Jakub Korejba: Anatomia rusofobii

rusofobia

Polska ma ugruntowaną w świecie opinię kraju rusofobicznego, w którym zarówno emocje zwykłych ludzi, jak i debata polityczna na temat Rosji koncentrują się nie wokół narodowych interesów, ale wokół negatywnych emocji. W rzeczywistości jednak, większość Polaków wcale nie wpisuje się w ten stereotyp, a złą prasę robi nam głośna i wpływowa mniejszość.

Zarówno w stosunkach z samą Rosją, jak i w rozmowach o Rosji z partnerami z Zachodu, Polska jest często a priori posądzana o brak obiektywizmu i kierowanie się niezdrowymi emocjami zamiast racjonalnym rachunkiem zysków i strat. I rzeczywiście: wielu polskich polityków, naukowców, ekspertów i dziennikarzy przy każdej swojej wypowiedzi o Rosji emanuje złością, nienawiścią i złą wolą. Za każdym razem, kiedy pojawiają się w relacjach dwustronnych Rosji z Polską czy jakimkolwiek innym krajem kwestie sporne (a jest to w stosunkach międzynarodowych naturalne i nieuniknione), wmawiają oni społeczeństwu, iż stosunki z Rosją nie są i nie mogą być dobre — ich natura rzekomo odbiega od relacji z wszystkimi innymi krajami, i dlatego obowiązują w nich inne zasady, cele i kryteria.

Co gorsza, w rezultacie dominacji chorych z nienawiści rusofobów w polityce, mediach i ośrodkach analitycznych, ich paranoidalne wizje stają się rzeczywistością: wbrew narodowym interesom i naturalnym odruchom większości społeczeństwa, stosunki z Rosją rzeczywiście nigdy nie osiągnęły poziomu pozwalającego zrealizować ogromny potencjał ukryty we wzajemnym położeniu, a na tle kryzysu ukraińskiego stały się w sposób otwarty  bardzo złe. Warto więc bliżej przyjrzeć się polskim rusofobom, którzy wbrew wszelkiemu rozsądkowi zdominowali zarówno publiczny dyskurs wobec Rosji, jak i politykę państwa wobec tego kluczowego dla pozycji Polski sąsiada. W skrócie, można podzielić ich na trzy grupy.

Pierwszą są rusofobi — wyznawcy. Ludzie ci absolutnie szczerze wierzą, iż tak jak szatan wciela się w indywidualnych ludzi i z ich pomocą realizuje swoje diabelskie plany, tak i Rosja stanowi instrument przy pomocy którego Zły działa na Ziemi. Nienawiść do Rosji jest u nich pochodną fundamentalnego przekonania, iż likwidacja tego kraju jest częścią planu zbawienia świata, którego predestynowanymi przez historię i namaszczonymi z Niebios wykonawcami mają być Polacy: jak wiadomo, ze złem się nie dyskutuje — zło zwalcza się wszelkimi dostępnymi metodami. Dlatego właśnie wyznawcy twierdzą, iż polska polityka wschodnia powinna stać się krucjatą przeciw Rosji, której celem będzie zatknięcie biało-czerwonego sztandaru na murach Kremla i rozczłonkowanie tego kraju, w sposób, który nie pozwoli mu nigdy więcej stać się jednym terytorialnym, geopolitycznym i kulturowym organizmem. Bardzo często zdarza się spotykać ten typ podczas różnego rodzaju konferencji i seminariów, ale także na łamach polskich gazet. Charakterystyczne, iż wiara w szatańskie podłoże polityki Rosji i samego jej istnienia jest u nich odwrotnie proporcjonalna do znajomości tego kraju: najbardziej zacietrzewieni z nich nigdy nie byli w Rosji, nie znają ani jednego Rosjanina, a swoją wiedzę o Wschodzie czerpią najprawdopodobniej z osobistych kontaktów z siłami nadprzyrodzonymi.

