Prezydent Obama wiedział, co mówił

Polska w czarnej… dziurze- Czyli kolejny dowód na to, że prezydent Obama nie przejęzyczył się.

Janusz Sanocki

 

Prezydent supermocarstwa ogłosił światu, że w czasie II wojny istniały „polskie obozy śmierci”. Nastąpiło to podczas oficjalnej uroczystości udekorowania, pośmiertnie, amerykańskim Medalem Wolności polskiego emisariusza z czasów wojny – Jana Karskiego. Karski, wzięty w 1939 r. do niewoli przez Armię Czerwoną, przekazany Niemcom, uciekł z niewoli i następnie, jako kurier polskiego rządu przedarł się do Anglii, gdzie złożył szczegółowy raport, m.in. na temat eksterminacji Żydów przez Niemców.
W lipcu 1943 roku Karski został przyjęty przez Franklina Delano Roosevelta, prezydenta USA. Polski wysłannik apelował do przedstawicieli najwyższych władz alianckich o ratunek dla Żydów. Proponował wystosowanie ultimatum wielkich mocarstw wobec Niemiec, że jeżeli nie zaprzestaną mordu na Żydach, zbombardowane zostaną ich miasta. Innym rozwiązaniem byłoby bombardowanie linii kolejowych do obozów zagłady lub dostarczanie broni dla oddziałów partyzanckich. Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby otwarcie granic i ułatwienie wystawiania paszportów dla uciekających przed zagładą Żydów. Podczas tego spotkania, w pewnym momencie prezydent Roosevelt przerwał raport polskiego emisariusza na temat Żydów i zapytał o sytuację koni w okupowanej Polsce. Tak więc z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że – zwłaszcza Amerykanie – nie zrobili nic, żeby choćby ograniczyć holocaust.
Teraz amerykański prezydent wygłasza oficjalnie tezę o „polskich obozach śmierci”, właśnie przy wręczaniu pośmiertnie przyznanego Karskiemu medalu. Czy to przypadek?
Czy w ogóle są jakieś przypadki? Jeśli to przypadek, to znaczy, że największym mocarstwem świat rządzi dureń nie znający elementarnej historii. Ale być może to nie jest przypadek, a Barack Obama nie jest żadnym durniem. W końcu to absolwent Harvardu.

Jeśli to nie przypadek, to znaczy, że to zamierzona historia. Jaki może być jej cel?
Skąd się wziął termin: „polskie obozy koncentracyjne”? Wg „Nowego Ekranu” na początku 1956 r. Alfred Benzinger, były nazista, a zarazem szef tajnej zachodnioniemieckiej komórki kontrwywiadowczej „Agencja 114”, wpadł na pomysł jak zmniejszyć odium ciążące na Niemcach za wojnę i Holokaust Żydów. Benzinger (zwany „Grubasem”) zaproponował, aby rozpocząć w mediach propagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terytorium Polski. Plan zyskał wysoką ocenę i akceptację Reinharda Gehlena, szefa zachodnioniemieckiego wywiadu (nazywanego wówczas Organizacją Gehlena). Rozpoczęta wówczas operacja zrzucania winy na Polaków odniosła sukces, o którym nie marzył twórca. Tylko w tym roku trzy wysokonakładowe niemieckie gazety użyły sformułowania „polski obóz koncentracyjny”. Na świecie było takich przypadków kilkadziesiąt.
Ale zrzucanie odpowiedzialności na Polaków leży także w interesie lobby skupiającego część amerykańskich Żydów w ramach tego, co żydowski historyk prof. Norman Finkelstein określił jako „Holocaust industry” („Przemysł holokaustu”). W jego ramach amerykańscy Żydzi – nie mający nic wspólnego z nieżyjącymi ofiarami holocaustu, próbują odzyskać majątek ofiar. Roszczenia „holocaust industry” opierają się jedynie na fakcie, że ofiary hitlerowców były Żydami. Są to więc – w świetle prawa cywilnego wszystkich państw – roszczenia całkowicie bezpodstawne. To tak, jakby majątek po zmarłym w USA Janie Kowalskim, miał przejąć Adam Nowak, tylko dlatego, że obaj byli Polakami.

Żeby jednak te bezprawne żądania narzucić takim państwom jak Polska, należy najpierw zarzucić Polsce odpowiedzialność za hitlerowskie zbrodnie. Stąd oskarżenia o mordowanie Żydów, książki Grossa, no i termin „polskie obozy koncentracyjne” używany w amerykańskiej telewizji.
Tak więc wcale nie jest powiedziane, że Obama się przejęzyczył.
Nurtuje mnie jeszcze inne pytanie. Dlaczego były polski minister spraw zagranicznych Adam Rotfeld milczał, kiedy Obama mówił o „polskich obozach”? Czyżby też współpracował z „holocaust industry”?

Janusz Sanocki