Czy Iran zostanie zaatakowany?

Armagedon się zbliża

Andrzej Ruraż-Lipiński

Armagedon

 

Wikipedia miejsce zapowiadanej w Apokalipsie św. Jana (Ap 16;16) ostatecznej bitwy między siłami dobra i zła, w której hordy Szatana zetrą się z anielskimi hufcami pod wodzą Chrystusa w zażartej walce. W jej wyniku demoniczne siły i ich sprzymierzeńcy zostaną ostatecznie pokonani, a Boskie zwycięstwo rozpocznie okres tysiącletniego panowania Chrystusa (czyli Millenium). Walkę wygrywają słudzy Boży. Szatan zostaje uwięziony na tysiąc lat w Czeluści. Po upływie tysiąca lat Szatan zostaje uwolniony i wtedy siły zła ostatecznie przegrywają. Wszyscy źli ludzie razem z Diabłem zostają zrzuceni do “jeziora ognia”. Bóg tworzy nowe miasto, w którym nie ma chorób ani śmierci, głodu, płaczu i smutku. Żyją tam wyłącznie dobrzy ludzie

 

24 Luty 2012 r.

Źródło: http://theuglytruth.wordpress.com/2012/02/22/armageddon-approaches/

Data publikacji: 22.02.2012

Autor: dr Lasha Darkmoon, tłum. wMordechaj

Bombardowanie Iranu mogłoby być ostatnim gwoździem do trumny Ameryki, upadającego i moralnie zbankrutowanego mocarstwa, gdzie tortury stały się normalną praktyką, a Prezydent może zabić kogo zechce, gdziekolwiek na świecie, każdego, kogo uzna za terrorystę. Iran teraz jawi się jako obiekt powszechnego potępienia, przynajmniej wśród tych, którzy kontrolują media mainstreamu, i którzy chętnie i z łatwością wykiwają masy, przedstawiając Iran jako główne zagrożenie cywilizacji.

Iran jest doskonale przygotowany na zamknięcie Cieśniny Ormuz, kiedy sobie tego zażyczy, robiąc tym samym niepowetowaną szkodę dla US Navy. Posiada wielki wachlarz broni do zwalczania okrętów nazywanych rakietami Sunburn, które nabył w ciągu ostatnich 10 lat od Rosji i Chin. Te rakiety to majstersztyk wytworzony przez Rosjan niskim kosztem i stanowią one wyzwanie dla kosztownych, zaawansowanych technicznie arsenałów USA. Szczególnie, że są zaprojektowane do zatapiania okrętów, w tym wielkich amerykańskich lotniskowców.

Nadciągający konflikt, co do czego wyrażane są opinie o wielkim prawdopodobieństwie jego wybuchu, to konflikt, wobec którego Rosja i Chiny nie pozostaną obojętne. Ich interesy są nierozłącznie powiązane w Iranem. Można rzec nawet, że Iran jest ich na wpół niepodległym protektoratem i sojusznikiem. Jeśli Iran zostanie zaatakowany, a Rosja i Chiny będą się temu przyglądać i nie zrobią nic, wtedy stracą twarz nieodwracalnie. Jeśli zaczną dawać światu sygnały swego słabeuszostwa i tego, że potrafią tylko skulić ogon przed amerykańską superpotęgą, wówczas na pewno znajdą się jako następni na liście celów Ameryki Rosja ma na ukończeniu projekt budowy nowej rakiety balistycznej, prawdziwego 100- tonowego potwora. Ma nawet trafną nazwę, Szatan. Mogą one zostać użyte do zniszczenia Ameryki, gdy Ameryka zbytnio przejmie się swoją rolą i otwarcie okaże się agresywnym przeciwnikiem. Chiński generał, Zhang Zhaozhong, ostatnio stwierdził, że jeśli Ameryka lub Izrael zaatakują Iran, „Chiny nie zawahają się bronić Iranu, nawet za cenę trzeciej wojny światowe

