Utrata suwerenności: koniec złudzeń

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

 

Dziś spór nie toczy się o to, czy problem suwerenności Polski istnieje, ani o to,jakie ma znaczenie. To są zaledwie okruchy propagandy, która od dawnausiłowała problem suwerenności Polski ignorować i bagatelizować.

Spór dzisiejszy stawia naprzeciw siebie dwie strony. Jedna widzi, że Polska utraciła suwerenność ekonomiczną i polityczną. Druga strona widzi dopiero nadchodzące zagrożenie utraty suwerenności. To są duże różnice, zaś błędna diagnoza w wyborze niewłaściwej opcji może mieć nieobliczalne konsekwencje.

Ci zaś, którzy zaprzeczają utracie suwerenności wbrew oczywistym faktom, narażają się na śmieszność i nie liczą się wcale.

tajemnica

Skutki utraty suwerenności
Piszemy o konsekwencjach utraty suwerenności, które nas już dotykają coraz
boleśniej i będą nas dotykać stosunkowo długo. Pierwszą i najbardziej
oczywistą konsekwencją jest – idąca wraz z utratą suwerenności- utrata sensu
wysiłków, które mają na celu zreformowanie lub przynajmniej usprawnienie
systemu społeczno-gospodarczego. To oznacza, że wszelkie programy wyjścia z
kryzysu społeczno-ekonomicznego, naprawy finansów publicznych, ożywienia
gospodarczego, wydobycia kraju z demograficznej zapaści, walki z bezrobociem
oraz ubóstwem, etc., można włożyć między bajki. Nie powinno nikomu umknąć
z pola widzenia, że obecne władze polityczne pod tym względem cechuje
absolutna bezprogramowość. To nie jest przypadkowe, bowiem takie programy
dla kraju pozbawionego suwerenności mogą co najwyżej wyrażać wycinkowy,
taktyczny i przede wszystkim demonstracyjny zabieg kamuflażu prawdziwej
natury władzy w niesuwerennym kraju. Czasem mogą być również
„wielkopańskim gestem” władzy, która pragnie zneutralizować niezadowolenie
wybranych grup społecznych lub zawodowych, najprawdopodobniej w celu
rozbijania spójności społecznej.

Dlaczego? Ponieważ funkcjonuje system rządów oparty na braku suwerenności,
który wyklucza nadrzędność zasady ochrony interesów narodowych:
ekonomicznych, socjalnych i politycznych. Jest to system z natury destrukcyjny
dla społeczeństwa.

Trudności związane z akceptowaniem faktu utraty suwerenności ekonomicznej
i politycznej są zawsze duże, zwłaszcza w momencie, kiedy fakt ów okazuje się
bezsporny. Jest to przecież niezwykle istotna zmiana stosunku do otaczającej
rzeczywistości, którą można symbolicznie określić jako „zejście do ciemnej
otchłani”. To jest przede wszystkim katastrowa narodowa i osobista, której
często nie chcemy i nie potrafimy przyjąć do wiadomości. Jest to katastrofa tym
większa, że przekreśla dotychczasowe (prawdziwe i iluzoryczne) szanse
uniknięcia najgorszego i na ich miejsce stawia szlaban: za późno!

Utrata suwerenności jest wielkim obciążeniem w podwójnym znaczeniu: winy
za uczestnictwo (aktywne lub bierne) w doprowadzeniu kraju do upadku
ekonomicznego i politycznego oraz ciężaru narodowej i osobistej przemiany,
która zakłada odkupienie winy. Nie ulega wątpliwości, że takie obciążenie dzieli
społeczeństwo. Dla jednej części społeczeństwa będzie ono wezwaniem do
odpowiedzialności za losy narodu, a nawet zaproszeniem do areopagu świętych
i bohaterów. Dla drugiej części jest ono nie do udźwignięcia, a nawet jest
uznane za absurdalne (z różnych, często sprzecznych punktów widzenia). Ten
podział jest praktycznie nieuchronny i pogłębiający się z czasem; podział na
ludzi prawych i zdeprawowanych. Zresztą ten podział już istnieje, jest
zauważalny i coraz bliższy samoocenie jednych i drugich.
To nie jest trudne do udowodnienia. W miarę upływu czasu rośnie zrozumienie,
że utrata suwerenności jest konsekwencją przegranej wojny. Teraz zrozumienie
tego faktu jest opóźnione, ponieważ przegraliśmy wojnę z ukrytym
przeciwnikiem, a na domiar złego przegraliśmy nie mającą precedensu w
historii wojnę propagandową i ekonomiczną. W tej niewypowiedzianej wojnie
Polacy byli ignorowani, następnie ośmieszani, w końcu zwalczani bez żadnych
skrupułów. Dopiero w tej ostatniej fazie – co widać wyraźnie – utrata
suwerenności przebiła się do świadomości społecznej.

