Jak oszukano emerytów

 

 

Moda na „dymanie” staruchów

Jacek Sobota.

Pokażemy jak nasze państwo traktuje Polaków.

Kilka milionów poszkodowanych emerytów wciąż ma białą gorączkę. Nie dostrzegają jej ani politycy, ani media.

 

Przypomnijmy: 19 grudnia 2012 r. Trybunał Konstytucyjny nie dopatrzył się niczego złego w tym, że w 2012 r. waloryzacja z procentowej zmieniła się w kwotową. Każdy emeryt dostał, więc 57 zł do ręki i w drogę. Niezależnie od tego, ile lat przepracował i jak wysokie odprowadzał składki. Waloryzację, która według definicji powinna zapewnić świadczeniom emerytalnym taką samą siłę nabywczą, jaką miały w chwili ich przyznawania, zastąpiono czymś, co w najlepszym razie można nazwać socjalnym dodatkiem.

 

Wątpliwości, co do konstytucyjności takiego rozwiązania mieli nie tylko Prezydent RP, Rzecznik Praw Obywatelskich i wielu znanych prawników, ale w trakcie rozprawy nawet pięciu sędziów trybunału.

 

Postanowieniem tym trybunał przyklepał trwałe obniżenie emerytur milionom starszych ludzi. Bo nie prawdą jest, że to jednorazówka. Już do końca życia tych seniorów, którzy stracili na “kwotówce”, wszystkie kolejne waloryzacje będą obliczane od niższej podstawy. I co? I nic.

Starzy nie wyszli na ulice, ale zaraz po ogłoszeniu wyroku TK spodziewali się jednak gorących dyskusji w studiach telewizyjnych, bo sprawa dotyka milionów. Niczego takiego się jednak nie doczekali. Było wiele ważniejszych tematów, jak choćby to, że idą święta. Zresztą, gdy rząd Tuska podejmował decyzję o kwotowej waloryzacji emerytur w 2012 r., też wielkiej debaty nie było.

 

Sprawa jest również niewygodna dla wszystkich partii.

 

Rząd PO-PSL woli, żeby wokół zgniłego emerytalnego jaja było cicho. Zabrał jednym emerytom, żeby dodać drugim. Przy okazji rząd zaoszczędził na tym lekko licząc 1,5 mld zł, nie dzieląc całej puli przewidzianej na waloryzację.

PiS nie podniosło krzyku w sprawie wyroku, bo jego elektorat by tego nie zrozumiał i nie zaakceptował. Wyjaśnianie elektoratowi, że emerytura nie jest świadczeniem socjalnym, jak np. zasiłek z opieki społecznej, i nie należy się po równo, prowadziłoby tylko do utraty głosów w wyborach.

Lewicy niezbyt wypadało bronić waloryzacji procentowej, bo i tak już dorobiła się przydomku kawiorowej.

Ruch Palikota wolał się nie wychylać. Emeryci to nie jego elektorat, nawet, jeżeli trochę starych komuchów zwabionych antyklerykalnymi hasłami na niego głosowało.

 

Największą emerytalną grabieżą było chyba to, co zrobił rząd Hanny Suuchockiej. Gdy w kasie państwowej zabrakło pieniędzy, po prostu obniżył w 1993 r. ze 100 proc. na 91 proc. tzw. kwotę bazową, od której naliczano emerytury. Trwało to aż do 1998 r. włącznie. Dotknęło 5,3 miliona świadczeniobiorców.

Trybunał Konstytucyjny był nierychliwy, jednak musiał w końcu przyznać, że wprowadzenie tego rozwiązania naruszyło konstytucyjny porządek prawny.

W 2004 r. Sejm przegłosował, że wyrównywanie świadczeń emerytalnych przyznanych w latach 1993-1998 rozpocznie się l marca 2005 r. i potrwa etapami do 2010-2011 r. Obliczono, że likwidacja starego portfela pochłonie 11,5 mln zł. Nie znaczy to jednak, że tyle właśnie ukradziono wcześniej starym ludziom. Ukradziono więcej. Państwo nie przewidziało, bowiem wypłaty wyrównań, rekompensat ani odsetek z tytułu zaniżanych przez lata świadczeń. Poza tym wielu emerytów po prostu nie doczekało wyrównania wysokości emerytur i odeszło do lepszego świata.

 

Najbardziej popularne jest jednak majstrowanie przy waloryzacji.

W 2012 r. stało się to nie po raz pierwszy. Na przykład w 2004 r. rząd wprowadził zasadę, że zamiast waloryzować, co roku świadczenia 9,2 miliona (wtedy) emerytów, będzie to robił najczęściej, co 2 lata.

Ówczesny minister polityki społecznej, przedstawiając wyliczenie skutków nowych zasad, cieszył się, że całkowite oszczędności netto dla budżetu na waloryzacji w latach 2005-2010 wyniosą 28,1′ mld zł. Wprawdzie 11,5 mld zł pochłonie z tego likwidacja starego portfela, ale i tak w budżecie zostanie 16,6 mld zł więcej, W kieszeni emerytów – 16,6 mld zł mniej.

 

Jak jeszcze państwo zarabia na emerytach? Choćby każąc im płacić podatek od świadczeń, A przecież, gdy jeszcze pracowali, państwo potrąciło już z ich zarobków składki na emeryturę i podatek dochodowy. Dlaczego więc opodatkowuje ich powtórnie?

 

Długo można by ciągnąć opowieść o kiwaniu polskich emerytów przez polskie rządy. Może, więc tylko przypomnienie, że ostatnia kwotowa waloryzacja nie odebrała jedynie bogatym, żeby dodać biednym, jak to chciano przedstawiać. Odebrała też tym tylko troszkę mniej biednym niż ci, którzy na waloryzacji kwotowej skorzystali.

Progiem, od którego zabierano emerytom ich złotówki, było otrzymywanie emerytury w wysokości 1480 zł brutto. To jakieś 1200 zł z kawałkiem na rękę. Majątek!

 

I jeszcze jedno: ten sam Trybunał Konstytucyjny, który 19 grudnia 2012 r. uznał, że waloryzacja kwotowa jest zgodna z konstytucją, w postanowieniu z 27 czerwca 2001 r. orzekł, że taka waloryzacja jest niezgodna z konstytucją.

W uzasadnieniu można było m.in. przeczytać: Celem waloryzacji jest zachowanie realnej wartości przyznanych emerytur i rent w odniesieniu do wzrostu cen towarów i usług. Zachowanie realnej wartości przyznanych świadczeń emerytalnych za pomocą waloryzacji kwotowej (…), byłoby możliwe tylko w sytuacji, w której wszystkie świadczenia emerytalne byłyby jednakowej wysokości.

Zamieście wszyscy to na facebooku i pozostałych portalach społecznościowych

 

Jacek Sobota.