czy faktu że jest supermocarstwem jądrowym skontrował mnie nie mniej barwnie. „Mylisz się Krzysztof całkowicie. Potężny mężczyzna, wobec subtelnej kobiety zachowuje się ze szczególną delikatnością. Czyż nie? Tak musi postępować Rosja względem Polski, jeśli chce coś osiągnąć. Rosja nigdy nie będzie się zachowywała wobec Polski tak, jak względem silnych Niemcy czy USA.”

I na koniec Tural Kierimow wyraził znamienną opinię. „Musimy doprowadzić do dialogu pomiędzy Polską i Rosją, póki żyją Ci co pamiętają normalne relacje między obu naszymi krajami. Jeśli pozostawimy to pokoleniom wychowanych w konfrontacyjnej atmosferze, ułożenie dobrosąsiedzkiego dialogu będzie niezwykle trudne o ile niemożliwe”.  

Musze przyznać, że nie podzielając do końca kilku opinii, trudno mi  się z dyrektorem było nie zgadzać. Z racji zawodowych specjalizacji, wszak od lat opisuję konflikt wojenny w Syrii, dyrektor Sputnika zaskoczył mnie dodatkowo.

W obliczu szczegółowej wiedzy Turała, który zjeździł Syrię wzdłuż i wszerz, Jego znajomości kulisów funkcjonowania asadowskiej Syrii, bliskowschodniej filozofii prowadzenia polityki,  momentami w dyskusji z Nim wymiękałem.

Ze smutkiem musze też skonstatować, że daleko naszym młodym politykom i ludziom mediów do szerokiej wiedzy, obycia i kultury jaka uderzała od młodzieży zarządzającej „Rossiya segodnya” (tej nazwy nie da się przetłumaczyć na język obcy — przyp. red.).  

„MY WMIESTIE BRALI BERLIN”  
Wg najnowszej, jedynie słusznej wykładni historii, opracowanej przez fachowców z IPN a propagowanej w PiS-landii, 9 maja to żałobny dzień „początek drugiej okupacji”.

Zatem aby nie drażnić zwycięzców II Wojny Światowej, ja „okupowany”,  dla niepoznaki zamaskowałem się. Założyłem furażerkę z czerwona gwiazdą, bluzę mundurową, przypiąłem gierogiejewską lierntoczkę i udałem się podglądać sprzęt wojenny biorący udział w defiladzie na Placu Czerwonym.

Podziwiając czołgi, rakiety i samoloty, wdałem się w dialog z Rosjanami, którzy dowiadując się że jestem Polakiem, sami z siebie solennie mnie zapewniali, że nikt przy zdrowych zmysłach na Polskę nie zamierza napadać i że cieszą się razem z „sajuznikiem”, świętują zwycięstwo nad faszystami. Wszak jak mi zakomunikowano, „my wmiestie brali Berlin”.

© Zdjęcie : Krzysztof Podgórski

Krzysztof Podgórski, polski publicysta

Po defiladzie udałem się pod „Teatr Balszoj” gdzie spotykają się weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Z racji zaawansowanego wieku jest już ich niestety coraz mniej. I tu, przeżyłem przykry moment. Nie wiedząc gdzie uciec wzrokiem, wstydziłem się za swój kraj.

Spotkałem wysokiego szczupłego weterana, o wielu odznaczeniach.
— Pan nie jest Rosjaninem, odezwał się z uśmiechem.
— Nie, nie jestem,  jestem z Polski.
— Polak?
— Tak. 
— Byłem w Polsce, bardzo dawno byłem w 1944, szturmowaliśmy Pragę. Warszawę Pragę, dużo padło Naszych i Waszych z rąk faszystów.
Ścisnął mi mocniej dłoń i rzekł: „Pamiętajcie o naszych chłopakach. Oni tam zostali na zawsze”.

© Zdjęcie : Krzysztof Podgórski

Moskwa. 9 Maja 2018 r.

Wraz towarzyszącym kolegą, ze spuszczonymi głowami opuściliśmy Teatralną Płoszczadź, bo co odpowiedzieć staruszkowi o siwych włosach?

Że pamiętamy rozwalając pomniki ku czci tych poległych, jak ten „Czerech śpiących”  pomnik braterstwa broni właśnie na Warszawie Pradze Północ?

 DYPLOMACJA OBYWATELSKA — OSTATNIĄ SZANSĄ?

Niezwykle ciekawym elementem podróży, było spotkanie polskich dziennikarzy dyrektorem Fundacji wsparcia dyplomacji publicznej imienia Gorczakowa, Leonidem Draczewskim. To wybitna postać, dyplomata, były wiceminister spraw zagranicznych Rosji, były sportowiec ale nade wszystko były ambasador Rosji w Polsce.

Mówiąc o fundacji, ambasador Draczewski wskazywał, że głównym celem fundacji jest umożliwienie spotkań i rozmów na poziomie społecznym.

Ambasador wyraził żal z powodu przerwania, z polskiej inicjatywy, współpracy w ramach Polsko-Rosyjskiego Forum Dialogu Obywatelskiego. Leonid Draczewski współprzewodniczył tej inicjatywie wraz z Krzysztofem Zanussim.  

Podobnie Polacy wycofali się z utworzonej podczas wizyty prezydenta Putina w Polsce w 2002 roku, a reaktywowanej w 2008. Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych.

