Idea „Wielkiej Ukrainy”.

Idea „Wielkiej Ukrainy”.    Jak to się zaczęło?

Część I

Grzegorz Musiał

 

W krążącym obecnie w Internecie bardzo ciekawym tekście historiograficznym pt. U źródeł koncepcji Wielkiej Ukrainy (datowanym błędnie na 1957 r., gdyż jego pierwodruk ukazał się w numerze majowym 1939 r. przedwojennego miesięcznika „Tęcza”), prawicowy historyk Jędrzej Giertych stawia śmiałą tezę, iż to wszystko, czego wówczas Europa była świadkiem: wzbierające na sile krwawe ruchy nacjonalistyczne i separatystyczne, ogarniające zwłaszcza jej kraniec zachodni (separatyzm kataloński i baskijski) ) oraz wschodni (Polska, Ukraina, Rosja) – nie jest wynikiem jakiegoś „splotu „przypadków”, „politycznych błędów” czy „niesprzyjających okoliczności” (te argumenty wysuwa najczęściej ktoś, kto niewiele  rozumie z ukrytych mechanizmów zjawisk historycznych, albo rozumie je, ale nie chce dalszych dociekań). Jest to część realizowanego od dawna planu przebudowy ładu europejskiego, którego sprawców nie znajdzie się inaczej, niż przykładając do tych pozornie chaotycznych, a w istocie zaprojektowanych zjawisk – sprawdzoną starożytną zasadę: ten jest winien, kto zyskał (is fecit, cui prodest).

„Stworzenie” narodu ukraińskiego. „…pewien prąd separatystyczny, czy przynajmniej regionalistyczny byłby się wśród pewnych odłamów ludności ruskiej narodził (…) i bez inspiracji masońskiej. Prądy narodowościowe stały się w wieku XIX i w początkach XX czymś tak powszechnym i tak nieodzownie wynikającym z atmosfery epoki, że tylko przypadek, albo wytrwała zakulisowa kontrakcja mogły były powstaniu takich ruchów wśród Rusinów przeszkodzić…” –  pisze Jędrzej Giertych.  Jednak te naturalne tendencje stały się kanwą, na której siły ponadnarodowe  (Giertych konsekwentnie nazywa je masonerią)  zapragnęły wznieść swój „plan zbudowania Ukrainy – od Pienin do Kaukazu” – pisze dalej Giertych. –  „Celem tego największego z planów „narodowościowych”, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek istniały, jest rozbicie dwóch narodów, szczególnie od dawna przez masonerię zwalczanych: Polski i Rosji”.