System rządów

To właśnie specyficzne działanie systemu rządów jest jednym z zewnętrznych
znamion utraty suwerenności, a ściślej biorąc, w tym działaniu najwyraźniej
uzewnętrznia się brak suwerenności.

Nie trzeba szerszej tłumaczyć, że system rządów opartych wyłącznie na siłach
zewnętrznych jest rzadkością; najczęściej natomiast pojawia się system
fasadowy, w którym rząd, parlament, prezydent oraz partie polityczne są
tworami marionetkowymi, czyli są podskórnie kierowane przez siły zewnętrzne.
Ten „model” jest w Polsce dobrze znany z ponad pięćdziesięcioletniego okresu
dominacji komunistycznej. Wówczas zarówno rząd, parlament, prezydent i
partie polityczne miały charakter marionetkowy i tak były przez ogół
postrzegane. Współcześnie ostateczne uformowanie fasadowego systemu
rządów przypada na rok 2013. Nie wnikając w szczegóły zamachu smoleńskiego
trudno nie zauważyć, że stanowił on ostatnie ogniwo w długim procesie
ograniczania suwerenności ekonomicznej i politycznej Polski. Wszystkie
wymienione elementy systemu rządów (rząd, parlament, prezydent i partie
polityczne), a także podległe im najważniejsze instytucje państwowe zostały
pozbawione atrybutów suwerenności, zaś władza polityczna stała się de facto
monolitem, w którym spory polityczne mogą dotyczyć jedynie wpływów
frakcyjnych.

Nie jest moim zamiarem umniejszanie znaczenia opozycji politycznej, która w
tej lub innej formie pojawia się niemal zawsze. Przed 10 kwietnia 2010 roku
parlamentarna opozycja polityczna miała niezwykle trudną sytuację,
zmuszającą do ostrożności oraz asekuracji przed działaniami rozłamowymi. Nie
wykluczam, że opinia o „zagrożeniu utraty suwerenności’ ze strony opozycji
politycznej (PiS) jest wyrazem tej, ciągnącej się ostrożności i asekuracji.

Nie ma tutaj możliwości przyjrzenia się tej sytuacji, aby ukazać, w jaki sposób
wpływała ona deformująco na politykę partii opozycyjnych. Niemniej
umiarkowanie i bezskuteczność opozycji nie pozostawiały cienia wątpliwości.
Zarazem istnienie takich partii dostarczało wrażenia, ze system parlamentarny
w Polsce (lepiej czy gorzej) funkcjonuje. Ta dwoista sytuacja powinna być
uwzględniana w krytyce Prawa i Sprawiedliwości, a także mniejszych partii
opozycyjnych. Moim zdaniem, silne ograniczenie pola działania i nacisk
zewnętrzny wyjaśniają więcej, aniżeli konkretne potknięcia i fałszywe
posunięcia przywódców tych partii. Obecnie – z chwilą uformowania się
fasadowego systemu rządów – partie te nie mają żadnych szans legalnego
przetrwania, z wyjątkiem przyjęcia roli „rezerwy politycznej” w
dotychczasowym systemie rządów.

Tak na przykład potoczyły się losy Narodowej Demokracji w Grecji, która
wcześniej reprezentowała najsilniejszą opozycję polityczną wobec
socjalistycznych rządów PASOK. Nie muszę dodawać, że Grecja również utraciła
suwerenność ekonomiczną i polityczną dzięki zgranym akcjom politycznym
finansjery światowej i Niemiec.
Uważam, że opozycja polityczna w Polsce znajduje się między Scyllą konspiracji
a Charybdą kolaboracji.