© Zdjęcie : Katarzyna Mierzejewska

Leonid Draczewski: „Osobiście chciałbym ściślej i więcej współpracować z Polakami”

Pan ambasador jest jednak optymistą i ma nadzieję,  że wcześniej czy później współpraca ta zostanie reaktywowana. Zadeklarował, że ze strony rosyjskiej jest otwartość i gotowość do dalszych działań.

Spotkaliśmy się również z kierownictwem Fundacji „Rosyjsko-Polskiego Centrum Dialogu i Porozumienia”, która prowadzi działania w obszarze współpracy akademickiej i kulturalnej. Obie fundacje zapraszają polskie organizacje pozarządowe i środowiska akademickie do aplikowania o środki na projekty służące rosyjsko-polskiemu dialogowi czy dyplomacji publicznej. Szczegółowe warunki znajdują się na stronach internetowych obu fundacji i warto tam sięgnąć wszystkim, którym obce są antyrosyjskie obsesje i „hybrydowe wojny”.

Rosjanie czekają na partnerów pośród polskich organizacji pozarządowych i akademickich. Są środki na wsparcie tych, którzy stworzą projekty, opierające się na dialogu, na tym co łączy oba narody i pozwala się im wzajemnie poznawać.

Po podróży, z której miałem nie wrócić, stwierdzam: na wschodzie bez zmian, obywatele Federacji Rosyjskiej są do Polski i Polaków nastawieni życzliwie. Wojny nie ma i “nie budziet”, nawet tej przez rusofobów upragnionej, hybrydowej. 

Krzysztof Podgórski, polski publicysta

Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.

https://pl.sputniknews.com/opinie/201806178162485-Polska-Rosja-Nadwislanskie-urojenia-rusofobow-Wojna-hybrydowa/

Reportaż z kraju barbarzyńców: Widmo „wojny hybrydowej”

Zgodnie z oficjalną narracją Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wszystko wskazuje na to, że biorę czynny udział w tzw. „wojnie hybrydowej” prowadzonej przez Kreml przeciwko Polsce.

Co prawda „smutni panowie” jeszcze po mnie nie przyszli (póki co, był tylko jeden „wesoły” na zwiadach), ale ABW prewencyjnie puszcza w eter sygnał ostrzegawczy: siedzieć cicho, albo wszystkich was zamkniemy!

Podczas gdy z grupą towarzyszących mi dziennikarzy poznawaliśmy jeszcze lepiej Rosję i Rosjan — dzieląc się wrażeniami na portalach społecznościowych — 9 maja (przypadek?) rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn zaalarmował na Facebooku: „Kreml mobilizuje wykonawców, daje sygnał do rozpoczęcia i zakończenia wojen hybrydowych”.

Po czym cytuje on fragmenty artykułu z „Przeglądu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ABW”, autorstwa Jolanty Darczewskiej (z wykształcenia pedagog). Z tekstu pt. „Środki aktywne jako rosyjska agresja hybrydowa w retrospekcji. Wybrane problemy” wyłania się następujące ostrzeżenie: „Intensywność i zakres działań przeciwko państwom NATO i UE nie ulegną zmniejszeniu. (…) Kryzysotwórcza rola rosyjskiego zagrożenia będzie wzrastać, a jego skuteczne odparcie będzie wymagało zwiększonej uwagi podmiotów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i obronność państw…”.

Artykuł pani pedagog stanowi… materiał szkoleniowy (sic!) dla kadry ABW. I czego się oni dowiadują?

Wyjaśnia to m.in. dołączona przez Żaryna tabelka pt. Współczesny aparat technologii hybrydowych”. Zamieszczona w kolumnach rozpiska ujawnia informacje, po których… Ojej, chyba żaden Polak nie będzie już mógł spokojnie zasnąć.

Otóż Darczewska, a za nią Żaryn, dokonali epokowej dekonspiracji, a mianowicie ujawnili, że w ramach technologii hybrydowych (koordynowanych przez Kreml, a jakże) dokonuje się następujących przedsięwzięć organizacyjnych (wybrane fragmenty): akcje propagandowe prowadzone za pośrednictwem multimedialnych państwowych agencji informacyjnych (TV RT, Radio Sputnik, RIA Novosti); przedsięwzięcia realizowane za pośrednictwem oddziałów Rossodrużestwa [personel rządowej Agencji Współpracy z Rodakami], RONiK-ów (rosyjskie ośrodki nauki i kultury) przy ambasadach Federacji Rosyjskiej, innych organów władzy wykonawczej i ustawodawczej (np. Komisji do Spraw Obrony Suwerenności FR przy Radzie Federacji); organizowanie wydarzeń o charakterze naukowym i kulturalnym (konferencje, wystawy, rajdy pamięci, stypendia i kursy językowe).

Jest też wzmianka o zakładaniu fabryk trolli.

Wystraszyli się Państwo? Bo ja bardzo.

Tylko jakoś nie Rosji, lecz tych amatorów, którzy podobno mają strzec naszego bezpieczeństwa.

© Zdjęcie : Katarzyna Mierzejewska

Agnieszka Piwar, polska publicystka

 Jaromir Łatuszyński, major rezerwy — specjalista ds. terroryzmu międzynarodowego, określił rewelacje udostępnione przez Żaryna jako klasyczny turbo bełkot ujawniony już na starcie — w logice i stylistyce tytułu”.

Jego zdaniem tytuł opracowania mógłby równie dobrze brzmieć: „Technologie hybrydowe, jako rosyjska agresja hybrydowa”… Per analogia: „Techniki piłkarskie, jako rosyjska gra w piłkę”.