Przełomowym momentem  w odradzaniu się narodowej odrębności dość dotychczas biernej ludności ruskiej, zamieszkującej dorzecze Donu i Dniepru aż po Zbrucz i Bug (tzn. do dawnych granic Królestwa Polskiego i Galicji Zachodniej), było wydanie w Budapeszcie w 1837 r. zbioru pieśni w języku ruskim pt. Rusałka Dnistrowaja. Dokonali tego trzej studenci uniwersytetu unickiego we Lwowie, a później ideolodzy „rusinizacji” dotychczas mówiącej po polsku inteligencji rusińskiej: Szaszkiewicz, Wagilewicz i Hołowacki.  Ruch przez nich zapoczątkowany, nabrał sił w następnych dekadach m.in. dzięki wsparciu austriackiego namiestnika Galicji, hrabiego Franza Stadijona, który w 1848 r. powołał z inspiracji Wiednia Hołowną (Główną) Radę Ruską, wymierzoną przeciw żywiołowi polskiemu, dominującemu na tym terenie. Przez swe krótkowzroczne działania, służące doraźnym celom administracyjnym, które kosztem wielowiekowego ładu cywilizacyjnego zaprowadzonego tu przez Polaków, uwolniły demona lokalnego nacjonalizmu – zasłużył wśród Polaków na pogardliwy tytuł kogoś, kto „wymyślił naród ukraiński”. Zapewne, pomocny zamysłom Stadijona – a może jako część jego planu – stał się najkrwawszy bunt chłopski w dziejach  Polski, tzw. rabacja galicyjska, za której bezpośredniego sprawcę uważa  się starostę Tarnowa, Josepha Breinl von Wallersterna.  Na  początku 1846 r., posługując się upatrzonym do tego zadania chłopskim pieniaczem Jakubem Szelą, jak również zebraną przez niego chmarą wiejskich pijaczyn i kryminalistów,  rozpuścił plotkę – absurdalną, acz łatwo trafiającą do głów ciemnych lub upojonych okowitą – że wobec planowanego przez rząd austriacki zniesienia pańszczyzny w Galicji,  polska szlachta zamierza „chłopów wymordować”.  O tym, że Szela był austriackim agentem, świadczą glejty bezpieczeństwa wystawiane przez niego podczas werbunku i respektowane przez administrację austriacką, dziwaczne hasło „Bóg i Cesarz” wykrzykiwane  przez zrewoltowaną czerń wsiową, a także obietnica starosty wypłaty nagrody pieniężnej za każdego zabitego, rannego lub żywego szlachcica polskiego, odstawionego do cyrkułu.  Charakterystyczna rzecz: podczas dzikiej, dokonywanej w upojeniu krwią i alkoholem rabacji, która w ciągu dwóch dni zebrała żniwo w postaci 2 tys.  zabitych i wielu setek rannych Polaków oraz spustoszonych 470 dworów,  nie poniósł uszczerbku ani jeden Niemiec, Austriak lub Żyd.  Zapewne – obraz tej krwawej rozprawy z „polskimi panami” był uważnie obserwowany przez ukraińską ludność, dla której od wieków wzorem dla własnych ruchawek, była dojrzała i zazwyczaj dobrze zorganizowana polska walka w obronie Ojczyzny lub niepodległości. Świadectwem, jak bardzo polskie inspiracje mogły przyśpieszyć rozwój nacjonalistycznych tendencji w ukraińskim przywództwie,  są pochodzące z 1928 r. słowa jednego z dwudziestowiecznych ideologów ukraińskich, Michała Kołodzińskiego – choć w sposób typowy dla umysłowości zindoktrynowanej, wykoślawiające polski wzór patriotyczny i ujawniające własny, brutalny rys ideowy:

„Na przykładzie polskich powstańców widzieliśmy, że ludzie, którzy chcieli zdobyć wolność dla swojego narodu, nie przebierali w środkach dla jej osiągnięcia. Dlaczego i my nie mielibyśmy pójść drogami wytyczonymi przez historię? Trzeba krwi, dajmy morze krwi, trzeba terroru, wprowadzimy piekielny, trzeba ofiarować dobra materialne, nie zostawimy sobie niczego. Mając na celu wolne państwo ukraińskie, idźmy doń wszystkimi środkami i wszystkimi drogami. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałości niewolnictwa narzuconego przez zwycięzców – zwyciężonym. Nie dbajmy o dobre imię i opinię w świecie, bo choćbyśmy byli nie wiadomo jak ideowymi w swojej walce, wszyscy nazywać nas będą bandytami. Każda droga, która prowadzi do naszego najwyższego celu, bez względu na to, czy przez innych nazywana jest heroizmem czy podłością, jest naszą drogą (za: Ołeksandr Zajcew, Ukraiński nacjonalistyczny imperializm Mychajła Kołodzińskiego ).

