ODDAĆ 80 MLD PODATNIKOM!

ODDAĆ 80 MLD PODATNIKOM!

Mgr Stanisław Kąkretny

Parę dni temu przez media prze­biegła hiobowa wieść: nasz jedyny, słuszny i sprawiedliwy rząd może nas obarczyć dodatkowym podatkiem w wysokości 80 mld rocznie! Każdemu dorosłemu Polakowi przypadłoby wtedy odprowadzić fiskusowi rocznie o nieca­łe 4 tys. zł więcej. Co to za pieniądze?! dla Tuska i Rostowskiego oczywiście, no i dla paru innych. A/e nie dla mnie! – wrzasnął Zdzichu. – Jak przywalą mi jeszcze jakikolwiek podatek, to ja wtedy będę już wiedział, czym im przywalić! Natych­miast pakuję się i jadę z kumplami do tej Warszawki. Musi ktoś tam w końcu zrobić porządek!

Ledwo jakoś go uspokoiłem. Wy­tłumaczyłem spokojnie, że jeszcze nic się nie stało. Jeszcze – burknął Zdzichu. To zawsze jednakowo wygląda; najpierw coś powiedzą niby tak sobie, potem w tej g…nianej telewizji powtórzą to parę razy i w końcu przywalą. Tyle tylko, że nie 80, a 70 miliardów, że niby tacy dobrzy i żeby wyglądało, że się ze mną konsumowali. Chciałeś chyba powiedzieć: konsul­towali – poprawiłem Zdzicha. Nie mo­głem jednak, jak zwykle, odmówić racji wywodom kuzyna, niby prostaczka, ale jednak obdarzonego jasną, ludową logiką. Słownictwo ma, jakie ma, lecz główka u niego pracuje i pewnie dla­tego rząd ten nie jest w stanie do cze­gokolwiek go przekonać. Czy rządowi uda się kogokolwiek przekonać do ko­lejnych obciążeń w zapowiadanej wy­sokości? – bardzo wątpię. Co prawda usłużni pracownicy mediów, bezczelnie podszywający się pod miano dziennika­rzy, gorliwie podchwycili myśl ministra finansów Rostowskiego – przepraszam: już wicepremiera! – i natychmiast zaczęli tłumaczyć, jak to my, nędzni obywatele i mocno podejrzani podatnicy, jesteśmy obdarowywani przez ten genialny rząd niekończącymi się ulgami podatkowy­mi. Ale przecież wcale tak nie musi być. Rząd może raz, dwa z tym skończyć, ileż to roboty? Jeden podpis sprawę załatwi. A przecież nie robią tego. Ot, prawdziwi dobrodzieje. Toż tylko po rękach całować, a nie na Warszawę z kilofami się wybierać… Wystarczy, że sam rząd wy­biera się co i rusz z motyką – na słońce.

ODDAĆ 80 MLD PODATNIKOM!

Postanowiłem jednak, jak przysta­ło na porządnego magistra, podejść do sprawy bardziej naukowo. Poszukałem źródeł problemu i po niełatwych po­szukiwaniach – znalazłem. Zdumiałem się niemało, gdy natrafiłem na grubaśne opracowanie Ministerstwa Finansów zatytułowane „Preferencje podatkowe w Polsce”. Gdybyście kochani zobaczyli w tym raporcie te już nie setki, ale ty­siące pozycji, podpozycji, tabelek, rubry­czek, wskaźników i odnośników – czę­sto na dodatek opatrzonych skrótem „BD”, czyli brak danych – to byście się więcej nie dziwili, że w naszym państwie taki bałagan, nikt nad niczym nie panu­je i w niczym się nie orientuje. Aczkol­wiek w udawaniu, że wszystko wiedzą i wszystko rozumieją, urzędnicy pań­stwowi są mistrzami.

