OBIECANKI PREZYDENT WARSZAWY

Barwy kampanii, czyli spór o budowę nowego szpitala w Warszawie

–                 Prezydent miasta obiecywała Szpital Południowy w każdej kampanii i do tej pory on nie powstał. Pewnie i tym razem pozostanie na papierze – mówi Bolesław Piecha

Ursynow. Szpital

Hanna Gronkiewicz-Waltz na fali kampanii samorządowej obiecała warszawiakom budowę Szpitala Południowego. Ta zapowiedź nie jest szcze­gólnie oryginalna, bo prezydent stolicy składa ją już po raz trzeci. Wcześniej robiła to w 2006 i 2010 r.

Szpital Południowy miał być oddany do użytku już w 2011, a następnie w 2015 r. Przy trzecim podejściu prezydent stolicy zapo­wiada ukończenie inwestycji w roku 2018. Nowa lecznica miałaby mieć 288 łóżek i pod­ziemny parking, cały szpital zaś 15 tys. m2. Zaplanowano oddziały: chirurgii ogól­nej, położniczo-ginekologiczny, dziecięcy z neonatologią, wewnętrzny, OIOM i szpi­talny oddział ratunkowy z lądowiskiem dla helikopterów. I ta informacja mogłaby być nawet dobra, szczególnie dla mieszkańców południowych dzielnic stolicy, Wilanowa czy Ursynowa, którzy nie mają swojego szpitala miejskiego, gdyby nie to, że sama lokalizacja Szpitala Południowego to fatalna wiadomość dla… całej Polski.

Dlaczego? Według onkologów lokaliza­cja lecznicy, u zbiegu ul. Pileckiego i Indiry Gandhi, czyli tuż przy istniejącym Centrum Onkologii, uniemożliwi konieczną rozbu­dowę istniejącej placówki i obiektów jej pod­ległych. Między innymi dlatego onkolodzy napisali do premier Ewy Kopacz list, ape­lując o wstrzymanie decyzji podjętej przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Pod listem pod­pisało się kilkudziesięciu specjalistów. Le­karze podkreślają, że z niepokojem przyjęli decyzję o uzyskaniu zezwolenia na budowę planowanej inwestycji, bo podjęto ją bez ja­kichkolwiek konsultacji z przedstawicielami zainteresowanych środowisk medycznych. Lekarze podkreślają także, że nie negują po­trzeby budowy szpitala przeznaczonego dla południowych dzielnic Warszawy, kwestio­nują jednak plany jego lokalizacji na działce u zbiegu ul. Pileckiego i Indiry Gandhi.

Gdy w latach 70. powstawało Centrum On­kologii, planowano w przyszłości rozbudowę obu jego instytutów, czyli Centrum Onkolo­gii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie oraz Instytutu Hematologii i Transfuzjologii. Już wówczas zakładano, że choroby nowo­tworowe będą cywilizacyjną plagą. Onkolo­dzy są pewni, że istniejące obiekty nie wy­starczą na przyjmowanie stale wzrastającej liczby chorych, nie tylko z Warszawy, ale z całej Polski. A budowa Szpitala Południo­wego tuż przy Centrum Onkologii rozbu­dowę uniemożliwi.

 

– Jesteśmy przerażeni tym, co zaplano­wały dla nas władze miasta. Chyba nikt tego dobrze nie przemyślał – słyszę od jednej z lekarek w Centrum Onkologii, która woli pozostać anonimowa.