Drugą stanowią rusofobi — pasjonaci. Ci hobbyści stosunków międzynarodowych bardzo chcieliby sprawdzić się na szerokich wodach wielkiej dyplomacji, ale w związku z faktem, iż Polska — ze względu na mały potencjał i jeszcze gorsze jego zagospodarowanie — oferuje w tej kwestii niewielkie możliwości, stawiają na ekstremalny przerost formy nad treścią, licząc, iż wielkie gadanie zastąpi realne działania: z ich punktu widzenia jedyną szansą znalezienia się w wielkiej polityce dla Polski i dla nich osobiście jest wejście do niej kuchennymi drzwiami rusofobii. Ponieważ bowiem od lat, nikt Polaków z ich poronionymi pomysłami i karkołomną realizacją nie wpuszcza do światowej elity od frontu, pasjonaci postanowili, iż Polska stanie się światowym ekspertem od spraw rosyjskich: będzie diagnozować położenie spraw, wypracowywać „strategie” działania i stać na czele wcielenia ich w życie. Podczas wszelkiego rodzaju wystąpień, ku osłupieniu Rosjan i zażenowaniu partnerów z Zachodu, rusofobi — pasjonaci z natchnionymi minami twierdzą, iż znaleźli klucz do rosyjskiej zagadki i czas najwyższy dać im możliwość pomajstrować nim w zamku polskich, europejskich i światowych stosunków z Moskwą.

Trzecią zaś są rusofobi — zawodowcy. Osoby te publicznie wypowiadają się w tonie podobnym do dwu poprzednich grup, jednak prywatnie przyznają, iż jest to czysta retoryka a oni sami nawet przez chwilę nie wierzą w głoszone przez siebie antyrosyjskie tezy. Bicie w antyrosyjski bęben jest dla nich środkiem do moralnego i materialnego awansu: zarabiania pieniędzy, obejmowania stanowisk, odbierania hołdów i stawania się moralnym autorytetem. Wbrew pozorom, zgodnie z którymi z tymi rusofobami z rozsądku, można byłoby się dogadać, są oni bardziej niebezpieczni niż dwie poprzednie grupy: ponieważ negatywny obraz Rosji jest dla nich podstawą istnienia w polityce, środowisku eksperckim czy dyskursie publicznym, zrobią oni wszystko co możliwe, aby tylko odpowiedni jego poziom utrzymywał się w społeczeństwie, pozwalając do walki z „rosyjskim zagrożeniem” angażować coraz więcej sił i środków umożliwiających im robienie kariery: tłuste granty, stanowiska i hołdy aż do emerytury. To właśnie ta grupa, działając w sposób całkowicie świadomy i absolutnie cyniczny doprowadziła do postawienia na głowie polskiej polityki zagranicznej, która w obecnym kształcie nie służy, jak w każdym normalnym państwie do poszukiwania przyjaciół i rozwiązywania konfliktów, ale na odwrót: do kreowania wrogów i zaostrzania nawet najbardziej błahych sytuacji. Polscy stratedzy wiedzą bowiem doskonale, iż Rosja nie zagraża naszemu bezpieczeństwu, jednakże zapewne trudno im się powstrzymać od mniej lub bardziej oficjalnej doli, którą oni i ich koledzy dostaną od wielomiliardowych kontraktów na uzbrojenie kupowane na potrzeby obrony przed rzekomym zagrożeniem ze Wschodu.

Absurdalna i trudna do wytłumaczenia dominacja rusofobów w polskiej debacie publicznej, dyplomacji, mediach i środowisku eksperckim nie jest więc fatalnym zbiegiem okoliczności czy rezultatem działania niepoddających się racjonalnej analizie sił: jest to efekt całkiem wymiernych interesów konkretnych ludzi, którzy na nasilaniu napięcia i prowokowaniu konfliktów robią kariery, zarabiają pieniądze i chodzą w nimbie znawców i autorytetów.

Trudno się dziwić, iż w tej sytuacji, zarówno sami Rosjanie, jak i cała reszta świata postrzega nas jak owładniętych historycznymi traumami, narodowymi kompleksami i absurdalnymi stereotypami paranoików, których w żadnym wypadku nie należy dopuszczać do jakichkolwiek istotnych kwestii w realnej polityce wobec Rosji. I kiedy kolejny polski prezydent będzie domagał się włączenia nas w rozmowy „normandzkie” czy proces formułowania priorytetów polityki wschodniej UE czy NATO, to warto aby najpierw sprawdził, co o potencjalnych rosyjskich partnerach, którzy siedzieć będą po drugiej stronie stołu mówili i mówią jego doradcy, autorytety i eksperci.

Opublikowano za: http://jeznach.neon24.pl/post/123987,anatomia-rusofobii

Wypowiedz się