Nieco inaczej kształtowała się tożsamość narodowa na prawosławnej w większości Ukrainie Zadnieprzańskiej, czyli na Połtawszczyźnie, Czernihowszczyźnie, w Charkowskiem i Woroneskiem.  W XIX wieku, dzięki działalności urodzonych na Zadnieprzu pisarzy i ideologów ukraińskich, wykształciło się tam najstarsze ognisko ruchu ukraińskiego – zanim sto lat później, to samo społeczeństwo nie zostało wyniszczone przez bolszewików, wtapiając się w ramy państwowego i narodowego życia rosyjskiego. Dzięki tym  przewodnikom duchowym z Zaporoża – wśród których jedyny wyjątek stanowił urodzony na „polskiej” (prawobrzeżnej) Ukrainie narodowy poeta ukraiński, Taras Szewczenko (jednakże „pilotowany” pod względem artystycznym i ideowym przez „lewobrzeżnego” Pantelejmona Kulisza: tłumacza Szekspira, Byrona i Mickiewicza na język ukraiński a także orędownika „ukraińsko-polskiego pojednania”) – ostatecznie z mieszaniny gwar rusińskich wyłonił się literacki język ukraiński, promieniujący stąd na resztę ziem dorzecza Dniepru i Wołgi. Ma to kluczowe znaczenie dla wykrystalizowania się idei jednego narodu ukraińskiego, który w przyszłych rojeniach doktrynerów nacjonalistycznych miałby zająć „rdzenne ukraińskie ziemie” – od Kaukazu po Przemyśl i Karpaty. Po stronie Ukrainy „polskiej”, wspomożeniem tego wielko-ukraińskiego pienia – coraz bardziej tracącego, pod wpływem ideologów, swój charakter liryczno-mesjanistyczny na rzecz krwiożerczego programu politycznego, wymierzonego w Polskę i symbolizujący ją katolicyzm – było powstałe w 1868 r. we Lwowie i skądinąd pożyteczne, stowarzyszenie oświatowe „Proświta”. Przez sieć swych placówek, w postaci ukraińskich świetlic, czytelni i bibliotek (do 1917 r. powstało ich 5 tysięcy!), rozpowszechniało ono wśród ludności rusińskiej idee nie tylko niepodległej, ale również  ”Wielkiej” Ukrainy.  Zaznaczmy, że „Proświta” bez przeszkód kontynuowała działalność przez cały okres istnienia II  Rzeczpospolitej.

Judeizanci. Omawiając, z konieczności w zarysie, genezę ruchu wielkoukraińskiego –  który przekształciwszy się w XX stuleciu w organizacje militarne, przyniósł straszliwe żniwo w postaci ludobójstwa Polaków na Wołyniu w okresie międzywojennym, a zwłaszcza w latach II Wojny Światowej –  nie sposób pominąć znaczenia, jakie dla  jego formowania się  miały, począwszy od XV w.,  wpływy tzw. judeizantów (żidowstwujuszczich). Ujawniły się one zwłaszcza na południu ziem ruskich, poważne oddziałując przede wszystkim na wyższe warstwy społeczeństwa rusińskiego.  Bez wiedzy o tym niesłychanie ciekawym zjawisku umysłowego „podboju” w XV i XVI w. nieomal całej elity umysłowej Rusi i Rosji południowej przez dwie spokrewnione ze sobą sekty: bogomiłów i chazarskich żydów-kabalistów, trudno w ogóle omawiać przemiany społeczeństwa chrześcijańskiego (prawosławnego i greko-katolickiego), które  przez wieki zamieszkiwało te ziemie, a zwłaszcza jego zdumiewającą dewiację w kierunku nacjonalistycznego zwyrodnienia.  Aż do czasu Powstania Chmielnickiego, nie wykazywało przecież ono większego ożywienia narodowościowego ani  przejawów ideowego „ruchu ruskiego” – po czym w ciągu zaledwie jednego-dwóch pokoleń postanawia odrobić wielowiekowe zaniedbania, wzywając do stworzenia niemal od zera,  czterdziestomilionowego narodu ukraińskiego, aby  w ten sposób „zadać śmiertelny cios dwom narodom [wcześniej] istniejącym – polskiemu i rosyjskiemu” – pisze Jędrzej Giertych.    

