Minister przeciw pacjentom

Dzielny Bartek gromi szkodników

Janusz Sanocki

Jeśli jeszcze – o chory obywatelu III RP – nie wiesz komu zawdzięczasz coraz dłuższe kolejki u lekarzy, horrendalne ceny lekarstw, to że na wizytę u specjalisty musisz czekać pół roku, a na operację zaćmy dwa lata, to znaczy że nie oglądałeś półgodzinnego występu ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza na niedzielnej konferencji dla „zaprzyjaźnionych telewizji”. Ja oglądałem z zapartym tchem występy Arłukowicza i dwóch towarzyszących mu fordanserek – nowo powołanej prezes Narodowego Funduszu Zdrowia i rzeczniczki praw pacjenta. Fordanserka – przypomnę młodzieży – była to pani wynajmowana za parę złotych do tanga czy innego tańca, które niegdyś się tańczyło zanim muzyczną kulturę białego człowieka zniszczyły pobekiwania rapperów.

W przypadku występu telewizyjnego ministra, panie zostały wynajęte (za grube pieniądze) nie do jakiegoś łagodnego walczyka, ale raczej do danse macabre – tańca potworów, w którym straszy się ludzi a to czaszkami, a to piszczelami, które pozostaną wkrótce z polskiego pacjenta, jeśli dalej znęcać się będą nad nim niedobrzy lekarze.

Bo otóż ci niedobrzy lekarze protestują i nie chcą wypisywać recept wg wzoru i przepisów, które wydało Ministerstw Zdrowia. W ten sposób oczywiście szkodzą prawom pacjenta, ale na szczęście dzielny Bartek obroni pacjentów polskich i wprowadzi „jasne zasady” (których nie chcą szkodnicy w kitlach). Największym szkodnikiem jest niejaki Krzysztof Bukiel – który przewodzi związkowi zawodowemu lekarzy i jest „twarzą protestu”. Ale tu dzielny Bartek Bukiela zdemaskował: otóż dr Bukiel sam nie wypisuje recept, a przewodzi protestowi. Sami Państwo widzicie jaka to obłuda – podpowiada Bartek słuchającym go z zapartym tchem dziennikarzom. Tymczasem dr Krzysztof Bukiel jest anestezjologiem i po prostu nie ma okazji do wypisywania recept w prywatnym gabinecie.

I tak coś około 30 minut w telewizyjnym okienku Polacy mogli słuchać ministra – po to, żeby wiedzieć kto jest winny kryzysowi służby zdrowia? Już wiedzą – lekarze.

Przypomnijmy, że ministerstwo wprowadziło nowe zasady refundowania leków, w których nie wystarczy mieć chorego i przepisać mu lek. Lekarz musi wiedzieć czy pacjentowi refundacja przysługuje, potem czy na daną chorobę, a w końcu czy lek jest przez ministerstwo przewidziany właśnie do leczenia tej choroby i na jaki procent. Jakby się w tej łamigłówce pomylił, to grozi mu kara finansowa 200 zł za błąd na recepcie. System jest skomplikowany i jeśli lekarz, dajmy na to, pomyli się w co setnej recepcie zapłaci ok. 4000 zł kary miesięcznie.

System nie tylko grozi karami lekarzom, ale przede wszystkim powoduje nie tylko wydłużenie czasu przyjmowania pacjentów i to znacznie, ale także przerzucenie kosztów ewentualnych pomyłek na pacjentów i lekarzy. W ten sposób ministerstwo liczy na zaoszczędzenie jakiegoś ułamka z 11 mld złotych, przeznaczonych na refundację leków.

No, a że trzeba znaleźć winnego całego bałaganu – od czego są specjaliści od pijaru (dawniej zwanego propagandą) i „zaprzyjaźnione telewizje”? Chętnie podsuną ministrowi kamerę i mikrofon, żeby przez pół godziny mógł opowiadać jaki dobry jest rząd i jacy źli lekarze.

Konferencja Arłukowicza zbiegła się w czasie z końcówką turnieju Euro 2012. Na tej imprezie – zgodnie z propagandą – Polska miała zarobić i się wypromować.

Na budowę stadionów rząd wydał 4,5 mld zł; pozostałe inwestycje, jak drogi (zresztą niedokończone), dworce i lotniska – i tak by zostały wybudowane. Tymczasem, wbrew propagandzie, na przyjeździe turystów zarobiliśmy zaledwie ok. 128 mln zł.

Euro 2012 okazało się finansową klapą, trzeba wiec szukać oszczędności. Na pierwszy ogień idzie wiec służba zdrowia.

To jednak wszystko mało. W oświacie też trzeszczy – szkoły się likwiduje i po wakacjach pracę straci 7,5 tys. nauczycieli.

Miały być igrzyska i chleb. Okazuje się, że igrzyska nie wyszły, a i chlebka gwałtownie zaczyna brakować. Zawsze się znajdą jednak jakieś fordanserki i jakiś Bartek, żeby to ludowi wytłumaczyć.

Janusz Sanocki