Bezczelność nacisków z Ukrainy na rząd i Polaków!

Bandera 2

Lobbyści usiłują powstrzymać posłów przed uchwaleniem ustawy upamiętniającej masowe zbrodnie OUN-UPA. Przedstawiamy Państwu, jakim zachowaniem wykazywali się ukraińscy politycy, intelektualiści oraz tzw. „autorytety moralne”, którym nie w smak jest wspomniana ustawa.

Wiele ukraińskich nazwisk szermuje często słowem „pojednanie”, lub powołuje się na wrażliwość „Ukraińców” (naprawdę chodzi o nacjonalistów ukraińskich i utożsamienie ich poglądów z Ukraińcami). Zobaczmy, jak z drugiej strony wyglądał szacunek wielu osób publicznych na Ukrainie dla naszej polskiej wrażliwości. Zacznijmy od szefów rządu Republiki Ukrainy, by przejść do innych przedstawicieli życia publicznego.

Arsenij Jaceniuk i Wołodymyr Hrojsman, poprzedni i obecny premier – odwołują się do ludobójców z OUN-UPA oraz uznają ich za bohaterów. Wołodymyr Wiatrowycz, człowiek, który neguje istnienie masowych mordów na polskiej ludności cywilnej (produkujący niskiej wartości propagandową i pseudonaukową literaturę) został szefem IPN-u. Iwanna Kłympusz-Cygnadze, wnuczka przybocznego Romana Szuchewycza, który decydował o tym, co ludobójcy robili w czasie wojny, pełni funkcję wiceministra i cynicznie na łamach Rzeczpospolitej żąda dowodów na jego winę (które są aż nadto liczne i miażdżące).

Syn ludobójcy, Jurij Szuchewycz, jest deputowanym, który wylobbował w parlamencie ukraińskim ustawę pozwalającą skazywać na terenie Ukrainy polskich obywateli za mówienie prawdy o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów i ich sprawcach. Światosław Szewczuk, głowa kościoła greckokatolickiego zajmuje się lobbowaniem na rzecz zacierania prawdy, wycierając się Ewangelią. Prezydent Petro Poroszenko publicznie cytuje Dmytro Doncowa, autora ideologii zbrodniarzy i twórcę ukraińskiego „Mein Kampf”. Nota bene Poroszenko, pomimo walk na wschodzie i ofiar śmiertelnych Ukraińców, prowadził z Rosją handel produkowanymi w swoich fabrykach czekoladkami. Parlament ukraiński natomiast uczcił minutą ciszy samego Szuchewycza. Innym razem odwołał się do Petra Diaczenki, kata Powstania Warszawskiego. Władze pozwalają także, by ukraińskie formacje walczące na wschodzie odwoływały się do Oskara Dierlewangera, który również dowodził mordowaniem w Warszawie w 1944 roku.

Piotr Tyma, szef Związku Ukraińców w Polsce, który otrzymuje subwencje z ministerstw (odznaczony przez Bronisława Komorowskiego), nie tylko zaprzecza zbrodni, ale usiłuje dokonywać szantażu moralnego na polskim rządzie. Natomiast czołowa literatka ukraińska, Oksana Zabużko, ubóstwiana przez Gazetę Wyborczą, która w Polsce otrzymuje liczne nagrody (w tym finansowe) – nie tylko odwołuje się do morderców Polaków z UPA, ale także nazywa te zbrodnie „wielkim świniobiciem”. Inny znany ukraiński literat, Taras Prochaśko, również nagradzany w Polsce oświadcza, iż ludobójstwo dokonane na Polakach przez UPA było koniecznością. Przez lata poseł Platformy Obywatelskiej i syn upowca Aleksandra Sycza, Miron, zabiegał o potępienie operacji „Wisła” (która uratowała życie wielu Polakom i Ukraińcom) – jako zbrodni.

Natalia Panczenko, organizatorka Euromajdanu Warszawa, korzystająca z polskiej gościnności i okrzyknięta jedną z najbardziej znanych twarzy ukraińskiej diaspory, upomniała się o „niemieckie” miasto Gdańsk. O „ukraińskie” miasto Przemyśl upominał się już rzecznik Prawego Sektora Andrij Tarasenko (2014), ukraińscy radni miejscy Lwowa (2011), czy nawet ukraińscy parlamentarzyści (2003), albo opłacane z polskich podatków pismo Związku Ukraińców w Polsce „Nasze Słowo” (1997). Zresztą Polacy na Ukrainie nigdy nie doprosili się jednej kamienicy na Dom Polski we Lwowie (otrzymano działkę, by go sobie zbudować), podczas gdy Ukraińcy w Przemyślu, nie tylko otrzymali ją z pieniędzmi na remont, ale posiadają w samym tylko Przemyślu kilkanaście budynków.