„COi przewiduje udzielenie w roku 2014 ok. 364 tys. porad ambulatoryjnych, w tym 56 tys. porad ambulatoryjnych pierwszorazo- wych (diagnostycznych). Dynamika wzrostu liczby tych porad w latach 2011-2014 wynosi ok. 280 proc., co stanowi rocznie ponad 6o-procentowy wzrost liczby udzielonych świadczeń, które będą narastać nie tylko ze względów epidemiologicznych, lecz także ze względu na wejście w życie w 2015 r. rządo­wego projektu onkologicznego w ramach tzw. pakietu kolejkowego, zakładającego m.in. uwolnienie limitów kontraktowania świad­czeń medycznych realizowanych u chorych na nowotwory. Poradnie specjalistyczne COi w założeniach projektowych przewidziane były do przyjmowania ok. 350 do maksimum 500 pacjentów dziennie. W praktyce obec­nie poradnie te są zmuszone przyjmować ok. tysiąca pacjentów dziennie, co wpływa zna­cząco negatywnie na komfort bardzo ciężko chorych ludzi i warunki pracy personelu me­dycznego. Z tych względów COi we współ­pracy z IHT przygotowało plany rozbudowy przychodni specjalistycznych i chemioterapii jednodniowej, bo w tym obszarze notujemy największe potrzeby w zakresie onkologicz­nych świadczeń zdrowotnych. Planowana rozbudowa w tym zakresie będzie jednak niemożliwa do realizacji ze względu na usy­tuowanie w tym samym miejscu budowy Szpitala Południowego” – alarmują onkolo­dzy w liście skierowanym do premier Kopacz.

Wiceprezydent Warszawy problemu nie widzi. Jego zdaniem nie ma przeszkód dla budowy Szpitala Południowego. – Jeśli in­stytuty będą chciały się rozbudować, jest jeszcze miejsce. My budujemy na swojej działce – odpowiada Jacek Wojciechowicz na niepokoje onkologów.

W te zapewnienia wątpi dr Witold Toma­szewski, zastępca dyrektora Instytutu He­matologii i Transfuzjologii: – Rozbudowa instytutów jest możliwa tylko na tej spornej działce. Jeśli pan wiceprezydent ma inny po­mysł, niech przyjedzie i wskaże nam miejsce. Jeśli jakiś urzędnik widzi wolną przestrzeń, wcale nie znaczy to, że można tam coś zbu­dować. Jest np. trochę wolnej przestrzeni tam, gdzie magazynujemy substancje radio­aktywne. Tam jednak nie wolno wybudować poradni czy szpitala jednodniowego – tłuma­czy dyrektor Tomaszewski.

–                 Nie rozumiem, dlaczego władze miasta zignorowały to, że onkologia jest w tej chwili jednym z priorytetów rządu. Zapowiedział to przecież minister Arłukowicz. Wspólne wy­pracowanie strategii nie powinno stwarzać problemów. Przecież rząd jest z tej samej op­cji co prezydent miasta – dziwi się były wice­minister zdrowia Bolesław Piecha. – Szpital Południowy mógłby powstać bez problemu w niekolidującej lokalizacji. Trzeba się tylko porozumieć – dodaje europoseł PiS.

Na dialog nie mają najwyraźniej ochoty władze miasta.

–                 My konfliktu z rządem nie mamy, co do priorytetów się zgadzamy, tym trudniej zro­zumieć upór władz miasta – mówi dr Witold Tomaszewski.

–                 Brałam udział w debacie w ursynowskim ratuszu w sprawie budowy Szpitala Południo­wego. Niestety nikt z władz miasta nie pofa­tygował się na spotkanie. Zrozumiałe jest, że mieszkańcy Ursynowa chcą mieć szpital, ale Centrum Onkologii ważne jest dla całej Pol­ski – tłumaczy szefowa jednego z instytutów COi, sygnatariuszka listu do premier Kopacz, która woli pozostać anonimowa.

–                 My nie twierdzimy, że Szpital Połu­dniowy nie jest potrzebny, my tylko mówimy, iż wybudowanie go tuż przy Centrum On­kologii to fatalny pomysł. Nie jest też naszą rolą wskazywanie innego miejsca, więc nie do nas należy kierować pytanie: jeśli nie tu, to gdzie? Są chyba w ratuszu ludzie, którzy biorą pieniądze, by odpowiadać na takie py­tania – dodaje ta sama lekarka.

–                 Gołym okiem widać, co tu się u nas dzieje. Przyjeżdżają tłumy ludzi, którzy choć ciężko chorzy, muszą czekać w wielo­godzinnych kolejkach, bo nie mamy możli­wości zająć się wszystkimi tak szybko, jak by chcieli. Proszę sobie wyobrazić, co tu się będzie działo, jak po pierwsze ograniczy się nam możliwość rozbudowy, a po drugie – tuż pod nosem stanie nam drugi moloch. Prze­cież ludzie próbujący się dostać do jednego lub drugiego szpitala, po prostu się ze złości pozabijają – załamuje ręce inna lekarka.