Trzeba najpierw wyjaśnić kilka spraw. US Navy jest wydajną i profesjonalną organizacją, wyposażoną w najnowszą broń, lecz Cieśnina Ormuz to nie jest środowisko, w którym amerykańska flota byłaby poza zasięgiem ryzyka. Po Irańczykach można się spodziewać, że będą mieć swoje chwile chwały w wąskich gardłach Zatoki Perskiej, narażając amerykańskie okręty na wiele niespodzianek i pułapek. Jeśli ktoś śledzi literaturę fachową i korzysta z różnych wojskowych witryn, ten wie, że toczy się ożywiona debata dotycząca systemów obronnych floty amerykańskiej. Nikt tam nie twierdzi, że taki system gwarantuje pełną ochronę przeciw atakom rakietowym. Obecnie większość okrętów jest podatna na takie ataki, włącznie z wielkimi amerykańskimi lotniskowcami.

Budzące podziw lotniskowce klasy Nimitz – każdemu towarzyszy 7-8 statków pomocniczych, 70 lub więcej mieszanych rodzajów lotnictwa, do 6 tysięcy marines na pokładzie. W 2004 r., w artykule na ten temat, specjalista od spraw wojskowych, Mark Gaffney, autor „Dimona: The Third Temple?”, wyraża opinię: „Największe okręty US Navy, wielkie lotniskowce, stały się teraz pływającymi śmiertelnymi potrzaskami…Na płytkich i wąskich wodach Zatoki wykonywanie umiejętnych manewrów może być trudne, a ucieczka wręcz niemożliwa…Zatoka może spłynąć amerykańską krwią”. Co do tankowców, to one są jeszcze bardziej podatne na atak niż lotniskowce. Jeśli zostaną zaatakowane, na pewno zatoną, blokując żywotne morskie szlaki i czyniąc przeogromne szkody dla środowiska na całym obszarze Zatoki Perskiej. Warte uwagi jest to, że USA pracują nad laserem obronnym nowej generacji do przeciwdziałania atakom skomplikowanych rakiet służących zatapianiu okrętów, jakie posiada Iran. Jest on jednak wciąż w fazie projektowej. Daje to Iranowi względną przewagę, jeśli atakować go teraz, a nie później. O ironio, im bardziej USA i Izrael zwleka z atakiem na Iran, tym bardziej mogą się one spodziewać późniejszego skutecznego przeciwdziałania na uderzenia odwetowe.

Zarówno USA, jak też Izrael nie są przygotowane na typ działań zbrojnych, do jakich przywykli do tej pory, sukcesu odniesionego bez wysiłku poprzez nagły atak z zaskoczenia (oryginalnie idiom: : shooting fish in a barrel, przypis tłum.).

Iran to nie Irak, o którym neokonserwatywni podżegacze wojenni mówili, że będzie „spacerkiem” i zostanie podbity w 6 tygodni. Iran stanowi prawdziwe wyzwanie dla swych amerykańskich i izraelskich przeciwników oraz ich mrzonek o łatwym podboju. Nasi bohaterscy wojownicy z pilotem w ręku, zgarbieni nad klawiaturami komputerów z dala od łoskotu bitwy, mogą sobie radzić ze spuszczeniem śmierci i zniszczenia na niewinnych cywilów w Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Jemenie czy Somalii, przy okazji chroniąc swe sumienia przez nazywanie swych ofiar „terrorystami”, ale swoimi dronami nie będą w stanie powstrzymać irańskich śmiercionośnych rakiet od rozerwania na strzępy amerykańskich lotniskowców czy zatopienia tankowców w Zatoce Perskiej.

Sunburn jest być może najbardziej śmiercionośną rakietą do zatapiania okrętów na świecie, przeznaczoną do lotu na pułapie zaledwie 9 stóp nad lustrem wody z prędkością 1500 mil na godzinę. Rakieta w czasie lotu stosuje szalone trójwymiarowe manewry z chwilą podejścia do celu. Umożliwia jej to dokonywać tricków, uników, zmiany toru lotu, i pozwala oszukać Phalanx i inne antyrakietowe systemy obronne: krótko mówiąc, walnie w cel dokładnie i można jej nie przechwycić w czasie lotu. Biorąc pod uwagę jej niski koszt, rakieta jest doskonałym środkiem walki w konfliktach morskich na niezbyt duży dystans, jak w wypadku Zatoki Perskiej.