W tym kontekście Łatuszyński zwraca uwagę na konkretny fragment artykułu Darczewskiej: „(…) Środki aktywne, których nazwa jest obecnie zastępowana nazwą (terminem) technologie hybrydowe, były przedmiotem wnikliwych badań na Zachodzie w czasie zimnej wojny. Duże zasługi na tym polu miała międzyresortowa komisja do ich zwalczania przy Departamencie Stanu USA”.

I dalej — podaje major za Darczewską — „(…) Dennis Kux podjął próbę stypologizowania tych instrumentów na białe, szare i czarne. Sprawstwo i odpowiedzialność za działania w strefie białej (działania jawne i legalne) i szarej (pod przykryciem) przypisał Kremlowi, a w czarnej (z wykorzystaniem wywiadowczych metod technicznych i osobowych) — KGB…”.

Następnie Łatuszyński przypomina, że Komitet Bezpieczeństwa Państwowego został rozwiązany w 1991 roku i podzielony na kilka samodzielnych formacji — przede wszystkim SWR, FSB.

Jak widać kadra ABW uczy się nadal, jak walczyć z duchem ‘tarczy i miecza’ KPZR…, co wiele tłumaczy w kontekście efektywności działania na tym polu…” — kwituje specjalista ds. terroryzmu, dodając półżartobliwie, że stawia osiemnastoletniego Chiavasa temu, kto przedstawi racjonalne argumenty uzasadniające: Separowanie w „strefie białej i szarej” nie istniejącego „KGB” od „Kremla” (czyli władz FR, którym podlegają służby specjalne — SWR i FSB) — natomiast w „strefie czarnej” separujące obydwie formuły, ale na abarot.

TYMCZASEM ABW SZALEJE I NIE ODPUSZCZA…


Zaraz po naszym powrocie, i zaraz po tym jak udzieliłam portalowi wPolityce.pl wywiadu — w którym wyjaśniałam, że jako dziennikarze mamy przecież prawo poznawać sąsiedni kraj — bezpieka przystąpiła do kolejnych czystek wyrzucając z Polski obywateli Rosji pod pretekstem „działań hybrydowych”, odgrażając się jednocześnie, że już wkrótce dobiorą się też do obywateli Polski.

W tych działaniach dostrzegłam pewną powtarzającą się prawidłowość. Kiedy jesienią ubiegłego roku wróciłam z podobnego wyjazdu, tym razem na Kaukaz, chwilę po publikacji mojego reportażu pt. „Raport z Czeczenii” napisał do mnie niejaki Marcin Mamoń. Chodzi o dziennikarza, który słynie z tego, że czeczeńskich morderców i terrorystów — takich jak Szamil Basajew czy Doku Umarow — uważa za pozytywnych bohaterów.

Wielbicielowi zbrodniarzy nie spodobało się to, że pozytywnie oceniłam postawę Ahmata Kadyrowa, czeczeńskiego przywódcę, który zlikwidował terrorystów i doprowadził na Kaukazie do trwałego pokoju. Mamoń najpierw mnie obraził insynuacjami i oszczerstwami, a potem napisał wprost, że ma nadzieję, iż chłopcy z ABW zajmą się mną i moimi mocodawcami (do dziś zachodzę w głowę o kogo mogło mu chodzić).

Być może to zwykły przypadek, ale nazajutrz od tych pogróżek na wniosek ABW wydalono z Polski mojego znajomego prof. Dmitrija Karnauchowa, pod pretekstem — i tu niespodzianka — „wojny hybrydowej”. Według oficjalnych doniesień Rosjanin miał m.in. nawiązywać kontakty z… dziennikarzami (cóż za przewinienie!!!).

A że jestem jedyną dziennikarką w Polsce, której prof. Karnauchow udzielił wywiadu, to śmiem przypuszczać, że nie był to zbieg okoliczności. Dodam, że pochodzący z Nowosybirska historyk opowiedział mi w wywiadzie o Syberii, podkreślając jak wiele dobrego Polacy zrobili dla tego regionu, ale też ukazując wydarzenia nieco szerzej niż przedstawia się to w polskiej martyrologii. Czyżby tej wolności słowa nie mogli darować w kraju nad Wisłą?

KOLACJA Z PRAWNUCZKĄ MARSZAŁKA

Ale, ale… Przecież miało być o kraju barbarzyńców, a ja znowu zbaczam z tematu. Dopiero co wróciłam z Rosji, no to chyba już czas, by odnotować jakie atrakcje przygotowano dla nas w państwie Putina. Trochę się działo. Wraz towarzyszącymi mi dziennikarzami odwiedziliśmy w Moskwie siedzibę państwowego koncernu medialnego „Rosja Siegodnia”, po której zakamarkach zostaliśmy oprowadzeni przez rosyjskich kolegów po fachu z redakcji Sputnika. Zwiedzaliśmy też Kreml.

Ponadto zostaliśmy ugoszczeni w siedzibie Fundacji Gorczakowa, gdzie podjął nas dyrektor Leonid Draczewski.

Spotkaliśmy się także z przedstawicielami Rosyjsko-Polskiego Centrum Dialogu i Porozumienia.

Na kolacje zapraszano do nas specjalnych gości, m.in. Ariadnę Rokossowską, prawnuczkę marszałka Konstantego Rokossowskiego.