Aleksander Turczynow, przewodniczący parlamentu ukraińskiego, który pełnił przez pewien czas rolę zastępczego prezydenta Ukrainy – nie zatrzymał się na nawiązywaniu do ludzi którzy mordowali Polaków w czasie ostatniej wojny, ale i znacznie wcześniej: „Konaszewycz, Krywonos, Szewczenko, Bandera i wielu innych sławnych synów i cór naszego kraju byli i będą bohaterami”. Andrij Sadowy, mer Lwowa (razem ze swoim kolegą w Polsce Witoldem Juraszem, ekspertem Polsat News i potomkiem szarej eminencji komunistycznej dyplomacji) doprowadził do zdjęcia plakatów Biegu Niepodległości ze względu na ukazane historyczne granice wschodnie II RP (Sic!). Sam natomiast w mieście, którym zarządza, toleruje bilbordy chwalące morderców z UPA, liczne pomniki ich liderów czy plakaty sławiące 14 Dywizję Grenadierów SS. W identyczny sposób pozwala na uroczyste pogrzeby weteranów tej formacji, gdzie salwy honorowe oddają młodzi ludzie w mundurach SS z trupimi czaszkami.

Dmytro Jarosz, lider radykalnie nazistowskiego Prawego Sektora, któremu podlegał Tarasenko, żądający korekty granicy z Polską na korzyść Ukrainy, jest deputowanym do parlamentu ukraińskiego. Andrijowi Deszczycy, ambasadorowi ukraińskiemu w Polsce, najdelikatniej mówiąc środowiska nacjonalistów ukraińskich nie są nieznane. Urodził się we wsi Spasów (która w polskiej Wikipedii zmieniona była na sąsiednią wieś Pierwiatycze), z której rekrutowało się najwięcej upowców w rejonie oraz sam Wasyl Sydor „Szelest”. Ten ostatni to zastępca Szuchewycza, kierujący mordowaniem dziesiątków tysięcy polskich kobiet i dzieci. Jak informują strony ukraińskie – ojciec ambasadora Bohdan jest „patriotą”, co w pojęciu tamtego regionu równoznaczne jest z ukraińskim nacjonalistą. Zresztą jego syn ukończył studia na uniwersytecie Edmonton w Kanadzie, która to jest najbardziej znanym siedliskiem banderowskiej emigracji ukraińskiej. A ta na tym uniwersytecie bardzo często się kształci.

Były prezydent Wiktor Juszczenko, jeden z sygnatariuszy czerwcowego listu do Polaków, zaczynającego się od słów „Drodzy bracia” – uczynił przedwojennego zbrodniarza Stepana Banderę (skazanego polskim wyrokiem sądowym) bohaterem Ukrainy. Dość tragikomiczną w tym sytuacyjnym kontekście jest wypowiedziana w liście prośba, by Polacy nie wykonywali pochopnych ruchów, na co posłowie PiS na szczęście odpowiedzieli dokładnie tym samym, odwracając prośbę. Inny sygnatariusz tego listu, również ex głowa państwa, Leonid Krawczuk w dobie 70. rocznicy zbrodni Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego osobiście przyjechał do Polski, by tworzyć presję na polski sejm, który faktycznie nie miał wtedy odwagi powiedzieć prawdy. Przeciwko głosowaniu za prawdą przemawiał podówczas w sejmie Radosław Sikorski, uczulający na wyjątkową wrażliwość „Ukraińców”. Żona byłego ministra, Anna Appelbaum, dodając kolorytu tej wypowiedzi powiedziała wkrótce, że nacjonalizm jest właśnie tym, czego Ukraina w czasie walki na wschodzie potrzebuje (warto rozróżniać zdrowy patriotyzm w pojęciu cywilizacji łacińskiej od nacjonalizmu w wydaniu ukraińskim).