Przedwojenna polska publicystka, Irena Jarosława Zwolińska, w szkicu pt. Żydzi i narodziny literatury ukraińskiej (ukazał się w żydowskim dzienniku „Nowy Przegląd” 27 grudnia 1937 r.)  zestawiła listę pisarzy, tłumaczy i publicystów ruskich, judaizantów lub Żydów, a także dzieł literackich, przekładów itp., które ukazały się na Ukrainie, a z ich obozu wyszły – dochodząc do wniosku, że „Żydzi wywarli decydujący wpływ na powstanie ukraińskiej literatury narodowej, a hebraistyka zainicjowała bądź przyspieszyła rozwój ukraińskiej nauki”.  W sukurs tej tezie idzie prof. Feliks Koneczny, pisząc w swej „Cywilizacji żydowskiej”, że „charakterystycznym dla stosunków wschodnio-słowiańskich jest jednak coś donioślejszego, coś, czego się nigdzie indziej nie spotyka: Żydzi wkroczyli w piśmiennictwo teologiczne ruskie. Z tych pomników piśmienności najstarszym jest przekład księgi Estery z hebrajskiego oryginału, dokonany przez jakiegoś wychrztę. W czasie późniejszym powstają przekłady urywków z Pentateuchu tudzież z Majmonidesa „Logiki”….

W innym miejscu Konieczny podkreśla, że  „duchowieństwo Wielkiego Nowogrodu uczyło się od Żydów teologii”, a  przyczyna tkwiła w tym, że „wobec niskiego poziomu umysłowego Rusi, Żydzi odbijali wielce od tła jako uczeni, imponujący wprost swą „wiedzą”. Na takiego Żyda patrzano jako na istotę wyższego rzędu”. Skutkiem tego „prawosławie jest ze stanowiska dogmatyki najbliższe katolicyzmowi […] ale ze stanowiska filozoficzno-religijnego […] cerkiew prawosławna jest z całego chrześcijaństwa najbliższa judaizmowi”.

Chmielnicki.  Tu konieczna jest dygresja. Skoro Powstanie Chmielnickiego od XIX-wiecznego ruchu narodowościowego dzieli zaledwie półtora wieku, to jakim procesem historycznym wytłumaczyć fakt tego niesłychanego przyspieszenia? Odpowiedź komplikują fakty, które o samym Chmielnickim podaje m.in. polski historyk hr. Henryk Krasiński w swej monografii: „The Cossacks of the Ukraine” (Londyn, 1876) – że był to szlachcic z Mazowsza, którego ojciec posiadał również  mająteczek koło Czechrynia na Ukrainie, gdzie Chmielnicki częściowo się wychował. Dzięki swej znajomości ukraińskich spraw, a także inteligencji i obyciu, miał on zaskarbić sobie sympatię samego Władysława IV i zostać mianowany „ramieniem królewskim” (brachium regale) na Zaporoże.  Jakim sposobem, na piedestał ukraińskiego bohatera narodowego trafia polski renegat? – do którego „warszawskiego” okresu życia, inne źródła historyczne dodają kolejne fakty (por. Pierre Chevalier: Histoire De La Guerre Des Cosaques Contre La Pologne, Paris 1668; reprinted by Kessinger Publ. Comp., 2010).  Podczas pobytu w Warszawie ok. 1639 r. miał  on kontaktować się z ambasadorem francuskim w Polsce, de Bregy’m, po czym zniknąć na parę lat (być może pełnił wtedy misję królewską na Ukrainie)  aby wyłonić się w Paryżu w 1646 r. Do Rzeczpospolitej wraca z Paryża zaledwie na dwa lata przed wybuchem „zorganizowanego przez siebie” Powstania…  Dość to zaskakująca biografia i dziwne meandry psychologiczno-geograficzne, jak na szlachetkę z Mazowsza, który oto, z nikogo – w ciągu paru zmienia się w istnego Scypiona, staje się  wodzem duchowym i militarnym Zaporoża – ogromnej prowincji Pierwszej  Rzeczpospolitej – i gwiazdą przewodnia wielomilionowego ludu kozacko-rusińskiego, który będzie odtąd po dziś dzień, budować swą tożsamość narodową na tej skleconej z niepasujących odłamków legendzie. Nasuwają się dalsze pytania: jaki bezdenny musiał być skarbiec, z którego Chmielnicki czerpał fundusze na stworzenie istnego Molocha – swej kilkusettysięcznej armii?…  Jak potężna i jak dawno puszczona w ruch musiała być machina propagandowa,  która  przygotowała grunt pod tak niesłychany sukces…?

