Bogusław Jeznach: Dojrzewa sprawa kurdyjska

KurdowieOstry konflikt na linii Ankara-Bagdad ociera się o jedną z najważniejszych kwestii na Bliskim Wschodzie – sprawę niepodległości Kurdystanu. Próba analizy.

Tydzień temu Bagdad oskarżył Ankarę o pogwałcenie suwerenności terytorialnej i bezprawne rozmieszczenie tureckich wojsk w Iraku. Zagroził wniesieniem skargi na forum ONZ, żąda wycofania tych wojsk i szykuje się do podjęcia kontrdziałań zbrojnych, korzystając z politycznego wsparcia Iranu i Rosji. Turcja ma jednak za dużo interesów w północnym Iraku aby chciała dobrowolnie zrezygnować z takiej okupacji. Rośnie zatem ryzyko eskalacji napięcia i dalszego wikłania się Turcji w kryzys bliskowschodni, a w tym i otwartej konfrontacji Turcji z Iranem i Rosją na obszarze Iraku. Moskwa i Teheran chciałyby Ankarę (czyli NATO) z tej gry politycznie i wojskowo wyeliminować, przede wszystkim dlatego, że postrzegają Turcję jako czynnik sprzyjający zaognianiu sytuacji w rejonie, również w kontekście szybko dojrzewającej sprawy  Kurdystanu.

Oficjalnie Turcja twierdzi, że pojawiła się w Iraku w związku ze szkoleniem bojowników arabskich i kurdyjskich do walki z Państwem Islamskim. Najbardziej bezpośrednią przyczyną napięcia między Ankarą a Bagdadem jest sytuacja wokół obozu szkoleniowego Baszika, położonego ok. 30 km na północny wschód od Mosulu. Według bardzo niepewnych i trudnych do weryfikacji danych podawanych przez media tureckie jest to prowadzony przez armię turecką obóz dla sił kurdyjskich (peszmergów Barzaniego), turkmeńskich oraz arabskich (sunnickich, tzw. Haszid Watani) przygotowywanych do walki z Państwem Islamskim w okolicy Mosulu – dwumilionowego miasta zajętego w czerwcu 2014 przez Daesz . Obóz działa, jak się wydaje, od marca br. na mocy nieformalnych umów zawartych ponoć w grudniu 2014 roku między władzami Turcji i Iraku ale …na poziomie administracji lokalnej. Jak dotąd miało tam zostać wyszkolonych ponad 2 tysiące sunnickich bojowników – Arabów i Kurdów. W północnym Iraku działają co najmniej dwa inne, mniejsze obozy tego typu, prowadzone i ochraniane przez żołnierzy tureckich, których łączną liczbę w Iraku ocenia się na 2.000. Tylko w obozie Baszika ma bazować ok. 600–900 żołnierzy wraz z artylerią i czołgami.

Zdaniem wielu obserwatorów, obozy te są tylko pretekstem, które ukrywają rzeczywistą turecką grę w kurdyjskiej sprawie. Od kilkunastu lat armia turecka prowadzi z różnym natężeniem naloty i lądowe operacje specjalne na terytorium Iraku, wymierzone w Partię Pracujących Kurdystanu (PKK), która ma ważne bazy w górach Kandil na północy Iraku. Turcja ma również dysponować szeregiem niewielkich baz i punktów wywiadowczych w irackim Kurdystanie, które stanowią zaplecze do takich działań i wypadów.