© Zdjęcie : Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Polacy w Pałacu Zimowym. Obraz z Ermitażu

W Petersburgu spotkaliśmy się z przedstawicielami administracji obwodu leningradzkiego. Na miejscowym Uniwersytecie zorganizowano nam spotkanie ze studentami dziennikarstwa.

W Marijskim Teatrze obejrzeliśmy spektakl „Mazepa”, do libretta według Puszkina.

W blasku słońca pływaliśmy statkiem po Nowie.

W Pałacu Zimowym podziwialiśmy arcydzieła zebrane w Ermitażu.

Po mieście oprowadzał naszą grupę sympatyczny przewodnik biegle mówiący po polsku. Przyprowadził nas m.in. na Cmentarz Piskariowski — jedno z miejsc masowych pochówków w czasie blokady Leningradu, największy na świecie cmentarz ofiar II wojny światowej, cmentarz-muzeum.

Z opowieści przewodnika dało się wyraźnie wyczuć jego niechęć do poprzedniego systemu. Wywnioskowałam to z kontekstu, kiedy wspomniał, że w Rosji mają żal do dowódców z czasów oblężenia Leningradu, za to, że nie troszczyli się oni o mieszkańców.

Jak to określił: „traktowali ludzi po bolszewicku”.

Ten sam przewodnik, kiedy mijaliśmy przy jednym z placów monument Lenina, dodał: My pomników jednak nie burzymy, ponieważ jest to część naszej historii”.

Agnieszka Piwar, publicystka polska, gazeta “Myśl Polska”, Moskwa — Warszawa

Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.

Agnieszka Piwar

https://pl.sputniknews.com/opinie/201806068100800-Rosja-Polska-ABW-Widmo-wojny-hybrydowej/

Polscy dziennikarze odwiedzili Moskwę

 „Nie wierzę w obiektywność światowych mediów, ale nie podoba mi się, że właśnie Rosję traktuje się jako źródło zła” – powiedział polski dziennikarz, właściciel wydawnictwa 3DOM w Częstochowie Tomasz Stala, który wspólnie z innymi publicystami przyjechał do Moskwy.

Polscy dziennikarze w Moskwie

https://pl.sputniknews.com/popup/radio/?audio_id=42675035

Grupa polskich dziennikarzy i publicystów przyjechała do Moskwy, aby porozmawiać z przedstawicielami organów władzy państwowej, nauki, a także ze swoimi rosyjskimi kolegami z branży. W skład delegacji weszli dziennikarze z różnych gazet, między innymi „Myśl Polska”, „Nie!”, „Trybuna” i tygodnika „Przegląd”.

Zagraniczne wyjazdy do Moskwy i innych miast Rosji organizuje Fundacja Wsparcia Dyplomacji Publicznej im. Aleksandra Gorczakowa. O rosyjsko-polskiej współpracy w tym zakresie opowiedział Sputnikowi pierwszy zastępca dyrektora wykonawczego organizacji Roman Griszenin.

Jako fundacji bardzo zależy nam na tym, aby odbywały się dwustronne spotkania rosyjsko-polskie. Obecny press tour to drugie tego typu wydarzenie. W ubiegłym roku analogiczny wyjazd odbył się do Groznego — stolicy Czeczenii. Później w polskiej prasie pojawiło się dużo ciekawych i pozytywnych publikacji. Wierzymy, że dzięki temu część Polaków mogła zerwać ze stereotypowym myśleniem o tym regionie Rosji. Wydaje mi się, że polska opinia publiczna jest trzywarstwowa: warstwa elit politycznych demonstruje ideologiczny, negatywny stosunek do Rosji. W drugiej warstwie — tak zwanej «kreatywnej klasie w podejściu do struktur władzy» sytuacja to 50 na 50. A jeśli chodzi o kontakty w sferze “dyplomacji ludowej”, to ludzie dość pozytywnie odnoszą się do Rosji, chcą dowiedzieć się o niej więcej. I dotyczy to nie tylko starszego pokolenia, ale również młodzieży — powiedział Griszenin.

Bardzo dużo zgłoszeń tradycyjnie pochodzi z Polski. Przez wszystkie lata swojego istnienia fundacja przyjęła około 100 młodych Polaków.

„Staramy się pokazywać im Rosję w pewnej równowadze jej pozytywnych i negatywnych cech. Jest dla nas niezmiernie ważne, aby przygotowując materiały z wyjazdu goście byli obiektywni” — podkreślił Roman Griszenin.

© Sputnik . Wiktoria Daniłowa

Delegacja z Polski

W czasie wizyty w największej rosyjskiej grupie medialnej „Rossiya Segodnya” dziennikarze mogli porozmawiać z przedstawicielami kierownictwa „Ria Novosti” i „Sputnika”. Podczas krótkiej konferencji prasowej zadawali wiele pytań: członków delegacji interesowały perspektywy funkcjonowania agencji za granicą, jej finansowanie i organizacja pracy.

Po spotkaniu zaprowadzono ich do sfery sacrum „Rossiya Segodnya”: nowoczesnych sal prasowych i studiów nagraniowych, a także pokazano, jak pracują korespondenci różnych redakcji językowych. W czasie niedużej wycieczki po agencji swoją opinią podzielił się ze Sputnikiem Paweł Dybicz, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Przegląd”.

 — Co zadecydowało, że podjął Pan taką podróż?