Imperium Chazarskie.  Podkreślić należy, że Żydzi zamieszkujący te tereny nie byli w większości mozaistami, czyli „dziećmi Abrahama”, lecz kabalistami, talmudystami i innego rodzaju wyznawcami „judaizmu rabinackiego”. Był on wynikiem zamętu, w jaki w ciągu kilkuset lat po Chrystusie popadła religijność Żydów, tracąc swe jednoznaczne Starotestamentowe zakorzenienie w Jedynym Bogu (Recytatyw z Księgi Powtórzonego Prawa: Sh’ma Yisrael Adonai Eloheinu Adonai Eḥad znaczy: Słuchaj Izraelu, nasz Bóg jest Bogiem Jedynym) na rzecz talmudyzmu i kabalistyki. Zainteresowanych rozważaniami na ten temat odsyłam do świetnie napisanej książki prof. Izraela Szahaka „Żydowskie dzieje i religia” (wyd. pol. Warszawa-Chicago, 1997). Podobnie, trudno mi będzie rozwinąć szerzej – jedynie sygnalizując –  kolejny aspekt historyczny, mający zasadnicze znaczenie dla określenia źródeł krystalizowania się pojęcia Wielkiej Ukrainy. Nie przez przypadek, terytorium zakreślone marzeniami o państwie  ukraińskim „od Kaukazu po Karpaty”, w dużym stopniu daje się nałożyć na granice dość tajemniczego, z powodu skąpości źródeł, a ogromnego obszarem i potężnego tworu państwowego, jakim do IX w. było Imperium Chazarów.

