Stanisław Łoś: Nie narzucajmy się Ukraińcom

banderyzm 7

Od Redakcji: Autor artykułu, którego fragment rekomendujemy Czytelnikom, należał w okresie międzywojennym do najlepszych znawców problematyki ukraińskiej w Polsce. Choć poniższe uwagi sformułował przed ponad osiemdziesięciu laty, pozostają one wciąż aktualnym wyjaśnieniem, dlaczego łaszenie się do ukraińskiego nacjonalizmu wywodzącego się z Galicji Wschodniej, forsowane przez polskie ukrainofilstwo w imię rzekomo wyższych racji, przynosi efekty dokładnie odwrotne do zamierzonych. Tymczasem dzisiaj część polskiej opinii publicznej pozostająca pod wpływem naszych pryncypialnych ukrainofili nadal przyjmuje z niebotycznym zdumieniem fakt, że na uporczywie ponawiane umizgi strony polskiej strona ukraińska zamiast propolskością reaguje równie uporczywym obrażaniem polskiej pamięci historycznej. Warto też zestawić refleksje autora z tym, co tabuny domorosłych ekspertów od naszej polityki wschodniej gdaczą do znudzenia: o Ukrainie „niezbędnej dla Polski (jako bufor przed Rosją)” i o „bezwarunkowej” pomocy, jakiej podobno powinniśmy jej udzielać. (A.D.)

       Zacznę od tego, co, moim zdaniem, powinno by się zmienić po stronie polskiej. To w pierwszym rzędzie nie u wrogów ukraińskiego narodu, nie u polskich nacjonalistów, lecz właśnie u przyjaciół ukraińskiego narodu.

   Kler unicki wynalazł, obok innych, jeszcze jedną doskonałą i bardzo mądrą maksymę: Ne presadyty sakramentom. Polacy nie powinni Ukraińców nadmiernie kochać i nie powinni im obiecywać, że oni, tj. Polacy, zbudują im kiedyś ukraińskie państwo nad Zbruczem. Te obietnice o nieokreślonym momencie wypełnienia doprowadzają Ukraińców do białej pasji, co jest zrozumiałe, a poza tym, o ile chodzi o „naszych” Ukraińców, tj. o Ukraińców halickich, mają jak najgorsze pedagogiczne skutki. Ukraińcy haliccy Polski, jak wiadomo, bardzo nie lubią; nie lubiąc Polski, nie lubią i wszystkiego, co od niej pochodzi, nawet państwa ukraińskiego.

   Bardzo poważni publicyści ukraińscy w bardzo dobrej wierze twierdzili, że jeśli naród ukraiński nie wytężył wszystkich sił w roku 1920 dla zbudowania państwa ukraińskiego, to dlatego, że Petlura sprowadził na pomoc Polaków. Nam, współczesnemu pokoleniu polskiemu, bardzo trudno jest zrozumieć tego rodzaju powód; słysząc go, skłonni jesteśmy wątpić w dobrą wiarę, a w każdym razie w zdrowe zmysły naszego rozmówcy. Istotnie bowiem myśmy budowali polską państwowość, nie oglądając się na materiał. Do głazu, którym przywalony był grób Polski, umieliśmy zaprzęgnąć i Wielkiego Księcia Mikołaja, i generała Beselera, i cesarza Wilhelma, Clemenceau i Wilsona. Musieli go ściągać, chcąc czy nie chcąc, nawet Lenin znalazł się w szeregu budowniczych niepodległej Polski. A gdy przyszła chwila mająca rozstrzygać o bycie lub niebycie, stanęła milionowa armia, obszarnicy zgodzili się na wywłaszczenie, chłopi na odłożenie reformy rolnej ad calendas graecas, a robotnicy zrezygnowali z socjalizacji fabryk.

    Dla Polaków państwo polskie było konieczną życiową potrzebą; zrozumieli oni, że państwo polskie jest potrzebne przede wszystkim Polakom: stąd ta zdolność do wyzyskania wszystkiego i wszystkich, gdy szło o budowanie Polski. Ofiarowując nieproszeni Ukraińcom, że im zbudujemy kiedyś państwo ukraińskie, drażnimy niektórych, demoralizujemy znacznie liczniejszych.