— Z wielu przyczyn: jestem ciekawy świata. Przed tym raz byłem w Związku Radzieckim, w zeszłym roku byłem już w Rosji, w Czeczenii. Pozwala mi to skonfrontować z tym, co słyszę od znajomych, oraz z tym, co przeczytałem i zobaczyłem. Ktoś, kto nie chce poznać innych państw, innych ludzi, poniekąd jest ograniczony, a ja nie mogę sobie pozwolić na jednostronny ogląd świata. Wizyta w «Rossii Segodnya» pozwala poznać ludzi, którzy robią wiadomości, poznać ich sposób myślenia. Ja w zawodzie dziennikarzy pracuję już wiele lat i dlatego jest to też dla mnie to pouczające.

 — Jak Pan, ocenia jakość i rzetelność informacji przekazywanych przez rosyjskie media?

— Dobrze, że użyła Pani określenia „rosyjskie”. Uważam, że każde państwo ma prawo, jeśli nie powiedzieć obowiązek, reprezentowania swojego stanowiska. Jeżeli ktoś myśli, że agencja informacyjna będzie reprezentowała interesy innych państw, to się myli. Nie rozumie filozofii istnienia takich instytucji.

Ja patrzę przez pryzmat tego, czy Sputnik realizuje w sposób logiczny to, co prezentuje władza czy opinia publiczna. Śledzę to bardzo.

Mam okazję skonfrontować informacje z tym, co się nazywa „media mainstreamowe”.

W Polsce niestety tak się porobiło, że różnica między tym, co prezentują media minstreamowe a tym, co chciałaby władza państwowa, jest znikoma.
Służy nam Internet. I wbrew temu, co się sądzi, ma on ogromny wpływ. I nie można go zablokować.

© Sputnik . Wiktoria Daniłowa

Polska delegacja na konferencji prasowej w siedzibie Sputnika w Moskwie

 — Czy nie obawia się Pan krzywych spojrzeń po powrocie do kraju?

— Ja się nie obawiam, bo już je mam. Mnie to nie wzrusza. Ja nie muszę być wyrazicielem oficjalnej polityki państwa. Poza tym ona jest zmienna. Więc ja się nie boję żadnych oskarżeń.

—  Czy Rosja spełnia Pana oczekiwania, czy potrafi jednak zaskoczyć?

— Jа nie znam na tyle Rosji, żeby ona mnie nie zaskakiwała. Mam i dobre i złe rodzinne związki z Rosją — nie liczone są w latach, tylko w dziesiątkach. Co nie oznacza wcale, że ja mam nie wiadomo jaki, czy też zły ogląd na to państwo — podsumował Paweł Dybicz.

Wiktoria Daniłowa

Opublikowano za: https://pl.sputniknews.com/swiat/201805097929145-Moskwa-polscy-dziennikarze/

Rosja leżała u moich stóp, wielka i niezniszczalna

By, choć trochę zrozumieć Rosjan trzeba być wśród nich. Fizycznie i duchem. Przeniknąć w ich emocje, pamięć, przekonać się, czym jest historia ojczyzny w ich życiu, na co dzień. I jak ważny jest dla nich szacunek dla przodków.

Przyjeżdżając na zaproszenie Fundacji im. A.M. Gorczakowa na majowe press-tour do Rosji, miałam ku temu kolejną okazję.

Historia Rosji jest znaczona tysiącami grobów — bezimiennych i bardzo znanych ludzi — jednakowo czczonych, z podobną pamięcią współczesnych. Emocje Rosjan z nią związane przemówiły do mnie bardzo różnym głosem: artystyczną charyzmą cmentarza przy monastyrze Nowodziewiczym w Moskwie, monumentalną ciszą Cmentarza Piskariowskiego w Petersburgu i niesamowitością przemarszu moskiewskiego Pułku Nieśmiertelnych w Dniu Zwycięstwa, w którym uczestniczyłam.

Z każdej tej płaszczyzny, śmierć bliskich i rodaków jednoczyła Rosjan — w dumie, smutku, ale i radości, nadając im progresywny impuls na następny dzień.

NIESPODZIANKA NATALII

Natalia Filipowicz, dzieląca swoje życie między Moskwę i Warszawę, jest cudownym przewodnikiem po Moskwie i typową Rosjanką, kochającą działać z zaskoczenia serwując niespodzianki.

Przyjechałam w przeddzień do Moskwy, od rana na nogach, spotkania i w samo południe, przy ostrym słońcu — zwiedzania ogrodów Kremla i jego cerkwi. Natalia odnalazła mnie po obiedzie w hotelu i nie bacząc na protesty, wsadziła do taksówki i wiozła Bóg wie gdzie. „Natasza, jestem wykończona, zlituj się, nie lubię niespodzianek”, proszę, a ona: „niespodzianki, to takie…Ruskie”.  Podjechałyśmy pod zabytkowy monastyr będący w remoncie i akurat zamykany dla zwiedzających, ale Natalia ubłagała strażnika i zerknęłyśmy, co nieco do środka. Ale nadal nie wiedziałam, co będziemy zwiedzać, bo chyba nie ten monastyr.

Po kilkunastu krokach przekroczyłyśmy bramę cmentarza, przytulonego do murów monastyru. W XVI — wiecznej nekropolii, od 1932r. zaczęto grzebać sławnych, wybitnych i zasłużonych ludzi dla Związku Radzieckiego, potem — Federacji Rosyjskiej. Chowano tu także tych, którzy z pewnych względów nie mogli być pochowani pod murami Kremla. Cmentarza — nietypowego, jak na rosyjskie obyczaje. Nie było kolorowych płotków, nastrojowych brzóz…

© Zdjęcie : Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Cmentarz Nowodziewiczy. Moskwa.

