Ludzie sumienia

                                   LUDZIE SUMIENIA

                       Aleksander K Szymczak

Zwykle nie myślimy o sobie w kategoriach – ale jestem łachudra, niegodziwiec, oszust, złodziej itd., i pewnie też takimi nie jesteśmy. Raczej dominuje ewangeliczne – nikogo nie zabiłem, nie okradłem, nie oszukałem, więc – w domyśle, jestem dobrym człowiekiem. I oby tak było. Problem jednak nie jest tak płytki. Człowiek, a można go rozpatrywać w różnych aspektach, jest istotą stadną i religijną. Czyli, aby się rozwijać, musi żyć wśród innych a w momencie narodzin jest wyposażany w przymioty dane od Boga np. religijność, wartości moralne (np. nie zabijaj, nie kradnij itd.). Arystoteles mówił o człowieku – zwierzę polityczne. Zajmijmy się tym ostatnim.

Rodzimy się w jakimś narodzie, mamy jakąś swoją ojczyznę i nie jest to przypadek, ale taka była wola Boża. Skoro tę ojczyznę dał nam Bóg, to oznacza, że o ten dar mamy się troszczyć. Potężna Polska Jagiellonów była przykładem, jak tę troskę współcześni przelali na Jej wielkość. Gdy zaś folgowaliśmy sobie w tej trosce np. „Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa”, Ojczyznę nam odebrano. Od ostatniej wojny, Polska była dla – „partyj jeno suknem”, z którego czy siłą czy podstępem należało urwać jak najwięcej. Katastrofa Smoleńska była takim katharsis naszych sumień i naszych postaw. Na licznych marszach pojawiły się hasła – szukamy ludzi sumienia! Pamiętamy nauczanie Kardynała Wyszyńskiego, że przyjdzie nowych ludzi plemię oraz, że ci ze starymi nawykami nie uzdrowią Ojczyzny. Nie tylko w Polsce to widzimy, ale np. Kościół we Włoszech uruchomił – katolicką szkołę liderów politycznych na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Ludzie światli dostrzegli potrzebę zmiany tych pseudo polityków. W Polsce już od 10 lat kształci się politologów i dziennikarzy na WSKSiM w Toruniu. Niestety opór obecnych politykierów powoduje, że nie można zmienić bardzo szkodliwej dla Narodu – Ordynacji Wyborczej i stąd ciągle „wybieramy” następne garnitury tej samej antypolskiej ekipy.

Ciągłe wołania o ludzi sumienia (do polityki) pomału dają efekty. Nawet ja w kilku felietonach poruszałem te sprawę. I wciąż mówiłem, wbrew malkontentom, że są w Polsce ludzie sumienia. Nie widzicie? To źle patrzycie. Ja takich widzę w różnych grupach modlitewnych, gdzie stawia się Boga na pierwszym miejscu (troszczcie się wpierw o Królestwo Boże, a reszta będzie wam przydana). Jednak mało jest takich, którzy z taką formacją duchową chcą wejść w politykę. Świetnie się czują w swoich grupach modlitewnych, budują swego ducha na różnych seminariach, rekolekcjach, zlotach. Budują siebie! A czy potem, z takimi przymiotami, dają siebie innym? Często budują się do końca życia. W skrajnych przypadkach wpadają w samouwielbienie. Pamiętamy nauczanie Kościoła – wiara bez uczynków martwą jest. Owszem, widzę tu ludzi uduchowionych, którzy faktycznie nie poradziliby sobie w pewnych działaniach, ale też widzę tych ludzi sumienia, którzy boją się wyjść poza grupę modlitewną i „stracić twarz dla Jezusa”. Jak jednak mają wyglądać różne gremia ludzkie (Sejm, Rady), gdy zabraknie w nich autentycznych świadków Boga? Dlatego wciąż przegrywamy, jako katolicki Naród, dlatego „wybieramy” naszych wrogów, którzy często uwiarygadniają się w obecności hierarchów Kościoła. A duchownych pytam, dlaczego na to pozwalacie?

Sobór Watykański II opisał taki brak zainteresowania chrześcijan sprawami doczesnymi, a więc także i politycznymi, bo to jest; „zaniedbaniem swoich obowiązków wobec bliźniego, co więcej, wobec samego Boga i narażaniem na niebezpieczeństwo swojego zbawienia wiecznego”. Człowiek przecież został powołany, aby czynił sobie Ziemię poddaną. Czymże jest nie uczestniczenie w wyborach, jak nie grzechem zaniechania. Sobór skierował do katolików zachętę; „..którzy posiadają talent do działalności politycznej lub mogą się do niej nadać, aby się do niej sposobili i oddali się jej nie myśląc o własnej wygodzie lub zyskownym stanowisku”. Na pochwałę i szacunek zasługuje praca tych, „którzy dla posługi ludziom, poświęcają swoje siły dobru państwa i podejmują się tego trudnego obowiązku” (KDK 75).

Czy już potrafimy odpowiedzieć na nurtujące nas pytanie, dlaczego wybieramy, zdawałoby się, człowieka bogobojnego, a okazuje się on potem konformistą i koniunkturalistą? Bo czy w naszych sercach jest Bóg prawdziwy, czy tylko nasze o Nim – wyobrażenie? Benedykt XVI w liście na 47 dzień Środków Społecznego Przekazu zachęca do zaangażowania; „Kiedy jesteśmy w jakikolwiek sposób obecni dla innych, jesteśmy wezwani, by umożliwić poznanie miłości Bożej aż po krańce ziemi”. Temat zachęty do angażowania się w nauczaniu społecznym Kościoła (KNS) przejawia się w wielu listach np. list apostolski Pawła VI „Octogesimo adveniens”, adhortacjach np. „Evangelii muntiandi” czy encyklikach np. JP II „Laborem exercens”, „Solicitudo rei socialis” czy „Centesimus annus”.

Skutki naszej bierności są straszne, bo jak pisze Paweł Paliwoda:” Trzecią RP rządzi głównie progenitura ubeków, biznesmeni dziwnej proweniencji, chciwi i klakierscy dziennikarze oraz polityczni cwaniacy. Im jest dobrze. Z czasem polubili jedni drugich. Wyobrażają siebie, jako ponadnarodową elitę. Całą resztą Polaków gardzą”. Są i tacy co piszą, Polski już nie ma – rozkradli. NARÓD JEDNAK ZOSTAŁ!                 A ludzie sumienia swą powinność zaangażowania deprecjonują na rzecz „budowania swej doskonałości duchowej”. Na szczęście dla Polski – nie wszyscy.

Sursum corda, bo jak mówił Mahatma Gandhi; „Najpierw cię zignorują, potem śmieją się z ciebie, później z tobą walczą. PÓŹNIEJ WYGRYWASZ”.

                                                                                     Aleksander K Szymczak