Zdaniem MF (to taki dodatek do wicepremierostwa Mr. Rostowskiego…) „nie wszystkie ulgi podatkowe spełnia­ją swoje funkcje”. Myślę, że niebawem okaże się, iż żadna ich nie spełnia. Ra­port zgodnie stwierdza, że połowa ulg i zwolnień była związana ze wsparciem dla rodziny i z pomocą socjalną. A co z takiego wsparcia lub zwolnienia po­datkowego ma rząd? Same zgryzoty. Tak dalej być nie powinno. Żeby dawać np. ulgę na dzieci – potrzeba na to aż 5,7 mld zł. A po co dzieci wspierać, skoro rusza właśnie ich produkcja w probówce; za­łoży się niedługo jakąś fabrykę in vitro i będą stamtąd wyskakiwać bachorki je­den po drugim – bez ulg, bez łaski matek i ojców. Postępowo, zgodnie z naucza­niem pewnego wychowanka KUL. Albo po co przyznawać 3 mld zł ulg z tytułu łącznego opodatkowania małżonków, skoro ci małżonkowie są wysoce po­dejrzani, bowiem to wciąż przestarzały układ kobieta-mężczyzna. Ogólnie tytu­łem wszystkich ulg i zwolnień zebrała się kwota prawie 80 mld, owa właśnie, któ­rą nam rząd darowuje – jeszcze.

A jak fajnie mają się przedsiębiorcy pod obecnymi rządami! Raport MF- w specjalnym wydaniu dla Polskiej Agencji Prasowej – wyraźnie to mówi: „poprawiła się sytuacja podatkowa przedsiębiorców”. Taki PAP od razu wie, co napisać. A ponieważ nikt z pra­cowników medialnych nie trudzi się szperaniem po źródłach, tak jak Wasz magister, to redakcje przepisują bez­myślnie za PAP i wszyscy to samo pusz­czają w świat: poprawiło się! Że nikt tego nie widzi? To nikogo już nie obcho­dzi, to jest już poza sferą propagandy.

Ciekawe, z jakiego to tytułu przed­siębiorcy uzyskali owe ulgi. Zacytuję: „z tytułu strat poniesionych w ubiegłych latach”. Magister – odezwał się kuzyn Zdzichu – wytłumaczże mi, jak to jest: mają ulgi, dlatego że mają straty? Przecież to chyba powinno być tak: nie mają strat, bo mają ulgi? Prostaczek znów zbił mnie z tropu. Zdzichu, ty jesteś zbyt logiczny – stwierdziłem – ty byś sobie z Rostowskim nie pogadał.

Fragment raportu, który naprawdę powalił mnie z nóg, to stwierdzenie, że „największe skutki dla budżetu państwa miała niższa stawka dla usług fryzjer­skich”. To nie kawał, to cytat z oryginału. A ile się narobili nad tym raportem? Ile on kosztował? – wiedzą to tylko, ci któ­rzy wzięli kasę za jego sporządzenie.

Oszustwo mieści się już w samym określeniu „preferencje”. Oznacza bo­wiem pewną łaskawość rządzących, któ­rzy już dzień po wyborach zapominają, że kogoś – a nie siebie – reprezentują. Że reprezentują społeczeństwo i że są dla niego. Ich postępowanie odzwiercie­dla zasadę przeciwną: to społeczeństwo jest dla rządu i ma posłusznie wykony­wać polecenia; zobowiązania przedwy­borcze trafiają zaś natychmiast do sfery bajdurzenia. Kto w nie wierzył – ten du­reń. Przecież wiadomo, że polityk kła­mie, a jak nie kłamie, to co to z niego za polityk. Platforma uświadamia to ludowi od ładnych paru lat.

Przyjmijmy założenie, że podatek VAT powinien wynosić 14%, a nie, jak teraz, 23%. Wtedy dochodzimy do odwrotnego rozumowania: rząd ustana­wiając owe 23% oszukał nas, niektórzy powiedzą wprost: okradł. Przyjmijmy na okrągło, że w budżecie na rok 2013 zało­żono wpływy z tytułu VAT w wysokości 120 mld zł. Oznacza to, że tylko w tym roku rząd ograbi nas z ok. 48 mld zł! My wszyscy płacimy za marnotrawstwo, bałaganiarstwo, niekompetencję bardzo wielu urzędników państwowych. Myśli­cie, że podniesienie podatku VAT z 22 na 23% dało coś państwu? Nic! Wprost przeciwnie – wpływy z VAT w 2012 r. mimo większej stawki zmalały, brakło ok. 12 mld zł. Ekonomiści nazywają to teorią Laffera – od pewnego poziomu wysokości podatków wpływy budżetu maleją, a nie rosną. Tak jak teraz w Pol­sce. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że społeczeństwo ogranicza konsumpcję, bo musi oszczędzać na po­datki! Nie mówiąc o szarej strefie, która rośnie automatycznie w miarę wzrostu obciążeń podatkowych.