Andrij Ljubka, młody człowiek lansowany w Polsce na wielkiego poetę, piszący niekiedy bardzo obsceniczne wiersze zaatakował Wojciecha Smarzowskiego za reżyserowanie filmu „Wołyń”. Oskarżył reżysera o branie pieniędzy na film od Rosjan. Ljubka zasugerował połączenia agenturalne Smarzowskiego, podczas gdy jego koleje losu są znacznie bardziej intrygujące. Jako absolwent ukrainistyki i szkoły wojskowej na Ukrainie przyjechał następnie uczyć się o swoim kraju na Studium Europy Wschodniej UW… Zresztą ukraińskich filmów fabularnych „Żelazna Sotnia”, lub „Niepokorni” (biograficzny o Szuchewyczu) pokazujących Polaków jako okrutników nie skrytykował. Podczas wizyty przedstawiciela Prawego Sektora Artema Luchaka w Warszawie, gdzie gościł w Ukraińskim Świecie (Kawiarni Nowy Świat oddanej równie „zastanawiającym” Ukraińcom, którzy po homoseksualistach są następnymi najemcami) zaprzeczył on, że na Wołyniu w ogóle mordowano Polaków. Gość fundacji „Otwarty Dialog” w sposób zadziwiający stwierdził „Niech najpierw ktoś to udowodni”.

W ramach ciekawostek, dotyczących dwustronnej wrażliwości należy również przypomnieć kilka wydarzeń. Po pierwsze wspominana wcześniej ustawa, pozwalająca karać na Ukrainie obywateli polskich za mówienie prawdy o UPA na terenie Polski została przyjęta w obecności byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Po drugie, muzeum na Łąckiego we Lwowie, gdzie znajdowało się więzienie, w którym katowano głównie Polaków, informuje o polskiej okupacji miasta. Po trzecie, podczas wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie przywitano go z premedytacją czerwono-czarnymi flagami UPA. Po czwarte, w ratuszu kijowskim odśpiewano hymn ukraiński ze zwrotką mówiącą o Ukrainie od Sanu do Donu. Po piąte, wspominany Związek Ukraińców w Polsce, którego członkowie lansowali wyciszenie emocji, względem zbrodni OUN-UPA, w czasie majdanowych walk, urządził uroczystości w Sahryniu. W miejscowości tej miał miejsce atak odwetowy polskiego podziemia. Wyciszenie to, jak widać nie dotyczyło nacjonalistów ukraińskich mających do Polaków pretensję.

Wymienione wyżej działania pokazują wyraźnie, ile warte są krokodyle łzy, lane nad polsko-ukraińskim pojednaniem przez wyżej wymienione osoby. Większość z tych osób nieustannie sugeruje Polakom zrobienie tego, lub nierobienie tamtego ze względu na naruszenie ich wrażliwości. Przez wiele lat, w naszym kraju każdy pomnik postawiony ofiarom był oprotestowywany przez nacjonalistów ukraińskich, lub ich przyjaciół w Polsce. W najlepszej mierze upamiętniania takie, o ile ich nie wstrzymywano, przesuwano w peryferyjne miejsca i często cenzurowano inskrypcję. Ostatni przykład to działanie prezydenta Rzeszowa, który nie zgodził się na pomnik ofiarom UPA w Rzeszowie, wyrzeźbiony przez Andrzeja Pityńskiego. Nota bene syna dwójki Żołnierzy Wyklętych Stefanii i Andrzeja Pityńskich.

Niezwykle kontrowersyjne w tej mierze były też działania Andrzeja Kunerta. Warto także przypomnieć „list intelektualistów” przeciwko pomnikowi ofiar UPA w Warszawie. Wiadomo było, że część nazwisk wymienionych w liście, a związanych z Gazetą Wyborczą to znajomi prominentnych członków Związku Ukraińców w Polsce. Jednocześnie na Ukrainie masowo stawiano (i nadal się stawia) pomniki sprawcom ludobójstwa i tu Polacy nie mają prawa mieszać się w sprawy innego kraju. Sam lider ukraińskiego związku, Piotr Tyma wkłada dużą energię w nieustanne działania na rzecz obrony nielegalnych pomników zbrodniczej UPA na polskim terytorium. Lokalizacja pomników stawianych na Ukrainie jest zawsze albo centralna, albo atrakcyjna pod względem uczęszczania przez mieszkańców. We Lwowie natomiast, nieopodal dworca głównego przy słynnym dla Polaków kościele Św. Elżbiety umiejscowiono „pomnik gigant”, przedstawiający Stepana Banderę.

Wszelkie oskarżenia o antyukraińskość lub pogarszanie przez polskich parlamentarzystów dwustronnych stosunków polsko-ukraińskich (szafowane zarówno przez Związek Ukraińców w Polsce, jak i nacjonalistów ukraińskich na samej Ukrainie) powinny stać się przedmiotem kabaretowych skeczów. Pod względem empatii i chrześcijańskiego miłosierdzia, to nie my Polacy powinniśmy być oskarżani. Winien zostać wręcz odsłonięty prymitywizm moralny i moralność Kalego wyżej wymienionych osobników, przedstawicieli państwa ukraińskiego oraz powyższych przykładów intelektualistów. Jeśli Ukraina ma iść z takim bagażem do Europy (a nie tylko jej przedstawiciele nie potrafią dokonać postępu w tych sprawach, lecz wręcz zachowują się jaskiniowo), to trzeba się zastanowić nad jej miejscem w kolejce.