Sunburn jest uniwersalna i łatwa w użyciu. Można ją odpalić praktycznie z dowolnejplatformy, włącznie z taką, jaką umieścić można na ciężarówce. Ma zasięg 100 mil, wystarczy na wąską Zatokę Perską, która liczy sobie 40 mil szerokości w miejscu o nazwie Cieśnina Ormuz. Wystrzelona z brzegu wywali dziurę wielkości pokoju w każdym statku w Cieśninie w ułamku sekundy. Dlatego te rakiety stanowią poważne zagrożenie dla US Navy. Po prostu, nie można nie doceniać ich możliwości wyrządzenia strasznych zniszczeń wśród wrogich intruzów.

Zbudowana przez Rosjan i dostępna w dowolnej ilości Chinom i Iranowi, SS-N-22 Sunburn, rakieta naddźwiękowa do niszczenia celów nawodnych, została opisana jako „najbardziej śmiercionośna rakieta na świecie w obecnych czasach”. W porównaniu z Exocet, Sunburn jest większa i szybsza. Posiada większy zasięg oraz dokładny system naprowadzania. Sunburn może przenosić ładunek nuklearny o mocy 200 kiloton (jak konwencjonalna 750-cio funtowa głowica bojowa) na odległość 100 mil, dwa razy dalej niż Exocet. Zdaje się, że rakietę zaprojektowano specjalnie do pokonania amerykańskiego radarowego systemu obrony Aegis Zdumiewająca celność Sunburna została zademonstrowana ostatnio w teście na żywo podczas ćwiczeń morskich floty chińskiej i odbyło się to pod uważnym okiem szpiegowskich samolotów USA. Sunburn nie tylko zniszczył okręt makietę, ale nadto trafił dokładnie w cel. Udało jej się trafić w środek krzyża wymalowanego na burcie statku. Sunburn nie należy do środków w rodzaju „przypadkowych szkód”, jak to ma miejsce z amerykańskimi dronami. Nie zabija niewinnych cywilów, jeśli nie chce. Zabija tylko wrogów.

W artykule z 2004 r., Mark Gaffney, napisał Okręty USA w Zatoce już znajdują się w zasięgu Sunburn’ów oraz bardziej zaawansowanych SS-NX-26 Jachont, również rosyjskiej produkcji (prędkość 2,9 Macha, zasięg 180 mil), rozmieszczonych przez Irańczyków wzdłuż północnego brzegu Zatoki. Każdy okręt USA będzie wystawiony na cel i podatny na trafienie. Gdy Irańczycy zatrzasną pułapkę, cały zbiornik stanie się polem śmierci. Ładunek uderzeniowy Sunburna w postaci konwencjonalnej 750-cio funtowej głowicy jest oczywiście niedostateczny, aby zatopić lotniskowiec, ale to dosyć, aby zatopić większość innych okrętów i ich załogi. Taka przynajmniej jest ogólna ocena w literaturze technicznej.

Natomiast brakuje jednoznacznych badań pozwalających określić efekt uderzenia roju rakiet, atakującego jednocześnie lotniskowiec. Może zwyczajnie nie ma potrzeby takich badań. Zdrowy rozsądek podpowiada, że rój śmiertelnych pszczół jest o wiele bardziej niebezpieczny niż pojedyncza pszczoła. Jedną łatwo unicestwić, z rojem nie dasz rady.

