Walka redaktorów

W tydzień po „wojnie gazetowej”.

Tydzień po wojnie gazetowej/ zmiana na stanowisku Red. Nacz. „Uważam Rze”/ i mamy nowe rozdanie. Stara ekipa okopała się w konkurencyjnym piśmie i realizuje swój plan. Nowy skład zrobił wszystko, by czytelnicy nie tyle nie zauważyli zmian, ale by te zmiany były na lepsze. Niższa cena stanowi dobrą zapowiedź na przyszłość i wbrew oczekiwaniom poprzedników nie widać ukłonów pod adresem rządu. Już okładka wskazuje, że premierowi nie będzie lżej z tym składem gazety, natomiast nowy Naczelny osobiście ocenia premiera i robi to tak, jakby chciał wpisać się na listę głównych recenzentów tej ekipy. Wypada odnotować start i czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

 

TP

Tusk ma problem

Jan Piński

Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze. Będziesz miał dwa dni więcej na politykę miłości” – ta zasada działania rządu Donalda Tuska zaczyna się wyczerpywać.

Wszyscy zmarnowaliśmy już przez nią pięć ostatnich lat Wydawało się, że wiary lemingów w ciągle „zdające egzamin” państwo Tuska nic nie jest w stanie zachwiać. Wymyślona swego czasu na poczekaniu przez Tuska akcja „wchodzimy do strefy euro w 2012 r.”, katarscy inwestorzy ministra Aleksandra Grada, kompromitujące śledztwo smoleńskie, prokurator strzelający sobie w policzek taśmy Serafina – wydarzenia, które w normalnym kraju wywołałyby poważne reperkusje i lawinę dymisji, u nas żyją góra tydzień i nikt nigdy nie ponosi za nic odpowiedzialności. Ale też nie były to sprawy, które w bezpośredni sposób uderzałyby wyborców po kieszeni i istotnie wpływały na ich codzienne życie. Tym razem jednak Tusk będzie musiał zmierzyć się z problemem dużo większym, którego nie da się „przykryć” medialnym fajerwerkiem .

Polska jest jedynym krajem regionu, w którym od 1990 r. nie było recesji. Mamy za sobą 22 lata wzrostu PKB, wolniejszego albo szybszego, ale jednak kolejne ekipy zmarnowały większość tego czasu i być może na bardzo długo zaprzepaściły szansę, by Polska stała się naprawdę zamożnym krajem. Ale wyborcom, a przynajmniej ich większości, wystarczała kojąca mała stabilizacja i poczucie, że jakoś się kręci.

Jeśli jednak sygnał ostrzegawczy w postaci ostatnich złych danych o wzroście zwiastuje większe kłopoty w przyszłym roku, to zniknie najważniejszy „usypiacz” społeczeństwa, a przede wszystkim „młodych, wykształconych, z wielkich miast”. Kryzys w Europie, ograniczenie dostępnych nam środków unijnych oraz spirala zadłużania kraju, bezprecedensowa seria podwyżek podatków i bezczynność w sferze ułatwiania życia przedsiębiorcom (co podkreśla w rozmowie z „Uważam Rze” Andrzej Sadowski), zafundowane nam przez tę koalicję, to zabójcza dla gospodarki, a tym samym dla Tuska kumulacja. Realnego spadku poziomu życia, braku pracy czy dużo wyższych wkrótce rachunków w rodzinie Kowalskiego nie da się już przypudrować za pomocą sztuczek doradcy premiera Igora Ostachowicza.

Ciekawe choćby, jak Tusk wybrnie ze skrzętnie ukrywanego przed nami problemu: zostało nam tylko pół roku na podjęcie decyzji o przystąpieniu do strefy euro (o czym pisze nasz nowy felietonista Andrzej Urbański). Nietrudno sobie wyobrazić, jak zareagują na to Polacy, widząc, co się dziś dzieje w eurozonie, zwłaszcza w Hiszpanii czy Grecji.

Spłaciliśmy ostatnie raty zaciągniętych przez Gierka zagranicznych kredytów. Zajęło to 30 lat. Ile zajmie nam, a raczej naszym potomkom, pozbycie się długu po Tusku? Nasze zadłużenie jest dziś dwukrotnie większe niż jeszcze w 2006 r. dawno przekroczyło 800 mld zł. Tymczasem spece od kreatywnej księgowości ministra finansów Jacka Rostowskiego kombinują już zmianę prawa, aby zmienić system liczenia publicznego długu w myśl starej zasady Lecha Wałęsy, że jak stłuczesz termometr, to pozbędziesz się gorączki.

„Jestem z rządu Tuska i chcę wam pomóc”

– tak brzmi dziś najstraszniejsze zdanie w języku polskim (parafrazując Ronalda Reagana). Bo jeżeli ten rząd zacznie chcieć naszego dobra, to oznaczać będzie, że musimy nasze dobra dobrze ukryć.

Jan Piński