Jest też ogromnie dziwne, że nikt nie zastanowił się nad tym, jak powyższe działania nacjonalistów ukraińskich mają się wobec Rosji. To bowiem wobec Polski i Polaków szermuje się oskarżeniami z Ukrainy o działania na korzyść Rosji, gdy tylko ktokolwiek – chce powiedzieć prawdę, lub naruszyć legendarną „ukraińską” (nacjonalistyczną) „wrażliwość”. Przy tym wszystkim żal nas samych – Polaków, ale jeszcze bardziej Ukraińców, że takie osobniki mają wpływ na kształtowanie się ich świadomości narodowej. O ile bowiem banderyzacja Ukrainy będzie postępować bez uwag, dobrze nie wróży to na przyszłość. Warto postawić też pytanie: Na ile miały sens urządzane przez Łukasza Kamińskiego, prezesa polskiego IPN spotkania uczonych, w partnerstwie z negacjonistą i propagandystą Wołodymyrem Wiatrowyczem? Przecież on i jego ekipa – włącznie z zastępcą Oleksandrem Zinczenką (atakującym publicznie Michała Dworczyka, przewodniczącego sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą za chęć upamiętnienia pomordowanych przez OUN-UPA), mieli zupełnie przeciwne cele.

Kamiński winien dokładnie wiedzieć, że nacjonalistom ukraińskim chodzi o grę na czas. Po cóż więc było inicjować te spotkania i uroczyście ogłaszać to w polskich mediach? To działało, nie na korzyść Polaków, lecz nacjonalistów ukraińskich. Na polskiej scenie politycznej zaczęła się jednak najwyraźniej walka o godne zachowanie i obnażenie zbrodniczości wdrażanych odgórnie na Ukrainie ludobójczych bohaterów. Nacjonaliści ukraińscy bardzo się obawiają jej wyników, bo już nie będzie można tak łatwo wmawiać Ukraińcom kłamstw. Wiedzą też, że ich rodacy, zamieszkujący w Polsce, zamiast służyć nacjonalistycznym i antypolskim celom, mogą się dowiedzieć prawdy. Efekt tej walki jest kluczowy, zarówno dla bezpieczeństwa Polaków wewnątrz swoich granic, jak i potencjalnych możliwości agresji ze strony ukraińskich nacjonalistów.

Przedwojenna Polska bowiem borykała się nieustannie z terroryzmem nacjonalistów ukraińskich, rozpływających się w kilkumilionowej ukraińskiej mniejszości. Ta ostatnia była nastawiona do Polski od lat dwudziestych obojętnie, lub częściej przychylnie niż nieprzychylnie. Jednak mała grupa szaleńców doprowadziła do tragedii. Jeśli w Polsce przebywa milion pracujących Ukraińców, a za chlebem mogą przyjechać do naszego kraju kolejne miliony, jest dla nas niezmiernie ważne, by nie znajdowali się pod złym wpływem. Na domiar złego przedwojenni Ukraińcy nie mieli pod bokiem państwa, które wtłaczałoby nacjonalizm ukraiński do głów, a mimo to w czasie wojny doszło do ludobójstwa. Dlatego tak ważna jest dla Polaków, nie tylko ich własna świadomość ale i świadomość Ukraińców. To walka między Polakami a ukraińskimi nacjonalistami o dusze normalnych zwykłych Bogu ducha winnych ludzi.

Od nas samych zależy nie tylko bezpieczeństwo nasze, ale i Ukraińców. Warto, abyśmy o tym pamiętali. Nie dajmy sobie wmówić, że Ukraina nie ma innych bohaterów. To kłamstwo nacjonalistów ukraińskich stosowane na potrzeby tej walki. Odsłaniając prawdę o UPA pomagamy nie tylko sobie, przeciwdziałając praniu mózgów społeczeństwa, ale pośrednio ich ratujemy.

Aleksander Szycht

Opublikowano 21 czerwca 2016

Fot. Donbass.ua

WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Opublikowano za: http://prawy.pl/32937-bezczelnosc-naciskow-z-ukrainy-na-rzad-i-polakow/

Wypowiedz się