Sprytny obserwator sytuacji militarnej przedstawił następujący komentarz: Systemy Aegis i RAM nie powstrzymają rakiet Sunburn, te systemy zaprojektowano do zastopowania poddźwiękowych, a nie naddźwiękowych rakiet do zatapiania okrętów. Nie były nawet zdolne powstrzymać irakijskiej (poddźwiękowej) rakiety Exocet, gdy ta uderzyła w okręt amerykański „Stark” w czasie wojny Iran-Irak. Naddźwiękowa rakieta do zwalczania okrętów leci szybciej niż kula karabinowa i potrzeba ich nie więcej niż 3, aby zatopić lotniskowiec. W gruncie rzeczy, okręty nawodne to pływające trumny. A jeśli ktoś zna technologię powstrzymania kuli karabinowej w locie, to proszę dać mi znać. “Nie musisz być Hannibalem przygotowującym się do Bitwy pod Kannami, żeby widzieć, iż Cieśnina to potencjalnie – galeria trofeów strzeleckich”, pisze obserwator spraw wojskowych, Russ Winter. Cieśnina Ormuz jest idealnym miejscem do przygotowania zasadzki na duże, mało zwrotne okręty i daje takie możliwości trafienia w cel, że trzeba byc ślepym, żeby nie trafić.

Bez wątpienia, Irańczycy obstawili każdy możliwy punkt na wybrzeżu Zatoki Perskiej. Zlokalizowanie tych ukrytych dziur z powolnych helikopterów łatwe nie będzie. Można je zestrzelić. Równie imponujący jest zasięg irańskich rakiet: 1500 mil i stale rośnie. Wrogie Bahrajn i Katar łatwo będzie trafić przy pomocy wersji dalekosiężnych Sunburna lub Onyxa. Również pola naftowe Saudyjczyków. A sam Izrael, choć trochę dalej, sam może nagle znaleźć się pod deszczem zabójczych rakiet, nie tylko z odległego Iranu, lecz ze strony Hezbollahu przy samej granicy z Libanem. “To będzie naprawdę COŚ”, mówi Justin Raimondo, “będzie to wojna, przy której inwazja na Irak wygląda jak zmiana kostiumu przed Armageddonem”.

Powszechnie uważa się, że Izrael w pojedynkę nie da rady Iranowi. Aby wszcząć zwycięską wojnę przeciw Iranowi, Izrael potrzebuje pomocy amerykańskiej. Naturalnie Izrael wolałby, aby to Ameryka zrobiła za niego brudną robotę. Jeżeli Izrael zacznie w pojedynkę, to napotka nadzwyczaj trudny problem tankowania swych bombowców w drodze do celów oddalonych około 1000 mil od swoich granic oraz ponownego tankowania w drodze powrotnej. To może z kolei sugerować, że USA dostarczą Izraelowi trzech tankowców KC-135.

Niektórzy amerykańscy zwolennicy Izraela twierdzą, że sami nie są obrońcami koncepcji ataku Izraela w pojedynkę na Iran, lecz są na uprzejme skinienie Izraela i życzą sobie widzieć, że został on odpowiednio wyekwipowany w tankowce, które „rozszerzą efektywny zasięg izraelskiego lotnictwa” i „poprawią jego wiarygodność”. Izrael oczywiście osiągnął niewielki sukces poprzez zniszczenie urządzeń atomowych w dwóch względnie prymitywnych krajach regionu: Iraku i Syrii. Te dwa dawne sukcesy nadzwyczajne nie są. Jako osiągnięcia, jest to, mówiąc kolokwialnie, małe piwo. Z prawdziwym wyzwaniem Izrael spotka się w przypadku Iranu. Gdy Izrael zniszczył reaktor atomowy Osirak w Iraku w czerwcu 1981 r., zbudowano w nim dopiero jedną kondygnację. Ta prosta operacja wymagała użycia 14 samolotów. Inny sukces, częściowe zburzenie niedokończonego obiektu syryjskiego we wrześniu 2007 r., wymagał trafienia w cel, jakim była podstawowa, podobna do wielkiego magazynu, struktura jednokondygnacyjna, nadzwyczaj łatwy cel na powierzchni ziemi.