Wprawdzie dziś przy granicy tureckiej najwyższą temperaturę ma konflikt w Syrii, ale w ogóle polityka Ankary wobec Iraku ma wymiar większy, dłuższy i pełniejszy. Chodzi w niej przede wszystkim o Kurdystan. Kurdowie to duży naród (27 mln) z pnia indoeuropejskiego, etnicznie i językowo pokrewni Persom – potomkowie starożytnych Medów. Zamieszkują w zwartej masie wielki obszar górski, rozciągający się od miast Gaziantep i Erzurum w Turcji, po Kermanszah w Iranie. Są podzieleni od dawna nie tylko pomiędzy cztery państwa (Turcja, Irak, Iran i Syria), ale również dość trwale i boleśnie rozbici na odpowiednie dzielnicowe opcje polityczne – PDK, YNK, PKK – tudzież  kilka pomniejszych. Aby ten obraz zrozumieć, trzeba krótko te siły scharakteryzować. Demokratyczna Partia Kurdystanu (Partiya Demokrat a Kurdistanê,PDK) to stara (rok zał. 1946) gwardia potężnego klanu Barzanich, z ducha prawicowo-konserwatywna i taktycznie proturecka, która rządzi w irackim Kurdystanie i ma pod swymi rozkazami ok. 50.000 peszmergów (bojowników). Ich rywalem jest Patriotyczna Unia Kurdystanu (Yaketi Nishtimani Kurdistan czyli YNK) zał. w roku 1975 przez Dżalala Talabaniego i grupę intelektualistów, początkowo socjalistyczna, dziś centro-lewicowa, proirańska, ale działająca głównie w Kurdystanie irackim. Też ma pod rozkazami ok. 50.000 peszmergów i drugie tyle rezerwistów. Obie te partie ostro ze sobą rywalizują i mają na koncie historię zbrojnych starć i porachunków, zwłaszcza z 1995 roku.

Trzecią wielką partią jest marksistowska z ducha Partia Pracujących Kurdystanu (Partiya Karkerên Kurdistan, PKK) założona w 1978 roku i związana z charyzmatyczną postacią Abdullaha Ocalana. Ma ona największe poparcie w Kurdystanie tureckim, gdzie nazwa Kurdystan i język kurdyjski są zakazane. Jej filią jest syryjska PYK. Liczba ich bojowników i ich rezerw jest trudna do oszacowania, ale działania są najbardziej radykalne i najostrzej zwalczane. Na wniosek Turcji PKK jest w USA i UE wpisana na listę organizacji terrorystycznych. Jej lider, schwytany w 1999 roku w Kenii przez wywiad turecki i Mossad, siedzi od 15 lat w celi 13m.kw. w więzieniu na wyspie Imrali na Morzu Marmara z wyrokiem śmierci.

Turcja jest kluczowym partnerem i patronem tzw. Autonomii Kurdyjskiej w Iraku  oraz rządzącej tam Demokratycznej Partii Kurdystanu (PDK) Masuda Barzaniego. Turcja wspiera go politycznie, militarnie i gospodarczo. W zamian wykorzystuje autonomię jako przeciwwagę i zaporę dla wpływów PKK, a także ważny rynek zbytu dla swych towarów i usług. Ponadto widzi w niej strategiczną alternatywę dla dostaw ropy naftowej, a w przyszłości także  gazu ziemnego, co ostatnio, wskutek zaostrzenia relacji Turcji z Rosją, nabiera ogromnego znaczenia, jako że Rosja była dotąd głównym dostawcą tego surowca do Turcji.

Chodzi jednak nie tylko o Kurdów. Turcja, ważny członek NATO i cichy, ale historycznie zawzięty rywal Iranu, od wielu lat wspiera również arabskich sunnitów Iraku zdominowanych przez siły szyickie, uzależnione od Iranu, który po wycofaniu się Amerykanów z Iraku wypełnił tam polityczną próżnię. Większość irackich sunnitów – sierot po Saddamie – popiera Daesz (PI), dość często zresztą pod przymusem. Tureckie poparcie dla odśrodkowych ambicji Barzaniego na północy (Kurdowie są pierwsi, którym zależy na oderwaniu się od Iraku), jak też dla sunnickiej opozycji w strefie buforowej miedzy Bagdadem a Mosulem, rodzi stałe napięcie  między Ankarą z jednej strony, a Bagdadem i Teheranem z drugiej. Z tego względu Ankara ma w tej sprawie ciche poparcie USraela.

