Łapówkara czy święta?

Łapówkara czy święta?

Felieton Janusza Sanockiego

 

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie uniewinniający byłą posłankę Platformy Obywatelskiej – Beatę Sawicką – od zarzutu korupcji wzburzył Polskę i wywołał serię komentarzy. Jakie one są – nietrudno sie domyślić. Posłowie PiS na czele z prezesem Kaczyńskim mówią o wyroku na zamówienie PO i nie zostawiają na Sądzie Apelacyjnym suchej nitki.
To bowiem za rządów PiS doszło do akcji CBA przeciwko Sawickiej, kontrolowanego wręczenia jej łapówki i aresztowania, a jej ówcześni autorzy i wykonawcy (Tomasz Kaczmarek i Mariusz Kamiński) są dziś posłami tej partii. Nic więc dziwnego, że bronią swoich działań sprzed lat, zwłaszcza że posłanka PO w końcu okazała się łapówkarą, i to niezwykle prymitywną. Kiedy się słucha jej knajackich wypowiedzi, człowiek zastanawia się jaka szumowina zasiada w polskim Sejmie. A więc na pierwszy rzut oka wydawać się może, że rzeczywiście sędzia przegiął i wydał wyrok na zlecenie PO.
Z drugiej strony barykady odzywa się prof. Magdalena Środa, dla której wyrok świadczy, że Sawicka jest niewinną ofiarą faszystów z PiS.
Gdzie zatem leży prawda? Otóż wedle mojej wiedzy, opartej na tym co można wygrzebać w internecie, nie mają racji ani Kaczyński i politycy PiS pomstując na sąd, ani „etyk” Magdalena Środa. Sawicka – posłanka Platformy – jest łapówkarą, wyjątkowo parszywą postacią (jakich wiele nie tylko w tej partii), ale sędzia Rysiński wydał dobry wyrok. I dobrze to uzasadnił.
Rzecz polega bowiem nie na tym, czy Sawicka wzięła łapówkę, ale czy CBA miało podstawy do zastosowania wobec niej prowokacji. Z faktów wynika, że takich podstaw nie było. Agent Tomek prowadził wobec Sawickiej działania w lutym 2007, a do sformułowania przez nią korupcyjnej oferty doszło w czerwcu. Zatem inwigilacja zaczęła się zanim był jakikolwiek fakt, który mógł pozwalać na rozpoczęcie policyjnej prowokacji. Bez wątpienia kierowane przez Kamińskiego CBA złamało w tej sprawie prawo, podobnie jak – moim zdaniem – zrobiło to wobec Andrzeja Leppera.
Policyjna prowokacja jest potężną i trudną bronią i musi bezwzględnie podlegać żelaznym ograniczeniom. W sumie są one proste. Nie wolno rozpoczynać prowokacji bez mocnych podstaw, że jej obiekt – „Obywatel X” – popełnia przestępstwa. Nie może ani CBA, ani ABW zrobić akcji przeciwko komukolwiek na zasadzie – „sprawdzimy czy gość weźmie łapówkę”. Bo to nie jest wykrywanie przestępstw, ale tworzenie i zachęcanie do przestępstwa.
A CBA w czasie Kamińskiego i rządów PiS tak właśnie robiło, choćby w sprawie Leppera. Też nie było wówczas podstaw do rozpoczęcia prowokacji wobec wicepremiera.
Dziś „służby” pod rządami Platformy robią tak samo i mam nadzieje, że kiedyś ktoś je za to rozliczy. Przypominacie sobie Państwo sprawę Brunona K. i słynnego „zamachu na sejm”. Od początku widać było komedię i rzeczywiście okazało się, że niezrównoważonego człowieka do podjęcia działań skłonili agenci CBŚ – którzy stanowili większość „grupy przestępczej”. Dokładnie jest to ta sama sytuacja, co przypadek Sawickiej – „służby” same organizują przestępstwo po to, by potem złapać „przestępcę” i dostać premie.
W tej sytuacji uczciwy sędzia nie mógł skazać Sawickiej, chociaż wzięła łapówkę. Ale wzięła tę łapówkę od agenta CBA i nie było wcześniej żadnych dowodów jakichkolwiek jej przestępstw. A zatem CBA nie miało podstaw do organizowania prowokacji i testowania uczciwości posłanki.
Sawicka testu nie zdała, okazała się osobą nieetyczną, ale za to jeszcze sądy nie skazują. Kto ma zatem wymierzyć Sawickiej sprawiedliwość? Powinni to uczynić wyborcy odsuwając Platformę od władzy. Jednak z jakiegoś powodu tego nie uczynili. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że od wielu lat polskiemu wyborcy świadomie miesza się w głowach i nie potrafi on już samodzielnie pomyśleć. Tylko, że winę ponosi tu nie tylko medialne zaplecze PO, tacy „etycy” jak prof. Środa, ale niestety również politycy PiS, którzy uporczywie nie chcą się przyznać do własnych błędów.

Janusz Sanocki