Przed oczyma — zacienione iglakami aleje, pyszne pomniki nagrobne i plejada sław z panteonu kultury i sztuki, osobistości świata nauki, wojskowości, sportu i polityki, groby noblistów. Przede mną rozpościerał się Cmentarz Nowodziewiczy, o statusie cmentarza narodowego, miejsce spoczynku wielu zasłużonych Rosjan.

Miałyśmy zaledwie dwie godziny by go zwiedzić. Więc kogo?! Natasza preferowała to, co sercu najbliższe: ludzi teatru, MChATu,  rosyjskiej i radzieckiej kinematografii. Mnie ciągnęło ku muzykom, kompozytorom, do malarzy i rzeźbiarzy.

Zgodnie zatrzymałyśmy się nad grobem zmarłego zaledwie pół roku temu znakomitego śpiewaka operowego Dymitra Chworostowskiego. Natasza zanuciła cichutko „Podmoskowskije wieczera“, które onegdaj tak pięknie śpiewał z Anną Netrebko na Placu Czerwonym.

Przechadzając się między grobami primabaleriny Galiny Ułanowej i pianisty Emila Gilelsa, Dymitra Szostakowicza, Szaliapina i Roztropowicza, Bułhakowa, Majakowskiego, Czechowa, Gogola, trafiając do kwater Primakowa, Woroszyłowa, Chruszczowa, usytuowanych obok siebie zgodnie, bez względu na wyznanie, pochodzenie i profesję, ale zasłużonych dla Rosji w jej różnych okresach państwowości — z trudem ogarniałam wielkość Rosji.

A przecież ona leżała u moich stóp, wielka i niezniszczalna. Dorobek Rosjan tam pochowanych jest w mojej domowej bibliotece, na płytach z muzyką. Czułam się, jakbym odwiedzała groby najbliższych mi ludzi.

Gdzieś na uboczu, przy grobie nieznanej mi osobistości, spotkałyśmy starszą panią pielęgnującą mogiłę. „Panie z Polski?”, spytała, słysząc nasze rozmowy. „Moja babcia, po stronie matiuszki, pochodziła z Polszy…”

Historia Rosji zaklęta w kamieniu i spiżu cmentarnych rzeźb i płyt nagrobnych, w grobach mniej lub bardziej zadbanych — w całkowitej koegzystencji. Niesamowite wrażenie.

Wieczorem następnego dnia, spacerowałam w towarzystwie red. Leonida Swiridowa po ul. Twerskiej, obserwując radośnie obchodzony przez Rosjan Dzień Zwycięstwa.

Kiedy znaleźliśmy się koło pomnika Majakowskiego, powiedziałam: „wiesz Lonia, wczoraj odwiedziłam Majakowskiego”. Popatrzył na mnie lekko zdziwiony. „Byłam na jego grobie, na Cmentarzu Nowodziewiczym”, dodałam. Popatrzył jeszcze bardziej zdziwiony. Tego w programie naszego press-tour po Rosji nie było.

PAPIEROWY GOŁĄBEK I KROMKA CHLEBA

Rozgrzany, jak rosyjska bania, busik zawędrował w północne rejony Petersburga i stanął przed bramą Piskariowskiego Cmentarza Pamięci.

Słońce w zenicie, +29C, nietypowa aura, jak na Petersburg o tej porze. Przedostatni dzień pobytu polskich dziennikarzy bawiących w Rosji.

To bolesne miejsce dla Rosjan — największy na świecie cmentarz ofiar II wojny światowej. Miejsce skromne i bardzo wymowne.

W czasie hitlerowskiego oblężenia i blokady miasta, noszącego wówczas miano Leningradu, pochowano tu ok. 470 tys. leningradczyków zmarłych z głodu, zimna, chorób i bombardowań, oraz ok. 50 tys. żołnierzy. W lutym 1942r. zwłok na cmentarzu było tak wiele, że oczekiwały na pochówek ułożone w 200 metrowych rzędach o wysokości dwóch metrów, w każdym takim rzędzie znajdowało się ok. 20-25 tys. ciał. Tylko jednego dnia, 20 lutego 1942r. pochowano tu 10 tys. zmarłych. Zwłoki palono, by zapobiec epidemiom.

© Zdjęcie : Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Piskariowski Cmentarz. Sankt Petersburg.

Wchodzących na cmentarz wita wieczny ogień na kamiennym piedestale otoczony kwietnikiem w barwach narodowych Rosji.

Trudno uświadomić sobie ogrom tego cmentarza, powoli przebija się przez ludzką świadomość blisko pół miliona pochowanych tu bezimiennie ludzi w blisko dwustu dużych, krytych murawą masowych grobach, rozgraniczonych tylko czasem pochówków. Znajdują się one po obu stronach półkilometrowej alei do monumentalnego pomnika Matki — Ojczyzny, na fryzie, którego napisano: „Nikt nie jest zapomniany, nic nie jest zapomniane”.

Kilka dni wcześniej petersburżanie dali namacalny dowód, że nie zapomnieli. Setki tysięcy czerwonych goździków położono na zielonej murawie.

Przy płycie z datą “1943” znaczącą kolejny kwartał bezimiennych grobów, pomyślałam, w skrytości serca: „Mój Boże, tego roku jesienią, mama szczęśliwie rodziła mnie w edynburskim szpitalu z dala od bombardowanego Londynu, jakaś inna kobieta w tym samym czasie umierała z głodu w Leningradzie. I nie dała nikomu nowego życia… Być może leży w tej kwaterze”. Nie wszystkie dzieci urodzone tamtego roku przeżyły blokadę, to byli moi rówieśnicy, gdzieś pod murawą były ich prochy.