–                 Wątpliwości związane z planowaną bu­dową Szpitala Południowego dotyczą nie tylko możliwości rozbudowy Centrum Onkologii. Specjaliści zwracają uwagę na nieuregulowane kwestie prawne działki, na której miałby powstać nowy szpital. Z tego wynikają kolejne problemy. Budowa Szpi­tala Południowego na działce przy zbiegu ul. Pileckiego i Indiry Gandhi pozbawi IHT dostępu do drogi publicznej. Jak więc władze miasta wyobrażają sobie sprawny i szybki dojazd służb ratunkowych i porządkowych do tego instytutu? Centrum Onkologii grozi także utrata dróg ewakuacyjnych dla pacjen­tów i personelu przychodni specjalistycznej oraz kilkunastopiętrowego budynku diagnostyczno-naukowego. Zablokowana może zostać także brama pożarowa. Co więcej, na terenie planowanej budowy Szpitala Po­łudniowego znajdują się ujęcia głębinowe wody, z których korzystają oba instytuty, parkingi, wewnętrzne drogi dojazdowe, ele­menty zasilania energetycznego, część sieci wodociągowej, tereny zielone dla pacjentów. Jeśli władze miasta nie wycofają się z budowy Szpitala Południowego na tym terenie, Cen­trum Onkologii stanie przed koniecznością wykonania potężnej przebudowy, a to po­ciągnie za sobą skutki w postaci ogromnych utrudnień dla obu instytutów. To także nega­tywnie odbije się na cierpiących pacjentach.

–                 I to jednak nie wszystkie problemy. Po­wstanie w tak bliskiej odległości kolejnego szpitala znacznie zwiększy natężenie ru­chu w tym miejscu, co będzie uciążliwe nie tylko dla pacjentów, lecz także mieszkań­ców Ursynowa, którym może grozić paraliż komunikacyjny. „Budowa jednego obiektu użyteczności publicznej doprowadzi do ograniczenia dostępności do innych insty­tutów medycznych w Polsce posiadających łącznie 1000-łóżkową bazę kliniczną i za­trudniających ponad 3 tys. pracowników” – podkreślają onkolodzy w liście.

–                 Ciężko mi zrozumieć, dlaczego miasto uparło się przy tej lokalizacji, zarzucając tę, która była pierwotnie zaplanowana na bu­dowę Szpitala Południowego, czyli raptem kilometr dalej, u zbiegu ul. Gandhi i Rosoła – mówi dr Witold Tomaszewski. – W 2008 r. wiceprezydent Wojciechowicz, odpowiada­jąc na zapytanie jednego z warszawskich radnych o budowę Szpitala Południowego w okolicy ul. Wołoskiej, twierdził, że ta lokalizacja jest niemożliwa ze względu na bliskość szpitala MSWiA. Dlaczego więc bliskość szpitala MSWiA przeszkadza, a bli­skość Centrum Onkologii, z którego korzysta cała Polska, już nie? – pyta Tomaszewski.

–                 Być może dlatego, że w szpitalu MSWiA leczą się VIP, a w Centrum Onkologii zwykli ludzie.

–                 Emocje studzi Bolesław Piecha: – Prezy­dent miasta obiecywała Szpital Południowy w każdej kampanii i do tej pory on nie po­wstał. Pewnie i tym razem wszystko pozo­stanie na papierze.

–                 I kto wie, czy na taki efekt nie jest obli­czona zapowiedź budowy nowej lecznicy. Hanna Gronkiewicz-Waltz (o ile wygra wy­bory) będzie mogła powiedzieć: starałam się, ale mi nie pozwolili na budowę tego szpitala. Gorzej jednak, gdy pani prezydent postawi na swoim i postanowi iść po pacjentach do celu.

DOROTA ŁOSIEWICZ

Wypowiedz się