Agresywne siły zewnętrzne

Znaleźliśmy się w takiej fazie przekształceń świadomości społecznej, w której
świadomość utraty suwerenności jest już wysoka. Jednak jest to ciągle jeszcze
wiedza intuicyjna, nie oparta na koniecznym rozeznaniu w nowej
rzeczywistości. Głównym brakiem, który sprawia, że rozeznanie rzeczywistości
jest niedostateczne, jest słaba identyfikacja sił zewnętrznych, które
doprowadziły do utraty suwerenności ekonomicznej i politycznej w Polsce.
Dlatego w wielu analizach politycznych (rzadziej ekonomicznych) cała uwaga
skupiona jest na scenie wewnętrznej i płytkich rozgrywkach międzypartyjnych.
W tym samym kierunku idą media.

Tymczasem logika podpowiada, że jeśli dochodzi do utraty suwerenności
ekonomicznej i politycznej kraju, to jest to zamierzony (a nie przypadkowy)
rezultat długofalowych projektów sił zewnętrznych. Skoro tak jest, to
identyfikacja tych sił jest sprawą najwyższej wagi. Powinniśmy też poznać, jak
się one w Polsce instalowały.

Do tego koniecznie należy dodać następujące uzupełnienia. Każde działanie
zmierzające do pozbawienia kraju suwerenności, czyli przejęcia tym sposobem
władzy ekonomicznej i politycznej, niezależnie od formy, w jakiej jest
realizowane i niezależnie od tego, czym jest usprawiedliwiane, jest aktem
agresji. Identyfikacja tych sił, to po prostu identyfikacja wrogów kraju. Ogólne
nastawienie „w duchu ogólnoludzkiej przyjaźni”, „solidarności europejskiej” czy
sprzeciwu wobec „ksenofobii” wyraźnie zaciemniają obraz sytuacji. Chodzi o to,
aby takie nastawienie nie było znajdującym się zawsze pod ręką zestawem
propagandowych narzędzi do zwalczania realizmu politycznego i
ekonomicznego, co obecnie jest aż nadto widoczne. Takie – powiedzmy wprost
– ogłupianie społeczeństwa kwalifikuje jego woluntariuszy do szeregu wrogów
kraju.

Następna kwestia również dotyczy oczywistości. Wszelka agresja (od militarnej
poczynając , a na ekonomicznej kończąc) posługuje się środkami tajnymi oraz
szerokim spektrum dezinformacji. To sprawia, że identyfikacja wspomnianych
sił zewnętrznych wymaga wyzbycia się łatwowierności. Maksymalny poziom tej
łatwowierności polega na przeświadczeniu, że „szczęśliwie” wrogów obecnie
nie ma (także maksymalny poziom cynizmu polega na lansowaniu takiego
poglądu). Dalej; wspomniana identyfikacja wymaga również całościowego, a
nie fragmentarycznego (jednostronnego) ujawniania wrogów oraz poziomu
organizacyjnego, na jakim się znajdują. Potępianie tego czy innego
antypolskiego polityka, pisarza, aktora itp. niewiele daje, skoro są to jedynie
harcownicy , którzy wybiegają przed drużyny. Jeszcze dalej; z takiej identyfikacji
nie można wyłączać wrogów, których prawo i opinia międzynarodowa zakazuje
nazywać wrogami. To nie jest bynajmniej mały odprysk wielkiego problemu.

Ostatnia kwestia uzupełniająca niniejsze spostrzeżenia zawiera stwierdzenie, że
fasadowe systemy rządów nie poprzestają na działaniu niekorzystnym dla
narodu, lecz w długiej perspektywie czasu – na fizycznym wyniszczaniu
społeczeństwa. Są one na ogół prymitywne, lecz mimo to są zdolne do
organizacyjnego i propagandowego przygotowania własnych „organizacji
patriotycznych”, a jeśli trzeba, także „buntowników” lub „oburzonych”. Imitacje
patriotyczne czy nacjonalistyczne nie są wcale rzadkością, na co wskazuje
chociażby wykreowanie w Grecji nacjonalistycznego „Złotego Brzasku”.
Ostatnio podjęte w Polsce z dużym impetem podobne imitacje skończyły się na
szczęście niepowodzeniem (były zbyt prymitywne).

Zwłaszcza ludziom młodym warto podpowiadać, kiedy zamiast oryginału
dostają falsyfikat; kiedy zamiast miodu otrzymują lep na muchy.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

2013-08-03

http://www.monitorekonomiczny.pl/s17/Artykuły/a304/Utrata_suwerenności_koniec_złudzeń.html

Wypowiedz się