Potencjalne cele w Iranie są nie tylko o wiele liczniejsze: są rozproszone na dużej powierzchni i głęboko wkopane w grunt. Wiele z nich może być tajna i ich istnienie jest nieznane. Jest zakład wzbogacania paliwa w Natanz, zespół głęboko ukrytych fabryk produkujących wzbogacony uran. Jest też nowszy Fordow, również zakład wzbogacania paliwa koło Qom, wbudowany w ścianę górską i ukryty głęboko pod powierzchnią pod wieloma warstwami betonu zbrojonego. Ogólnie uważa się, że rozbicie osłony Fordow i zniszczenie rzekomej broni nuklearnej, będzie przekraczać skromne możliwości izraelskie. Ze szczyptą pomocy amerykańskiej, można by to zrobić, być może; lecz na pewno sam Izrael sobie z tym nie poradzi.

Są jeszcze dwa kolejne irańskie zakłady, jakie Izraelczycy chcieliby zaatakować: reaktor ciężkiej wody w Arak oraz zakład do przetwórstwa mieszanki „żółte ciasto” w Isfahanie. Są trzy możliwe drogi lotu na Iran: z północy z Turcji, z południa z Arabii Saudyjskiej oraz z kierunku na wprost przez Jordanię i Irak. USA oficjalnie wycofały się z Iraku w grudniu i dłużej nie mają obowiązku bronić irackiego nieba przed samolotami izraelskimi. A sami Irakijczycy nie są oczywiście w stanie sami tego zrobić.

Ostatni raport Robb-Wald mówi nam, że Izrael ma wystarczającą ilość bomb burzących bunkry GBU-28, aby „spowodować poważne szkody, lecz nie zupełne zniszczenie, znanych irańskich podziemnych fabryk atomowych w jednej dobrze przeprowadzonej operacji”. Może się okazać, że nawet to, to zwykłe pobożne życzenie. Przytoczony passus mówi sam za siebie: „znane podziemne fabryki atomowe”. Lepiej nie wspominać o tych nieznanych. Aby wygrać z Iranem, Izrael musiałby sięgnąć wyżyn. Musiałby rozmieścić wiele B-2 stealth i bombowców B-52, myśliwców bombardujących i helikopterów w jednym szeregu z wieloma okrętami odpalającymi rakiety. Nie wystarczy, że wyeliminuje irańskie fabryki podziemne – cel sam w sobie nie do zrealizowania – musiałby również zniszczyć irańskie systemy komunikacyjne, obronę lotniczą i wyrzutnie rakiet, miejsca kwaterowania Korpusów Strażników Rewolucji, magazyny amunicji, lotniska, okręty i urządzenia portowe – nie mówiąc o okrętach rakietowych, stawiaczach min i małych okrętach podwodnych.

Zakładając, że Izrael przy całej swej wychwalanej potędze, nie potrafił pokonać małego, ale walecznego Hezbollahu w 2006 r., szanse odniesienia łatwego zwycięstwa nad Iranem wydają się wzięte z królestwa fantazji. Nie wszyscy amerykanie są za tym by współuczestniczyć w kolejnej izraelskiej demolce i bezmyślnym akcie niszczenia, mówią – nie, po zbrodniach w Gazie, które zostawiły plamę nie do zmycia z i tak już nadwątlonej reputacji Izraela.

Zniszczenie infrastruktury irańskiej może i ma jakiś sens dla niektórych z grubsza ociosanych Amerykanów, lecz dla wielu innych jest to przedsięwzięcie okrutne i potworne. Wytrucie populacji liczącej 74 miliony istnień ludzkich, w większości kobiet i dzieci, tonami zubożonego uranu, a jednoczesne posadzenie na wózki inwalidzkie tysięcy innych niewinnych, nie jest wyczynem, jaki przyniesie honor albo prestiż.

Nie wszyscy zdążyliśmy zapomnieć lekcji historii. Mamy świadomość faktu, że Iran nie wszczął żadnej wojny od 300 lat. Po prostu, życzy sobie, aby zostawić go w spokoju. I to raczej Izrael, nie Iran, wydaje się przeżywać bardzo poważny patologiczny problem – „zbiorowe szaleństwo”, aby mieć na rękach jeszcze więcej krwi.