W czasie, gdy Rosja jeszcze nie istniała jako byt państwowy, rozciągało się ono od nizin nadwołżańskich po Karpaty na zachodzie i stepy Kazachstanu na wschodzie, od północy sięgając po Rostów, a od południa do Kaukazu. Chazarowie byli turko-tatarami trudniącymi się rozbojem, napadami na okoliczne plemiona, ściąganiem haraczu, lichwą i handlem niewolnikami. Do tego, byli  poganami oddającymi się kultowi fallusa. Znienawidzeni przez sąsiadów, zwłaszcza przez nękanych ich atakami Słowian, ulegli w 965 r. zjednoczonym siłom słowiańskim pod wodzą Świętopełka, kiedy to zburzona została ich stolica i główne miasta, a w niewolę  wzięto i wywieziono na zachód tylu Chazarów, ilu zdołano pojmać. Spora ich część uciekła też na południe. Od tego czasu, jako naród, a nawet jako nazwa historyczna, znikają z historii Europy, jakby nagle się rozpłynęli – co jest nie mającym precedensu fenomenem w dziejach świata, zwłaszcza, że to „zniknięcie” dotyczy około czterdziestu milionów ludzi!  Wytłumaczenie jest proste: Chazarzy nie znikli, ale „zmienili nazwisko”. Oto na przełomie VII i VIII stulecia, Kaganat Chazarski (od słowa kagan tj. przywódca) wszedł w okres walk wewnętrznych i osłabienia. Panujący wówczas chan Bulan, świadom tych zagrożeń, podjął próbę umocnienia państwa przez przyjęcie w 730 r. jednej z trzech religii monoteistycznych, jako religii państwowej Chazarów. Pod wpływem rabinów konstantynopolskich, wybór padł na judaizm (był to już judaizm talmudyczny, nie biblijny). Jak głębokie były skutki tej przemiany, świadczyć może fakt, że w najdawniejszych rusińskich legendach często pojawia się zwrot: „Wielki Żydowin”, z którym rusińscy wojownicy toczyli potyczki obronne na „Dzikich Polach”.  W roli tej nie występuje jednak, wbrew nazwie,  ani Żyd-semita, ani  też typowy tatarski wojownik, ale połączenie ich obu:  Chazar „przechrzczony” na judaizm. Ci Żydzi chazarscy byli obecni na terenie  Rusi przez długie wieki, potężnie wpływając poprzez filiacje  międzynarodowe oraz swój system wszechstronnego kształcenia, na jej dzieje. Prof. Henryk Paszkiewicz podaje, iż przed przyjęciem chrześcijaństwa przez Włodzimierza Wielkiego w 998 r., usiłowali go nakłonić do przyjęcia judaizmu jako religii państwowej (por. Henryk Paszkiewicz: Początki Rusi. Kraków, 1996). Ich typowa dla koczowniczych ludów ruchliwość, talent  do handlu, trudnienie się lichwą,  sieć kontaktów z innymi narodami, gdzie mieli swoich ziomków wywoływały niechęć u miejscowych i pogardę chrześcijańskiego rycerstwa. W XI w. odbyły się na Rusi pierwsze pogromy Chazarów, a potem wygnanie ich z Kijowa przez Włodzimierza Monomacha, za nadużycia przy lichwie. Chroniąc się przed niechęcią Rusinów a także wskutek najazdów mongolskich ze wschodu, wielu wywędrowało na zachód, m.in. do Polski, gdzie dali początek osadnictwu „żydowskiemu” na wschodnich kresach Rzeczpospolitej. Większość z nich posługiwała się biegle językiem chazarskim na równi z hebrajskim, czego dowodem jest tzw. List Kijowski, opublikowany w 1982 r. przez prof. Normalna Golba z Uniwersytetu Chicagowskiego. Jest to list rekomendacyjny, spisany po hebrajsku na pergaminie przez zwierzchników gminy żydowskiej i zaopatrzony w tzw. runy chazarskie. Również chazarskie są imiona spisujących go rabinów. Dokument ten jednoznacznie wskazuje na związek pomiędzy kulturą żydowską i chazarską. Jednak ta dająca im pewne przewagi podwójna tożsamość, miała także dwojakie negatywne następstwa: odrzucani byli przez świat chrześcijański nie tylko jako żydzi, ale też jako nosiciele obcej mentalności:  spadkobiercy obyczajów, będących mieszaniną turecko-tatarską i  orientalnej skłonności do okultyzmu. Również posługiwanie się – i to aż dwoma – niezrozumiałymi dla Słowian językami, tworzyło wokół nich podwójnie uszczelniony pas zabezpieczeń przed infiltracją, dając w efekcie społeczność duchowo zatrzaśniętą, coraz mocniej związującą się  nićmi niemal „rytualnej” lojalności względem „swoich” i prawie  nieprzenikliwą dla procesów asymilacji ze społeczeństwem, wewnątrz którego przebywali (patrz – polscy Karaimi).