Nieopodal w naręczach przywiędłych już czerwonych goździków u stóp pomnika Matki-Ojczyzny, trzepotał się papierowy gołąbek pokoju, a na gałązkach kwitnących brzózek zwisały czarno-pomarańczowe “lentoczki”. Jakieś dziecko umieściło pośród wieńców swój rysunek. Na skraju kolejnego kopca z murawą dostrzegam symboliczną tabliczkę z nazwiskiem, pozostawioną przez bliskich. Pamięć o tych ludziach, chociaż bezimiennych — nie umarła.

Po prawej stronie cmentarza wzdłuż płotu, umieszczone są epitafia, zapoczątkowała ich umieszczanie Polska. 24 stycznia 2004r., w 60 rocznicę zakończenia blokady, wmurowano tam dwujęzyczną tablicę ze skandynawskiego, czerwonego granitu opatrzoną godłem i napisem „Polakom, obrońcom oblężonego Leningradu”, ufundowaną przez polski MSZ.

Wtedy byliśmy w relacjach polsko-rosyjskich jeszcze normalni.

Nieco dalej, pod podobną tablicą jakieś dziecko położyło dwa cukierki, pod kolejną, wśród goździków leżała kromka ciemnego chleba, którego tak bardzo brakowało w oblężonym Leningradzie.

REMEDIUM NA TRUDNĄ HISTORIĘ

Jeszcze nie wyzwoliłam się z przeżyć, bo marsz z Nieśmiertelnym Pułkiem w Dniu Zwycięstwa odbija się na psychice.

© Zdjęcie : Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Nieśmiertelny Pułk: Polacy w Moskwie

By zrozumieć Rosjan, trzeba być w nim, w środku i doznawać tych samych emocji jak oni. Scalić historię rodziny, z osobistymi przeżyciami, odnaleźć dla nich miejsce w ludzkiej wspólnocie, gdzie duma z dokonań jest większa, niż nienawiść do dawnych wrogów. I ta wędrówka z portretem ojca, razem z moskwiczanami w ich wielkim marszu pamięci — bardzo mi w tym pomogła. Pomogła zrozumieć, choć w części, co odczuwają Rosjanie. Poczuć to w sobie…

Bo ta mikroskopijna historia, epizod wojenny rodziny Bąbczyńskich, stała się historią milionowego tłumu, idącego na Plac Czerwony ulica Twerską. Częścią rosyjskiej dumy ze zwycięstwa nad III Rzeszą Hitlera.

© Sputnik . Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Bolesław Bąbczyński będzie brał udział w akcji „Nieśmiertelny pułk” 2018

To było szalenie trudne przeżycie, bardzo źle znoszę tłum, zbyt duże zgromadzenie ludzi wokół mnie, odczuwam wtedy duszności, skrępowanie, psychiczny niepokój, chęć natychmiastowej ucieczki. Przemóc się i oswoić z tłumem nie przyszło mi łatwo. Ale byli wokół mnie przyjaciele i znajomi, a także zupełnie mi obcy Rosjanie z przyjaznym, szczerym uśmiechem, niosących jak, ja portrety swoich bliskich.

Z kompletnym zdziwieniem czytałam wieczorem donosy polskich mediów na temat Nieśmiertelnego Pułku.

Gazeta Wyborcza stwierdziła m.in.: „Szkoda tylko, że obywatelską akcję próbuje teraz zawłaszczyć putinowska partia Jedna Rosja. Może jednak się jej to nie uda. Na moskiewski marsz setki tysięcy ludzi przyszły nie na czyjeś wezwanie czy polecenie, lecz spontanicznie, jak mówili — z potrzeby serca”. 

To prawda, był to marsz dyktowany potrzebą serc ponad miliona moskwiczan i ich gości, ale sztandarów Jedynej Rosji — nie widziałam, prób zawłaszczenia — także.

Władimir Putin był i jest jednym z maszerujących. Tak, jak ja. Nie musi niczego zawłaszczać.

Zofia Bąbczyńska-Jelonek, publicystka polska

Moskwa — Petersburg — Szczecin

Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.

Opublikowano za: https://pl.sputniknews.com/opinie/201805207979957-Rosja-lezala-u-moich-stop-wielka-i-niezniszczalna-Zofia-Babczynska-Jelonek/

Comments

  1. nanna says:

    Piękne wspomnienia, piękne opisy. Wszystko piękne…

    Ale skąd Polakom przychodzi do głowy, że mają prawo cokolwiek w Rosji oceniać?

    Jako kto?

    I dlaczego w ogóle?

    Dlaczego jedni Polacy usiłują przekonywać innych Polaków, że Rosja jest dobra? Że jest tam pięknie i spokojnie?
    Do czego jest to potrzebne Polakom i co mają z tymi zachwytami i zapewnieniami zrobić sami Rosjanie?

    Sugerowana pozycja wyjściowa takiego „zachwyconego Rosją Polaka” jest taka, że z racji bycia Polakiem stoi on ponoć wyżej od Rosjanina i ma w związku z tym prawo Rosję i Rosjan oceniać.
    To zapewnianie, że „polska opinia publiczna się myli” i Rosja wcale nie jest taka, jak się ją u nas przedstawia też ma przecież swój wydźwięk.