Gdzież więc znalazła się polska go­spodarka sterowana przez Tuska i Rostowskiego? Ano na równi pochyłej, coraz bardziej pochyłej. Rozwiązaniem byłaby radykalna obniżka podatków przy jednoczesnym obcięciu wydatków głównie na nieprawdopodobnie rozro­śniętą administrację publiczną. Przy­pomnijmy, że tym sposobem Estonia szybko uratowała się przed katastrofą. Zaczęli od obcięcia o 30% wynagro­dzeń rządowych.

A bezmyślnie wyrzucane pieniądze na już walące się i puste stadiony? A mi­lionowe premie dla nicponiów? A prze­kazywane rok w rok z tzw. „pomocy pu­blicznej” ponad 20 mld zł najbogatszym przedsiębiorstwom (pisaliśmy o tym we „WPiS-ie”)? O przykładach marnotraw­stwa słyszymy codziennie, a przecież docierają do nas tylko te najbardziej spektakularne. Nikt ich nie sumuje – w przeciwieństwie do podatkowych ulg – a dałoby to rocznie grube miliardy. Rząd zna tylko jedną radę: coraz większe obciążenia podatkowe. No, bo kto mu podskoczy, skoro mass media ma pod kontrolą? To się liczy!

Rostowski myśli, że gada tylko do durniów – wtrącił Zdzichu. Zgadza się, mają społeczeństwo za głupków, któ­rym można wcisnąć każdą ciemnotę. A wśród tego, co bezczelnie nazywa­ją oni „preferencjami”, są: stypendia naukowe i uczniowskie, rehabilitacja zdrowotna, zniżki podatkowe dla sa­motnych matek wychowujących dzieci, dodatki dla sierot, nagrody dla olimpij­czyków i paraolimpijczyków, dodatki za powodzie i inne katastrofy, świadcze­nia dla poszkodowanych w wyników działań wojennych itd., itd. Obliczane są np. „straty” rządu z tytułu tego, że produkcja żywności jest opodatkowa­na częściowo nie stawką 23, ale 8%. „Straty” zawsze ponosi rząd, podatnik nigdy. Tymczasem w warunkach takiego zarządzania krajem jak obecnie, to każ­da zapłacona przez podatnika złotówka jest stratą. Komu więc należy się wspo­mniane na wstępie owe 80 mld zł? Tym, co bez żadnego umiaru marnotrawią publiczny grosz, czy tym, co ten grosz wypracowują? Stawiam więc konkretny wniosek: 80 mld, owszem, ale zwrotu dla podatników! Jest to wniosek na pew­no tak samo równoprawny, a niewątpli­wie dużo bardziej logiczny, niż żądanie Rostowskiego, by jemu przekazywać kolejne pieniądze. Możemy się nawet zobowiązać, że owe 80 mld wydamy tylko na polskie produkty – co nie bę­dzie łatwe, bo prawie ich już nie ma… – ale będzie to ponad wszelką wątpliwość z korzyścią dla polskiej gospodarki. Tyl­ko czy takowa owych panów w ogóle interesuje?

Jeżeli oni mają same straty – zapytał, jak zwykle logicznie, Zdzichu – to dla­czego nie odejdę, nie rzucą tej byle jakiej, niedochodowej roboty? Po co tak się męczą?

Otóż to, koledzy, idźcie w cholerę, póki jeszcze nie jest za późno i póki mo­żecie to zrobić w miarę dobrowolnie. Bo niebawem pozostanie wam już tylko jed­no do zrobienia: wariant cypryjski, zna­ny w Polsce dobrze z czasów komuny – zablokowanie bankowych kont. Wtedy jednak wasze odejście na pewno nie bę­dzie dobrowolne…

Mgr Stanisław Kąkretny- felieton Biały Kruk