 

Mówiąc w imieniu niezliczonych krytyków Izraela, jeden polityczny specjalista pisze: USA nie są w stanie wykorzenić irańskiego reżimu. Nie są w stanie zmusić Iranu do poddania się kontroli, to znaczy, nie bez stworzenia katastrofy dla siebie i całego świata…Robiąc to USA naraża się na ogromne koszty i ściąga na siebie wiele ryzyka oraz na wszystkie kraje regionu, a także na wiele innych krajów, które zostaną dotknięte skutkami, włącznie z Rosją, Chinami, Indiami, Pakistanem i Afganistanem…Obama musi teraz powstrzymać Izrael przed atakiem na Iran. Musi to zrobić najtwardszymi środkami, jakie są w jego dyspozycji, poczynając od odmowy pomocy izraelskiemu lotnictwu w uzupełnieniu paliwa do bombowców…USA (powinny) zakazać Izraelowi…przelotu nad Irakiem i tankowania.

Wydaje mi się to propozycją rozsądną. Dlaczego popierać Izrael? Cui bono? Iran ma do zaoferowania Ameryce więcej niż Izrael. Iran ma ropy pod dostatkiem, Izrael ani kropli. Iran nie szantażuje Ameryki poprzez opłacanie klasy politycznej. Iran nie próbuje skutecznego zastraszania amerykańskiej administracji przez stawianie interesów irańskich nad interesy amerykańskie. Irańczycy o podwójnym obywatelstwie nie szpiegują przeciw Ameryce i nie sprzedają amerykańskich tajemnic wojskowych Rosji albo Chinom, nie ma irańskich Rosenbergów ani Jonathanów Pollardów. Iran nie wymusza na amerykanach udziału w walkach i umierania w obcych wojnach. Iran nie oczekuje 3 mld $ rocznie zasiłku i kolejnych w gwarancjach pożyczkowych, które nigdy nie zostaną oddane.

Iran byłby dla Ameryki większym nabytkiem niż Izrael kiedykolwiek mógłby być. Izrael to kula u nogi i nadmierny ciężar. Nadto, ogłupianie Ameryki przez tulenie się do niej, jako „przyjaciela”, i wsadzanie jej już w przeszłości noża w plecy, Lavon Affair, USS Liberty, zdrada Pollarda, i najprawdopodobniej Izrael wsadzi go kolejny raz, w określonym momencie, w najbliższej przyszłości. Skończmy z tym izraelskim obciachem, to moja rada. Zanim Izrael wznieci ogień na całym świecie, pociągając Amerykę za sobą.

W ostatnich miesiącach Obama zaczął stawiać sprawę jasno, że USA nie dadzą się wciągnąć w wojnę, którą zacznie Netanyahu bez uprzedniej aprobaty USA. 20 stycznia, Przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów, generał Martin Dempsey, poinformował Netanyahu, że USA nie będą bronić Izraela, jeśli rozpocznie atak na Iran, który nie zostanie uprzednio skoordynowany z USA. W maju 2008 r., poprzednik Netanyahu, Ehud Olmert, zażądał zgody George’a W. Busha na lotniczy atak na Iran. Zaliczyć trzeba na korzyść Busha, że odmówił przyzwolenia na taki ruch.

Netanyahu już nie raz zawiódł administrację USA przez odmowę zapewnienia Waszyngtonu, że będzie się z nim konsultować, zanim zapadnie decyzja ataku na Iran. Oficjele USA najwyraźniej jasno dali do zrozumienia Netanyahu, że dopóki USA nie będą dokładnie wprowadzone w plany, odmówią przyjścia Izraelowi z pomocą w przypadku jednostronnego wszczęcia wojny z Iranem. Jeśli Izrael to zrobi, będzie musiał sam sobie radzić. Byłoby błędem Izraela zakładać, że Ameryka ma obowiązek bronić go przed konsekwencjami jego własnej głupoty.