Zajęcie zachodniej części Iraku przez Daesz w 2014 roku i panika, jaką sukcesy dżihadystów wywołały w Bagdadzie, powiększyły potencjał działania dla Turcji i nawet Bagdad przystał na jej obecność wojskową i szkoleniową w Iraku, byleby przeciw PI. Wspierając kurdyjskich peszmergów Barzaniego Turcy wzmacniają ochronę własnych interesów w niestabilnej bliskowschodniej sytuacji i tworzą szczelniejszą zaporę dla sił kurdyjskich stanowiących zagrożenie dla samej Turcji, ale i dla kliki Barzaniego. Chodzi głównie o PKK, ale też i o YNK oraz inne proirańskie ugrupowania kurdyjskie w południowej i wschodniej części Autonomii. Natomiast wspieranie sunnitów w Iraku to już raczej tylko strategiczny plan Turcji na wykreowanie mocnego, sunnickiego, opartego o Turcję elementu w regionie – o co Ankara rywalizuje z Państwem Islamskim i co częściowo tłumaczy jej bardzo umiarkowane zaangażowanie w walkę z Daeszem. W perspektywie  lądowej ofensywy na Mosul, która wcześniej czy później musi przecież nastąpić, zaangażowanie sunnickie jest niezbędne, aby tamtejsza sunnicka ludność zaakceptowała  wyparcie z miasta sił Państwa Islamskiego. Ani szyici ani Kurdowie nie mogą liczyć na takie poparcie. Tak samo było przy pacyfikacji irackiego „trójkąta sunnickiego” w 2007 roku, gdzie o sukcesie USA zadecydowało przeciągnięce na swoją stronę dużej części sunnickich oponentów.

Jednakże takie wzmocnienie klientów politycznych Turcji tj. Kurdów i sunnitów w Iraku, ale także w Syrii, które doraźnie chroniłoby rozległe interesy Turcji, a w przyszłości dawałoby Ankarze duże i stałe zyski w całym regionie, stoi od początku w sprzeczności ze strategicznymi interesami najpierw Iranu, a obecnie także Rosji.

Niemniej, tureckie interesy i obecność w Iraku są faktem znanym od lat i na ogół były one dotąd akceptowane. Obecne szybko rosnące napięcie na tym odcinku wynika z nowej ostrej fazy kryzysu bliskowschodniego, począwszy od rosyjskiej interwencji w Syrii (od września br.), pojawienia się i postępującej konsolidacji nierównorzędnej osi Damaszek–Bagdad–Teheran–Moskwa, a także z ostrego kryzysu turecko-rosyjskiego po zestrzeleniu przez tureckie lotnictwo rosyjskiego bombowca (24 listopada). Już samo przejęcie strategicznej inicjatywy w Syrii przez Iran i Rosję u boku armii Assada zasadniczo osłabiło tamtejszą opozycję i jej nieskrywanych patronów (m.in. Turcję, Arabię Saudyjską i naftowe monarchie znad Zatoki, a zwłaszcza USA i Zachód). Dodatkowo zaostrzyła się możliwość wsparcia dla antytureckich ugrupowań kurdyjskich (PKK i jej syryjskie odgałęzienie PYD). Strach przed konsekwencjami, jaki obleciał Turcję po zestrzeleniu rosyjskiego bombowca, znacząco osłabił jej możliwości wspierania i ochrony dotychczasowych protegowanych w Syrii o czym dobitnie świadczy m.in. wstrzymanie lotów bojowych nad Syrią. Także i zachodni sojusznicy Turcji bardziej wstrzemięźliwie podchodzą do wzmocnienia Ankary i osłaniania jej awanturnictwa, zaś Kurdowie iraccy są zaniepokojeni problemami Turcji i rosnącą w tym kontekście siłą swych kurdyjskich oponentów. Tym samym dla koalicji z Rosją i Iranem na czele pojawiła się okazja do uderzenia w tureckie interesy na obszarze Iraku.