    W domyśle jest założenie, że Polacy są lepsi, „bardziej cywilizowani” i dlatego Polacy łaskawie dementują błędne postrzeganie Rosji przez Polaków.

    Ale co może z tym zrobić sama Rosja? Do czego jej to?

    Spróbujmy zamienić to miejscami. Dotychczas mamy do czynienia z Polakiem jadącym do znienawidzonej Rosji, a teraz to odwróćmy:
    Rosjanin jedzie do Polski nienawidzącej Rosji.

    Co on tam widzi?
    – Pozorny dobrobyt i nienawistnie małostkowych ludzi, każących się Rosjaninowi tłumaczyć z Historii, której on wcale nie był częścią.

    – Widzi Rosjanin niszczone Pomniki Chwały i Braterstwa Broni uwieczniające Ofiarę Krwi Bohaterskich Żołnierzy Armii Czerwonej, która zdobyła ziemie okupowane przez Niemców i oddała te ziemie ZA DARMO Polakom, którzy byli traktowani jako Bracia Słowianie.

    Tak, Bracia Słowianie, choć w Armii Czerwonej byli żołnierze różnych narodowości więc niekoniecznie słowiańskiego pochodzenia. Oni też umierali od kul gestapowców i esesmanów, od kul niemieckich snajperów i różnej maści folksdojczów.

    Nam, wyzwalanym od śmierci z rąk Niemców przywódcy Związku Radzieckiego mówili, że jesteśmy ich braćmi. I za nas i dla nas przelewali oni swoją krew.
    Ich pozycja była wysoka i Oni się z nami bratali.
    Nasza pozycja była żadna, byliśmy narodem na skraju zapaści biologicznej.

    Skąd więc wzięło się w Polakach to poczucie wyższości? Poczucie wyższości szczególnie nad Rosjanami?

    – Rosjanin u nas może zobaczyć setki ogromnych wysypisk śmieci utworzonych z importowanych – potajemnie przed Polakami – odpadów, których nie można zutylizować bo nie ma gdzie, więc są one podpalane by zrobić miejsce na nowe niemieckie, francuskie czy nawet australijskie śmieci.

    – Rosjanin może zobaczyć u nas brzydkie biurowce, wieżowce bodące niebo swoją ohydą, nie mające żadnego powiązania ani z polską kulturą ani z polską architekturą. Obce kolce na polskim ciele.

    – No i zobaczyć może u nas Rosjanin tysiące kościołów katolickich, mniej lub bardziej podobnych do bunkrów obronnych, ale zawsze jednakowo brzydkich i jak widać budowanych naprędce. Komu i do czego tak się z tym spieszyło?

    I nad tym wszystkim unosi się polska megalomania, dziwaczny sarmatyzm znaczący nie wiadomo co tak naprawdę, ale dodający Polakom ważności.

    Z czego my dziś możemy być dumni? No z czego?

    Czy z tych śmietników?

    Czy z upadających wsi przekształcanych w fabryki genetycznie zmienionego żarła?

    Czy może z miast, germanizowanych bez opamiętania i to przez samych Polaków zachęcanych do zdrady Ojczyzny dyskretnym rozdziałem ojro gdzieś na zapleczach „organizacji pozarządowych”?

    I to wszystko miałoby by dawać Polakom jakieś podstawy ku temu, by z czegokolwiek Rosję rozliczać?
    By w jakikolwiek sposób Rosję oceniać?

    Nie mam tu na myśli Autorów wspomnień z Rosji. Piszę tu ogólnie, o masie ogólnopolskiej.

    Czy więc to naprawdę Rosja ma nas o czymkolwiek przekonywać?
    Przecież ze strony Rosji jest ogromnym wyrazem wyrozumiałości dla pospólstwa polskiego, że nie jest ono odganiane nahają od rosyjskich granic.

    Prawda wygląda tak, że Polacy żadnej przysługi Rosjanom nie wyświadczają, a Rosjanie Polakom wyświadczają przysługę ogromną, dokładnie tak, jak w czasie II. wojny światowej i po tej wojnie.

    Jeżeli Polacy mają rozum, to zastanowią się samodzielnie nad własnym postępowaniem i skorygują je.
    Bez żadnych zachęt ze strony Rosji, bo jest to w interesie Polaków, a więc dla nas lepiej.

    Polacy sugerują, że przestaną opluwać Rosję bo Polacy są dobrzy i się już przekonali, że Rosjanie też nie są źli.
    Co to ma być? Gdzie tu powód do radości dla Rosjan?!?

    Rosjanie dali Polakom ziemie do zamieszkania zdobyte na niemcach.
    Rosjanie dali Polakom technologie umożliwiające odbudowę po wojnie.
    Rosjanie otworzyli dla Polaków swój rynek zbytu by polska gospodarka mogła się rozwinąć.
    Rosjanie nawet zabrali jednego Polaka w Kosmos na swoich rakietach.

    Co zrobili Polacy dla Rosjan?

    Skąd więc u Polaków przekonanie, że mogą wystawiać certyfikaty przywracające Rosjanom honor?

    Ponoć niejaki kolumb odkrył amerykę, ale Indianie przecież od początku wiedzieli gdzie mieszkają. To kolumb był idiotą i nic o ameryce nie wiedział.

    Czy Polacy to tacy kolumbowie z 2018 roku i dlatego usiłują odkrywać Rosję?

Wypowiedz się