Pisząc dla Huffington Post, komentator polityczny MJ Rosenberg przedstawia zuchwałą teorię, że Izrael nie chce wojny teraz, lecz bardziej zależy mu na napinaniu muskułów i zabawę w kotka i myszkę z Ameryką. Chce pokazać wszystkim wokoło, że Izrael jest dziś Kotem, a Ameryka Myszką.: „Netanyahu i obóz jego zwolenników tak naprawdę nie chce wojny. Chcą, aby zrozumiano, że to oni mogą dyktować warunki, czy wojna będzie czy nie. I kiedy będzie. Innymi słowy, chcą pokazać, kto tu rządzi”. Nadszedł czas na zdjęcie maski. Stolica Ameryki musi wrócić na swoje miejsce w Waszyngtonie, Tel Aviv jest trochę za daleko.

Gdy Zbigniew Brzeziński mówi: “Izraelski atak na Iran stworzyłby katastrofę”, należy brać go na serio. Stara szkoła i ekspert od spraw rosyjskich, Brzeziński, jest uznanym autorytetem i autorem pracy „The Grand Chessboard: American Primacy and Its Geostrategic Imperatives”. Nie pomoże zastanawianie się nad tym, co Brzeziński myśli o kontrowersyjnym oświadczeniu Leonida Iwaszowa, byłego członka Rosyjskich Połączonych Szefów Sztabów, który na antenie Russia Today TV, 1 lutego 2012 r., powiedział:

Rosja nie życzy sobie żadnych operacji wojskowych podejmowanych przeciw Iranowi lub Syrii. Te dwa kraje są sojusznikami oraz sprawdzonymi partnerami Rosji. Atak na Syrię lub Iran oznacza pośredni atak na Rosję i jej interesy.

Potem dodał znacząco, uderzając w czułą strunę dla ludzi takich, jak ja, którzy uważają, że Ameryka jest obecnie państwem kryptofaszystowskim maskującym się pod przykrywką demokracji:

Każdy powinien mieć świadomość, że Faszyzm uczynił na naszej planecie ogromne postępy. To, co zrobili w Libii jest niemal bliźniaczo podobne do tego, co Hitler i jego armie zrobiły z Polską, a potem z Rosją. Dlatego dzisiaj Rosja będzie bronić cały świat przed Faszyzmem

Nie trzeba nawet pytać, kto jest tym Nowym Faszystą. Włącznie po prostu telewizory, a sami zobaczycie ich uśmiechnięte twarze, mówiące jak bardzo was kochają i troszczą się o was, dopóki na nich głosujecie, dopóki giniecie za nich w obcych wojnach za powiększanie Izraela.

Z pewnością trzeba zadać sobie pytanie: Jak długo jeszcze Ameryka będzie walczyć w izraelskich wojnach? Jaką przewagę ma Izrael nad Ameryką? Czy Ameryka przygotowana jest do przetrwania przeogromnych szkód wyrządzonych jej żywotnym interesom przez obronę niestabilnego i butnego sojusznika, aby mógł przetrwać, w sytuacji, gdy niezliczone sondaże wskazują, że jesteśmy najbardziej znienawidzonym narodem świata?

Jest wiele oznak, że nie wszyscy amerykanie z aparatu zarządzania krajem, szczególnie wśród służb siłowych i CIA, są nadmiernie szczęśliwi z coraz bardziej nieodpowiedzialnego zachowania Izraelczyków. Wyraźne rysy na wizerunku tej przyjaźni zdają się wkrótce powiększyć do rozmiarów pokaźnych szczelin, a te z kolei pozwolą, aby Ameryka w końcu się opamiętała. Stosunki wzajemne mogą wreszcie sięgnąć dna, jak w czasach, gdy były Sekretarz Stanu, James Baker, wypowiedział swą słynną uwagę o izraelskich obywatelach amerykańskiego pochodzenia: „Pieprzyć żydów, oni nawet na nas nie głosują”. Poprzedni szef Centcom i emerytowany generał, Joe Hoar, ostatnio skrytykował pewną tajną operację izraelską dotyczącą grupy terrorystycznej Jundullah, w której bandyci z Mossadu bezczelnie podszywali się pod agentów CIA: „Izrael igra z ogniem. Może nas to wciągnąć w tajną wojnę, czy tego chcemy czy nie”. Napięcie w stosunkach między mającym anielską cierpliwość Iranem i nieznośnym Izraelem, wciąż przybiera na sile i zmierza wprost do szaleństwa, a teraz zaczyna osiągać punkt krytyczny.