    Ukraińcy – zwłaszcza haliccy – są społeczeństwem bardzo nieufnym, nieufność ta w stosunku do Polaków przybiera nieraz chorobliwe rozmiary; gdy Polacy obiecują nieproszeni pomoc przy budowie państwa ukraińskiego, przeważnie nie wierzą w szczerość tych obietnic lub też rozumują w jeden z przytoczonych powyżej sposobów:

      1) Polacy chcą budować państwo ukraińskie, a więc istnienie tego państwa leży w interesie Polski, jeżeli tak jest, to Polska budować je będzie bez względu na nasze ustosunkowanie się do tego dzieła, zatem nie potrzebujemy jej w tym pomagać, a jeżeli Polska zapotrzebuje naszej pomocy, postawimy nasze warunki;

      2) Polacy chcą budować państwo ukraińskie, widocznie widzą w tym jakiś swój interes, ale to, co jest w interesie Polski, jest zgubne dla Ukrainy, lepiej tedy, by państwa ukraińskiego nie było, niżby miało powstać z pomocą Polski lub też z jakimiś w stosunku do Polski zobowiązaniami.

I oto mamy wytłumaczenie, dlaczego istotnie pomoc polska mogła być przeszkodą w budowie ukraińskiego państwa.

   Dlatego też myślę, że lepiej się zrobi po stronie polskiej, jeżeli się przestanie z góry narzucać Ukraińcom polską pomoc przy budowie ukraińskiego państwa. O państwie ukraińskim niech przede wszystkim myślą Ukraińcy, państwo ukraińskie jest, a przynajmniej powinno być potrzebne… Ukraińcom i to potrzebne bezpośrednio, koniecznie, życiowo. Polsce państwo to może (nie musi, lecz może) być pożyteczne pod pewnymi warunkami, tj. jeżeli się w pewien sposób ustosunkuje, nie na wieki oczywiście, lecz na pierwszych kilkadziesiąt lat swego istnienia, do naszych polskich interesów. Na zgłoszenie tych interesów przyjdzie czas, gdy powstanie państwa ukraińskiego stanie się sprawą polityki aktualnej. Nasze położenie geograficzne jest tego rodzaju, że nie możemy być pominięci; i ci, co państwo ukraińskie budować zechcą, i ci, co temu będą chcieli przeszkadzać, będą musieli się zgłosić i poprosić o nasze warunki.

Źródło: Stanisław Łoś, Naród ukraiński a Polska, „Bunt Młodych”, 1933, nr 41. (Interpunkcję uwspółcześniono. Tytuł na początku pochodzi od Redakcji Xportalu.)

Stanisław Łoś (1890-1974) – hrabia; polski polityk i historyk. Podczas I wojny światowej działacz tzw. orientacji aktywistycznej; sekretarz szefa cywilnej administracji Generalnego Gubernatorstwa w Lublinie, Jerzego Madeyskiego (1916-1918). W latach 1918-1931 w służbie dyplomatycznej, m.in. naczelnik Wydziału Północnego, a następnie Wydziału Ustrojów Międzynarodowych w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W 1920 r. na ochotnika zaciągnął się do wojska i brał udział w bitwie warszawskiej. Radca prawny Ambasady RP w Londynie (1926-1929). W 1931 r. pod pseudonimem Henryk Mortęski opublikował monumentalną powieść historyczno-polityczną „Takim jest życie”, za co został usunięty z MSZ przez piłsudczyków, którzy poczuli się urażeni sposobem, w jaki sportretował w powieści ich środowisko. Po odejściu ze służby dyplomatycznej osiadł w majątku ziemskim Niemce koło Lubartowa na Lubelszczyźnie. Publikował m.in. w pismach „Droga”, „Biuletyn Polsko-Ukraiński”, „Nasza Przyszłość”, „Bunt Młodych” i „Polityka”, a także w prasie ukraińskiej. W latach 1944-1945 więziony przez UB na zamku w Lublinie. Po wojnie doradca Ministerstwa Ziem Odzyskanych, Ministerstwa Odbudowy oraz Ministerstwa Rolnictwa, następnie profesor i dziekan na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Autor m.in. prac: Polityka Wielkiej Brytanii (1929), O konstruktywną politykę na Rusi Czerwonej (1932), Sytuacja międzynarodowa a Ukraińcy haliccy (1933), Hellada na przełomie (1938), Problem gospodarczy Ziemi Czerwieńskiej (1938), Warunki bytowania ludności polskiej na Ziemiach Odzyskanych (1946), Sylwetki rzymskie (1958), Rzym na rozdrożu. Studium monograficzne o Katonie Starszym (1960), Świat historyków starożytnych (1968).

Opublikowano za: http://xportal.pl/?p=22281

Wypowiedz się