Za oknem mur, kolczasty drut..

sanocki mur

Recenzja książki Janusza Sanockiego

“Za oknem mur, kolczasty drut… Wspomnienia z obozów stanu wojennego”

Wydawnictwo NTSK

Z humorem o internowaniu

J. Kisiel (tygodnik „Solidarność”)

Autorowi, Januszowi Sanockiemu, udało się opisać swe internowanie w sposób niebanalny, często odkrywczy, ale równie często dowcipny. I to on – humor – nadaje odpowiednią miarę opisywanym wydarzeniom, ułatwia lekturę, dzięki czemu przybliża nam tamten czas, bądź co bądź, sprzed lat dwudziestu kilku! W rezultacie powstała książka zawierająca bardzo ciekawy, głęboki opis socjologiczno-psychologiczny świata działaczy związkowych, ludzi nagle pozbawionych możliwości działania i zamkniętych, mniej lub bardziej szczelnie, za kratami więzienia. Co ważne, autorowi udało się nadać swej opowieści ton wielce prywatny, osobisty, a jednocześnie nie drażniący np. przekraczaniem granic intymności, co – niestety – często ma miejsce w tego typu książkach.

Radykałowie kontra rozsądni

Sanocki pełnił przed stanem wojennym wysoką funkcję w Związku w swej rodzinnej Nysie, był jednocześnie aktywistą Klubu Służby Niepodległości, organizacji założonej we wrześniu 1981 roku przez Wojciecha Ziembińskiego. Wśród jego nowych znajomych, których poznał po 13 grudnia 1981 roku, wielu było, jak i on, niepodległościowców, ale byli też np. zwolennicy „ludzkiej twarzy” socjalizmu. Szybko przecież okazało się, że internowani dzielą się nie wedle swych poglądów politycznych, a wedle stosunku do rzeczywistości, tej więziennej, ale jeszcze bardziej zewnętrznej. Generalnie, w „internie” istniały dwie grupy – „radykałowie” oraz „rozsądni”. Ci ostatni np. bez przerwy ostrzegali: „Uważajcie panowie, komendant dawno chce nas sprowokować!” Rozsądni, oczywiście, nie brali udziału w głodówkach czy innych protestach. Autor, zaskoczony, notował: „Duża część związkowego aktywu, nazywanego przez władze komunistyczne «ekstremistami», o żadnym ekstremizmie nie chce w ogóle słyszeć”. Jeden z nich sugeruje zaprzestania śpiewania „Roty”, „bo tam są dwa wyraźne akcenty antybolszewickie”. Wśród internowanych są także zdrajcy: jeden z aktywistów związkowych wypuszczony na wolność odpłaca się komunistom wystąpieniem w TV. Sanocki nazywa go po imieniu, bez wahania: „Po prostu świnia”. Są również podpisujący lojalki, byle wyjść. Autor nie łudzi się, jakoby wśród nich nie było i tych, którzy podpiszą współpracę, byle wrócić do domu, do dzieci, żon. On też ma żonę, małe dzieci. Kocha, tęskni, ma pełną świadomość, jakie straty ponoszą jego najbliżsi z powodu jego zachowań, działań, ale… Po dwóch widzeniach z rodziną, zakazuje żonie przywożenia dzieci, lęka się o ich psychikę.

Sanocczyzna

Autor „zwiedza” Polskę. Zaczyna od Opola, następne adresy: Grodków, Kamienna Góra (filia niemieckiego obozu koncentracyjnego Gross Rosen), Głogów i na długo bieszczadzkie Uherce Mineralne. Wszędzie stwierdza ten sam podział; radykałowie i rozsądni. W Uhercach rozsądni dość jawnie szykują się do emigracji. Autor z goryczą stwierdza przynależność do nich znanych działaczy związkowych (np. Leszek Waliszewski, Andrzej Rozpłochowski) pilnie uczą się angielskiego i z niechęcią komentują zachowania kolegów radykałów, nazywają ich “Sanocczyzną”. Autor jest z tego dumny, tak jak jest pewien, iż „ludzie zamknięci za kratami za działalność polityczną muszą się buntować. Tak jak na wojnie zadaniem wziętego do niewoli oficera jest uciekać, tak tu należy szarpać kraty, nie zgadzać się na ICH regulaminy, ICH porządki”. Jedną z metod szarpania krat jest założenie… kabaretu “Los Kabarynos”. W piosence można wyśmiać wszystko, wszystkich, nawet znienawidzonego naczelnika więzienia. Ale też swych kolegów z Konfederacji Polski Niepodległej, do niedawna największych radykałów, by w internie stać się realistami, tzn. ludźmi wszystko czyniącymi na rzecz jak najszybszego wyjazdu za granicę. Poświęcono im balladę zaczynającą się słowami “O czym myśli nad ranem pseudointernowany”, śpiewaną na melodię znanego szlagieru „O czym myśli dziewczyna, gdy dorastać zaczyna”. Cały czas, z zapartym tchem, śledzą wydarzenia toczące się za murami. Z przykrością rejestrują wygaszanie oporu, opadanie nastrojów, wyraźną ucieczkę społeczeństwa w prywatność, w rodzinę. Z bólem i wściekłością notują ofiary Lubina, Nowej Huty. Nie poddają się jednak, nie tracą wiary w zwycięstwo. Za tych, którzy się poddali, załamali, uważają kolegów – działaczy szykujących się do emigracji. Sanocki wprost pisze, że wyjeżdżając z kraju, zdradziłby tych, którzy zaufali mu w czasie 16 miesięcy karnawału „Solidarności”.

Bolszewiki mają się jak najlepiej

Tak zwaną „wolność” uzyskuje po blisko rocznym internowaniu, do domu wraca w grudniu 1982 roku. Po pierwsze rodzina, dzieci uczą się ojca… Ale zaraz też robota podziemna. Tu przydaje się nowa grupa znajomych, mieszkańcy wszystkich zakątków kraju poznani na „wczasach” więziennych.

Autor dziś stwierdza: „Bolszewiki mają się jak najlepiej. Jak nie oni sami, to ich dzieci zasiadają w Sejmie, sądach, prokuraturach, to raczej my w wolnej Polsce dostajemy ciągle po głowie”. Dodaje: „Nie chodzi o zemstę, ale o oczyszczenie pamięci, o odsunięcie od wpływu na życie publiczne tych, którzy tworzyli system totalitarny(…) Błąd «grubej kreski» polegał na tym, że dano im pełną swobodę działania”. Książka zawiera wiele tekstów ballad powstałych w obozach internowania, jest to bardzo cenna antologia tego typu twórczości. Sanocki nazywa ją poezją naiwną, „ale za to szczerą do bólu”. Fakt, szczera i dokumentarna, jak np. “Ostatnia szychta na KWK PIAST”, przypominająca determinację górników tej kopalni, siedzących od 13 grudnia 1981 pod ziemią przez dwa tygodnie (najdłużej trwający protest w tamtych dniach). W tej swoistej antologii nie brakuje też ballad napisanych w tzw. brzydkim słownictwie. I dobrze, że autor nie bał się i takich tekstów zamieścić. To także dokumenty epoki: naszej ówczesnej bezsilności, która często – gęsto i takie bluzgowate teksty prowokowała. Proszę uwierzyć, pomogło!