Aszkenazi. Obecnie ocenia się, że ponad 80 % populacji żydowskiej na świecie to „aszkenazyjskie” grupy chazarskich Żydów, różniących się od Żydów południowo-zachodniej grupy („śródziemnomorskiej”), zwanej „sefardyjską”. Nazwa „aszkenazi” wywodzi się od Aszkanaza, jednego z trzech synów Gomera z biblijnej Księgi Rodzaju, który w księgach rabinicznych uważany jest za protoplastę wielu ludów indoeuropejskich, m.in.: Scytów, Germanów, Skandynawów. Należy bowiem podkreślić, że znaczna część migracji Żydów chazarskich na zachód nie kończyła się na Ukrainie, Białorusi, w Polsce czy Czechach, ale miała charakter o wiele bardziej „międzynarodowy”, tworząc skupiska także w Europie Północnej, Francji, na Węgrzech i wśród plemion posługujących się językiem germańskim. W  Niemczech, główne ośrodki żydowskiego nauczania skupiły się w miastach wzdłuż Renu: Spirze, Wormacji i Moguncji. Tak powstał język jidysz, będący mieszanką dialektu hoch Deutsch z językami słowiańskimi, głównie ruskim i polskim, zapisywany alfabetem hebrajskim. Oprócz hebrajskiego i chazarskiego, pojawił się więc i trzeci hermetyczny język mniejszości aszkenazyjskiej, który w ciągu paru stuleci stał się lingua Franca społeczności żydowskiej na całym świecie. Jak ekspansywna była ta migracja aszkenazyjska z ich macierzy nad Donem i Wołgą, uświadamia nam fakt, że w XI wieku Żydzi aszkenazyjscy stanowili jedynie 3% światowej populacji żydowskiej, gdy w 1931 roku już ok. 92%.

Dziś, większość światowych wspólnot żydowskich, z wyjątkiem regionu Morza Śródziemnego, to wspólnoty aszkenazyjskie. W Polsce, już w latach 1930. XX wieku pisał o ich chazarskim rodowodzie prof. Feliks Konieczny, w swych w niewydanych za życia dziełach „Cywilizacja bizantyńska”  i  „Cywilizacja żydowska”. W latach późniejszych, problemem tym zajmowali się również inni znawcy światowi, m.in.  profesor historii średniowiecznej Uniwersytetu w Tel Aviwie,  Abraham Poljak (The Khazar Conversion to Judaism, czasopismo Zion, Jerozolima 1941),   profesor etnografii Uniwersytetu w Budapeszcie i Jerozolimie, rabin Raphael Patai w niezliczonych dziełach o żydowskiej tożsamości etnicznej i duchowej, czy profesor Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, Douglas Morton, nazywany „the most esteemed scholar of the Khazar Monarchy” (najbardziej szanowanym znawcą Monarchii Chazarskiej) w swoich The Khazars, Nowy Jork 1966 czy  The History of the Jewish Khazars, Nowy Jork 1967 Największy jednak rozgłos – zapewne przez sławne nazwisko autora – zdobyło dzieło brytyjskiego pisarza Artura Koestlera: „Trzynaste pokolenie” (The Thirteenth Tribe, Londyn 1976). Narobiło ono sporo zamieszania i do dziś jest niechętnie cytowane w światowej społeczności żydowskiej, ściągnąwszy gwałtowną krytykę na głowę autora – szczęśliwie chronionego przez swą światową renomę. Koestler, sam będąc aszkenazyjskim Żydem urodzonym w Budapeszcie, wykazuje, w świetle nie dających się zakwestionować dowodów, iż zarówno on, jak i jego rodacy – Żydzi aszkenazyjscy – nie są semitami, ale w prostej linii potomkami Chazarów. Czy to możliwe – zapytuje – aby tak silne plemię, które stworzyło istniejące przez wiele stuleci i największe we wczesnym średniowieczu euroazjatyckie państwo, mogło zniknąć bez śladu? Otóż nie – odpowiada. Na skutek zdarzeń historycznych, przenieśli się oni do Europy Środkowej, dołączając do swych rodaków, wcześniej zagarniętych przez Świętopełka. Ci przesiedleńcy, znani w Polsce i na Ukrainie jako „Żydzi”, nie są więc Żydami w znaczeniu etnicznym, ale – dowodzi Koestler – jedynie tataro-turkami wyznania „mojżeszowego” (wzięte w nawias, z powodu przesiąknięcia religii Starego Przymierza późniejszym nauczaniem rabinackim, okultyzmem i kabałą).  Poza bowiem powikłaniem swojej tożsamości etnicznej – jako ludu ugro-fińsko/tureckiego, a nie semickiego – „żydzi” chazarscy nie mogą się też legitymować religijną tożsamością „dzieci Abrahama” – należąc do formacji o wiele późniejszej, talmudyczno-kabalistycznej.

