Jak nie pompką, to pedałem

Jak nie pompką, to pedałem

Felieton Janusza Sanockiego

 

Ponoć instrukcja przesłuchiwania podejrzanych wydana przez Piotra Wielkiego nakazywała na początku zdzielić takiego pałą w łeb, od czego od razu miał się on zrobić rozmowniejszym i skorym do wyznania win.
Jak wiadomo, naród nasz występuje na światowej arenie jako wielki podejrzany. Już to o mordowanie Żydów za okupacji w „polskich obozach koncentracyjnych”, już to o zacofanie i klerykalizm, już to o inne „zbrodnie”, jak wrogość do Rosji, która, jak wiadomo, jest krainą postępu i wolności. Już caryca Katarzyna hołubiła na swoim dworze francuskiego filozofa Woltera, który w dowód wdzięczności obsypywał ją w swojej publicystce pochwałami.
W kilka wieków później inny francuski „fiłasof” Jan Paweł Sartre równie gorąco wielbił innego postępowego przywódcę Rosji i całej ludzkości Józefa Stalina.
Skoro zatem Rassyja jest krainą wolności i postępu, to skonfliktowana z nią wiecznie Polsza z natury rzeczy musi być podejrzana i winna.
A to przecież tylko jedna z możliwych polskich win. Innym jest ów odwieczny, wysysany z mlekiem matek-Polek antysemityzm. Lobby żydowskie w USA domaga się od Polski wypłaty gigantycznych odszkodowań za mienie polskich obywateli – Żydów zamordowanych przez hitlerowców (nie przez Niemców, ale przez hitlerowców). Amerykańscy Żydzi, którzy nie mają nic wspólnego z tymi, którzy zginęli w Auschwitz i nie zostawili spadkobierców, domagają się zwrotu ich majątków. Jest to żądanie bezprecedensowe w świetle prawa, bo wszędzie na świecie majątek obywatela X, który zmarł bez pozostawienia spadkobierców przejmuje państwo, w którym tenże mieszkał. W przypadku żądań amerykańskich Żydów ma być zupełnie inaczej. Przez analogię, Polska mogłaby się domagać od np. Stanów Zjednoczonych zwrotu majątku Polaków zmarłych za oceanem bez spadkobierców. Oczywisty absurd prawny nie przeszkadza amerykańskim prawnikom szykować pozwy przeciw Polsce, a suma roszczeń dotyczy wielu miliardów złotych.
No i jak postępowy świat ma sobie poradzić z takim „podejrzanym” jak Polska, żeby stała się uległa i skłonna do ustępstw? Zgodnie z instrukcją Piotra Wielkiego walnąć „podejrzanego” w łeb. Walnąć, ale czym?
Narzędzi jest kilka. Zawsze można liczyć na którąś z rowerowych części. Można np. walnąć pompką albo pedałem.
Właśnie obserwujemy jak cała Polska żyje problemem „związków partnerskich” czyli propozycji ustawy wniesionej przez Tuska, żeby dwóch chłopów, albo dwie baby mogły zawrzeć ‘związek’ i żeby był on traktowany jako „małżeństwo”.
Rozgorzała dyskusja, Polacy się ekscytują, o niczym innym nie mówią, tylko zajmują się tym, co powiedział jakiś Gowin, albo jakaś posłanka Pawłowicz – prawie do wczoraj nieznana, a dziś gwiazda telewizyjna.
Na dodatek nieoceniony Ruch nazwany imieniem Właściciela Plastikowego Członka, wysunął na wicemarszałka sejmu ni to faceta, ni kobitę, dziwną osobę po chirurgii organów płciowych i kuracji hormonalnej. Ma to być dla Polaków „test tolerancji”. To znaczy jak posłowie i telewidzowie na widok takiego wicemarszałka potrafią opanować odruch obrzydzenia, chichot albo choćby puknięcie w czoło, to już w Polsce jest tolerancja. A jak nie, to nas z Unii wyrzucą.
Dyskusja o homoseksualistach, transwestytach, transseksualistach rozgorzała na całego i w tym ferworze nikt już nie pyta ani o deficyt budżetowy, ani o bankructwa firm budowlanych, ani o dramatyczny spadek produkcji przemysłowej i wzrost bezrobocia. Po prostu nie ma w Polsce innych ważniejszych tematów niż uroda Ryszarda vel Anny Grodzkiego/Grodzkiej.
W całej tej histerii oczywiście partia opozycyjna jak zwykle gra rolę napisaną dla niej w sztabie Tuska. Zamiast zlekceważyć i wyśmiać Ruch Imienia Właściciela Plastikowego Członka, zamierza głosować przeciw temu komuś. Ale skoro ten ktoś, kobieto-mężczyzna Ryszard/Anna G. ma prawa wyborcze i został(a) posłem, to oczywiście może zostać i marszałkiem. A nawet prezydentem. Nie musiał(a) by wtedy zgalać wąsów.
Chyba że odstawił(a)by hormony.

Janusz Sanocki