Bagdad, podnosząc sprawę tureckiej obecności w Iraku, od dawna przecież będącej znanym faktem, wystąpił teraz ostro i butnie. Wśród polityków irackich pojawiły się głosy wzywające do lotniczych ataków na siły tureckie, zaś między siłami kurdyjskimi i milicjami szyickimi doszło już do pierwszych incydentów zbrojnych. Jak było do przewidzenia, stanowisko Bagdadu zostało mocno poparte przez Teheran i Moskwę. Ciekawe, że USA zareagowały na kryzys bardzo  wstrzemięźliwie, dystansując się od tureckich działań i zasadniczo uznając racje Bagdadu. W tej sytuacji Ankara wstrzymała wzmacnianie baz, unika też słownej eskalacji sporu, ale najwyraźniej z Iraku wycofywać się nie zamierza.

Nie wygląda to wesoło ani bezpiecznie. Ryzyko eskalacji zbrojnego kryzysu na linii Ankara–Bagdad, a w praktyce kryzysu między Turcją a Iranem i Rosją na obszarze Iraku staje się bardzo wysokie. W rzeczywistości bowiem wyraźnie zarysowana już oś Moskwa-Teheran-Bagdad-Damaszek w ten sposób otwarcie zakwestionowała tureckie interesy w Iraku. Jest jednak bardzo mało prawdopodobne, by Turcja zrezygnowała po dobroci z wieloletnich wysiłków i nakładów w Iraku, zwłaszcza w irackim Kurdystanie. Jej ewentualne ustępstwa mogłyby mieć wyłącznie taktyczny charakter.

Można przewidzieć, że narastający kryzys będzie miał zarówno wymiar polityczny (m.in. na forum ONZ) jak i wojskowy. Istnieje realna groźba rozpętania walk w irackim Kurdystanie, zarówno wobec napięć z siłami lojalnymi wobec Bagdadu i Teheranu, jak też wobec eskalacji napięć wewnątrzkurdyjskich. Bardzo możliwe, że w takiej sytuacji Irak powtórzy wariant syryjski i poprosi Rosję o ochronę przestrzeni swej powietrznej lub o rozszerzenie prowadzonych w Syrii działań przeciw terrorystom na teren Iraku. W takim wariancie musiałoby dojść do wstrzymania lotów tureckich także nad północnym Irakiem lub groźby bezpośredniej konfrontacji sił tureckich i rosyjskich. W samej Turcji wzrosłoby wtedy zagrożenie ze strony PKK i ogólne zagrożenie terrorystyczne, a także presja migracyjna na Europę. Pojawiłby się także problem bezpieczeństwa dostaw ropy naftowej z irackiego Kurdystanu i gazu ziemnego (z Rosji, Iranu i irackiego Kurdystanu).

Mimo to jest nadal bardzo mało prawdopodobne, by Turcja dobrowolnie wycofała się z Iraku. Byłoby to bowiem równoznaczne ze zmarnowaniem wysiłków politycznych i inwestycyjnych całej minionej dekady oraz praktycznym  wypchnięciem Turcji z Bliskiego Wschodu, przy zachowaniu niewygód i kosztów rozpętanego (ze znacznym udziałem Turcji) kryzysu regionalnego chociażby w kwestii kurdyjskiej albo uchodźczej. Ankara z pewnością będzie unikać otwartego konfliktu z Irakiem i jego protektorami, dla którego nie znajdzie dużego uznania na Zachodzie, ale prawdopodobnie tym więcej szumu narobi w sprawie popierania Barzaniego, bo jest to jej główny sojusznik w odciąganiu uwagi od sprawy niepodległości dla całego Kurdystanu, którego połowę trzeba byłoby wykroić z Turcji. Jak długo uda się jeszcze odwlec kurdyjską niepodległość?

Opublikowano za: http://jeznach.neon24.pl/post/128054,dojrzewa-sprawa-kurdyjska

Wypowiedz się