New World Order? Fakty te, na Zachodzie są znane i szeroko dyskutowane na stronicach książek i periodyków. W Polsce – otacza je tchórzliwe milczenie publicystów i ludzi nauki, jak gdyby Polacy nie mieli prawa do tej samej wiedzy, którą gdzie indziej upowszechnia się bez skrępowania. Przynajmniej od czasu sławetnych „dzieł” p. Grossa, opinia publiczna w Polsce jest terroryzowane najbardziej prymitywną odmianą  politycznej poprawności i autocenzury. Wyklucza ona dyskurs  na poziomie wyższym, niż obrzucenie interlokutora wyzwiskami typu „oszołom”, „antysemita” lub „faszysta” – w tym szczególnie specjalizuje się środowisko Krytyki Politycznej i Gazety Wyborczej. Bez odkłamania tej części splecionej w węzeł historii polskiej, ukraińskiej i żydowskiej – co  na szczęście,  zawdzięczamy wymienionym wyżej i  w większości aszkenazyjskiego pochodzenia, XX-wiecznym znawcom etnografii, historii i religii żydowskiej –  niemożliwe jest zrozumienie procesów duchowych, intelektualnych i  w konsekwencji politycznych, które przez minione wieki targały terenem Europy Środkowo-Wschodniej, przyczyniając się również do powstania i ewolucji ruchu ukraińskiego.  Dzisiejszy Polak nie może pozwolić sobie na niewiedzę w sprawach tak kluczowych, jak tradycje judaizanckie i chazarskie pobliskiej Ukrainy – oparte, co starałem się wykazać, o kulturowo i językowo nieprzenikliwe  a wrogie chrześcijaństwu, zwłaszcza katolicyzmowi, środowiska działające w tej części Europy. Pamiętać winien o roli, jaką Ruś i jej spadkobierczyni Rosja wraz z kozaczyzną, odegrały w rozbijaniu Rzeczpospolitej szlacheckiej; we wspieraniu wrogiej Polsce polityki protestanckiej Szwecji i opartej na antykatolickim paradygmacie polityki rozbiorowej trzech absolutyzmów; także – o 150-letniej historii walki z polskością (ergo: z katolicką  tożsamością), nie pomijając, mających być treścią przyszłego omówienia, krwawych ukraińskich akcji paramilitarnych przeciw II  Rzeczpospolitej, inspirowanych z jednej strony przez Komintern, a z  drugiej przez Abwehrę, a także  tej najstraszliwszej i do dziś niezagojonej rany stosunków polsko-ukraińskich: ludobójstwa Polaków na Wołyniu czasu wojny…

W świetle tych spraw, których gąszcz i zagmatwanie wymagałoby  o wiele szerszego omówienia, dzisiejsze upatrzenie sobie Ukrainy przez jawne i ukryte ośrodki władzy w Europie i na świecie – tej rozdzieranej sprzecznościami i niepewnej o swój los, niepewnej swojej tożsamości i podatnej na kolejne fale nacjonalizmu Ukrainy – jako osi przebudowy całej Europy Środkowej w duchu złowieszczego, pachnącego nihilizmem eksperymentu, który prezydent Bush senior radośnie nazwał  Nowym Porządkiem Świata (New World Order – President Bush’s speech to Congress,  March 1991) – wydaje się co najmniej nieprzypadkowe.

(koniec części pierwszej)

Grzegorz Musiał

Wypowiedz się