Oto część wywiadu dziennikarki Eleanor Hall ze specjalistą ds irańskich, Geneive Abdo, która jest dyrektorem programu irańskiego na National Security Network w Waszyngtonie. Jest to wersja bardzo skrócona do spraw, moim zdaniem, najważniejszych:

Eleanor Hall (EH): Przywódcy Iranu mówią, że to wierutne kłamstwa, że stoją za (ostatnimi) atakami (na ambasady w Indiach i innych miejscach) i że to Izraelczycy sami podłożyli bomby, aby zdyskredytować Iran?

Geneive Abdo (GA): No cóż, myślę, że to bardzo prawdopodobne. Jeśli wziąć pod uwagę, co Izraelczycy robili przez wiele lat w Libanie i innych miejscach na Bliskim Wschodzie, taka teoria nie jest wcale zbyt daleko idąca.

EH: Jak bardzo zapalne są obecnie stosunki między Iranem a Izraelem? Czy możemy się spodziewać izraelskiego ataku na irańskie zakłady atomowe?

GA: Myślę, że taką decyzję Izrael bierze pod uwagę bardzo na poważnie.

EH: Więc jak bardzo groźna jest obecna sytuacja?

GA: Jest bardzo groźna. Bardziej niż wszelkie eskalacje napięć w ciągu ostatnich 30 lat.

EH: Jak niebezpiecznie może się stać, gdy Izraelczycy uderzą?

GA: To bardzo groźna i złożona sytuacja. Irańczycy nie odpuszczą tego, i użyją wszelkich środków, jakie mają do dyspozycji, aby odpowiedzieć na atak. Mogą wywołać chaos w tym regionie, gdyż ich przetrwanie zawiśnie na włosku…Mogą wszcząć atak na terenie Ameryki Łacińskiej. Powiedzieli nawet, że mogą zaatakować na amerykańskiej ziemi. Wyślą swoje rakiety na Tel Aviv…Jeśli pomyśleć, co Izraelczycy zrobili w Libanie…Myślę, że nie daje nam to zbytnich nadziei…”

Jeśli Izrael rozpocznie atak na całego przeciw Iranowi, możemy być pewni jednego: wieże w Tel Avivie runą w gruzy. Niekoniecznie od razu, lecz któregoś dnia na pewno, gdy podjęta zostanie taka decyzja, gdyż zemsta to potrawa, która najlepiej smakuje na zimno. Kompleks jądrowy w Dimona tak samo może zostać zniszczony, jeśli nie od razu, to i tak jego czas dobiegnie kresu, czyniąc z Izraela niezamieszkaną pustynię. Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary, Izrael może zostać unicestwiony w ciągu jednego dnia, jeśli nie przez Iran, to na pewno przez Rosję lub Chiny.

Jakiś tydzień temu, Alireza Forghani, szef strategicznego zespołu Najwyższego Przywódcy Ajatollaha, Ali Khamenei, powiedział: „Zajmie nam tylko dziewięć minut starcie Izraela z powierzchni ziemi”. Nikt na poważnie nie bierze ewentualności zagłady Izraela w tej chwili, lecz Izrael któregoś dnia poniesie wszelkie konsekwencje swoich poczynań Izrael zbierze plon, który zasiał, gdy zacznie zbliżać się Armagedon. Zegar zaczął tykać…

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2012/02/24/armagedon-sie-zbliza/

stand